Wyświetlono wiadomości wyszukane dla słów: projkt centralnego
Temat: Prezydent Krakowa zezwala na nadbudowę fortu św...
Stan Fortu Św. benedykta w 1999 roku
"Fort nr 31 „Święty Benedykt”
(...)
Do dziś – mimo postępującej dewastacji – przetrwało wiele elementów pierwotnego
wystroju i wyposażenia fortu, w tym stolarka bram i części drzwi wewnętrznych,
unikalny przesuwny most zwodzony czy kamienne portale. Dodatkowo podnosi to
wartość zabytku. W otoczeniu przetrwały umocnienia ziemne przedstoku, część
fortyfikacji bastionowych z półbastionem VIII, fragmentami kurtyn i fosą wykutą
w skale.
Powierzchnia użytkowa fortu wynosi ok. 1500 m2. Obiekt wraz z działką o
powierzchni ok. 4 ha stanowi własność komunalną. W związku z postępującą
dewastacją fortu, już w połowie 1991 r. WOZ podjął decyzję o jego zabezpieczeniu
i rozpoczęciu podstawowych prac konserwatorskich.
Prace rozpoczęły się we wrześniu 1991 r. W pierwszej kolejności usunięto gruz,
śmieci i samosiewy z budynku fortu i jego otoczenia, oczyszczono fosę, w miejscu
zniszczonego wykonano nowy, prowizoryczny dach nad wałem artylerii i tarasem
strzeleckim, zabezpieczono podstawowe elementy zabytkowego wyposażenia. W roku
następnym rozpoczął się remont konserwatorski obiektu. Wykonano badania
architektoniczne i archeologiczne, dokonując wielu cennych odkryć. Dodatkowe,
niezwykle cenne informacje przyniosła kwerenda przeprowadzona w Centralnym
Archiwum Wojskowym w Warszawie, gdzie ujawniono zespół planów fortu z lat
1853-1927. Opierając się na powyższych materiałach, Pracownie Konserwacji
Zabytków wykonały kolejne części projektu. Opracowano m.in. projekt techniczny
przedbramia z koncepcją rekonstrukcji mostu zwodzonego, projekt techniczny
tarasu strzeleckiego wraz z częściową rekonstrukcją krendlaża, projekt wału
artylerii, wałów moździerzowych wraz z kotłownią gazową, projekt techniczny
stałego dachu nad częścią wału artylerii.
Opierając się na zatwierdzonych dokumentacjach, rozpoczęto prace remontowe,
wykonane w latach 1992-1996 przez Pracownie Konserwacji Zabytków, a w 1997 r.
przez Przedsiębiorstwo Rewaloryzacji Zabytków. Skoncentrowano się na pracach na
najwyższej kondygnacji, gdzie m.in. nad częścią fortu wykonano stały dach o
konstrukcji metalowej, powtarzający formę prowizorycznego dachu,
zabezpieczającego obiekt w czasach austriackich w okresie pokoju. W pozostałej
części wału artylerii wykonano nową izolację oraz konstrukcję, pozwalającą na
rekonstrukcję formy ziemnej. Podobnie zaawansowano też prace na tarasie
strzeleckim, gdzie uzupełniono zniszczone fragmenty krendlaża i wyremontowano
dawne schody moździerzowe (planowane tu były kotłownia gazowa i zaplecze
kawiarni). Na tej kondygnacji przywrócono też drewniane wysięgniki dawnych
dźwigów, które mają podtrzymywać namiotowe zadaszenie dziedzińca. W ścianach i
sklepieniach kondygnacji niższych uzupełniono większość ubytków ceglanego wątku.
Do fortu doprowadzono instalację wodociągową i kanalizację.
W 1998 roku prace w forcie zostały przerwane, głównie z powodu braku
użytkownika. Bez określenia docelowej funkcji obiektu nie można wykonywać prac
we wnętrzach, a planowane wprowadzenie odarniowania na wał artylerii na
najwyższej kondygnacji wiąże się z jego stałą pielęgnacja, której obecnie nikt
nie zapewni. Obiekt, choć zamknięty, jednak nie jest strzeżony – w wyniku
powtarzających się włamań doszło już do dewastacji nowo wbudowanych elementów.
Dotychczasowe prace remontowo-konserwatorskie finansowane były z budżetu miasta
(rok 1991 i 1996-1997) i z Narodowego Funduszu Odnowy Zabytków Krakowa (lata
1992-1997). Dotychczas wydatkowano ponad 700 tys. zł. Do wykonania pozostaje
jeszcze wiele prac o charakterze ściśle konserwatorskim i zabezpieczającym, np.
zamknięcie obiektu przez wykonanie kompletu stolarki, odnowienie mostu
zwodzonego oraz kamieniarki wewnątrz fortu i na elewacjach. Prace związane z
nową infrastrukturą wewnętrzną, np. ogrzewanie, instalacje wod.-kan. i
elektryczne, oświetlenie są niemożliwe do realizacji bez określenia użytkownika.
Na wykonanie czekają również prace w otoczeniu fortu: dokończenie formowania
profilu ziemnego przedstoku, remont baterii artyleryjskiej oraz związanej z nią
podziemnej prochowni, uporządkowanie fortyfikacji bastionowych wraz z fosą.”
Autor: Jan Janczykowski
(Przewodnik po Forcie św. Benedykta wydany na Małopolskie Dni Dziedzictwa
Kulturowego w 1999 r.)
Temat: Będzie w końcu reprywatyzacja?
Będzie w końcu reprywatyzacja?
Sejmowa komisja Skarbu Państwa zajmie się dziś losami projektu ustawy
reprywatyzacyjnej autorstwa rządu. Posłowie chcą się przede wszystkim
dowiedzieć, dlaczego prace nad ustawą idą tak opornie. Na pytania będą
odpowiadać przedstawiciele Ministerstwa Skarbu Państwa i Finansów.
- Obecnie w resorcie trwają mocno przyspieszone prace nad projektem -
powiedział nam Andrzej Król z biura prasowego resortu.
Przypomnijmy, że jeszcze w marcu br. rzecznik rządu Michał Tober twierdził,
iż rząd nie przygotowuje żadnej inicjatywy ustawodawczej dotyczącej
reprywatyzacji. Tłumaczył, że państwa nie stać na taki wydatek. Gdy do gry
wkroczyły środowiska żydowskie, które poskarżyły się Komisji Europejskiej w
Brukseli na opieszałość polskich władz w kwestii zwrotu mienia byłym
właścicielom, politycy koalicji uspokajali, że to pismo nie wpłynie na
przyspieszenie tempa prac. Potem jednak sprawa reprywatyzacji pojawiła się w
rozmowie szefa polskiej dyplomacji Włodzimierza Cimoszewicza z komisarzem UE
Guenterem Verheugenem. Ten ostatni stwierdził wprost, że brak takiej
regulacji może zagrozić negocjacjom Polski z UE. To wtedy dowiedzieliśmy się,
że prace nad ustawą trwają, i to od bardzo dawna.
Zgodnie z planem Rady Ministrów na II półrocze 2002 r., projekt założeń
ustawy miał być przedłożony na posiedzeniu rządu już w listopadzie.
Według informacji uzyskanych w resorcie Skarbu Państwa, celem przygotowywanej
ustawy ma być zrekompensowanie skutków przejęcia przez państwo majątku w
wyniku nacjonalizacji w latach 1944-62. Jest pewne, że projekt nie będzie
dotyczył tzw. mienia zabużańskiego i gruntów warszawskich. Najwięcej
wątpliwości wśród ekspertów i twórców projektu budzą zagadnienia związane z
kręgiem osób uprawnionych do dochodzenia roszczeń. Wiadomo, że MSP chce, by
osobami uprawnionymi byli dawni właściciele nieruchomości położonych na
obecnym terytorium Polski, którzy w chwili utraty majątku posiadali
obywatelstwo polskie, niezależnie od tego, jakie obywatelstwo posiadają
obecnie i jakiej są narodowości. Wiadomo jednak, że rząd zastanawia się nad
rozszerzeniem kręgu uprawnionych także o tych, którzy tracili majątki bez
naruszenia prawa.
Uprawnienie do rekompensaty byłoby dziedziczne, a miejsce obecnego
zamieszkania spadkobierców nie miałoby znaczenia. Rząd bierze jednak pod
uwagę, że Polska jest stroną 12 umów zawartych z rządami państw europejskich
i USA, na mocy których w zamian za wypłatę przez stronę polską
zryczałtowanych odszkodowań, państwa te przejęły odpowiedzialność z tytułu
nacjonalizacji wobec ich obywateli, którzy ponieśli szkodę wskutek przejęcia
mienia przez państwo polskie.
Projekt ma też zachować zasadę dobrowolności wyboru ścieżki dochodzenia
roszczeń reprywatyzacyjnych. Oznacza to, że będzie można ich dochodzić na
mocy ustawy, w trybie administracyjnym lub w postępowaniu sądowym.
Prawie 55 tys. wniosków
Z danych Departamentu Reprywatyzacji i Udostępniania Akcji MSP, opracowanych
na podstawie informacji zebranych od organów centralnych i terenowych w
okresie od września do listopada 2002 r., wynika, że liczba wniosków roszczeń
reprywatyzacyjnych wynosi 54 499, a ich wartość szacuje się na ok. 35 mld zł.
To wielkość zbliżona do przyszłorocznego deficytu budżetowego. Ministerialni
eksperci prof. dr hab. Wojciech Katner i prof. dr hab. Stanisława Kalus
uważają, że realna wartość rekompensaty, na jaką może liczyć osoba dochodząca
roszczeń, może wynosić ok. 50 proc. lub nawet mniej wartości utraconego
majątku. Tymczasem na tak duży procentowo zwrot nie ma co liczyć. Gdy w
poprzedniej kadencji parlamentu stawkę tę zaproponował rząd AWS - UW, SLD i
PSL zgłaszały gotowość poparcia stawki co najwyżej 10-procentowej. Dziś, gdy
uważają, że możliwości finansowe państwa są jeszcze mniejsze, wydaje się, że
nie ma co liczyć na zapisanie nawet tej stawki. Jeszcze kilka miesięcy temu,
gdy rządowy projekt był po raz pierwszy w uzgodnieniach międzyresortowych,
MSP proponowało 5-procentowy zwrot. Osoba, której przysługuje prawo do
rekompensaty, będzie mogła nabyć w zamian nieruchomości Skarbu Państwa lub
skarbowe papiery dłużne emitowane przez Skarb Państwa, z okresem wykupu po 10
latach. W ustawie ma znaleźć się nieprzekraczalny termin, po którym wszelkie
roszczenia reprywatyzacyjne ulegną przedawnieniu.
Spośród państw byłego bloku wschodniego reprywatyzacji w formie ustawy nie
przeprowadzono jedynie w Polsce i na Białorusi.
Mikołaj Wójcik
www.naszdziennik.pl/index.php?typ=po&dat=20021203&id=po31.txtSława!
Zatem pod rządami czerwonych bliżej nam do Białorusi?
Temat: ZABUDOWA KROWODRZY
ZABUDOWA KROWODRZY
co zostanie wybudowane na głowackiego po zlikwidowaniu wojska ? na obszarach
koło akademi ekonomicznej już coś sie dzeje oczywiście wojskowych
Z Dziennika Polskiego:
W sąsiedztwie głównego dworca kolejowego, na działkach leżących w rejonie ul.
Rakowickiej i Wita Stwosza, planuje się budowę kompleksu bloków mieszkalno-
usługowych. Powstały dwie koncepcje zagospodarowania tego obszaru. Obie, z
pewnymi warunkami, pozytywnie zaopiniowała Rada Dzielnicy I.
Pierwsza z inwestycji, której koncepcję opracowano na zlecenie spółki Euro-
Projekt, zakłada budowę bloków mieszkalnych na 10 wydzielonych działkach,
położonych pomiędzy cmentarzem Rakowickim, pasem drogowym ul. Wita Stwosza,
ul. Rakowicką a zespołem zabudowy w rejonie ul. Żelaznej i Kątowej. Obszar
ten o powierzchni około 15,3 ha przez wiele lat był użytkowany przez wojsko.
Obecna zabudowa ma bardzo zróżnicowany charakter. Wzdłuż ul. Rakowickiej
stoją reprezentacyjne budynki o dużych wartościach zabytkowych, natomiast w
głębi działki przeważa zabudowa magazynowa i wiaty. W zachodniej części
działki - w piętrowym, murowanym, budynku - zlokalizowane jest Muzeum Armii
Krajowej. W części tereny nadal użytkuje Ministerstwo Obrony Narodowej, a w
części zostały przekazane Agencji Mienia Wojskowego. W kilkuletniej
perspektywie zakłada się jednak, że wojsko opuści zajmowane nieruchomości i
cały obszar stanie się atrakcyjnym terenem inwestycyjnym. Na tym obszarze
prywatny inwestor proponuje budowę wielofunkcyjnego zespołu budynków.
Centralną częścią projektowanego układu ma być plac miejski, otoczony 6-
kondygnacyjnymi budynkami administracyjnymi i mieszkalnymi z usługami na
parterach, który łączyłby komunikacyjnie i przestrzennie teren dworca i
cmentarza Rakowickiego. Przy placu proponuje się też budowę 14-
kondygnacjyjnego hotelu (z wieżą zegarową o wysokości 58 metrów, który ma
pełnić funkcję dominanty przestrzennej, będącej symbolem nowego centrum
miasta. Natomiast w najbardziej kameralnej, centralnej, części działki, jak
również wokół budynku Muzeum Armii Krajowej, zaprojektowano zespół
apartamentowych budynków mieszkalnych. Postuluje się również przeniesienie
Muzeum Armii Krajowej z obecnie zajmowanego budynku do jednego z prestiżowych
obiektów położonych przy ul. Rakowickiej.
W kompleksie przewidziano też podziemne garaże oraz infrastrukturę drogową i
enklawy zieleni. Autorem projektu jest krakowski architekt Artur Jasiński.
Rada Dzielnicy I wydała pozytywną opinię do wniosku o wydanie warunków
zabudowy i zagospodarowania terenu dla tej inwestycji. Postawiono jednak
warunek - hotel musi być niższy o 1/3 wysokości.
- Hotel nie może być wyższy od wieży kościoła oo. Karmelitów, znajdującego
się w sąsiedztwie planowanego kompleksu. Tymczasem z planów wynika, że tak by
się stało. Uważamy, że byłoby to błędne rozwiązanie - uzasadnia Wojciech
Kozdronkiewicz, przewodniczący Rady Dzielnicy I.
RD I pozytywnie zaopiniowała również wniosek o wydanie wzizt dla projektu,
przygotowanego przez biuro architektoniczne Atelier Loegler na zlecenie
spółki Bosacka Development Partners. Koncepcja obejmuje część wcześniej
opisywanego wojskowego terenu (tylko 2 działki - mieszczą się na nich głównie
baraki), będącego obecnie własnością Agencji Mienia Wojskowego. Inwestor
zamierza na nim wybudować zespół obiektów mieszkaniowo-usługowych. Koncepcja
zakłada budowę 12 budynków mieszkalnych na około 400 mieszkań, o wysokości od
6 do maksymalnie 9 kondygnacji wraz z drogami dojazdowymi, podziemnymi
parkingami, ekranami akustycznymi, enklawami zieleni i placami zabaw. Część
usługowa i handlowa mieściłaby się w parterowych kondygnacjach budynków.
W przypadku obu inwestycji Rada Dzielnicy I zastrzegła, że do planowanych
osiedli mieszkaniowych nie może być dojazdu dla samochodów ciężarowych
drogami prowadzącymi wzdłuż muru cmentarza Rakowickiego.
Temat: Nowa galeria handlowa we Wrocławiu.
Nowa galeria handlowa we Wrocławiu.
Kicz to czy tylko galeria
Piątek, 6 sierpnia 2004r.
Dziś o godzinie 11 na pl. Grunwaldzkim Jakub Kośmiński, student Politechniki
z
kolegami, będzie domagał się... "dobrej architektury we Wrocławiu". - Nie
protestujemy przeciwko inwestycjom, nie faworyzujemy konkretnych projektów,
która się nam podobają. Chcemy wymusić dyskusję, która zostanie usłyszana
przez
władze - wyjaśnia
Bezpośrednim powodem zorganizowania marszu pod hasłem "żądamy dobrej
architektury" jest rozstrzygnięcie przetargu na sprzedaż 2,8 hektara gruntu
przy pl. Grunwaldzkim - między Dwudziestolatką a tzw. Manhattanem.
Przetarg wygrała kielecka firma Echo, która zapłaciła za grunt 45 mln zł.
Teraz
musi do końca 2006 roku wybudować tam czterokondygnacyjny obiekt. - Wygląd
tej
budowli, jaki został zaprezentowany w mediach, bardziej przypomina jarmark,
niż
wizytówkę centrum miasta - mówi Jakub Kośmiński.
Studenci podkreślają, że nie zamierzają przeszkadzać w budowie "Galerii Echo -
Plac Grunwaldzki" jak roboczo nazywa się nowy obiekt.
- Spotykamy się przy przyszłym Rondzie Regana, aby zaprotestować przeciwko
złej
architekturze we Wrocławiu. Jesteśmy jedynie grupą ludzi, której zależy na
dobrej architekturze - dodaje Maciej, student Uniwersytetu.
Dobre do Damaszku
Co studenci zarzucają przedstawionej wizualizacji? - Kładki będą zasłaniać
osie
widokowe, a są zupełnie niepotrzebne, bo przechodzą nad mało ruchliwymi
ulicami. Potrzebna jest większa liczba wejść, bo trzy na tak duży budynek to
po
prostu za mało - tłumaczą.
Wrocławscy architekci nie chcą komentować propozycji kieleckiej firmy. - To
jest po prostu nieeleganckie - twierdzi Wojciech Jarząbek, architekt, który
zaprojektował m.in Solpol.
Jednak architekci spoza Wrocławia nie mają takich obiekcji.
- Prezentowane rozwinięcia fasad budynku Galerii są schematem, który mógłby
stanąć gdziekolwiek, na przedmieściach Warszawy, Białegostoku, Damaszku, czy
w
przysłowiowym Kłaju. Nie powinien natomiast być proponowany w centralnej
części
Wrocławia - twierdzi Stefan Kuryłowicz, jeden z najlepszych architektów w
Polsce, autor projektu biurowca PLL Lot, czy ratusza w Wilanowie.
Ale także urzędnicy przyznają, że to co zobaczyli wymaga dużo pracy.
- Mieliśmy wiele uwag głównie do wyglądu elewacji, które przekazaliśmy
inwestorowi. Dotyczyły one m.in tego, żeby do każdego sklepu dało się wejść
nie
tylko ze środka, ale także z ulicy - mówi Tomasz Ossowicz, dyrektor Biuro
Rozwoju Wrocławia.
Urzędnicy dodają, że to dopiero początek prac nad wyglądem tej galerii.-
Przetarg to dopiero początek drogi. Prace nad wyglądem galerii to proces
twórcy
a nie administracyjny i pośrednio będziemy mieli wpływ na ostateczny kształt
tego budynku, bo projekt budowlany będzie musiał zaakceptować Architekt
Miasta -
uspokaja Marcin Garcarz, rzecznik prezydenta. - To wspaniale, że wrocławianie
tak jak my troszczą się o klimat placu Grunwaldzkiego. Oznacza to, że wszyscy
żyjemy naszym miastem i podobnie jak nam zależy im na tym, aby stanął tam
obiekt nie tylko funkcjonalny ale i odpowiedni dla tego miejsca.
Studenci chcą czegoś więcej, niż tylko zabezpieczenia przed budową kiczu na
pl.
Grunwaldzkim. - We Wrocławiu trzeba wprowadzić zwyczaj organizowania
konkursów
architektonicznych na najważniejsze budynki w mieście. Dzięki takiemu
rozwiązaniu zrealizowane zostaną tylko najlepsze pomysły - uważa Kamil
Dawidowicz z Politechniki.
Ten pomysł bardzo podoba się architektom.
- Jest to nieodzowny warunek, aby zapewnić kontrolę nad przestrzenią
publiczną
i wysoką jakość architektury - mówi Zbigniew Maćków, architekt, który m.in.
wygrał konkurs na projekt nowy budynek Wydziału Prawa.
Jednak urzędnicy twierdzą, że tego zrobić nie mogą.
- Konkursy architektoniczne są dobrym pomysłem jeśli są związane z
inwestycjami
publicznymi takimi jak ratusz czy biblioteka uniwersytecka. Natomiast nie
sprawdzają sie w przypadku inwestycji prywatnych ponieważ w ich wyniku mogą
powstać wielkie dzieła architektoniczne, których nikt nie będzie chciał
zrealizować - ripostuje Marcin Garcarz.
Bartłomiej Knapik - Słowo Polskie Gazeta Wrocławska
miasta.gazeta.pl/fix/mod/zoom.jsp?xx=2211416
Temat: Archiszopa Specjalna za "Krakow: Miasto
Archiszopa Specjalna za "Krakow: Miasto
straconej szansy"
"KRAKOW NIE JEST JUZ DZISIAJ "ZAPOMNIANA PEDRŁĄ EUROPY ŚRODKOWEJ" WARTĄ
ODKRYCIA I ZAINWESTOWANIA" pisze Agnieszka Sabor w Tygodniku Powszechnym
(Marzec 14 2003: Forum czy Hipermarket,
tygodnik.onet.pl/1547,1153722,dzial.html.)
i dalej:
"Tishman - który w 1998 r. wygrał ogłoszony przez miasto, wojewodę i kolej
przetarg na zagospodarowanie obszaru Krakowskiego Centrum Komunikacyjnego -
wszędzie działa w ten sam sposób: zanim rozpocznie budowę, prowadzi w świecie
szeroką akcję marketingową nieistniejącej jeszcze powierzchni biurowej,
starając się sprowadzić w nowe miejsce duże, bogate firmy - z korzyścią nie
tylko dla siebie.
Kiedy zawiązana została spółka Tishman Speyer Properties Polska (do której
gmina wniosła 2 hektary gruntu), zapowiadano wybudowanie na 6 hektarach 250
tys. m2˛ biur, hoteli, kin i sklepów. Pierwsze budynki miały stanąć w 2000 r.
Powstawała idea Nowego Miasta: z 60 tys. m2˛ sklepów, 20 tys. m˛2 biur,
multikinem, czterogwiazdkowym hotelem i parkingiem na 2400 samochodów. Nie
zapomniano też o przestrzeni publicznej: tzw. Forum Nowego Miasta.
Metoda, która sprawdziła się w Nowym Jorku, Londynie, Frankfurcie czy Saő
Paulo, w Krakowie okazała się absolutnie nieprzydatna. W interesach nie
obowiązuje krakowskie hasło reklamowe “mamy czas”. Jedna z pięciu
największych firm consultingowych świata, zainteresowana stworzeniem nad
Wisłą środkowoeuropejskiej centrali, wycofała się po pięciu latach czekania.
Za nią poszli inni. Potencjalni inwestorzy instalowali się w Pradze,
Budapeszcie, Bratysławie czy Kijowie, wszędzie rozpowszechniając negatywną
opinię o Krakowie jako mieście nieprzyjaznym biznesowi. Krakowski przykład
Tishmana jest zresztą czymś w rodzaju pars pro toto: południowokoreański
koncern Hyundai zrezygnował właśnie z inwestowania na Dolnym Śląsku,
wybierając Słowację...
...Dwa lata zajęło przekonywanie radnych o wiarygodności powszechnie znanej
firmy, posiadającej nieruchomości warte ok. 10 mld dolarów, w tym Rockefeller
Center oraz Chrysler Building (trzeba było nawet zorganizować wycieczkę do
Berlina!). Kolejne wybory samorządowe przynosiły konieczność renegocjacji
podjętych już decyzji.
Rozmowy z PKP dotyczące własności gruntów trwały aż do kwietnia 2002
(wicepremier Marek Pol uznał za swój osobisty sukces wstrzymanie podpisania
umowy z Tishmanem w grudniu 2001). Z PKS - do listopada 2002 r. Z Pocztą
Polską - do grudnia 2002 r.
...zamiast wielkiego centrum MIEDZYNARODOWEGO BIZNESU powstanie coś w rodzaju
dzielnicy-hipermarketu. I za tę zmianę nikt - ani we władzach samorządowych,
ani centralnych (byłych i obecnych) - nie poniesie najpewniej żadnej
odpowiedzialności. A to źle wróży także na przyszłość. Bo nonszalancja wobec
Nowego Miasta oraz ignorowanie opinii publicznej w tej sprawie dotyczy nie
tylko tego, co już zostało zaprzepaszczone.
Jak ocenić np. fakt, że projekt architektoniczny, który zastąpił znaną
wszystkim krakowianom (choćby z planszy witającej ich dotąd na placu
przydworcowym) propozycję Tishmana, został przez miasto zaakceptowany bez
jakiejkolwiek debaty społecznej? Oficjalnie nie poproszono o konsultację
nawet środowiska architektów. A wielu mieszkańców nadal żyje w przekonaniu,
że przestronny plac przed XIX-wiecznym budynkiem dworca stanie się kiedyś
ulubionym miejscem spotkań krakowian i turystów. Ile osób ma świadomość, że
nowy projekt zagospodarowania tego terenu praktycznie nie przewiduje
przestrzeni publicznej?
Zamiast rozmawiać o tym, jak najlepiej wykorzystać w Nowym Mieście środki i
możliwości, którymi dysponują teraz Kraków, ECE i Tishman (amerykańska firma
zastanawia się właśnie, jaki procent udziału zachować w nieudanym
przedsięwzięciu), podstawowym tematem debaty staje się przyszłość neonu
pozostałego po zburzonym (na szczęście) barze “Smok”, który jeszcze niedawno
straszył podróżnych wychodzących z dworca.
Temat: Kolejna bezczelna prowokacja niemiecka
Kolejna bezczelna prowokacja niemiecka
Świat
PAP, jkl /2003-08-03 11:43:00
"Bartoszewski nie może mieć prawa weta"
Były minister spraw zagranicznych Władysław Bartoszewski, krytycznie
nastawiony do projektu Centrum przeciwko Wypędzeniom, nie może mieć
decydującego głosu wobec planów utworzenia centrum - opinię taką wyraził
polityk SPD Peter Glotz
Wypowiedziana przez Bartoszewskiego "groźba", iż w odpowiedzi na powołanie w
Berlinie niemieckiego centrum należy utworzyć w Poznaniu ośrodek
dokumentujący historię germanizacji Polski, jest "bardzo mocna" - ocenił
Glotz.
"W tym punkcie nie rozumiem go. Trzeba wsłuchiwać się w wyrażane przez
Bartoszewskiego uwagi. Nie oznacza to jednak, że należy przyznać mu prawo
weta" - powiedział Glotz.
Glotz kieruje wspólnie z szefową BdV Eriką Steinbach fundacją, której celem
jest utworzenie w Berlinie Centrum przeciwko Wypędzeniom. Planowany ośrodek
ma upamiętnić losy milionów Niemców, którzy w wyniku II wojny światowej
uciekli bądź zostali przymusowo wysiedleni z Europy Środkowej i Wschodniej.
Krytycy tej propozycji obawiają się, że kierowana przez BdV placówka będzie
jednostronnie ukazywać cierpienia Niemców bez przedstawienia historycznego
kontekstu wysiedleń. Może to wpłynąć negatywnie na stosunki niemiecko-polskie
i niemiecko-czeskie.
Glotz zapewnił, że autorzy projektu nie mają zamiaru koncentrować się
wyłącznie na cierpieniach ludności niemieckiej i wykluczać ofiary innych
narodowości.
"Tego nie wolno robić i nie mamy takiego zamiaru. (...) Jesteśmy gotowi do
dyskusji o projekcie i do dokonania zmian. To nieprawda, że doszło do
stworzenia faktów dokonanych. Niemieckie władze stopnia centralnego i
landowego mogą włączyć się do realizacji projektu i uzyskać wpływ na jego
kształt" - zauważył.
Niemiecki socjaldemokrata podkreślił, że zgłoszony przez fundację BdV projekt
powinien pozostać prywatną inicjatywą, a nie stać się przedmiotem
międzyrządowych negocjacji.
"Mogę sobie natomiast wyobrazić większy udział historyków z Polski, Czech,
Serbii czy Kosowa" - dodał.
Glotz przyznał, że "żałoba po ofiarach i ludzkie cierpienie" będą "z
pewnością" jednym z aspektów centrum.
"Ten aspekt nie wyczerpuje jednak sensu całego centrum " - zastrzegł.
Glotz opowiedział się za powołaniem we Wrocławiu podobnej placówki. Jego
zdaniem, Berlin jest jednak najlepszym miejscem dla niemieckiego centrum.
"Chcę kontaktować się z Niemcami i w Niemczech. We Wrocławiu nie da się tego
osiągnąć. Berlin jest dobrym miejscem" - wyjaśnił.
Jak podał niedzielny "Der Spiegel", Steinbach znalazła już prawdopodobnie
dogodny budynek w "mniej więcej centralnym" punkcie Berlina. Szefowa BdV nie
ujawniła szczegółów, jednak ma nadzieję, że do października zarezerwuje
wybraną nieruchomość. W ten sposób decyzja o lokalizacji centrum zostałaby
przesądzona, co jest od dawna strategicznym celem Związku Wypędzonych -
zauważa "Spiegel".
Projektem powołania centrum "bardzo zainteresowany" jest także prezydent
Niemiec Johannes Rau - twierdzi "Spiegel". Głowa niemieckiego państwa uważa,
że planowane centrum nie może być pod żadnym pozorem "skierowane w
przeszłość".
Z informacji uzyskanych przez wydawany w Hamburgu tygodnik wynika, że
prezydent RFN przeprowadził rozmowy w sprawie centrum z politykami w
Niemczech i za granicą.
Temat: Zdzblo w Cudzym Oku czyli Krytyka Selektywna
Wg dzisiejszej Rzeczpospolitej:
Jak katolicy i protestanci
Gminy żydowskie w Niemczech otrzymają w najbliższym czasie status prawny
podobny do statusu Kościołów katolickiego i
protestanckiego. Odpowiedni układ państwowy zostanie podpisany w Berlinie 27
stycznia, w rocznicę wyzwolenia obozu zagłady w
Auschwitz.
Poinformował o tym Paul Spiegel, szef Centralnej Rady Żydów w Niemczech,
organizacji reprezentującej 90 tysięcy mieszkających w
tym kraju Żydów.
- Porozumienie to jest wielkim dowodem zaufania do Niemiec. Dlatego 27 stycznia
jest datą tak ważną i symboliczną - powiedział
Spiegel w wywiadzie dla sobotniego wydania berlińskiego dziennika "Der
Tagespiegel".
Centralna Rada Żydów w Niemczech od dłuższego czasu zabiegała o podpisanie
układu państwowego. Rząd Gerharda Schr?dera wyraził
zgodę na takie rozwiązanie w listopadzie ubiegłego roku. Równocześnie
postanowiono zwiększyć dotacje z budżetu federalnego dla tej
organizacji żydowskiej z jednego do trzech milionów euro rocznie. Środki te
mają zostać przeznaczone przede wszystkim na projekty
integracyjne społeczności żydowskiej w Niemczech. Zdecydowana większość (70
tysięcy osób) mieszkających obecnie w Niemczech Żydów
przybyła do tego kraju z obszaru byłego ZSRR.
Pod względem liczebności jest to obecnie trzecia wspólnota żydowska w Europie.
Ma szczególną pozycję w życiu społecznym i
politycznym, czego wyrazem jest częsty udział Paula Spiegla w wydarzeniach
rangi państwowej.
Przedstawiciele społeczności żydowskiej nie kryją, że w Niemczech zdarzają się
nadal przypadki antysemityzmu. Paul Spiegel ma
pretensje o jednostronną - jego zdaniem - prezentację konfliktu izraelsko-
palestyńskiego w niemieckich mediach, które - jak
twierdzi - nie przedstawiają zbrodni palestyńskich. Jak wynika z ostatnich
badań opinii publicznej Infratest Dimap, 20 procent
Niemców jest zdania, że Żydzi mają "zbyt duże wpływy w niemieckim
społeczeństwie". 40 procent pytanych uważa, że wpływy te są
"duże". Ponad połowa (52 procent) respondentów twierdzi, że Żydzi wykorzystują
pamięć o holokauście dla "własnych korzyści". To o
13 punktów procentowych więcej niż przed sześcioma laty.
Niemieckie Kościoły: katolicki i ewangelicki, nie mają zastrzeżeń do przyznania
gminom żydowskim nowego statusu prawnego. Podobne
stanowisko prezentuje społeczność islamska. - Domagamy się jednak równego
traktowania - powiedział wczoraj "Rz" Kizil Kaya,
przewodniczący Rady Islamskiej. Jest to instytucja reprezentująca około 600
tysięcy muzułmanów zrzeszonych w 32 organizacjach.
Społeczność muzułmańska w Niemczech liczy 3,2 miliona osób. Jak udowadnia Kizil
Kaya - co najmniej 100 tysięcy z nich to etniczni
Niemcy. - Nie otrzymujemy od państwa żadnej pomocy finansowej. Nie jesteśmy też
uznawani przez władze jako reprezentanci
społeczności muzułmańskiej ani jako organizacja o charakterze religijnym -
podkreśla szef Rady Islamskiej. W opinii władz
porozumienie państwowe nie jest jednak w tym przypadku możliwe ze względu na
specyficzną strukturę organizacji islamskich.
Piotr Jendroszczyk z Berlina
Jak widac dzialalnosc religijna dotowana jest nie tylko w Polsce.
Ale ty tego nie wiesz, bo i skad.?
Przy okazji poczytaj sobie jak Niemcy odbieraja Zydow.
Poczytaj troche zamiast podbijac bezmyslnie.
Praktycznie nie ustosunkowales sie do tego co pisal CCCP, Urbana tez czytasz
wybiorczo, czytasz tylko to co dotyczy KK , chociaz Urban pisze o wielu innych
sprawach, pisze np. o aferach w SLD ale ty to wmiatasz pod dywan a piszesz
tylko o KK.
Temat: Żydzi w RFN jak katolicy i protestanci
Żydzi w RFN jak katolicy i protestanci
Wg dzisiejszej Rzeczpospolitej:
Jak katolicy i protestanci
Gminy żydowskie w Niemczech otrzymają w najbliższym czasie status prawny podobny do statusu Kościołów katolickiego i protestanckiego. Odpowiedni układ państwowy zostanie podpisany w Berlinie 27 stycznia, w rocznicę wyzwolenia obozu zagłady w Auschwitz.
Poinformował o tym Paul Spiegel, szef Centralnej Rady Żydów w Niemczech, organizacji reprezentującej 90 tysięcy mieszkających w tym kraju Żydów.
- Porozumienie to jest wielkim dowodem zaufania do Niemiec. Dlatego 27 stycznia jest datą tak ważną i symboliczną - powiedział Spiegel w wywiadzie dla sobotniego wydania berlińskiego dziennika "Der Tagespiegel".
Centralna Rada Żydów w Niemczech od dłuższego czasu zabiegała o podpisanie układu państwowego. Rząd Gerharda Schr?dera wyraził zgodę na takie rozwiązanie w listopadzie ubiegłego roku. Równocześnie postanowiono zwiększyć dotacje z budżetu federalnego dla tej organizacji żydowskiej z jednego do trzech milionów euro rocznie. Środki te mają zostać przeznaczone przede wszystkim na projekty integracyjne społeczności żydowskiej w Niemczech. Zdecydowana większość (70 tysięcy osób) mieszkających obecnie w Niemczech Żydów przybyła do tego kraju z obszaru byłego ZSRR.
Pod względem liczebności jest to obecnie trzecia wspólnota żydowska w Europie. Ma szczególną pozycję w życiu społecznym i politycznym, czego wyrazem jest częsty udział Paula Spiegla w wydarzeniach rangi państwowej.
Przedstawiciele społeczności żydowskiej nie kryją, że w Niemczech zdarzają się nadal przypadki antysemityzmu. Paul Spiegel ma pretensje o jednostronną - jego zdaniem - prezentację konfliktu izraelsko-palestyńskiego w niemieckich mediach, które - jak twierdzi - nie przedstawiają zbrodni palestyńskich. Jak wynika z ostatnich badań opinii publicznej Infratest Dimap, 20 procent Niemców jest zdania, że Żydzi mają "zbyt duże wpływy w niemieckim społeczeństwie". 40 procent pytanych uważa, że wpływy te są "duże". Ponad połowa (52 procent) respondentów twierdzi, że Żydzi wykorzystują pamięć o holokauście dla "własnych korzyści". To o 13 punktów procentowych więcej niż przed sześcioma laty.
Niemieckie Kościoły: katolicki i ewangelicki, nie mają zastrzeżeń do przyznania gminom żydowskim nowego statusu prawnego. Podobne stanowisko prezentuje społeczność islamska. - Domagamy się jednak równego traktowania - powiedział wczoraj "Rz" Kizil Kaya, przewodniczący Rady Islamskiej. Jest to instytucja reprezentująca około 600 tysięcy muzułmanów zrzeszonych w 32 organizacjach. Społeczność muzułmańska w Niemczech liczy 3,2 miliona osób. Jak udowadnia Kizil Kaya - co najmniej 100 tysięcy z nich to etniczni Niemcy. - Nie otrzymujemy od państwa żadnej pomocy finansowej. Nie jesteśmy też uznawani przez władze jako reprezentanci społeczności muzułmańskiej ani jako organizacja o charakterze religijnym - podkreśla szef Rady Islamskiej. W opinii władz porozumienie państwowe nie jest jednak w tym przypadku możliwe ze względu na specyficzną strukturę organizacji islamskich.
Piotr Jendroszczyk z Berlina
Temat: Będzie remont torów do Łodzi
Będzie remont torów do Łodzi
Tory kolejowe pomiędzy Łowiczem a Łodzią jednak zostaną
wyremontowane. To dobra wiadomość, bo na początku tego roku
rozważana była w centrali spółki PKP Polskie Linie Kolejowe
całkowita rezygnacja z tej inwestycji.
Zmniejszony jednak został zakres robót, jakie mają być
przeprowadzone. Pomiędzy Łowiczem a Głownem będzie wykonana tylko
naprawa z tzw. "materiałów staroużytecznych".
Kolejowi związkowcy nie mieli wcześniej wątpliwości, że jeżeli
projekt tego remontu trafi do szuflady, to już nigdy nie zostanie
zrealizowany. W "obronę" remontu torów z Łowicza do Łodzi
zaagażowały się m.in. władze miasta i powiatu łowickiego. Burmistrz
Krzysztof Kaliński wraz z wicestarostą Bolesławem Heichmanem oraz
radnym Bogusławem Smelą odwiedzili centralną dyrekcję PKP i
lobbowali za przystąpieniem do tego remontu.
Gdyby remont był zaniechany, przepadłoby bowiem nie tylko ok. 67 mln
zł unijnego dofinansowania, ale też nie zostałyby poszerzone
wiadukty nad drogą krajową nr 14 w Krępie i Zgierzu. Przypomnijmy,
że inwestycja ta jest wpisana na listę Indykatywnego Planu
Inwestycyjnego RPO województwa łódzkiego na lata 2007 - 2013.
Naciskać na PKP zaczął również łódzki Urząd Marszałkowski. -
Pieniądze na rewitalizację linii kolejowej 015 Bednary - Łódź
Kaliska są zabezpieczone w ramach listy projektów kluczowych RPO WŁ
i monitujemy władze PLK o przedstawienie dokumentów, które pozwolą
zawrzeć preumowę, a następnie umowę na wykorzystanie środków
unijnych - powiedział nam wicemarszałek województwa łódzkiego
odpowiedzialny za infrastrukturę Witold Stępień.
Wniosek do Indykatywnego Planu Inwestycyjnego Regionalnego Programu
Operacyjnego województwa łódzkiego o dofinansowanie w 85 procentach
generalnego remontu tej linii złożył przed dwoma laty Zakład Linii
Kolejowych w Łodzi będący częścią spółki PKP Polskie Linie Kolejowe
S.A. Krzysztof Łańcucki, rzecznik prasowy PKP Polskie Linie Kolejowe
S.A. spytany o losy modernizacji torów do Łodzi mówił Nowemu
Łowiczaninowi w lutym, że: - Sytuacja gospodarcza zmusza wszystkie
przedsiębiorstwa, w tym PKP Polskie Linie Kolejowe S.A., do
ponownej, wnikliwej analizy wszelkich zamierzeń inwestycyjnych na
najbliższe lata.
Oznacza to również konieczność weryfikacji zamierzeń PLK w zakresie
zadań dotyczących rewitalizacji infrastruktury kolejowej przy
wykorzystaniu środków unijnych. Władze spółki nie precyzowały, z
których inwestycji zrezygnują, tłumaczyły jednak, że inwestycja była
przed laty wyceniana na niecałe 80 milionów, a teraz kosztowałaby
znacznie więcej i PLK musiałaby różnicę sfinansować z własnych
pieniędzy.
Ruch pasażerski ma zostać wznowiony
Przypomnijmy, że według pierwotnych planów za około 78,5 miliona
złotych odtworzony miał być stan torów do Łodzi sprzed kilkunastu
lat. Teraz na znacznej części tej trasy, z uwagi na zły stan
torowiska, pociągi nie mogą przekraczać szybkości 30 km/h.
Dla pasażerów modernizacja oznaczać miała znaczne skrócenie czasu
podróży z Łowicza do Łodzi -do nieco ponad godziny.
Najnowsze ustalenia - nie poparte jednak jeszcze np.
rozstrzygniętymi przetargami - zakładają, że odcinek torów z Łodzi
do Głowna wyremontowany zostanie za unijne pieniądze z RPO i będzie
to tzw. "naprawa główna" (NG). Ma polegać na wymianie całej
infrastruktury kolejowej. Odcinek od Głowna do Łowicza będzie
natomiast naprawiony za pieniądze własne PKP PLK. Na tym odcinku
planowana jest tzw. "naprawa bieżąca" (NB) - w znacznej części z
tzw. materiałów staroużytecznych czyli odzyskanych w wyniku
całkowitej wymiany torowisk na innych trasach. Faktyczny zakres tej
naprawy będzie zależał również od tego ile takich materiałów
staroużytecznych będzie można odzyskać na tej linii.
Nie ustalono jeszcze jakie prędkości maksymalne mają być osiągane na
remontowanych i naprawianych odcinkach - najpierw musi powstać
szczegółowy projekt remontu. Delegacja z miasta usłyszała jednak, że
będą to "przyzwoite prędkości", które będą pozwalały na wznowienie
ruchu pociągów pasażerskich pomiędzy Łowiczem a Łodzią. Roboty mają
szansę rozpocząć się jeszcze w tym roku.
(źródło: Dziennik Polska, 18 maja 2009)
Temat: ISLAM W EUROPIE
GRECJA
Ateńczycy spierają się, gdzie w ich mieście powinien stanąć meczet
Grecki kościół prawosławny nie chce, by ateński meczet stanął obok lotniska. -
Czy pierwszą rzeczą, jaką zobaczą w Grecji zagraniczni goście, musi być
muzułmański meczet? - pyta
Gdzie powinien stanąć pierwszy w Atenach meczet? - odpowiedź na to pytanie
podzieliła mieszkańców miasta. Do dyskusji włączyły się już nie tylko władze i
zwykli obywatele, lecz także kościół prawosławny.
- Z powodu bliskości lotniska miejscowość Peania jest pierwszym greckim
miejscem, które widzą zagraniczni goście. Czy pierwszą rzeczą, jaką zobaczą w
Grecji, musi być muzułmański meczet? - mówił w rozmowie z dziennikarzem agencji
AFP rzecznik greckiego kościoła prawosławnego ojciec Epifanios. Tłumaczył, że
grecki Kościół nie jest przeciwny budowie meczetu w innym miejscu. Dodał
jednak, że nie podoba mu się pomysł, by meczetowi towarzyszyło islamskie
centrum kultury. - Nie rozumiemy, jaki cel miałoby spełniać takie centrum -
stwierdził. Wcześniej prawosławni duchowni sugerowali, że takie centrum mogłoby
się stać ośrodkiem politycznej agitacji ekstremistów.
Głos kościoła prawosławnego jest jednym z wielu krytykujących projekt budowy
meczetu w Atenach. Sprawa ciągnie się od dwóch dziesięcioleci. Po raz pierwszy
została podniesiona w latach 80. przez ambasadorów państw muzułmańskich. Wtedy
grecki rząd zdecydował, że meczet powstanie. Długo nie podejmowano jednak
żadnych kroków. W 2000 r. władze centralne przeznaczyły na budowę duży teren
właśnie w Peanii, 20 km na północny wschód od Aten, gdzie znajduje się także
lotnisko. Od dawna wiadomo, że budowę sfinansuje rząd Arabii Saudyjskiej.
Projekt mocno promuje greckie ministerstwo spraw zagranicznych, które chce, by
olimpiada w Atenach w 2004 r. była okazją do pokazania Grecji jako kraju
tolerancyjnego i otwartego także na muzułmanów. Grecy wielokrotnie byli
krytykowani, m.in. przez Unię Europejską, za nieprzestrzeganie praw
mniejszości. Ostatni taki głos odezwał się w środę, gdy w raporcie Parlamentu
Europejskiego skrytykowano Grecję właśnie za to, że muzułmanie nie mogą wznosić
meczetów ani chować zmarłych na swoich cmentarzach.
Plany władz państwowych nie podobają się jednak władzom lokalnym. Rada miejsca
Peanii zaproponowała, by meczet powstał lepiej w zachodnich Atenach,
robotniczej dzielnicy, gdzie mieszka wielu imigrantów. Podkreślają, że u nich
nie ma żadnych muzułmanów.
Grecja jest w 97 proc. prawosławna, a w konstytucji zapisano, że prawosławie
jest "dominującą religią" w kraju. Ostatnio do kraju przybywa jednak coraz
więcej muzułmańskich imigrantów z Albanii i innych krajów bałkańskich, a także
z Nigerii, Pakistanu czy Egiptu. Jedyny dotychczas meczet w Grecji stoi na
północnym wschodzie kraju, w Tracji, gdzie mieszka 120-tys. mniejszość turecka.
ŹRÓDŁO: Gazeta Wyborcza 04-09-2003
Temat: co składa się na naszą składkę do budżetu UE ?
co składa się na naszą składkę do budżetu UE ?
Jakoś nigdzie nie mogę znależć z jakich elementów i co się składa na polską
składkę do UE, a zatem na jej wysokość !! Czyżby w UE było to ściśle
strzeżoną tajemnicą ?
Dużo się pisze o kwotach ale nigdzie nie przedstawia składników, które
składają się na naszą składkę , czy to nie dziwne, ze podatnik nie wie ile z
czego płaci ?
Polska zapłaciła pierwszą transzę składki unijnej, która wyniosła 727 mln zł.
Cała składka, jaką musimy zapłacić w 2004 roku, wynosi 1,344 mld euro (6,32
mld zł) – poinformowało Ministerstwo Finansów. Resort poinformował, że Polska
otrzymała także z UE pierwszą ratę rekompensaty budżetowej w wysokości 290
mln zł. Cała zaplanowana na ten rok rekompensata budżetowa wynosi 490 mln
euro.
Mimo że Polska – jak zapewniają politycy – będzie od pierwszego roku
członkostwa beneficjentem netto w relacjach z budżetem ogólnym UE, budżet
państwa zostanie obciążony kosztami uczestnictwa w systemie składek na rzecz
budżetu Unii oraz wpłatami do pozostałych związanych z UE instytucji. Składka
członkowska w regularnym roku budżetowym UE będzie wynosiła ok. 2,5 mld euro,
czyli 11 mld zł. W stosunku do zaplanowanych na przykład na ten rok wydatków
polskiego budżetu w wysokości ponad 199,9 mld zł będzie to znacząca pozycja.
Kolejne wydatki wiążą się z koniecznością współfinansowania inwestycji,
przedsięwzięć czy projektów finansowanych z funduszy unijnych. Najniższy
możliwy wkład Polski przy korzystaniu z Funduszu Spójności wynosi 15 proc.
kosztów projektu, ale wiadomo, że oprócz tego trzeba sfinansować liczne
koszty zanim rozpocznie się projekt oraz po zamknięciu projektu. W praktyce
minimalna wartość zaangażowania środków w projekt przewyższa formalny wymóg
sfinansowania 15 proc. jego kosztów. Realizując komercyjne inwestycje z
funduszy unijnych minimalna kwota wsadu polskiego wynosi nie więcej niż 50
proc. wartości projektu. Podmioty chcące korzystać z funduszy unijnych –
czyli władze centralne, regiony i gminy – muszą wygenerować znaczące kwoty w
swoich budżetach. Będą one musiały zadłużać się, aby móc skorzystać z
unijnych funduszy.
Część inwestycji finansowanych przez UE wymaga prefinansowania, czyli
najpierw trzeba inwestycję zakończyć finansując ją z własnych środków, a
dopiero po jakimś czasie następuje zwrot poniesionych nakładów przez unijne
fundusze.
Z ustaleń negocjacyjnych wynika, że szczyt wydatków związanych z kontynuacją
dostosowań przypadnie na lata 2005 – 2006, kiedy w sposób skumulowany będą
kończyły się okresy dostosowawcze dla wymogów, które powinniśmy spełnić.
Szacuje się, że przez pierwsze trzy lata członkostwa wpłacimy do budżetu UE
ponad 6,3 mld euro, a mamy szansę otrzymać ok. 13,5 mld euro.
Problemem dla polskiego budżetu będzie luka kasowa wynikająca z różnicy
pomiędzy momentem odpływu środków z Polski a przypływem. Zdaniem ekonomistów
problem rozbieżności pomiędzy wydatkami i wpływami będzie przede wszystkim
dotyczył lat 2004 i 2005. Mechanizm ten jest bardzo dobrze widoczny w krajach
członkowskich.
Może ktoś podeśle adres, gdzie elementy naszej skąłdki są opisane
Temat: who poplamił masoński fartuszek dla Busha?
who poplamił masoński fartuszek dla Busha?
www.rzeczpospolita.pl/dodatki/plus_minus_040724/plus_minus_a_16.html
ARCHITEKCI
(Wnętrze jednego z pokoi eleganckiego biurowca. Masoni siedzą na fotelach-
zachowują się jak cioty. Są dumni i nadęci. Na środku pokoju stoi stolik z
dwoma makietami)
Mason1: Panowie mamy dwa konkurencyjne projekty tego budynku mieszkalnego.
Najlepiej będzie, jeśli omówią je sami architekci.
(Słychać pukanie do drzwi)
Mason1: To zapewne pierwszy architekt. Tak, to pan Wigin z firmy "Iron Side
Mallon".
Architekt1: Dzień dobry panowie. Będzie to dwunastopiętrowy budynek, łączący
tradycję ze wszystkimi plusami nowoczesnej architektury. Lokatorzy wchodzą
tędy...
(pokazuje długopisem na makiecie)
Architekt1: Trafiają na pas transmisyjny, który przenosi ich wygodnie wzdłuż
fresków w stylu śródziemnomorskim, aż do wirujących noży, ostatni odcinek
korytarza jest dźwiękoszczelny. Krew spływa tymi rynnami.
Mason2: Przepraszam, powiedział pan - "noże"?
Architekt1: Tak - "wirujące noże".
Mason3: Proponuje pan rzeź lokatorów?
Architekt1: A panowie mają inne plany?
Mason2: Chcemy zbudować zwykły dom mieszkalny.
Architekt1: Rozumiem, źle odgadłem panów zamiary co do lokatorów. Moją
specjalnością są rzeźnie. Wielka szkoda. Mój projekt to prawdziwe cudo.
Żadnej krwi na ścianach i mięsa wylatującego przez okna. To dzieło mojego
życia.
Mason2: Imponujące, ale nas interesuje dom mieszkalny.
Architekt1: Zastanówcie się. Warto! pomyślcie o turystach.
Mason2: Nie, chcemy zbudować dom mieszkalny, nie rzeźnię.
Architekt1: (zaczyna mówić z głupkowatym uśmieszkiem) Właśnie takiej
świńskiej, filistyńskiej ignorancji oczekiwałem od was. (Podnosi głos)
Ograniczonych tępaków bez iskierki twórczej. Siedzicie na pryszczatych
tyłkach, wyciskacie wągry i macie w nosie biednego artystę! (Wrzeszczy) Wy
zasrańcy!!! Cholerni hipokryci!!! Rozpuszczone ropuchy!!! Wy i wasze
zakichane kolorowe telewizory i kluby golfowe!!! ... i cholerne masońskie
tajne uściski dłoni. Nie przyjęliście mnie, cholerni "Wolnomularze". A ja nie
chce do was wstąpić, choćbyście mnie błagali na tych swoich cuchnących,
zaropiałych kolanach.
Mason3: (spokojnie, jakby nie słyszał żadnej obelgi)Bardzo przykro nam, ale
nam chodzi o dom mieszkalny. Choć ta rzeźnia jest urocza.
Architekt1: (z wielkim spokojem) Co tam rzeźnia, ale proszę się za mną
wstawić. Chciałbym zostać masonem. To otwiera wszystkie drzwi. Byłem nieco
podenerwowany, ale jako masom siedziałbym cichutko w kąciku i nikomu nie
przeszkadzał.
Mason2: Dziękujemy.
Architekt1: Mam używany fartuszek.
Mason2: Dziękujemy.
(Architekt1 odchodzi, ale po chwili wraca)
Architekt1: W Hendon, prawie mnie przyjęli.
Mason2: Dziękujemy.
Facet1: Przepraszam panów. Drugim architektem jest pan Wymer z firmy: "Wymer
and Dibble".
(wchodzi Architekt2)
Architekt2: Witam panów. Oto makieta tego budynku. Dwadzieścia osiem pięter,
a na nich 280 mieszkań. Trzy windy pasażerskie i dwie towarowe. Główne
wejście od Dibbingley Road. (makieta budynku się przekrzywia, pan Wymer
próbuje ją wyprostować) Konstrukcja oparta na centralnym filarze z
żelbetowymi stropami. Opartymi na stalowych belkach. Ściany działowe
żelbetowe osadzone... (makieta znów się przekrzywia!) Dzięki nieobecności
drewna i innych materiałów łatwopalnych... (konstrukcja zaczyna się palić!)
prawie nie ma ryzyka...
(pojawi się napis: SATYRA)
Architekt2: Konstrukcję nośną chyba trzeba nieco trochę wzmocnić.
Mason3: Czy to nie podwyższy kosztów?
Architekt2: Możliwe.
Mason3: Dajmy skopuj wzmacnianiu. To nie mają być luksusowe apartamenty.
Mason2: Słusznie. Jeśli lokatorzy będą szczupli i mało ruchliwi i jeśli
pogoda dopisze... Budynek powinien być w sam raz.
Architekt2: Dziękuję.
(makieta wybucha, Mason2 gratuluje Architekt2- podaje mu rękę w bardzo
nienaturalny sposób)
Narrator: Po czym jeszcze można poznać masona?
Temat: Forum inwestycje w Warszawie
Jakbysmy wiedzieli, jak to zrobic, to dawno bysmy sie juz zrobili w Lodzi
Wylacznym Despota. Powstrzymuje nas od tego swiadomosc wlasnej malosci, czyli
ze nie wiemy dokladnie. Ale nie powstrzymuje nas to od gegania - w koncu to tez
jest jakas rola.
Zeby odpowiedziec na to pytanie trzeba by znac dokladnie strukture wydatkow
miasta. Po drugie: nie ulega watpliwosci, ze w Lodzi jednak cos sie buduje -
tylko nie tam, gdzie by nalezalo.
Wydaje sie, ze istnieja jakies pieniadze, ktore sa czystym marnotrawstwem, bo
finansuja one rozrost miasta, zamiast modernizacji i intensyfikacji srodka. I
ze sa to w duzej mierze pieniadze publiczne. Tam bysmy przede wszystkim szukali
srodkow na aktywne dzialanie w sprawach Poznanskiego. Dalej: istnieja i
istnialy fundusze pomocowe zagraniczne, o ktore tez nalezalo w tej sprawie
wystepowac.
Najprawdopodobniej miasto powinno bylo przejac czesc terenow Poznanskiego
(zdaje sie, ze fabryka miala jakies dlugi), zeby sprytnie stworzyc
demonstracyjny projekt. Moglby on na przyklad polegac na zabudowie tylnej,
wolnej od zabytkow czesci fabryki (tu Wylaczny Despota musialby zgniesc
protesty "przewietrzaczy"). Do tego celu nalezalo wykorzystac na przyklad TBS,
albo budowac mieszkania komunalne, na sprzedaz, badz nie - z jakas sensownie
pomyslana funkcja uslugowa, ktorej nie byloby za duzo. W ten sposob
stworzyloby sie zamkniecie historycznego zespolu od tylu. Kolejny etap - to
wejscie na teren - teraz polozony juz rzeczywiscie w srodmiesciu. To
prawdopodobnie mialoby zasadniczy wplyw na postrzeganie tej fabryki -
znalazlaby sie ona nagle bardzo blisko miasta, a pojawienie sie tam zycia
staloby sie niemal natychmiastowe. Przebudowa hal i znalezienie dla nich nowych
funkcji - na przyklad na poczatek jakiegos fragmentu - mogloby byc juz
wspoldzialaniem kapitalu publicznego i prywatnego, ze wskazaniem na ten drugi.
Miasto prawdopodobnie musialoby sfinansowac jakis projekt demonstracyjny, ktory
moze mialby sile przekonywania. Prawdopodonie musialoby byc odnoszone do malych
kawalkow tych budowli, dajacych sie sensownie wydzielic. Zreszta - czy tak nie
bedzie postepowal obecny inwestor? Ale dzisiaj to ten inwestor dyktuje warunki,
ktore - moim zdaniem - sa dla miasta nie do przyjecia (megahandel,
megarozrywka, megawszystko - z wyjatkiem normalnego, zywego miasta, gdzie
ludzie mieszkaja, ale ktore tez przychodzi tam z przyjemnoscia cos zjesc, cos
wypic, pojsc na wystawe do galerii, zobaczyc muzeum, odbyc jakas noc w
dyskotece).
Jesli chodzi o program - to rzecz jest wlasciwie prosta: te rozmaite funkcje
kultury (nie rozrywki) obecnie przewidywane tez moglyby sie tam znalezc, ale
znaczna czesc powinny zajac mieszkania. To by wyeliminowalo nadmiar powierzchni
koniecznej do zagospodarowania, a reszta nie bylaby juz tak straszliwie
konkurencyjna dla centrum. Lokalni mieszkancy stanowiliby takze klientele tych
uslug, a one zapewnilyby dzielnicy zycie.
Dopiero przy zastosowaniu zrownowazonego programu ma w pelni sens poszukiwanie
przestrzennych polaczen zespolu z miastem. Tutaj niezbedne wydaje sie
zabudowanie polnocnej pierzei ulicy Ogrodowej i zachodniej Nowomiejskiej (gdyby
polityka podatkowa w gospodarce przestrzennej byla ustawiona prawidlowo, to
podobnie centralnie ulokowane dzialki nie musialyby zapewne dlugo czekac na
inwestorow). Podobnie przydaloby sie wygodne dojscie do Poznanskiego od strony
Konstantynowskiej (gdzies od teatru). Wszystko po to, zeby - stworzywszy
fizyczne mozliwosci latwej penetracji - interesy na terenie fabrycznym i w
starym srodmiesciu mogly sie wzajemnie podtrzymywac.
Reasumujac: Poznanski to jest teren wielofunkcyjny, ze znacznym procentem
mieszkalnictwa, ktorego powinnoscia jest byc rozszerzeniem srodmiescia. Jego
wykorzystanie powinno odbywac sie po kawalku, stopniowo - na zasadzie tworzenia
faktow majacych miec range przykladow demostracyjnych. Trzeba ludzi przekonac,
ze ten teren mozna wykorzystac zgodnie z ich potrzebami, ale nie takimi, ktore
maja zdolnosc wyssania istniejacego centrum. Finansowanie powinno tez odbywac
sie "po kawalku", przy wsparciu miasta - bezposrednim albo posrednim (na
zasadzie gwarancji - na przyklad hipotecznych - istnieje pare obiektow, które
moglyby stanowic wydzielona wlasnosc). Majac do dyspozycji jednego wielkiego
partnera miasto stalo sie jego zakladnikiem. Tymczasem nie moge uwierzyc jakos,
ze przez cale dziesiec lat nie bylo miasta stac na przebudowe jednej albo dwoch
ulic na terenie fabryki. A to by juz pewnie moglo uruchomic "mode" na
konsumowanie pofabrycznego dziedzictwa.
Temat: 1 wrzesień 1939 - atak Polski na Niemcy
1 wrzesień 1939 - atak Polski na Niemcy
A dokładnie uczynił to szeregowiec Franciszek Dolas.
Potem Niemcy cały czas się bronili i w końcu skapitulowali 8 maja 1945. I
oczywicie Żydów nie oni zabili. Oni byli tylko ofiarami, zwłaszcza Czechów i
Polaków.
- Były polski minister spraw zagranicznych Władysław Bartoszewski, krytycznie
nastawiony do forsowanego przez Niemiecki Związek Wypędzonych (BdV) projektu
Centrum przeciwko Wypędzeniom, nie może mieć decydującego głosu wobec planów
utworzenia centrum. Opinię taką wyraził polityk SPD Peter Glotz w wywiadzie
opublikowanym w dzisiejszym "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung".
Wypowiedziana przez Bartoszewskiego "groźba", iż w odpowiedzi na powołanie w
Berlinie niemieckiego centrum należy utworzyć w Poznaniu ośrodek
dokumentujący historię germanizacji Polski, jest "bardzo mocna" - ocenił
Glotz. - W tym punkcie nie rozumiem go. Trzeba wsłuchiwać się w wyrażane
przez Bartoszewskiego uwagi. Nie oznacza to jednak, że należy przyznać mu
prawo weta - powiedział Glotz.
Glotz kieruje wspólnie z szefową BdV Eriką Steinbach fundacją, której celem
jest utworzenie w Berlinie Centrum przeciwko Wypędzeniom. Planowany ośrodek
ma upamiętnić losy milionów Niemców, którzy w wyniku II wojny światowej
uciekli bądź zostali przymusowo wysiedleni z Europy Środkowej i Wschodniej.
Krytycy tej propozycji obawiają się, że kierowana przez BdV placówka będzie
jednostronnie ukazywać cierpienia Niemców bez przedstawienia historycznego
kontekstu wysiedleń. Może to wpłynąć negatywnie na stosunki niemiecko-polskie
i niemiecko-czeskie.
Glotz zapewnił, że autorzy projektu nie mają zamiaru koncentrować się
wyłącznie na cierpieniach ludności niemieckiej i wykluczać ofiary innych
narodowości. - Tego nie wolno robić i nie mamy takiego zamiaru. (...)
Jesteśmy gotowi do dyskusji o projekcie i do dokonania zmian. To nieprawda,
że doszło do stworzenia faktów dokonanych. Niemieckie władze stopnia
centralnego i landowego mogą włączyć się do realizacji projektu i uzyskać
wpływ na jego kształt - zauważył.
Niemiecki socjaldemokrata podkreślił, że zgłoszony przez fundację BdV projekt
powinien pozostać prywatną inicjatywą, a nie stać się przedmiotem
międzyrządowych negocjacji. - Mogę sobie natomiast wyobrazić większy udział
historyków z Polski, Czech, Serbii czy Kosowa - dodał.
Glotz przyznał, że "żałoba po ofiarach i ludzkie cierpienie" będą "z
pewnością" jednym z aspektów centrum. - Ten aspekt nie wyczerpuje jednak
sensu całego centrum - zastrzegł. Glotz opowiedział się za powołaniem we
Wrocławiu podobnej placówki. Jego zdaniem, Berlin jest jednak najlepszym
miejscem dla niemieckiego centrum. - Chcę kontaktować się z Niemcami i w
Niemczech. We Wrocławiu nie da się tego osiągnąć. Berlin jest dobrym
miejscem - wyjaśnił.
Jak podał niedzielny "Der Spiegel", Steinbach znalazła już prawdopodobnie
dogodny budynek w "mniej więcej centralnym" punkcie Berlina. Szefowa BdV nie
ujawniła szczegółów, jednak ma nadzieję, że do października zarezerwuje
wybraną nieruchomość. W ten sposób decyzja o lokalizacji centrum zostałaby
przesądzona, co jest od dawna strategicznym celem Związku Wypędzonych -
zauważa "Spiegel".
Projektem powołania centrum "bardzo zainteresowany" jest także prezydent
Niemiec Johannes Rau - twierdzi "Spiegel". Głowa niemieckiego państwa uważa,
że planowane centrum nie może być pod żadnym pozorem "skierowane w
przeszłość". Z informacji uzyskanych przez wydawany w Hamburgu tygodnik
wynika, że prezydent RFN przeprowadził rozmowy w sprawie centrum z politykami
w Niemczech i za granicą.(PAP)
fakty.interia.pl/news?inf=413233
Temat: Czy jesteśmy przygotowani do UE
Czy jesteśmy przygotowani do UE
A CZY ŁÓDZKIE ELITY SĄ PRZYGOTOWANE I ŚWIADOME??.
Przeczytajcie tekst poniżej.
Brytyjczycy zbadali nasze lokalne elity. Daleko od Unii
Dominika Pszczółkowska 01-09-2003, ostatnia aktualizacja 01-09-2003 18:42
Lokalne elity w krajach wchodzących do Unii Europejskiej nie zdają sobie
sprawy, jak bardzo ich regiony mogą na tym skorzystać finansowo
Brytyjscy naukowcy Rady Badań Ekonomicznych i Społecznych (Economic and
Social Research Council) przeprowadzili w sumie 446 wywiadów w czterech
miastach, które niebawem znajdą się w granicach UE (Katowicach, węgierskim
Peczu, słoweńskim Mariborze i estońskim Tartu), jednym mieście, które
prawdopodobnie wejdzie do Unii w ciągu kilku lat (rumuńskim Klużu) i dwóch,
które w tej dekadzie raczej nie znajdą się w Unii (St. Petersburgu w Rosji i
Lwowie na Ukrainie).
Zaczynali od rozmów z urzędnikami, później przepytywali inne wskazane przez
nich wpływowe osoby: profesorów uniwersytetów, biznesmenów, duchownych,
dziennikarzy.
"Jednym z najbardziej zaskakujących wniosków naszych badań było to, że osoby
mające kluczowy wpływ na opinię publiczną w swoich miastach w większości nie
zdają sobie sprawy z ogromnych korzyści finansowych, jakie mogą odnieść ze
wsparcia UE dla regionów" - napisali naukowcy. Ich zdaniem jest tak, "mimo że
niektóre z badanych regionów już otrzymały znaczną pomoc z Unii Europejskiej".
Większość badanych jako powody wejścia do UE wymieniało przede wszystkim
sprawy "ogólnonarodowe", jak bezpieczeństwo państwa czy korzyści
makroekonomiczne.
- Lokalne elity nie były włączone do negocjacji, brakuje im wiedzy, a
stosunek do UE jest ambiwalentny. To może mieć daleko idące skutki, jeśli
chodzi o wdrażanie unijnego prawa, gdy nowe kraje wejdą do UE - ocenił
kierownik projektu Jim Hughes z London School of Economics and Political
Science.
Ustawy nie wystarczą
Dominika Pszczółkowska: Jak ustaliliście, że lokalnym elitom brakuje wiedzy,
by wykorzystać pieniądze z UE?
Dr Claire Gordon, London School of Economics and Political Science,
współautorka raportu: Przeprowadziliśmy po blisko 75 wywiadów w każdym
mieście. Zadawaliśmy praktyczne pytania, np. "Czy kiedykolwiek był Pan/Pani
zaangażowany/a w jakikolwiek projekt finansowany z funduszy UE? Czy może
Pan/Pani wymienić obecnie realizowane projekty finansowane z funduszy UE w
Pana/Pani mieście?". Wiele osób nie było w stanie wymienić żadnych
realizowanych programów, nie mówiąc już o możliwościach na przyszłość.
Czy tak było we wszystkich krajach wchodzących do UE w 2004 roku?
- Najlepiej wypadły polskie Katowice. Tam więcej wiedziano o korzyściach dla
regionu. W Estonii, Słowenii i na Węgrzech lokalne elity częściej wyrażały
przekonanie o tym, że korzyści z członkostwa będą odczuwane bardziej na
poziomie narodowym niż regionalnym. Nasze badania ciągnęły się jednak przez
kilka lat. Polacy odpowiadali na pytania jako ostatni, w 2001 roku. Być może
dlatego byli lepiej poinformowani o konkretach. Jednak i w Katowicach za
rzadko mówiono o funduszach strukturalnych - o tym, co powinno ich
najbardziej interesować.
We wnioskach z badań napisaliście także, że poziom poinformowania jest na
tyle słaby, że może utrudnić wprowadzanie w życie unijnego prawa.
- Tak. Jest wiele unijnych dyrektyw dotyczących rolnictwa, ochrony
środowiska, warunków sanitarnych, które trzeba wprowadzać w życie na poziomie
regionalnym, a nie centralnym. Nie wystarczy wpisać ich do ustaw. Wydaje mi
się, że brak wiedzy lub ambiwalentne podejście do unijnego prawa może
spowodować, że nie będzie ono w praktyce stosowane i nie przyniesie
spodziewanych korzyści, np. czystszego środowiska.
Rozmawialiście także z elitami w krajach, które nie wejdą w najbliższym
czasie do Unii - na Ukrainie i w Rosji. Czy poziom wiedzy na temat Unii jest
porównywalny?
- Wiedza w tych krajach jest bardzo ograniczona. We Lwowie wyraźny był
większy entuzjazm wobec UE. W St. Petersburgu jedyne pozytywne uwagi
dotyczyły tego, że Rosja może skorzystać na kontaktach gospodarczych z UE.
Temat: Ocena przedprojektu (mojego własnego)
olo_76 napisał:
Pozostawmy analogie do informatyki bo nie są ani
> trafne ani zabawne.
Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak abstrakcyjne myślenie podobne jest do
działania (lub nie) programu informatycznego.
> Zbieram skrzętnie te uwagi które jestem w stanie wychwycić - wcale nie ma ich
> tak dużo jak Ci się wydaje.
Posumowując, to co wg mnie najważniejsze:
Nie bawiąc się w szczegóły, przedprojekt został oceniony - do d... Wynika to z
błędnego założenia, że
- zawsze w rodzinie będzie cudownie,
- zawsze staruszkowie będą sprawni,
- nigdy tam nie będziesz mieszkał i nigdy nie będziesz stary.
- wkładając ciężkie pieniądze w budowę, oczekujesz minimalnych, wręcz
nieistotnych wygód (siatka z zakupami, w czasie deszczu).
Ktoś wcześniej powiedział, że ruszenie jednego wymiaru, jednego pomieszczenia
niesie, na zasadzie naczyń połączonych, przestawiania i wymiarowania, od nowa,
innych pomieszczeń. Przyjmując to za pewnik, dalsza dyskusja nad tym
przedprojektem staje się bezcelow. Ale...
img208.imageshack.us/my.php?image=projekt2vv2.jpg
Korytarz założyłeś 177 cm. Są 3 schody, które powinny mieć min. 27 cm każdy,
tj. 81 cm w sumie. 177 - 81 = 96 cm. Grubość ścianki i futryny, to min. 10 cm
(grubość klamki). Drzwi powinny mieć 80 cm. Pozostaje 6 cm, czyli grubość
futryny. Jeżeli murarz pomyli się o cm, schody wejdą w drzwi itd.
Powracając do podsumowania...
Wychodząc z założenia, że projekt jest do d..., kochani architekci, nie bawiąc
się opisem rzeczy już nie byłej, próbowali pokazać koncepcję ustawienia garaży
na działce: na skrzydłach, centralnie, w przyziemiu (lekko w głąb). Ustawienie
garaży poza bryłą domu, daje możliwość lepszej orientacji budynku i rozkładu
pomieszczeń względem stron świata. Garaże nie muszą być takie długie. Większość
samochodów średniej klasy mieści się w 430 cm długości. Trzeba z nich wygodnie
wysiąść. 3,2 m, to trochę za mało na wygodne otwarcie obustronne drzwi.
Przypominam, że rodzice będą coraz starsi i mniej sprawni, a głupio jest
zostawić pasażera przed garażem, samemu wjechać, bo deszcz i siatki z
zakupami... Trochę pomogę. Pod poniższym linkiem, znajdziesz dokładną prognozę
pogody z rozpisaniem godzinowym. Możesz planować przyjazd pod dom między
opadami :)
meteo.icm.edu.pl/
Próbowali ustawić dom i pomieszczenia względem słońca. Jak większość problemów
zbagatelizowałeś.
Sugerowano salon na dole lub półpiętrze. Nie odniosłeś się do tej propozycji,
widząc w nim (salonie) własny, nie intymny świat. Czy rodzice nie mają swoich
bliskich, znajomych, których chcoeliby przyjąć, tylko gdzie? W kuchni, czy w
sypialni. Ich znajomi starzeją się równocześnie z nimi, z całym balastem
konsekwencji wieku.
Pojawił się pomysł 2 oddzielnych, a jednak połączonych budynków. Pomysł przedni
i do niego, odniosłeś się ciepło, choć z rezerwą. Chyba bardziej przez wzgląd
na autorkę niż na koncepcję.
Próbowano zasugerować problemy związane z wiekiem mieszkańców, Ty patrzysz
dalej przez pryzmat swojej sprawności.
Były sugestie, żeby nie pokazywać rysunków architektowi, aby nie sugerować
rozwiązań. Jego projekt, jego koncepcja, jego pomysł, który zaakceptują
rodzice, bo oni będą mieszkańcami, a Ty tylko gościem i bankierem inwestycji.
Projektowanie takiego domu jest trudne, żmudne i przypomina wyrabianie ciasta
drożdżowego. Im dłużej trwa, tym lepsze.
Chyba o niczym nie zapomniałem z najważniejszych problemów. Przeczytaj na
spokojnie jeszcze raz wszystkie posty i zrozum życzliwość ludzi piszących tutaj
(poza drobymi wyjątkami).
Powodzenia :)
PS
Nie jestem architektem.
Temat: Protest przeciwko nadbudowie kamienicy przy ul....
ciąg dalszy:
miasta.gazeta.pl/krakow/1,35798,2312304.html
Wniosek o kontrolę prawidłowości nadbudowy kamienicy przy ul. Szerokiej 12
Kontroli przez nadzór budowlany i konserwatora zabytków nadbudowy kamienicy
przy ul. Szerokiej 12 domaga się właściciel sąsiedniego domu. Magistracki
wydział architektury bada, czy dojdzie do weryfikacji pozwoleń, na podstawie
których odbywa się inwestycja.
O sprawie podniesienia dwupiętrowej kamienicy przy ul. Szerokiej o trzy piętra
pisaliśmy ponad dwa tygodnie temu. Inwestor tłumaczył się, że działa na
podstawie prawomocnego pozwolenia na budowę. Zdaniem Tytusa Miecznikowskiego,
właściciela domu z Szerokiej 13, podczas budowy doszło do odstępstw od warunków
zapisanych w pozwoleniu. Według niego w trakcie procedury administracyjnej
zmieniono pierwotne wytyczne konserwatorskie.
Kominy jak w fabryce
W wystąpieniach do nadzoru i konserwatora Miecznikowski podkreśla, że tak
znaczne podniesienie sąsiedniego budynku zaburza wentylację jego
jednopiętrowego domu. Wedle oceny fachowców, na których się powołuje, żeby
przywrócić właściwe warunki wentylacji, musiałby podnieść komin centralny o
metr, a biegnący w ścianie komin dwunastowentylowy o cztery metry.
- Chyba nikt sobie nie wyobraża, że na zabytkowym budynku ustawię kominy typowe
dla zabudowy fabrycznej - mówi Miecznikowski. I domaga się obniżenia
nadbudowywanej "dwunastki" przynajmniej o jedną kondygnację.
Protestujący sąsiad inwestycji z Szerokiej 12 wytyka również przekroczenie
wskaźnika intensywności zabudowy. - Dla Kazimierza ten parametr, czyli stosunek
powierzchni zabudowy do powierzchni działki, wynosił w poprzednio obowiązującym
planie zagospodarowania 1,5-1,7. Po nadbudowie wskaźnik zabudowy skoczył do
czterech! - wylicza Miecznikowski. - Chyba jest jakieś prawo, które zabrania
stawiania 19-metrowego budynku w odległości pięciu metrów od mojej działki.
Zamiast podwórka mam teraz pozbawioną wentylacji i światła studnię - dodaje.
O sytuacji związanej z nadbudową Szerokiej 12 Miecznikowski poinformował
również generalnego konserwatora zabytków i małopolskiego inspektora nadzoru
budowlanego.
Architektura sprawdza
Jak poinformowała "Gazetę" Ewa Arvay-Podhalańska, wicedyrektor wydziału
architektury krakowskiego magistratu, urzędnicy sprawdzają prawidłowość
postępowania, związanego z wydaniem pozwoleń budowlanych na przebudowę
kamienicy z Szerokiej 12. Wyjaśniane jest m.in., czy magistrat powinien był
wydać w maju 2004 r. pozwolenie budowlane dla projektu zamiennego, gdy będąca
jego podstawą decyzja ustalająca warunki zabudowy wypadła z obiegu prawnego w
końcem 1999 r. Takie rozstrzygnięcie przyjęło Samorządowe Kolegium Odwoławcze w
ostatecznej decyzji z maja 2002 r.
Przypomnijmy, że obecny inwestor zakupił budynek wraz z pierwotnym pozwoleniem
budowlanym z kwietnia 2001 r. od Fundacji Rodziny Nissenbaumów, której od 1996
r. nie udało się doprowadzić do remontu kamienicy. W tym czasie budynek popadł
w ruinę.
A konserwator swoje
Z wnioskiem o skontrolowanie zgodności inwestycji z zatwierdzonym projektem
wystąpił do nadzoru budowlanego małopolski konserwator zabytków Jan
Janczykowski. Jak nam powiedział, po obejrzeniu budowy miał wątpliwości co do
pewnych detali elewacji frontowej od strony Szerokiej oraz płaskiego
zwieńczenia oficyny od Starowiślnej. Złożony przez inwestora projekt
podniesienia kamienicy zyskał jego akceptację. - Uznałem, że jeżeli znalazł się
ktoś, kto chce uratować zabytkowy obiekt, to jest to cenna inicjatywa -
wyjaśniał konserwator w rozmowie z "Gazetą".
Temat: NIE WIERZĘ
NIE WIERZĘ
>>Piłka nożna robotów nie jest prostym przedsięwzięciem, jako że niełatwo
jest skonstruować drużynę robotów, które byłyby w stanie ze sobą
współpracować jako drużyna. "Bardzo trudno jest skojarzyć sztuczną
inteligencję z robotyką" - mówi Caroline Browne, jedna ze osób, które
pracowały nad robotami z Coventry. [...] Mając do dyspozycji niewielki
budżet, musieli polegać na sponsorach i własnej inwencji.
Drużyny z obydwu uniwesytetów udadzą się do Niemiec, gdzie na czerwiec
zaplanowano "technologiczny odpowiednik" Euro 2004. W niemieckich rozgrywkach
udział wezmą drużyny z 11 państw.
Tymczasem w rozgrywanych w przyszłym tygodniu "meczach", dwie drużyny złożone
z pięciu robotów każda, będą starały się w ciagu 10 minut zdobyć tyle bramek,
ile się da.
Naukowcy wierzą, iż do 2050 roku uda się stworzyć drużynę robotów, zdolnych
do pokonania człowieka w prawdziwym meczu piłki nożnej.<<
[źródło: www.bbc.co.uk; zdjęcie Caroline i jej robocików jest fajne]
W co konkretnie nie wierzę? Uważam, że udawana, sztuczna bezstronność BBC w
sprawie terrorystów nie przynosi chluby tej sieci, aczkolwiek dymisje sprzed
kilku miesięcy oraz przeprosiny wobec brytyjskiego premiera w związku z
zaangażowaniem w Iraku - są to kroki podnoszące ich wiarygodność. Nie o tym
jednak chciałem tym razem.
Jestem przekonany, że ten projekt, choć na razie nikt go tak naprawdę nie
próbuje nawet wcielać w życie, ale - jak widać - chęci są, jest bez szans.
Czterdzieści sześć lat to w dziedzinie robotyki i komputerów ogromnie dużo.
Ale jestem przekonany, że za mało dla osiągnięcia celu.
Jak uczciwie mógłbym uznać swoją pomyłkę, czego wymagam od robotów?
Konstrukcji humanoidalnej. Niech biegają szybciej od ludzi, ale niech
biegają, i to na dwóch tylko nogach. Ręce nie zmniejszone w proporcji do nóg
(chciałoby się, panowie robotycy, rzucić do gry w polu zawodników w ogóle bez
rąk, nie ma tak łatwo). Nie męczą się, nie denerwują i NIE ODCZUWAJĄ BÓLU, a
zatem niech zobowiążą się do gry zgodnej z przepisami - czerwona karka dla
robota powinna być automatyczną porażką jego drużyny. Masa i średni wzrost
nie mółby odbiegać od średniej ludzkich rywali więcej niż o 10 procent.
No i ważna rzecz. Roboty mogły by się porozumiewać podczas gry ze sobą i z
trenerem wyłącznie za pomocą dźwięków słyszalnych, nie moga być kukłami
sterowanymi przez radio przez centralny komputer. W przerwie oczywiście
obojętne mi jest, jak trener załaduje nowe dyspozycje.
TEGO TYPU warunki gwarantują, że człowiek wygra.
No i ostatnia, dość oczywista kwestia. Kim ma być ludzki przeciwnik. Jasne,
że nie przyznam się do pomyłki, jeśli przeciwnikiem będą rezerwy Wisły Kraków
albo Słowacja B. Sądzę, że w owych czasach regularnym faworytem w
mistrzostwach narodowych reprezentacji będą Stany Zjednoczone (Chińczycy też
pewnie będą się liczyć, ale może nie aż tak). O ile bez problemu jestem w
stanie sobie wyobrazić lepszego bramkarza w drużynie sztucznych, a także
lepszych egzekutorów rzutów karnych, to to, co jest najważniejsze, gra w
polu, odbiór piłki w biegu, dokładne podanie w biegu, a zwłaszcza subtelności
taktycznej koordynacji, to choćby pozostanie za 46 lat wystarczającą przewagą
naturalnych. Widzieliście mecz w Płocku Polska - USA? Chyba nie wyobrażacie
sobie, że gość, który składa się z samych czipów i sprężynek, mógłby zagrać
tak, jak Claudio Reyna? Jego już może nie będzie, ale następcy nie dadzą
plamy.
Temat: [Wawa] Tramwaje na Świętokrzyskim
[Wawa] Tramwaje na Świętokrzyskim
Skróci się czas jazdy z Woli na Pragę, a będzie taniej niż metrem
Dyrekcja Tramwajów Warszawskich chce puścić wagony mostem Świętokrzyskim.
Jako pierwsi ujawniamy szczegóły trzymanego do tej pory w tajemnicy projektu.
– Powstałoby najprostsze, najkrótsze, najtańsze i najszybsze połączenie Woli
i Bemowa z Pragą Południe – zachwala inwestycję wiceprezes Tramwajów
Warszawskich Krzysztof Mordziński. – Prowadzimy już rozmowy z władzami
stolicy – dodaje.
Tunelem na Powiśle
Nowa linia łączyłaby rondo ONZ z Teatrem Powszechnym. Tramwaje pojechałyby
północną stroną Świętokrzyskiej (czyli tą, gdzie jest m.in. Ministerstwo
Finansów). Natomiast na wysokości ul. Czackiego wozy w obu kierunkach
zjeżdżałyby pod ziemię. Z 400-metrowego tunelu wyjechałyby przy ul. Dynasy.
Dalej na Pragę mknęłyby mostem Świętokrzyskim. Koszt przedsięwzięcia
szacowany jest na 300 mln zł. Dla porównania: metro na odcinku od ronda
Daszyńskiego do Dworca Wileńskiego ma kosztować 2,3 mld zł. – Chcemy
wykorzystać niemal pusty most Świętokrzyski – mówi Jarosław Kiepura, członek
rady nadzorczej Tramwajów Warszawskich i pomysłodawca projektu.
Zdaniem miejskiej firmy, po wybudowaniu nowej trasy czas jazdy tramwajem z
Woli na Pragę skróciłby się z obecnych trzydziestu minut do dwudziestu.
I choć tory na moście sprawiłyby, że z dwóch pasów ruchu w każdą stronę
zostałoby ledwo po jednym, to zdaniem Tramwajów Warszawskich miejsca
wystarczy dla wszystkich. – Ten most jest wykorzystywany zaledwie w ośmiu
procentach – stwierdza Kiepura.
Gdzie jednak zmieścić tory na ulicy Świętokrzyskiej? Mają być położone po
północnej stronie, tam gdzie teraz są ogromne parkingi dla samochodów.
Liczą na pieniądze z UE
Na projektowanej inwestycji skorzystaliby przede wszystkim mieszkańcy
Gocławia. Miejska firma uzależnia bowiem doprowadzenie torów tramwajowych w
ten rejon miasta od dopuszczenia ruchu tramwajowego na Świętokrzyskim. Na
pozostałych mostach torowiska są już tak obciążone, że wprowadzenie na nie
dodatkowych linii zagrażałoby bezpieczeństwu pasażerów.
Tramwajarze liczą, że ich projekty ziszczą się już po roku 2010. Chcą wpisać
inwestycję w wieloletni program rozwoju transportu publicznego. To pozwoli na
uzyskanie środków unijnych na budowę. Szacuje się, że dwie trzecie z 300
potrzebnych milionów pochłonie tunel.
Nie spóźni metra
A co z metrem, które miało biec właśnie pod Świętokrzyską i dalej tunelem pod
Wisłą do Dw. Wileńskiego? – Zleciliśmy opracowanie innych wariantów przebiegu
drugiej linii – mówi Mieczysław Reksnis z Biura Naczelnego Architekta. –
Chcemy wybrać najlepszy wariant. To nie opóźni budowy metra – uspokaja
Reksnis.
Nie wyklucza się puszczenia metra przez pl. Piłsudskiego i dalej w stronę
Karowej. Inny wariant przewiduje, by stacje znajdowały się przy Dw.
Centralnym i dalej na osi Alej Jerozolimskich.
Eksperci ostrzegają
Niezależni eksperci wskazują, że propozycja ułożenia torów na pylonowym
moście wcale nie usprawni komunikacji. – Lepiej zbudować już nowy most – mówi
dr inż. Krzysztof Germaniuk z Instytutu Badawczego Dróg i Mostów. –
Kosztowałby około 200 mln zł. – Puszczenie tramwajów na Świętokrzyskim
sprawi, że będą korki.
O nowej trasie tramwajowej także w wiadomościach Radia Plus
Data: 2005-07-05
SŁAWOMIR ŚLUBOWSKI
www.zw.com.pl/apps/a/tekst.jsp?place=zw2_a_ListNews1&news_cat_id=11&news_id=66293
Należy teraz spodziewać się ujawnienia przez Tramwaje Warszawskie tajnych
planów, o tym, że mostem Łazienkowskim też miały jeździć tramwaje! Przecież
tym mostem na Gocław jest najbliżej. Niestety gwałtowny rozwój motoryzacji
sprawił, że te wizje odłożono do czasu budowy mostów: siekierkowskiego i
świętokrzyskiego właśnie.
Temat: Trasa na Gdańsk po myśli mieszkańców
Trasa na Gdańsk po myśli mieszkańców
Zjednoczyli siły i wychodzą na swoje a u nas gadka, gadka, gadka, komitety,
komitety, gadka i nic.
Nowa droga na północ Polski być może ominie Chomiczówkę
Do tej pory zaciekle protestowali. Teraz protesty wstrzymają. Państwowi
drogowcy chcą pójść na rękę mieszkańcom Chomiczówki. Najpewniej zbudują nową
trasę z dala od ich okien.
Na mieszkańców 50-tysięcznej Chomiczówki kilka tygodni temu padł blady
strach. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad ogłosiła niedawno, że
planuje budowę nowej trasy wylotowej na północ kraju prowadzącej przez
centralne Bemowo oraz wśród wysokich bloków zachodniej Chomiczówki. W
najgorszej sytuacji znaleźli się mieszkańcy ulic Conrada i Bogusławskiego
(Chomiczówka). Przez Bemowo bowiem trasa ma biec w tunelu.
Nie taki diabeł straszny
Ruszyła lawina protestów, której zwieńczeniem będzie dzisiejsza demonstracja
mieszkańców Bielan pod Pałacem Prezydenta RP przy Krakowskim Przedmieściu.
Ludzie obawiają się, że trasa pod oknami zamieni ich życie w koszmar.
Tymczasem jak dowiedziało się Życie Warszawy, GDDKiA chce tak zmienić
przebieg planowanej trasy, aby nie przecinała Chomiczówki na pół.
– Technicznie jest to możliwe – tłumaczy Wojciech Dąbrowski, szef
warszawskiego oddziału GDDKiA. – Wystarczy zmienić projekt tak, by droga na
wysokości wejścia na płytę lotniska Bemowo skręcała w lewo. Dalej mogłaby
biec prosto, po wschodnim obrzeżu lotniska. To pozwoliłoby ominąć Chomiczówkę
o jakieś kilkaset metrów od pierwszych domów.
Z dala od domów
Zdaniem Dąbrowskiego, przy takim rozwiązaniu mieszkańcy Chomiczówki nie
powinni się obawiać nowej trasy. Nie dość, że w tej wersji byłaby ona daleko
od ich domów, to dodatkowo jezdnia zostanie odgrodzona wysokimi na ponad trzy
metry ekranami akustycznymi. – Rozpoczniemy niebawem rozmowy z aeroklubem. To
dlatego, że proponowany przez nas przebieg wylotu na Gdańsk wymusi
wprowadzenie drobnych zmian w funkcjonowaniu lotniska – dodaje Wojciech
Dąbrowski.
Mieszkańcy zrzeszeni w komitecie społecznym „Chomiczówka przeciw degradacji”
są zadowoleni z propozycji GDDKiA. – Nie jesteśmy przeciwnikami budowy tras
ekspresowych przez miasto. Ale poprzedni plan zakładał, że trasa niemal
wejdzie do naszych klatek schodowych. Obecna propozycja dyrektora
Dąbrowskiego nam odpowiada, czekamy na ostateczną decyzję – ocenia Anna Kempa-
Janusiak z komitetu. Mimo to zaplanowany na dzisiaj protest nie został
odwołany.
Data: 2005-05-24
MARCIN HADAJ
www.zw.com.pl/apps/a/tekst.jsp?place=zw2_ListNews1&news_cat_id=9&news_id=63603
Strona 3 z 4 • Znaleziono 129 wyników • 1, 2, 3, 4