Wyświetlono wiadomości wyszukane dla słów: proiekt kuchni
Temat: Virtual Reality Tour: World Trade Center as it was
Rok pozniej - Mariaa Jakubiak
- Mija rok, a my cały czas żyjemy jak w półśnie. Powoli dociera do nas, że
Marysi już nie ma. To bardzo trudne... - mówi urywanym głosem Krystyna
Jakubiak, teściowa Marii, jednej z sześciorga Polaków, którzy zginęli w WTC.
Rodziny polskich ofiar tragedii nie chcą mówić o swoim dramacie. Pani
Krystynie też jest trudno. - Czasami lepiej jest coś z siebie wyrzucić. Poza
tym może w ten sposób część osób uświadomi sobie, jak szybko i
niespodziewanie można stracić bliską osobę - zastanawia się. Kilka dni temu
wróciła z Nowego Jorku.
Od dnia tragedii często tam bywa. Pomaga synowi w opiece nad trójką dzieci:
osiemnastoletnią Joasią, o rok młodszym Pawłem i najmłodszym dwunastoletnim
Krzysiem. - Każdy wyjazd ogromnie przeżywam. Staram się jednak, aby oni tego
nie widzieli. Niby zachowują się normalnie, ale to wszystko w nich głęboko
siedzi. Marysia tak o nich dbała. To niesprawiedliwe. Taka kochająca się
rodzina... - mówi pani Krystyna. W 1989 r. Jakubiakowie, jak wielu rodaków,
wyjechali z Polski. Mogli wybierać między Stanami a Kanadą. - Chcę zobaczyć
Statuę Wolności - zarządziła Maria i w ten sposób trafili do Nowego Jorku.
Wierzyli, że nowa ojczyzna - USA zapewni ich dzieciom dostatnią przyszłość.
Początki były trudne. Zaopiekowały się nimi służby imigracyjne, dostali
niewielki zasiłek. Za te pieniądze wynajęli mieszkanie. Maria opiekowała się
Pawłem i Joasią, a Kazimierz szukał pracy. Miał trudności - nie znał języka.
Zapisał się więc na angielski, zaczął malować szyldy. Powoli odbijali się od
dna. Urodziło się kolejne dziecko Krzysztof. Gdy Maria nauczyła się języka,
poszła do szkoły biznesu. Ukończyła ją z najlepszymi ocenami. Znalazła pracę
w prestiżowej firmie Marsh McLennan jako księgowa. Zaczęła robić karierę w
prawdziwie amerykańskim stylu. Kazimierz założył własną firmę dekarską.
Jakubiakowie kupili nowy dom w Ridgewood, wyjechali na egzotyczne wakacje.
Pracowała na 93 piętrze, przy drugim biurku od okna po północnej stronie.
Przed nią roztaczał się widok na całe miasto: Manhattan, Central Park,
Queens i Bronks. Lubiła to co robiła i swoich kolegów. Tylko raz pomyślała o
odejściu, gdy w sierpniu przeżyła wypadek. Jednego dnia, w południe, Maria
udała się na lunch. Jak zwykle wsiadła do szybkobieżnej windy, razem z 14
innymi pasażerami. W pewnym momencie poczuli, że winda spada. Lecieli
kilkadziesiąt pięter w dół, aż ktoś wcisnął czerwony przycisk wyhamowujący
dźwig. Wszystko trwało zaledwie kilka sekund. Maria przeżyła szok. Kilka dni
spędziła na zwolnieniu. 11 września poszła do pracy. W Polsce pani Krystyna
w tym samym czasie kończyła właśnie gotowanie obiadu. W kuchni miała
włączone radio. Program został przerwany, a spiker podał informację, że
samolot uderzył w jedną z wież WTC. - Rzuciłam się do telewizora. Spojrzałam
na kłęby dymu i moja pierwsza myśl: O Boże! Tam jest Marysia - wspomina. -
Ja to wszystko wyobrażałam sobie tak, jakbym była w środku. Niedługo przed
tą tragedią byłam w biurze synowej. Widziałam jak wygląda, jak jest
umeblowane. Mam zdjęcia na tle wieżowców. Zachowałam również identyfikator,
bez którego nie można było wejść do WTC - dodaje. Od momentu gdy wieżowce
zaczęły płonąć Jakubiakowie bezskutecznie próbowali dodzwonić się na telefon
Marii. Gdy nie wróciła do domu, nadal nie dopuszczali do siebie myśli, że
mogła zginąć. Przez kilka dni daremnie jej poszukiwali. - Powtarzaliśmy
sobie, że może jest w którymś ze szpitali, może jest w szoku, może ma
problemy z pamięcią. Tych "może" było jednak niestety, coraz mniej - mówi
Krystyna Jakubiak. Rocznicę 11 września wraz z mężem spędzą w swoim domu w
Bystrzycy Oławskiej. Za jakiś czas znów polecą do Stanów zająć się wnukami.
Temat: przedszkole Nowosolna/Łódź
przedszkole Nowosolna/Łódź
Każda inicjatywa ma swój początek, tak też jest z naszym
przedszkolem. Pewnego dnia stwierdziliśmy, że trzeba stworzyć
przedszkole z prawdziwego zdarzenia dla naszej córki. To ona była
inspiracją.
Jesteśmy ambitnymi rodzicami, którym bardzo zależy aby nasza córka
mogła uczęszczać do przyjaznego przedszkola, które dałoby jej i
innym dzieciom duże możliwości rozwoju... postanowiliśmy sami zabrać
się za otworzenie niepublicznego przedszkola. Nie ukrywamy, że nie
jest to łatwe i raczej trzeba mieć dużo cierpliwości, ale do
odważnych i wytrwałych świat należy - urzędom się nie damy
Ponieważ jesteśmy ludźmi bardzo otwartymi i cenimy sobie zdanie
innych, będziemy Wam bardzo wdzięczni, za wszelkie uwagi, które
wpłyną na jakość pracy tego nowego przedszkola... piszcie co Wam
przeszkadza w obecnych przedszkolach, co uważacie za wyjątkowo
fajne, jakie macie zajęcia dodatkowe, ile za nie dodatkowo płacicie,
jaka jest wysokość opłat miesięcznych/czesnego, czy w przedszkolu
jest kuchnia czy catering – ile dodatkowo trzeba zapłacić za
wyżywienie, czy macie wpływ na to co jedzą Wasze dzieci... wszystkie
komentarze będą pomocne.
Jeżeli na forum są mamy przyszłych przedszkolaków - to napiszcie co
chciałybyście mieć w takim "wymarzonym" przedszkolu.
Nasze przedszkole planujemy otworzyć w wakacje w okolicach
Nowosolnej/Łódź (mamy nadzieję, że do tego czasu uporamy się z
wszystkimi formalnościami).
Naszym celem jest szeroko pojęty rozwój dzieci od najmłodszych lat.
Rozwój, który odbywa się w harmonii z domem rodzinnym. Tym samym
chcemy podkreślić ogromną rolę rodziców w procesie wychowawczym. W
naszym przedszkolu chcemy promować zdrowy styl życia (dlatego też
wybraliśmy miejsce na obrzeżach Łodzi). Edukację rozpoczynamy od
umożliwienia dzieciom zdrowego odżywiania, dostosowanego do
indywidualnych potrzeb maluchów (dieta wegetariańska, bezglutenowa i
inne). Stworzenie integracyjnych, małolicznych grup zróżnicowanych
wiekowo, to sposób na zdobywanie wielu niezbędnych doświadczeń oraz
wyrobienie w dzieciach pozytywnych nawyków.
Zajęcia oparte będą o program Ministerstwa Edukacji Narodowej z
elementami pedagogiki Montessori i koncepcji pedagogicznej Rudolfa
Steinera. Dzieci będą uczyły się angielskiego i hiszpańskiego. W
ramach zajęć podstawowych znajdą się również: edukacja
proekologiczna (kształtowanie świadomości ekologicznej, wycieczki
przyrodnicze, opieka nad zwierzętami i ogródkiem przedszkolnym),
plastyka, ceramika, gimnastyka korekcyjna, rytmika/taniec,
bajkoterapia, kółko teatralne.
A może są na forum młode mamy, które chciałby się zaangażować w to
przedsięwzięcie? Jesteśmy otwarci na pomoc i chęć współpracy
Pozdrawiamy wszystkich i z góry dziękujemy za pomoc w współtworzeniu
fajnej placówki dla naszych pociech, w końcu to one są tutaj
najważniejsze!
Agnieszka, Marcin i nasza Zuzanka
Temat: 11.09.01-Polskie_ofiary_arabskiego_bestialstwa__
11.09.01-Polskie_ofiary_arabskiego_bestialstwa__
POLSKIE OFIARY 11 WRZEŚNIA
Rozpacz rodzin
- Mija rok, a my cały czas żyjemy jak w półśnie. Powoli dociera do nas, że
Marysi już nie ma. To bardzo trudne... - mówi urywanym głosem Krystyna
Jakubiak, teściowa Marii, jednej z sześciorga Polaków, którzy zginęli w WTC.
Rodziny polskich ofiar tragedii nie chcą mówić o swoim dramacie. Pani
Krystynie też jest trudno. - Czasami lepiej jest coś z siebie wyrzucić. Poza
tym może w ten sposób część osób uświadomi sobie, jak szybko i
niespodziewanie można stracić bliską osobę - zastanawia się. Kilka dni temu
wróciła z Nowego Jorku.
Od dnia tragedii często tam bywa. Pomaga synowi w opiece nad trójką dzieci:
osiemnastoletnią Joasią, o rok młodszym Pawłem i najmłodszym dwunastoletnim
Krzysiem. - Każdy wyjazd ogromnie przeżywam. Staram się jednak, aby oni tego
nie widzieli. Niby zachowują się normalnie, ale to wszystko w nich głęboko
siedzi. Marysia tak o nich dbała. To niesprawiedliwe. Taka kochająca się
rodzina... - mówi pani Krystyna. W 1989 r. Jakubiakowie, jak wielu rodaków,
wyjechali z Polski. Mogli wybierać między Stanami a Kanadą. - Chcę zobaczyć
Statuę Wolności - zarządziła Maria i w ten sposób trafili do Nowego Jorku.
Wierzyli, że nowa ojczyzna - USA zapewni ich dzieciom dostatnią przyszłość.
Początki były trudne. Zaopiekowały się nimi służby imigracyjne, dostali
niewielki zasiłek. Za te pieniądze wynajęli mieszkanie. Maria opiekowała się
Pawłem i Joasią, a Kazimierz szukał pracy. Miał trudności - nie znał języka.
Zapisał się więc na angielski, zaczął malować szyldy. Powoli odbijali się od
dna. Urodziło się kolejne dziecko Krzysztof. Gdy Maria nauczyła się języka,
poszła do szkoły biznesu. Ukończyła ją z najlepszymi ocenami. Znalazła pracę
w prestiżowej firmie Marsh McLennan jako księgowa. Zaczęła robić karierę w
prawdziwie amerykańskim stylu. Kazimierz założył własną firmę dekarską.
Jakubiakowie kupili nowy dom w Ridgewood, wyjechali na egzotyczne wakacje.
Pracowała na 93 piętrze, przy drugim biurku od okna po północnej stronie.
Przed nią roztaczał się widok na całe miasto: Manhattan, Central Park,
Queens i Bronks. Lubiła to co robiła i swoich kolegów. Tylko raz pomyślała o
odejściu, gdy w sierpniu przeżyła wypadek. Jednego dnia, w południe, Maria
udała się na lunch. Jak zwykle wsiadła do szybkobieżnej windy, razem z 14
innymi pasażerami. W pewnym momencie poczuli, że winda spada. Lecieli
kilkadziesiąt pięter w dół, aż ktoś wcisnął czerwony przycisk wyhamowujący
dźwig. Wszystko trwało zaledwie kilka sekund. Maria przeżyła szok. Kilka dni
spędziła na zwolnieniu. 11 września poszła do pracy. W Polsce pani Krystyna
w tym samym czasie kończyła właśnie gotowanie obiadu. W kuchni miała
włączone radio. Program został przerwany, a spiker podał informację, że
samolot uderzył w jedną z wież WTC. - Rzuciłam się do telewizora. Spojrzałam
na kłęby dymu i moja pierwsza myśl: O Boże! Tam jest Marysia - wspomina. -
Ja to wszystko wyobrażałam sobie tak, jakbym była w środku. Niedługo przed
tą tragedią byłam w biurze synowej. Widziałam jak wygląda, jak jest
umeblowane. Mam zdjęcia na tle wieżowców. Zachowałam również identyfikator,
bez którego nie można było wejść do WTC - dodaje. Od momentu gdy wieżowce
zaczęły płonąć Jakubiakowie bezskutecznie próbowali dodzwonić się na telefon
Marii. Gdy nie wróciła do domu, nadal nie dopuszczali do siebie myśli, że
mogła zginąć. Przez kilka dni daremnie jej poszukiwali. - Powtarzaliśmy
sobie, że może jest w którymś ze szpitali, może jest w szoku, może ma
problemy z pamięcią. Tych "może" było jednak niestety, coraz mniej - mówi
Krystyna Jakubiak. Rocznicę 11 września wraz z mężem spędzą w swoim domu w
Bystrzycy Oławskiej. Za jakiś czas znów polecą do Stanów zająć się wnukami.
Temat: 11.09.01-Polskie_ofiary_arabskiego_bestialstwa__
wojo!!!! napisał:
> POLSKIE OFIARY 11 WRZEŚNIA
>
> Rozpacz rodzin
>
> - Mija rok, a my cały czas żyjemy jak w półśnie. Powoli dociera do nas, że
> Marysi już nie ma. To bardzo trudne... - mówi urywanym głosem Krystyna
> Jakubiak, teściowa Marii, jednej z sześciorga Polaków, którzy zginęli w WTC.
> Rodziny polskich ofiar tragedii nie chcą mówić o swoim dramacie. Pani
> Krystynie też jest trudno. - Czasami lepiej jest coś z siebie wyrzucić. Poza
> tym może w ten sposób część osób uświadomi sobie, jak szybko i
> niespodziewanie można stracić bliską osobę - zastanawia się. Kilka dni temu
> wróciła z Nowego Jorku.
> Od dnia tragedii często tam bywa. Pomaga synowi w opiece nad trójką dzieci:
> osiemnastoletnią Joasią, o rok młodszym Pawłem i najmłodszym dwunastoletnim
> Krzysiem. - Każdy wyjazd ogromnie przeżywam. Staram się jednak, aby oni tego
> nie widzieli. Niby zachowują się normalnie, ale to wszystko w nich głęboko
> siedzi. Marysia tak o nich dbała. To niesprawiedliwe. Taka kochająca się
> rodzina... - mówi pani Krystyna. W 1989 r. Jakubiakowie, jak wielu rodaków,
> wyjechali z Polski. Mogli wybierać między Stanami a Kanadą. - Chcę zobaczyć
> Statuę Wolności - zarządziła Maria i w ten sposób trafili do Nowego Jorku.
> Wierzyli, że nowa ojczyzna - USA zapewni ich dzieciom dostatnią przyszłość.
> Początki były trudne. Zaopiekowały się nimi służby imigracyjne, dostali
> niewielki zasiłek. Za te pieniądze wynajęli mieszkanie. Maria opiekowała się
> Pawłem i Joasią, a Kazimierz szukał pracy. Miał trudności - nie znał języka.
> Zapisał się więc na angielski, zaczął malować szyldy. Powoli odbijali się od
> dna. Urodziło się kolejne dziecko Krzysztof. Gdy Maria nauczyła się języka,
> poszła do szkoły biznesu. Ukończyła ją z najlepszymi ocenami. Znalazła pracę
> w prestiżowej firmie Marsh McLennan jako księgowa. Zaczęła robić karierę w
> prawdziwie amerykańskim stylu. Kazimierz założył własną firmę dekarską.
> Jakubiakowie kupili nowy dom w Ridgewood, wyjechali na egzotyczne wakacje.
> Pracowała na 93 piętrze, przy drugim biurku od okna po północnej stronie.
> Przed nią roztaczał się widok na całe miasto: Manhattan, Central Park,
> Queens i Bronks. Lubiła to co robiła i swoich kolegów. Tylko raz pomyślała o
> odejściu, gdy w sierpniu przeżyła wypadek. Jednego dnia, w południe, Maria
> udała się na lunch. Jak zwykle wsiadła do szybkobieżnej windy, razem z 14
> innymi pasażerami. W pewnym momencie poczuli, że winda spada. Lecieli
> kilkadziesiąt pięter w dół, aż ktoś wcisnął czerwony przycisk wyhamowujący
> dźwig. Wszystko trwało zaledwie kilka sekund. Maria przeżyła szok. Kilka dni
> spędziła na zwolnieniu. 11 września poszła do pracy. W Polsce pani Krystyna
> w tym samym czasie kończyła właśnie gotowanie obiadu. W kuchni miała
> włączone radio. Program został przerwany, a spiker podał informację, że
> samolot uderzył w jedną z wież WTC. - Rzuciłam się do telewizora. Spojrzałam
> na kłęby dymu i moja pierwsza myśl: O Boże! Tam jest Marysia - wspomina. -
> Ja to wszystko wyobrażałam sobie tak, jakbym była w środku. Niedługo przed
> tą tragedią byłam w biurze synowej. Widziałam jak wygląda, jak jest
> umeblowane. Mam zdjęcia na tle wieżowców. Zachowałam również identyfikator,
> bez którego nie można było wejść do WTC - dodaje. Od momentu gdy wieżowce
> zaczęły płonąć Jakubiakowie bezskutecznie próbowali dodzwonić się na telefon
> Marii. Gdy nie wróciła do domu, nadal nie dopuszczali do siebie myśli, że
> mogła zginąć. Przez kilka dni daremnie jej poszukiwali. - Powtarzaliśmy
> sobie, że może jest w którymś ze szpitali, może jest w szoku, może ma
> problemy z pamięcią. Tych "może" było jednak niestety, coraz mniej - mówi
> Krystyna Jakubiak. Rocznicę 11 września wraz z mężem spędzą w swoim domu w
> Bystrzycy Oławskiej. Za jakiś czas znów polecą do Stanów zająć się wnukami.
Temat: Hurra! - weekend!
Hurra! - weekend!
Dla urlopowiczow - phi! -
Da pracujacych - ufff! -
Pracujemy (zawodowo!) coraz krocej,- produkujemy coraz wiecej!.
Takie czasy.
Pamietam iz jezcze nie tak dawno ( wlasnie w Polsce!) - 6 dniowy tydzien
pracy byl "norma". W sobote - niby troche krocej,- ale zawsze!
Niedziela byla tym dniem wytchnienia.
W sobote (jak sobie przypominam) nawet na Uczelni dla chlopcow bylo Studium
Wojskowe, dla dziewczat - sport! - ).
46 - 48 godz/tygodniowo w pracy bylo "normalka" - .
Ustawowo Pracodawca wymaga ode mnie 32 godz pracy w tygodniu i... za tyle
mnie wynagradza finansowo. Moj pech - zadan do wykonania mam na 50 godz albo
i wiecej - .
Technika nam pomaga!
Dzis zycie bez kalkulatora (nawet dla ucznia - niewyobrazalne!), ksiegujacy
na "piechote" ksiegowy w dobie programow komputerowych - tez chyba
niemozliwe!.
Z wlasnego podworka: projektowanie i obliczenia statyczno-dynamiczne,-
sleczenie nad "deska" tablice norm i parametrow, suwak logarytmiczny
i mechaniczny sumator - zmudna codziennosc praktyki inzynierskiej.
Jak nam dzisiaj "latwo"! - rysowanie w CAD-zie, katalogi czesci i Normy
na CD, uaktualnienia w Internecie, siedzac w domu - mozna zawsze
(24godz/dobe) zajrzec do dokumentacji w pracy! - "samo" sie robi! - .
Pamietam moich Dziadkow - Boze! powinnismy na kolanach przed Nimi kleczec z
pokory i podziwu dla Ich pracowitosci i skromnosci!.
Dziadek byl frezerem. Zlota raczka - mowili na Niego!-
Tylko ten kto zetknal sie z frezarka sprzed 1/2 Wieku wie ile wiedzy,
praktyki i umiejetnosci wymagal ten zawod!.
Frezerzy - to byla elita robotnikow!,
Babcia "nie pracowala"! - )))
Zle i ociazone praca domowa dzisiejsze Matki, Zony i gospodynie domowe -
napychajac automatyczna pralke porcja prania, wyciagajac pachnace i suche
rzeczy z elektrycznej suszarki czy siegajac do zamrazarki po polprodukty
zakupione przed tygodniem na dzisiejszy obiad - zalamuja rece nad
obowiazkami "ponad" ludzkie sily! - )).
Co drugi piatek u mojej Babci - bylo pranie!
Balie Dziadek przynosil z piwnicy, goraca wode gotowalo sie na kuchni i....
szorowanie "na tarze" Babcia zaczynala!.
Do "pomocy" miala proszek RADION i platki mydlane (RADION SAM - pierze! - he,
he! -
Nie zapomne "babcinego szczescia" ktore jej sprawialo posiadanie ...
wyzymaczki, pierwszej pralki czy lodowki - ).
Chyba GRZESZYMY gdy zakladajac malym dzieciom jednorazowego "pampersa",
otwierajac sloiczek z "papu - dla niemowlakow" czy uzywajac jednorazowych
husteczek do nosa lub korzystajac z niesamowitej ilosci kosmetykow
i gotowych polproduktow czy potraw CIAGLE narzekamy - .
Babcia - miala JEDNA buteleczke perfum Chanel5 ( standartowy podarunek
gwiazdkowy przesylany od wlasnej Siostry we Francji!) - skraplala nimi
chusteczke do nosa idac w Niedziele na Msze.Sw - wystarczaly na CALY ROK! -
Uniwersalnym kremem - byla NIVEA - szczyt osiagniec przem.kosmetycznego!.
Dziadek - golil sie ... brzytwa! (trwalo to chyba z 1/2 godziny!) - chyba bym
sie nia "zarznal", a dzis narzekam na trojostrzowa maszyke z nozykami
perfekcyjnie golacymi i praktycznie z niemozliwoscia skaleczenia podczas
tej "operacji".
O "celulitis" i... do czego sie uzywa Eyelinera - to chyba moja Babcia nawet
nie wiedziala! - )
ps. wszystko to napisalem po oswiadczeniu mojej Malzonki iz (mimo upalu!!!)
Ona MUSI pojechac do perfumerii Douglas'a bo Jej sie ... conditioner
(czy "cos" w tym stylu!) SKONCZYL a - czesto bierze prysznic (upal!) i "nie
moze" pozniej wlosow sobie ulozyc - ))))))
Eeech.....
Temat: sankt petersburg samodzielnie
Nie umiem ci teraz powiedzieć ile to kosztowało.... wiem jedno,
zobaczylam duzo wiecej niz na wyjezdzie zorganizowanym.... spotkałam
kilka grup z Polski i widziałam jak robili program w pospiechu....
ja w samym Ermitażu byłam cały dzien, gdzie grupy nasze wpadają na
około 2 godziny a tam można chodzic i chodzić... w maju bedzie
lepiej, bo mniej turystów, to i spokojniej.... Ermitaz zwiedzałam za
darmo, bo w kazdy pierwszy czwartek miesiąca jest dzien wolny od
płacenia, ale trzeba odstać swoje w barrrrrdzo długiej kolejce...
Namawiam ciebie by wizy i vouchery załatwic przez biuro, bo ja raz
wybrałam sie do ambasady, nastałam się i nic nie załatwiłam, bo była
spora kolejka... przyjmując dojazd do Warszawy, to lepiej zapłacic
prowizję i dostać gotowe paszporty... ja załatwiałam w tym biurze
www.wadi.pl wszystko zalatwilam przez internet, telefon, paszporty
wysłałam pocztą.... kontaktowałam się z nimi tez na gg, odpowiadali
mi na wszystkie moje pytania...
Co do podróży... jesli wybierzesz wariant przez Wilno (WARTO!!!!!),
masz dodatkowe atrakcje a i bilet na pociąg do Petersburga kupisz
bez problemu w kasie w Wilnie, przynajmniej tak mi się zdaję, bo
skoro ja jechałam w samym szczycie turystycznym (białe noce - koniec
czerwca) i codziennie można było kupic bilety, to w maju powinno byc
jeszcze łatwiej... ja bilety do Petersburga tez kupowałam przez to
biuro, ale teraz gdybym znowu jechała mając już to rozeznanie, to
szkoda płacic prowizje, lepiej samemu kupic w Wilnie (oczywiscie w
obie strony)...
Bilet z Warszawy do Wilna (autobus, wygodny)kosztuje około 80zł
(spytaj w kasie pkp u siebie)... mozna go kupic nie tylko w
Warszawie, wiec mozesz to załatwic sam w większym miescie w kasie
międzynarodowej... kup od razu na powrót, szkoda marnowac czasu w
Wilnie...
W Wilnie nocowaliśmy w schronisku mlodziezowym, skromnie, ale blisko
centrum... płacilismy ok 34zł za noc... bardzo mila obsluga, mówią
po polsku... zakwaterowali nas w pokoju trójce a nas była tylko
dwójka i nikogo nam nie dokwaterowali... na miejscu jest kuchnia,
mozna zrobic sobie sniadanie czy kolacje... noclegi zalatwilam przez
internet i telefonicznie potwierdzalam zamówienie... obiady na
miescie, codziennie w innym miejscu, by posmakowac specjałów
litewskich...
Bedąc w Winie warto kupic bilet autobusowy całodobowy za 6zł i
swobodnie poruszac się po miescie.
Jak przyjedziesz autobusem do Wilna, to koncowy jest przed budynkiem
dworca kolejowego. Mozna od razu iść do kasy i kupić bilety do
Petersburga. Jak wyjdziesz z budynku dworca w stronę miasta, to po
prawej stronie zobaczysz budkę (prawie zawsze stoi tam kolejka) i
tam wlasnie mozna kupic bilety autobusowe te calodobowe... w kiosku
pani rozumiala po polsku...
Będąc w Wilnie koniecznie trzeba pojechac na jeden dzień do Trok (z
dworca autobusowego, zaraz przy kolejowym)... dzien wczesniej warto
spisac sobie godziny odjazdów autobusów, mozna tez busikiem
prywatnym...
W samym Winie nie ma problemu ze zwiedzaniem, bo jest tak duzo grup
polskich, że własciwie każdy obiekt możecie zwiedzić z jakąś inną
grupą, samemu poczytać z przewodnika...
Teraz dla ciebie najwiekszym wyzwaniem jest znalezienie noclegu jak
najtaniej a w miarę blisko metra...
Co do Petersburga, to zadawaj pytania, spróbuje odpowiedziec...
Temat: Sudan
Serce zostało w Chartumie w Sudanie.
Glaca, wokalista Sweet Noise
not. Krzysztof Kowalewicz 13-11-2004
źr.: gazeta.pl
Serce zostało w Chartumie w Sudanie. Tam się urodziłem i już zawsze będę
tęsknił za tym miejscem, jego atmosferą, wspaniałym jedzeniem i oczywiście
ludźmi, których tam zostawiłem
Ostatni raz byłem w Sudanie 12 lat temu. Wyjechałem ze względu na plagę
szarańczy, ale zamierzałem wrócić, żeby kontynuować naukę. Nie udało się.
Wybuchła wojna, potem kolejne i nastał islamski reżim, niemal totalitarny. Nie
mam kontaktu z najbliższymi, nad czym ubolewam, ale w tamtych stronach to
normalne. Kiedy jesteśmy blisko siebie, wszyscy są ogromnie zżyci i kochani.
Gdy odrywasz się od "stada" - zapominają. Nie ma czegoś takiego jak pisanie
listów czy telefonowanie.
Niezapomniany dzień...
... przeżyłem w stolicy Egiptu jako 15-latek. Okazało się, że nie mam wizy
wjazdowej do Sudanu. Bez pieniędzy i kontaktu z najbliższymi musiałem ją jakoś
zdobyć. Posunąłem się nawet do kradzieży. To była szkoła życia. Poznałem kilku
ludzi, którzy pokazali mi najmroczniejsze zakamarki Kairu. Przeżyłem wielki
szok, ale od tamtej pory potrafię sobie poradzić, gdziekolwiek jestem.
Najlepsze wakacje spędziłem...
... dawno temu w Grecji z matką, bratem i siostrami. Całe trzy tygodnie
absolutnego luzu. Kąpiele, plaża i zwiedzanie antycznych ruin.
W Polsce lubię...
... oczywiście Swarzędz, w którym mieszkam, gdzie czuję się dobrze i
bezpiecznie. Zadomowiłem się w Polsce, ale nie mam turystycznej zakrętki na ten
kraj. Dobrze poznałem jedynie duże miasta, a to za sprawą imprez plenerowych
oraz jeżdżenia z zespołem do różnych klubów.
Podróżuję z...
... laptopem i fachowymi czasopismami muzycznymi, z których uczę się
programowania syntezatorów. Chcę wiedzieć jak najwięcej na ten temat. Fascynują
mnie maszyny i na nich opiera się ostatnio moja praca w studio. Zawsze biorę
też ze sobą kilka par okularów słonecznych w różnych kolorach szkieł. Mam
czerwone, brązowe i specjalne alpinistyczne na mocne słońce. Poza tym wożę
aparat cyfrowy. Robię zdjęcia i kręcę krótkie filmy jak rasowy Japończyk.
Mój ulubiony hotel to...
... każdy dobry. Musi być wygodne łóżko i duża wanna, w której ktoś jeszcze
obok mnie się zmieści. Z zasady omijam obskurne, śmierdzące motele.
Niebo w gębie poczułem...
... oczywiście w Sudanie. Trudno mi opisywać tamtejsze potrawy, bo w większości
są robione ze składników nieznanych w Polsce. Pojawia się w nich baranina,
kurczak, ryż. Dużą ilość tłuszczu neutralizują warzywa. Od czasu do czasu
przygotowuję w domu jakieś swoje tradycyjne potrawy. Jednak częściej robi to
moja żona, która woli wschodnią kuchnię z arabskimi naleciałościami. Podstawową
zaletą jest szybkość przygotowania. Potrawy to jedno, ale niezwykły jest też
ich sposób jedzenia w Sudanie. Na ulicach jest mnóstwo barów. W przerwie w
pracy kupujesz coś, siadasz na piachu z nieznajomym, jesz i rozmawiasz. Coś nie
do pomyślenia w Polsce, a tam rzecz zupełnie naturalna.
Moja noga więcej nie stanie w...
... przydrożnych knajpach w drodze na koncert. Ostatnio gitarzysta zatruł się w
jednym z takich barów na trasie Poznań - Warszawa. Najgorsze miejsca zapisuję w
notesie i drugi raz nikt nas nie nabierze.
Wkrótce będę w drodze do...
... Anglii lub Stanów Zjednoczonych. Moje najbliższe plany turystyczne
determinują kwestie muzyczne. Szykujemy się do dużego międzynarodowego
projektu. Mam już dość polskiego syfbiznesu muzycznego. Chcę popracować w
dobrych studiach z niezwykłymi ludźmi, dla których muzyka jest największą
wartością. Na konsumpcję sukcesu i wyjazdy turystyczne z rodziną przyjdzie czas
później.
Strona 3 z 3 • Znaleziono 180 wyników • 1, 2, 3