Wyświetlono wiadomości wyszukane dla słów: projekty MG domy





Temat: Przypadki naczelnego architekta
Gratulujmy dyr. Borowskiemu ...
... kolejnej udanej transakcji nieruchomościowej z "Belagami" z firmy Ghelamco !
Przecież to jest dobre dla Warszawy, a tym samym dla nas - jej mieszkańców - że
jacyś dobrzy ludzie "podają rękę" w potrzebie urzędnikowi municypalnemu nieco
zagubionemu w świecie biznesu. Najpierw pan B. kupił ruderę przy ulicy Foskal,
żeby wspomóc biedna wdowe - jej włascicielkę, ale okazało sie że mieszkają tam
dzicy lokatorzy ... jak tylko został głownym architem Warszawy to inspekcja
budowkana wysiedliła biedaków, żeby im sie dach na głowy nie zwalił ... a firma
Ghelamco wykupiła ruderę za te marne kilkanscie milionów zetów ... a żeby sie
p. B. za nią nie ckniło, to zatrudniła jego partnera od projektowania
architekta Grochowskiego do rysowania projektu jej modernizacji ... Z tymże
arch. Grochowskim swego czasu p. B. próbował podnieść z ruin d. Bank Polski
przy ul. Bielański, który swego czasu kupił jego inny partner w interesach
prezes przedsiębiorców polskich (za granicami Polski) niejaki Antoni Feldon,
którego za te granice - aż do Szwecji rzuciła ta sama fala emigracyjna 1968
roku co studenta architektury Miszę B. Nie udało się im przez parę lat ponieść
z ruin d. Banku Polskiego, którego pozostałości kupili - chcąc ją oczywiście
ratować od bankrutctwa - od upadającego państwoego przedsiębiorstwa (wojskowa
produkcja specjalna). Zadłużyli tę ruine na marnych pare milionów ówczesnych
dojczmarek (Antek Feldon dobrze płacił firmie Dom Architektury za kolejne
szkice projektów podnoszenia "reduty bielańskiej" z ruin !)W końcu wymyslili,
że trzeba użyć do pomocy zawsze niezawodnych Powstańców Warszawskich i
zaoferowali im tam wspaniałe 2 tysiące metrów kwadratowych stanu surowego
przyszłego muzeum Powstania Warszawskiego (za co mieli otrzymąc od wojewody
własność użytkowanej wieczyście nieruchomości ...) Ale wtedy postkomuch Jerzy
Lejk ówczesny dyrektor Budimexu, tak "zinterpretował" genialny projekt
Borowskiego i Grochowskiego, że powstańcy nie chcieli do tegoż "stanu surowego"
się wprowadzić, bo musieli by się schylać wchdoząc przez główne wejście ... (a
to było architektoniczne nawiązanie do ich epopei kanałowych. Z kłopotu wybawił
wszystkich prez. Kaczyński wyprowadzając Powstańsców na Wolę, Lejka - na
dyrektora metra, a Borowskiego z "reduty bielańskiej" do Ratusza. jedynie arch.
Grochowski został sie biedak z projektem (wspólsygnowanym przez Borowskiego), a
Antoni Feldon - ze starą ruiną "reduty bielańskiej" i z nową ruiną niedoszłego
muzeum Powstania ... A pomimo, że pozwolenie na budowe zostało uzyskane na
genialny projekt spólki Borowski - Grochowski, to nikt go jakoś nie chciał
zbudować, przez parę lat, aż sie w końcu Ghelamco zlitowało i zdecydowało się
pomóc, za marny kawałe dzialki w sąsiedztwie ... no i wszyscy sa znowu
zadowoleni ...
obserwator rynku nieruchomości warszawskich



Temat: Widzieć szerzej - w dodateku DOM Gazety
Widzieć szerzej - w dodateku DOM Gazety
Rozmawiała Agnieszka Zielińska 24-06-2003 12:08

Rozmowa z architektem Jackiem Wesołowskim

Jacek Wesołowski jest absolwentem Politechniki Łódzkiej, a od 1989 roku
adiunktem Historii Architektury i Konserwacji Zabytków tamtejszego Instytutu
Architektury i Urbanistyki. Interesuje się też problematyką rewitalizacji
miast, dziejami transportu i miejską polityką transportową

Agnieszka Zielińska: W jednym z wywiadów powiedział Pan, że wygląd miast
związany jest z kulturą danej społeczności. Od kultury zależy oblicze miasta,
a od wyglądu miasta - poziom kultury. Czy polskim miastom brak kultury?

Jacek Wesołowski: Niestety, tak. Są kraje (głównie na południu i zachodzie
Europy), w których miejskość jest zakorzeniona głęboko w tradycji. Są też
kraje, w których model życia oscylował wokół wsi - chodzi głównie o kultury
anglosaskie. Tam wynalazki w dziedzinie transportu i taniego budownictwa
posłużyły do swoistej degradacji miast. Skrajne formy proces ten przyjął w
USA, gdzie w ogóle zanikło "miasto ulicy i placu" zastąpione przez
niekontrolowanie rozwijające się przedmieścia.

Do jakich wzorów bliżej jest polskim miastom?

- Stan polskich miast jest zły. Dominuje w nich "ja" nad "my". Element
indywidualistyczny przeważa nad dobrem publicznym. Jeśli na ulicy wycina się
drzewa, bo przeszkadzają w parkowaniu samochodów, jeśli trawnik jest
zamieniany w rozjeżdżone klepisko, to świadczy to o tym, że poczucie dobra
wspólnego nie przenosi się na otaczającą przestrzeń, zwłaszcza tam, gdzie
chodzi o "kraj-obraz codzienny".

Amerykańskim miastom nie można odmówić dbałości o otoczenie. Niewiele ma to
jednak wspólnego z europejską kulturą ulicy i placu. Miasta polskie tkwią w
czymś pośrednim. Są w nich jakieś ulice, place, które są enklawą miejskiego
życia. Ale są też miasta, których w sensie przestrzennym nie ma - bo nie mają
ani głównego placu, ani głównej ulicy - mimo że były tam one jeszcze pół
wieku temu.

Trzeba zastanowić się, czy pojęcie miejskiej przestrzeni ma jeszcze dzisiaj
sens, czy też musimy pogodzić się ze "strukturą miastopodobną"?

Są jednak miasta - np. Kraków - w których "miejskość" jest zakorzeniona.
Oczywiście to wyjątki.

Architekci i urbaniści alarmują, że pogłębia się chaos w otaczającej nas
przestrzeni. Czy nie są po trosze sami temu winni?

- Winni są właściwie wszyscy. Za system planowania i gospodarki przestrzennej
odpowiada państwo, a jakość formy architektonicznej wynika z gustów inwestora
i projektanta.

Doprowadzono do urynkowienia procesu planowania bez odpowiednich zasad, które
istnieją w wielu europejskich krajach. Urbanista stał się czystym wykonawcą
poleceń swoich chlebodawców, czyli władz miasta lub gminy. Te z kolei nie
zdają sobie sprawy z tego, że estetyka przekłada się na konkretne pieniądze.

Władze muszą się jednak zastanowić, ile kosztuje pozostawienie
niezagospodarowanych pustek w śródmieściach, jeśli jednocześnie zabudowuje
się podmiejskie pola. Jest takie angielskie przysłowie: "Penny foul, pound
wise". Chodzi o to, że ktoś dziś pazerny na grosze, nie ma szans na złotówki
w przyszłości.

Skłonić do myślenia o przyszłości miast mogłoby chyba tylko państwo, którego
racją istnienia jest także to, by widzieć szerzej i podejmować niepopularne
decyzje. Niestety, również w urbanistyce ono uparcie nie chce się wywiązać z
tego obowiązku. A miałoby dużo do zrobienia.

Raster:
Miasta w przyszłości

3 i 4 lipca w Warszawie odbędzie się konferencja "Przestrzeń miejska jako
dobro publiczne". Architekci, urbaniści, inwestorzy, wykonawcy,
przedstawiciele samorządu i organizacji branżowych będą debatować nad
warunkami, które powinny być spełnione, by otaczał nas ład przestrzenny.
Specjalnym gościem będzie Daniel Libeskind, zwycięzca konkursu na projekt
odbudowy wież World Trade Center.
Miejsce: Biblioteka Narodowa, al. Niepodległości 213
Organizator: MGG CONFERENCES
Patronat: Urząd Miasta Warszawy i Stowarzyszenie Architektów Polskich
Patronat medialny: "Gazeta Wyborcza", "Architektura Murator", Polska Agencja
Prasowa, "Gazeta Samorządu i Administracji"
Dodatkowe informacje: tel. (0-22) 659 74 19, 822 09 68, fax: (0-22) 823 92 43
www.forum.mgg-conferences.pl
e-mail: biuro@mgg-conferences.pl

www2.gazeta.pl/dom/1,22106,1542720.html





Temat: Śląsk, ta najbardziej amerykańska dzielnica Polski
Śląsk, ta najbardziej amerykańska dzielnica Polski
Pierwsze drapacze śląskie
Teksty artykułów pochodzą z gazety "Architektura i budownictwo" z 1932 r.

Śląsk, ta najbardziej amerykańska dzielnica Polski, wyprzedził inne dzielnice
pod względem "pięcia się ku górze". Powstaje tutaj pierwszy wielopiętrowy
budynek, jeden z najwyższych w Europie - pisał w 1932 r. miesięcznik
"Architektura i budownictwo" w numerze całkowicie poświęconym Śląskowi.
Poniżej prezentujemy artykuły z tego czasu, zachowując oryginalną pisownię.

Olbrzymi wpływ kultury amerykańskiej na Europę powojenną przejawił się w
każdej nieomal dziedzinie życia. Muzyka, literatura, teatr, sztuki plastyczne
amerykanizują się, czerpiąc z kultury amerykańskiej. Architektura, będąca
wykładnikiem epoki, jako sztuka najwięcej z życiem związana, będąca życia ramą
i zwierciadłem, nie pozostała wtyle. Europa amerykanizuje się i w tym
kierunku. ( )

Śląsk, ta najbardziej amerykańska dzielnica Polski, wyprzedził inne dzielnice
pod względem "pięcia się ku górze". Powstaje tutaj pierwszy wielopiętrowy
budynek, jeden z najwyższych w Europie. Stal jest kośćcem budowli
wielopiętrowej, to też nic nowego, że Śląsk - ojczyzna polskiej stali -
pierwszy buduje szkieletowe drapacze. ( )

Katowice, przed wojną małe prowincjonalne miasto, nawet niepowiatowe, stało
się nagle stolicą autonomicznego Województwa, silnie uprzemysłowionego.
Powstaje tutaj cały szereg władz rządowych i autonomicznych, reprezentacji
oraz związków przemysłowych i handlowych; nie tylko trzeba je było pomieścić,
ale dać możność kulturalnego mieszkania rzeszy urzędników, idącej w tysiące i
ich rodzin.

Protoplasta wieżowców

Skarb Śląski buduje domy urzędnicze, jest ich jednak ciągle za mało, a parcel
brak. Katowice powstały z małej osady górniczej, jest ciasno, parcele drogie,
nie można rozsiadać się szeroko, trzeba zatem piąć się w górę.

Pierwszą próbą w tym kierunku jest dom mieszkalny, siedmiopiętrowy, o
szkielecie stalowym przy ulicy Wojewódzkiej. Autor projektu, inż. arch.
Eustachy Chmielewski z biura architektonicznego Śląskiego Urzędu
Wojewódzkiego, miał niemałe trudności w projektowaniu na małej, ciasnej
parcelce. Była to pierwsza większa budowla o szkielecie stalowym na Śląsku.
Termin wykonania projektu, co w naszych urzędach zdarza się często, był
minimalny, mimo to autor stworzył dzieło o wybitnych walorach architektonicznych.

Budynek wykonano w konstrukcji stalowej, nitowanej, wypełnionej cegłą
dziurawką o formacie normalnym pruskim. ( )

Budowa domu przy ulicy Wojewódzkiej był pierwszą próbą, wyniki były dobre,
doświadczenia cenne, to też z inicjatywy naczelnika Wydziału Robót Publicznych
ś. p. inż. Henryka Zawadowskiego, a za aprobatą i poparciem Wojewody Śląskiego
D-ra Michała Grażyńskiego, przystąpiono w roku ubiegłym do budowy
wielopiętrowego gmachu przy ulicy Zielonej [dziś Curie-Skłodowskiej - przyp.
red.] w Katowicach. Gmach ten pomieścić ma dwa urzędy skarbowe, kasę skarbową,
urząd katastralny, urząd akcyz i monopoli oraz mieszkania dla urzędników. ( )




Temat: Uwagi do studium-ważne
Papirus oczywiście ma rację i powtarza jeszcze raz innymi słowami to,co
uprzednio wszyscy trzeźwo myślący mieszkańcy Łomianek mówili,pisali.
Uważam,że obecnie,do czasu wymiany burmistrza i rady,są cztery kluczowe problemy
dotyczące WSZYSTKICH mieszkańców Łomianek.
1.Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania.Jest podstawą do planów
zagospodarowania i różnych decyzji administracyjnych łącznie z
umowami,pozwoleniami na budowę dla deweloperów itp.Wygląda na to,że burmistrz
dąży za wszelką cenę postawić nowe władze Łomianek wobec faktów dokonanych,które
odkręcić będzie bardzo trudno.
To jest sprawa bardzo pilna,termin składania uwag mija 8.12.05.
I choć nawet poprawnie składane uwagi są nieuwzględniane jak np:"obniżenie klasy
ul.Kościelna Droga ze zbiorczej na lokalną" -odpowiedź: "zmiana wymaga
opracowania nowego studium", to trzeba je składać starając się,o ile ma się
dostęp do projektu studium,używać precyzyjnych określeń zgodnie z nomenklaturą
studium.
Wg.posiadanego wykazu uwag na 39 uwag większość (tych istotnych) będzie
odrzucona.Oczywiście,decyzję podejmuje burmistrz a uchwala rada miasta,ale nie
łudźmy się,rozstrzygnięcia wg.tego wykazu nie będą zmienione.
Tym niemniej uwagi trzeba składać koniecznie i to szybko!Będą potrzebne przy
dalszych naszych działaniach.
Co prawda burmistrz liczy zapewne na art.7 ustawy z 2003 r. o planowaniu i
zagospodarowaniu przestrzennym,który mówi ,że rozstrzygnięcia burmistrza nie
podlegają zaskarżeniu do sądu administracyjnego,ale są jeszcze inne drogi prawne.
2.Zagrożenie powodziowe.Powinniśmy zmusić burmistrza,żeby zaczął wreszcie
współpracować konstruktywnie z Wojewódzkim Zarządem Melioracji i Urządzeń
Wodnych w Warszawie,zamiast mydlić oczy mieszkańcom (szczególnie Dąbrowy) iluzją
"drogi po wale"która miałaby ich zabezpieczyć od powodzi.Teraz zresztą ma być to
"droga obok wału"która z punktu zagrożenia powodziowego niczego nie rozwiązuje.
Zamiast napisać jedno pismo !! przez 7 lat o zagrożeniu powodziowym powinien
przeznaczyć 150 tys.zł na
partycypację w opracowaniu poprzez WMiUW projektu technicznego wzmocnienia wałów
wiślanych,co mu proponowano!!!
3.Hipermarket.Wg.badań burmistrza połowa mieszkańców Łomianek jest za budową
hipermarketu.Na zebraniach z mieszkańcami osiedli Dąbrowa Leśna,Szopena,Łomianki
Górne (na których byłem) przeszło 90% zebranych opowiedziało się w jawnym
głosowaniu przeciw budowie hipermarketu.
Burmistrz jednak prze do niej.Hipermarket nie będzie działał jeśli nie powstanie
podczyszczalnia wód deszczowych (z terenów hipermarketu) i kolektor
odprowadzający.Ta podczyszczalnia nie jest potrzebna Łomiankom!!!
Burmistrz załatwił najpierw decyzję wojewody o budowie podczyszczalni jako
obiektu pożytku publicznego ??? a potem,ponieważ mieszkańcy Burakowa nie chcieli
się zgodzić na budowę kolektora poprzez ich tereny,wyciągnął ustawę z 1963 r!!!i
na jej podstawie założył spółkę przymusową narzucając jej w statucie obowiązek
budowy kolektora.Sprawa jeszcze nie jest przegrana.Statut można zmienić.Musimy
pomóc Burakowowi w ich walce.
Hipermarket zakorkuje bowiem dodatkowo wyjazd z Łomianek w kierunku
Warszawy,albo ulice Dąbrowy.
4.Drugi wylot trasy szybkiego ruchu w kierunku Warszawy.
Ul.Kolejowa pozostanie drogą krajową E-7.Jej modernizacja (wiadukty nad
nią,kładki dla pieszych,poprawa dróg opaskowych) jedynie poprawią komunikację
Łomianki-Dąbrowa.Nie rozwiąże natomiast problemu dojazdu do Warszawy.Wiadukt na
Wójcickiego poprawiłby trochę przepustowość,ale nie całkowicie.
Musi być drugi wylot do W-wy.
KOŁ wypowiadał się od początku,że czy S-7 (trasa mszczonowska) czy "droga po
wale" zdecydować muszą drogowcy i ekolodzy.I to jak najszybciej!!!
Przedłużająca się debata na temat przebiegu drugiej trasy nam szkodzi!!!
S-7. Teren jest zarezerwowany,jest zgoda KPN,pewien dyskomfort dla domów
najbliżej usytuowanych,dojazd do Kampinosu możliwy gdy powstaną wiadukty nad S-7.
Droga po lub obok wału.Problemy z terenem,problem z Natura-2000,wyburzania domów
na trasie,a wlot na Wisłostradę i tam korek.Już teraz Wisłostrada w godzinach
szczytu korkuje się.
Sądzę,że S-7 jest nieuniknione.
Narazie KOŁ wystąpił do GDDKiA o przyśpieszenie modernizacji
ul.Kolejowej,szczególnie chodzi nam o wiadukty,które można już budować,jeśli
będzie tylko współpraca z burmistrzem.O odpowiedzi na nasze pismo - poinformujemy.



Temat: Trasa na Gdańsk po myśli mieszkańców
Trasa na Gdańsk po myśli mieszkańców
Zjednoczyli siły i wychodzą na swoje a u nas gadka, gadka, gadka, komitety,
komitety, gadka i nic.

Nowa droga na północ Polski być może ominie Chomiczówkę

Do tej pory zaciekle protestowali. Teraz protesty wstrzymają. Państwowi
drogowcy chcą pójść na rękę mieszkańcom Chomiczówki. Najpewniej zbudują nową
trasę z dala od ich okien.

Na mieszkańców 50-tysięcznej Chomiczówki kilka tygodni temu padł blady
strach. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad ogłosiła niedawno, że
planuje budowę nowej trasy wylotowej na północ kraju prowadzącej przez
centralne Bemowo oraz wśród wysokich bloków zachodniej Chomiczówki. W
najgorszej sytuacji znaleźli się mieszkańcy ulic Conrada i Bogusławskiego
(Chomiczówka). Przez Bemowo bowiem trasa ma biec w tunelu.
Nie taki diabeł straszny

Ruszyła lawina protestów, której zwieńczeniem będzie dzisiejsza demonstracja
mieszkańców Bielan pod Pałacem Prezydenta RP przy Krakowskim Przedmieściu.
Ludzie obawiają się, że trasa pod oknami zamieni ich życie w koszmar.
Tymczasem jak dowiedziało się Życie Warszawy, GDDKiA chce tak zmienić
przebieg planowanej trasy, aby nie przecinała Chomiczówki na pół.

– Technicznie jest to możliwe – tłumaczy Wojciech Dąbrowski, szef
warszawskiego oddziału GDDKiA. – Wystarczy zmienić projekt tak, by droga na
wysokości wejścia na płytę lotniska Bemowo skręcała w lewo. Dalej mogłaby
biec prosto, po wschodnim obrzeżu lotniska. To pozwoliłoby ominąć Chomiczówkę
o jakieś kilkaset metrów od pierwszych domów.

Z dala od domów

Zdaniem Dąbrowskiego, przy takim rozwiązaniu mieszkańcy Chomiczówki nie
powinni się obawiać nowej trasy. Nie dość, że w tej wersji byłaby ona daleko
od ich domów, to dodatkowo jezdnia zostanie odgrodzona wysokimi na ponad trzy
metry ekranami akustycznymi. – Rozpoczniemy niebawem rozmowy z aeroklubem. To
dlatego, że proponowany przez nas przebieg wylotu na Gdańsk wymusi
wprowadzenie drobnych zmian w funkcjonowaniu lotniska – dodaje Wojciech
Dąbrowski.
Mieszkańcy zrzeszeni w komitecie społecznym „Chomiczówka przeciw degradacji”
są zadowoleni z propozycji GDDKiA. – Nie jesteśmy przeciwnikami budowy tras
ekspresowych przez miasto. Ale poprzedni plan zakładał, że trasa niemal
wejdzie do naszych klatek schodowych. Obecna propozycja dyrektora
Dąbrowskiego nam odpowiada, czekamy na ostateczną decyzję – ocenia Anna Kempa-
Janusiak z komitetu. Mimo to zaplanowany na dzisiaj protest nie został
odwołany.

Data: 2005-05-24

MARCIN HADAJ

www.zw.com.pl/apps/a/tekst.jsp?place=zw2_ListNews1&news_cat_id=9&news_id=63603



Temat: Centrum Ścieżek Rowerowych
Centrum Ścieżek Rowerowych
Jak to z tym centrum ściezek rowerowych jest...
Na Dąbrowie nieopodal jednego z radnych z GTW zamieszkał, znany kolarz
Zamana, i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jego brat znany
propagator budowy ścieżek rowerowych wyczuł naiwnośc naszych randych i
naszego b. Zakręcił sie, (słyszałem, że byli razem na "wycieczce"-ale to do
sprawdzenia), zakołowali burmistrzem, ten jako prawdziwy wyznawca wielkich
nieprzemyslanych inwestycji od razu podszedł z entuzjazem, zgromadził swoją
wspaniałą 10 i obradowali, doszli do wniosku budujemy. A co tam mieszkańcy...
oni tylko chceliby wodociągi, kanalizację, drogi asfaltowe i oświetlenie, do
tego chcieliby tani urząd, ale nam to nie w smak. Im więcej zatrudniamy ludzi
tym większe mamy poparcie, a jak wybudujemy CŚR to znowu zatrudnimy ok.50
osób, oczywiscie kierownicze stanowiska tylko dla najbardziej zaufanych. Nie
ważne były pytania złośliwych radnych i mieszkańców o koszty, czym prędzej
zwołano sesję, w wakacje, gdy wszyscy na urlopach, p. Zamana powiedział, że
jego projekt to prawdziwa okazja, kosztuje tylko 150 tys zł i lepiej sie
pospieszmy bo jeszcze sie rozmysli, więc radni bez zmrużenia okiem, podjęli
uchwałę. Facet kasę zgarnął, w międzyczasie pojawił sie artykuł na 3 strony w
GŁ o tym jak ważne dla mieszkańców jest CŚR, niestety nie było tam mowy o
samych ściezkach, na sesji gdy radni pytali "p.burmistrzu, ale kiedy do tego
centrum będą wybudowane ściezki rowerowe", b. odpowiadał wybudujemy
wybudujemy, a kiedy to nie wazne, mówił ze nawet moze po wale, ale szybko sie
wycofał bo po wale ma iśc autostrada. Piątka radnych zaniepokojona takim
nagłym obrotem sprawy postanowiła opublikować w GŁ atykuł, aby mieszkańcy
dowiedzieli sie że CŚR ma nas kosztować ok. 5 mln złotych, a do tego jeszcze
gmina włoży swój teren. Mało tego trzeba to będzie pokryć z kolejnego
kredytu, no niestety nie dostapili zaszczytu publikacji w GŁ, główny cenzor
czyli burmistrz nie pozwolił, stwierdził, że tekst jest za długi, miał około
strony, niemniej jednak nie przeszkadzało mu dopuszczenie do GŁ p. Zamany,
którego tekst zajmował 3 strony i wychwalał cały projekt. Pospiech był
wskazny burmistrz poszedł dalej, juz we wrzesniu postawił w porządku obrad
sesji pkt. rezerwa w 2006 roku w budżecie kwoty ok.500 tyś na budowę CŚR, tak
się spieszył tak z tym gonił, że popełnił błędy proceduralne, uchwałe podjęto
mimo sprzeciwu 5 radnych niezaleznych. B zacierał ręce, mamy znowu wielką
inwestycję tylko takie lubię, co tam kładki, co tam wały, będziemy mieli
prawdziwe centrum rowerowe, bez ścieżek, ale po co sciezki nie o ściezki
wszak tu idzie. No niestety jaki zawód go spotkał, gdy nagle przyszło pismo
wyższa instancja odrzuciła podjętą niezgodnie z prawem uchwałę, i 500 tys nie
można zarezerwować, wściekłość szfpnęła ciałem b. nie spodziewał sie takiej
znieawagi, a wszystko przez tą 5 radnych, to oni dopatrzyli się
nieprawidłowości i "podkablowali mnie"- "no cóż przeprowadzimy to w innym
terminie-pomyślał, a teraz czas zabrac się za tą opozycję, to nie mieszkańcy
to bestie chcące nieistotnych dla miasta dróg, wodociągów, nowych wałów i
jeszcze nie pozwalają mi śpiewac w kościele, ale ja to już i pokaże.".
Oczywiście wszelkie podobieństwo do osób przypadkowe!
Spotkałem znajemego i pyta"... a co to jest CŚR"- nie wiesz nie słyszałeś to
ma byc hotel dla rowerzystów, będa mogli tu spać,-" ale kto to buduje pyta"
mnie dalej- jak to kto nasz gmina Ł. -"No ale po co mieszkańcom Łomianek
hotel, przeciez każdy dojedzie rowerem do domu w 5 minut"- a no widzisz nie
rozumiesz to nie ma byc dla mieszkańców, tylko dla p. Zamany,- on tam będzie
miał swój sklep, hotel serwis, a mieszkańcy wara, nie dla psa kiełbasa. -To
tak jak z ICDS, moja córka zobaczyła, że grają dziewczyny w koszykówkę
poszła, aby się zapisać, niestety została wyrzucona, bo to nie dla
mieszkańców Łomianek. - "No tak, ale długi to my spłacamy do 2025". My
niestety my- odpowiedziałem ze smutkiem.



Temat: MANIA WŁADZY...CD
Mamy już rok 2030, prognozy drogowców się sprawdziły, ruch jest dwa razy taki
jak w 2006r., na terenie Łomianek większośc ruchu generuja nasi kierowcy,
niestety mamy obwodnice po wale a w zasadzie obok wału i drugi wyjazd ul.
Kolejową, zgodnie z koncepcja burmistrza została własnościa burmistrza. GDDKiA
zarządza tylko tą nad wałem. Wszyscy kierowcy klną na już dawno obalonego
burmistrza Sokołowskiego, bo zrealizowano jego projekt, najbliższy wjazd na
trase po wale jest na moście północnym, własnie zgodnie z tym projektem, aby
przejechac do Jabłonnej tzreba jechac na most północny lub do kazunia i wracać
do Łomianek.
Dwa razy więcej samochodów na Kolejowej oznacza totalny paraliż, nie tylko w
Łomiankach, ale przede wszystkim na wjzedzie na most północny, bo łączą się tam
dwie drogi ul. Kolejowa z Łomianek i słynna Sokołowa NOŁ. Obie drogi
wprowadzają ruch własnie na ten most powodując paraliż komunikacyjny w tej
częście warszawy. Wyjazd z Łomianek do mostu północnego trwa obecnie 2 godziny,
bo oprócz NOŁ są inne łączniki z Białołęki, z wisłostrady, z TMP.
Już dziś GDDKiA rozważa poprowadznie nowej drogi przez Łomianeki najbardziej
zakorkowaną miejscowość podwarszawską. Niestety jakby tego było mało, planowana
wcześniej NOŁ jako droga ekspresowa nie spełnia takich wymogów, ponieważ przy
moście północnym istnieje duże zgrożenie kolizją ze względu na ilośc połączeń,
ogrniaczono tam prędkośc do 60km na godzinę, co spowodowało dodatkowe problemy
w płynności ruchu. Mimo wybudowanej NOŁ, większośc kierowców spoza Łomianek
zgodnie z prawami dorgowymi wybiera ul. Kolejową jako krótszą, a skoro obie te
trasy stoją w korku przynajmniej zaoszczędzą benzynę.
W najgorszej sytaucji są mieszkąńcy ul. Kolejowaej, bo zamaist obiecywanej
modernizacji tej drogi, gmina stała się jej właścicielem i dalej nie zrobionio
kładek, nie założono ekranów wygłuszających, nie zrobiono skrzyżowań
bezkolizynych, droga dalej jest trasą śmierci. Jako dorga gminna stała się
ulica zbiorczą i nie ma na niej takich wymogów bezpieczeństwa jak na drodze
ekspresowej.
A Łomianki, wybudowano wreszcie trase KD, do tej pory ciagna się sprawy
właśnościowe w sądach. Niestety korek na kościelnej drodze zaczyna się przy
wyschniętym jeziorze fabrycznym, ruch zarówno z warszawskiej jak i KD skieorano
na ul. Brukową, czas oczekiwania na wyjazd wydłużył sie o godzinę.
Droga przebiegająca środkiem jeziora fabrycznego spowodowała jego wyschnięcie,
miało to wpływ na cały klimat tych terenów, rezerwat jez. Kiełpińskie do
którego biegła struda z jez. Fabrycznego również wysycha, nie ma dostatecznej
ilości wody, podobnie z jeziorem dziekowskim(przez którego częśc równiez
biegnie trasa po wale), pawłowskim, wiejskim.
Łomiankom wciąż grozi powódz, bo trasy po wale nie dało się poprowadzić po
wale, ale obok wału. Polska i Łomianki płaca olbrzymie kary UE za wejście w
obszar NATURA 2000, 20 tyś euro dziennie, wyginęły praktycznie wszystkie
gatunki ptaków, płazów, gazdów i ryb, podtruwane spalinami i wystaszone
hałasem, przy wale nie ma wymogów budowy ekranów dzwiękowych, bo przepisy mówią
tylko o terenach zamieszkiwanych, a tu wszystkie domy zostały wyburzone.
W Łomiankach nie ma również oczyszczalni ścieków, w związku z budową trasy po
wale musiano ją wyburzyć, burmistrz nie zdołał wybudować przez te lata nowej bo
wciąż nie ma planów zagospodarownaia przestrzennego, trwa grabież rur wod-kan,
które leżą w ziemi niewykorzystane...

Zapraszam również tu:
www.lecsokole.pl/obw_mapy.htm




Temat: Plac Trzech Krzyży bez parkingu podziemnego
Plac Trzech Krzyży bez parkingu podziemnego
Remontujmy Plac Trzech Krzyży, ale z głową

Remont Placu Trzech Krzyży jest ostatnim etapem remontu Traktu
Królewskiego. Inwestycja ma ruszyć w tym roku. Pierwszym krokiem
jest ogłoszenie konkursu na projekt zagospodarowania Placu, w którym
pracownie architektoniczne zaproponują swoje koncepcje w oparciu o
wytyczne władz miasta. I wszystko byłoby w porządku gdyby nie
absurdalna koncepcja przeprowadzenia remontu.
Warunki konkursu ogłoszonego przez władze miasta na projekt remontu
nawierzchni Placu Trzech Krzyży, zostały sformułowane w taki sposób,
że kwestia budowy parkingu podziemnego została zapisana, jako
opcjonalna. Co gorsza, sama inwestycja ma być prowadzona w dwóch
etapach najpierw remont nawierzchni, później budowa parkingu
podziemnego. To trochę tak jakby budowę domu podzielić na dwa etapy
i w pierwszym zaplanować budowę dachu. Dzielenie inwestycji ma sens
pod warunkiem przeprowadzenia jej w odwrotnej niż zaproponowana
przez władze miasta kolejności.
Sprawa jest niezwykle kuriozalna, ponieważ według dostępnych
informacji będzie to inwestycja, za którą zapłacimy dwukrotnie. Po
raz pierwszy, kiedy będzie wymieniana nawierzchnia (w perspektywie
do 2012 roku), po raz drugi zaś kiedy będzie budowany parking
podziemny pod Placem. Zdaję sobie sprawę, że rok 2012 i turyści,
który odwiedzą Warszawę w związku z odbywającymi się wówczas
Mistrzostwami Europy w Piłce Nożnej, skłaniają nas do szczególnie
zintensyfikowanych działań na rzecz poprawy estetyki stolicy. Jednak
na takie fanaberie, jak dwukrotne przeprowadzenie inwestycji remontu
nawierzchni Placu, zwyczajnie nas nie stać.
Poza tym istnieje uzasadniona obawa, że przeprowadzenie tego
typu „kadłubowej” inwestycji opóźni czy wręcz doprowadzi do
zarzucenia budowy parkingu podziemnego pod Placem. Długo
zabiegaliśmy o remont Placu Trzech Krzyży i przekształcenie go z
dużego węzła komunikacyjnego w miejsce zielone, przyjazne
mieszkańcom miejsce spotkań. Wszyscy chcielibyśmy, aby nastąpiło to
jak najszybciej. Jednakże w perspektywie remontu Traktu Królewskiego
i znacznego ograniczenia liczby miejsc do parkowania, parking
podziemny jest kwestią niecierpiącą zwłoki. W przeciwnym razie
mieszkańcy nadal, nie bez podstaw, będą nas pytać czy „mają nauczyć
lewitować swoje samochody?”. Sposób remontu Traktu Królewskiego ma
natomiast poważną wadę, wiąże się ograniczeniem i tak niewielkiej
liczby miejsc do parkowania dla mieszkańców. Wystarczy przypomnieć
sytuację mieszkańców okolic Krakowskiego Przedmieścia, na którym
zlikwidowano ok. 150 miejsc do parkowania. W zamian miał powstać
parking podziemny pod Placem Teatralnym, jednakże obawy przed
budowaniem w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego sprawiają, ze
inwestycja do tej pory nie ruszyła. Taka sytuacja nie może się
powtórzyć w przypadku Placu Trzech Krzyży.
Ta inwestycja musi być przeprowadzona, ale przeprowadzona w sposób
rozsądny i gospodarny. Pełna przebudowa Placu musi odbyć się za
jednym razem: część podziemna i naziemna. Jeśli nie jest to możliwe
przed EURO 2012, to być może warto modernizację rozpocząć zaraz po
Mistrzostwach.
Remont Placu nie jest zadaniem dzielnicowym, ale ogólnomiejskim.
Będziemy jednak apelować do władz miasta o zmianę przyjętej
koncepcji przeprowadzenia remontu, aby zapobiec marnotrawieniu
pieniędzy podatników. Jeszcze nie jest za późno. W zeszłym tygodniu
złożyłem w tej sprawie interpelację, o uzyskanej odpowiedzi Państwa
poinformuję.

Grzegorz Walkiewicz
Wiceprzewodniczący Rady Dzielnicy Śródmieście m.st. Warszawy
Klub Radnych Sojuszu Lewicy Demokratycznej
Czekam na Państwa opinie – tel. 606 264 299 (po g. 16), e-mail:
gwalkiewicz@op.pl




Temat: Kto zna swojego radnego?
esscort napisał:
A moze radny Sikorski zabiegał o wpuszczenie wodociągu
> na ulice Dąbrowy. Przecież mamy wodociąg na Dolnej. Co to za problem wkopać
> rurę dalej?

Esscorcie, czy mógłbyś zdradzić, o jaką część Dąbrowy Ci idzie? Jestem tego
ciekaw po prostu dlatego, że jak wiem, wielu mieszkańców Łomianek uważa, że
"przecież oni tam na Dabrowie prawie wszystko mają." Podkreślam naprawdę bardzo
mocno, że to był cytat, a nie moje własne zdanie.

Twoje pytanie - o ile nie ma retorycznego charakteru - jest bardziej pod
adresem radnego Sikorskiego, więc chciałbym zaproponować, abyś go o to
zagadnął, a odpowiedź nam powtórzył, jeśli oczywiście uzyskasz (w co wątpię)
jakieś konkrety. Nie sądzę, żeby on
>chociaż raz zająknął się na sesji, że może należałoby dać
> sobie spokój z takimi akcjami jak finansowanie z naszych podatków hotelu dla
> rowerzystów jakiegos faceta, a te pieniądze przeznaczyć na przyklad na
> latarnie w Dąbrowie, bo to całkiem do niego niepodobne.

Co do radnych. Mam może trochę więcej powodzenia, niż Forumowicze, którzy
pisali przede mną. Radny z mojego okręgu - inż. Piotr Iwaszko z Klubu
Niezależnych, naprawdę się stara i sądzę, że bardzo uczciwie pracuje na swoją
dietę radnego. Wiem, że całą piątką protestowali bardzo usilnie przeciwko
rowerowemu centrum, a ich głosu "Gazeta" pana burmistrza nie wydrukowała pod
pretekstem możliwości "naruszania dóbr osób trzecich". Protestował także
przeciwko zaciąganiu nowych długów. Jego staraniem odbyło się niegdyś b.duże
zebranie mieszkańców, protestujących przeciwko planom przebudowy i poszerzenia
ul. Majowej i przebijania po istniejących już od dawna domach nowych ulic, aby
stworzyć objazdy dla deptaka planowanego na Warszawskiej. Już wtedy naraził mi
się p. Korpanty, który sporządzone przez siebie plany tłumaczył tym, że musi
projektować zgodnie z przepisami, a skoro ta czy inna ulica ma mieć status
zbiorczej, to on musi w planie dać jej odpowiednią szerokość. Nie umiał - ani
on, ani tym bardziej Sokołowski - odpowiedzieć mi na pytanie, dlaczego przedtem
nikt nie sprawdził w terenie możliwości realizacji takiego projektu (a
wystarczyło wsiąść bodaj na rower i objechać te ulice). Okazałoby się, że przy
poszerzonej ulicy ludzie po prostu tracą wjazdy do garażu, tarasy, schodki
przed wejściem, a do pewnych domów można by do głównego pokoju wejść wprost z
chodnika, a niektóre trzeba chyba przesuwać. I że wreszcie nikt się nie
zgodzi, żeby zniszczyć dopiero co postawione, naturalnie za zgodą gminy,
masywne murowane ogrodzenie. I co on na to, w końcu - jako fachowcowi - o wiele
mu łatwiej niż mnie, zauważyć takie sprawy? No, ale przecież musi... itd.
Od tamtej pory bardzo nieufnie patrzę na rysunki nadwornego projektanta (byłem
kiedyś świadkiem jak w Marcpolu kupował kiełbaski - oczywiście sokołowskie! i
to nie jest żart ani zmyślenie).
Zatem, swojemu radnemu z przekonaniem dałbym dobry stopień.
Od znajomych słyszałem też pozytywne relacje o radnym p. Marku Zielskim, zdaje
się też że dość korzystną opinię ma p. Wawer jako radny w Dziekanowie.



Temat: Izrael i sąsiedzi (bliżsi i dalsi)
Wielka koalicja nie dla Izraela- GW
wyborcza.pl/1,75477,6328142,Wielka_koalicja_nie_dla_Izraela.html
Wielka koalicja nie dla Izraela
Tomasz Bielecki

Beniamin Netanjahu nie stworzy rządu jedności narodowej. Cipi Liwni
z centrowej Kadimy przechodzi do opozycji, bo nie chce rezygnować z
rychłego utworzenia niepodległej Palestyny

Izraelskie wybory parlamentarne z 10 lutego zakończyły się niemal
remisem - centrowa Kadima minister spraw zagranicznych Cipi Liwni
uzyskała o jeden mandat więcej (28 w 120-osobowym Knesecie) od
prawicowego Likudu Beniamina Netanjahu. Ale przewaga kilku
prawicowych partii w Knesecie sprawiła, że to Netanjahu został przed
tygodniem desygnowany na premiera.

Amerykanie kanałami dyplomatycznymi namawiali Netanjahu do
zawiązania wielkiej koalicji z partią Cipi Liwni, która miała być
gwarancją, że rozmowy pokojowe Izraela z Palestyńczykami nie zostaną
całkowicie zablokowane. Likud odmawiał jednak zapisania w programie
rządu szybkich negocjacji z Autonomią Palestyńską o stworzeniu
niepodległej Palestyny. I o to miały się rozbić rozmowy z Kadimą.

- Nie możemy odkładać procesu pokojowego. Będziemy rozsądną
opozycją - ogłosiła wczoraj Liwini, skazując Netanjahu na żmudne
klejenie większości z ugrupowaniami prawicy religijnej.

Zarówno Likud, jak i Kadima zgadzają się, że należy oddać
Palestyńczykom większość terytoriów okupowanych, ale różnią się co
do tempa procesu pokojowego. Zdaniem Netanjahu Palestyńczycy na
razie nie dojrzeli do przejęcia odpowiedzialności za własne państwo
(czego ma dowodzić historia Strefy Gazy zdominowanej przez Hamas) i
dlatego woli skupiać się na wspomaganiu rozwoju gospodarczego
Autonomii Palestyńskiej.

- Wprawdzie Liwni mówi, że wierzy w rychle powstanie Palestyny, ale
to tylko retoryka. O losie rządu decydują ich spory personalne.
Kadima rządziła przecież przez ostatnie dwa lata i ani nie zamroziła
budowy osiedli żydowskich, ani nie przygotowała się do oddania ziem -
twierdzi Gerszon Baskin z Izraelsko-Palestyńskiego Centrum Badań i
Informacji w Jerozolimie.

Przed Netanjahu stoi teraz trudne zadanie utrzymania w koalicji
rządowej Likudu, czterech partii religijnych oraz ugrupowania Nasz
Dom Izrael Awigdora Liebermana.

Ten ostatni ma wprawdzie jastrzębie poglądy na relacje z
Palestyńczykami, ale nie chce też zrezygnować z postulatów budowy
świeckiego państwa ważnych dla jego żelaznego elektoratu, czyli
imigrantów z byłego ZSRR.

Lieberman chce ułatwień w uznawanych przez państwo przechodzeniu na
judaizm poprzez odebranie ortodoksyjnym rabinom monopolu na
sądownictwo religijne i rodzinne oraz utworzenie sądów rabinackich
związanych z liberalnymi nurtami judaizmu. Chętniej zatwierdzałyby
żydowskość (lub konwersje) imigrantów z b. ZSRR.

Nasz Dom Izrael domaga się też stworzenia urzędów stanu cywilnego, w
których obywatele mogliby brać śluby cywilne. Obecnie w Izraelu - to
spuścizna czasów osmańskich - muzułmanie biorą śluby w meczetach,
chrześcijanie w kościołach, Żydzi przez rabinami, a m.in.
niereligijni imigranci z Rosji, których żydowskości nie uznaje
państwowy rabinat lądują w dziurze prawnej. Aby zawrzeć ślub
cywilny, najczęściej jadą na Cypr (państwo dotuje taki wyjazd), a
MSW zatwierdza potem ich zagraniczne małżeństwo.

Sędziwy rabin Josef Eliasziw, który jest duchowym przywódcą Partii
Tory (pięć mandatów) potrzebnej Netanjahu, orzekł wczoraj, że
religijnemu posłowi nie wolno zgodzić się na śluby cywilne w
Izraelu, co zapowiada gwałtowne konflikty w koalicji montowanej
przez Likud. Kadima, która próbuje wyrwać Liebermana z objęć
Netanjahu, złożyła już w Knesecie projekt ustawy o urzędach stanu
cywilnego, aby przyspieszyć na prawicy wojnę o świeckość państwa.
Netanjahu ma jeszcze pięć tygodni na sformowanie rządu i
zatwierdzenie go przez parlament.

Źródło: Gazeta Wyborcza




Temat: Izrael i sąsiedzi (bliżsi i dalsi)
Coraz chłodniej między Izraelem i Stanami Zjednocz
wyborcza.pl/1,75477,6865093,Coraz_chlodniej_miedzy_Izraelem_i_Stanami_Zjednoczonymi.html?
utm_source=Nlt&utm_medium=Nlt&utm_campaign=1721538?
utm_source=RSS&utm_medium=RSS&utm_campaign=4809329

Coraz chłodniej między Izraelem i Stanami Zjednoczonymi
Tomasz Bielecki

Coraz chłodniejsze stosunki między Izraelem i USA mogą udaremnić
plany Baracka Obamy dla Bliskiego Wschodu. - Prezydent USA zrobił
dwa błędy. Stracił zaufanie zarówno premiera Izraela, jak i
izraelskiej opinii publicznej - twierdzi publicysta Ari Szawit

Amerykański minister obrony Robert Gates odwiedził wczoraj Izrael,
a potem Jordanię. A bliskowschodni wysłannik prezydenta USA George
Mitchell i dwaj inni urzędnicy z Białego Domu kursują między
Egiptem, Syrią oraz Jordanią.
- Widać, że Waszyngton nie szczędzi wysiłków na rzecz pokoju na
Bliskim Wschodzie. Kłopot w tym, że nadal nie widać żadnych
konkretów jego planu - mówi palestyński politolog George Giacaman z
Uniwersytetu Bir Zeit w Ramallah.

Celem Baracka Obamy jest szybkie ożywienie rozmów pokojowych między
Izraelem i Palestyńczykami, co miałoby się przełożyć na poprawienie
wizerunku USA w świecie arabskim oraz dać początek stabilizacji na
całym Bliskim Wschodzie.

- Amerykanie najwyraźniej nie potrafią wsłuchać się w głos
Izraelczyków. Naszym głównym zmartwieniem są teraz nuklearne plany
Iranu. Będziemy gotowi na ustępstwa wobec Palestyńczyków dopiero
wtedy, gdy Waszyngton pomoże nam oddalić to zagrożenie - twierdzi
izraelski publicysta Amnon Lord.

To dlatego kwestia Iranu, a nie Palestyńczyków zdominowała wbrew
oczekiwaniom Waszyngtonu wczorajsze rozmowy Roberta Gatesa w
Jerozolimie. - W sprawie Iranu nie wolno nam wykluczać żadnej opcji -
mówił wczoraj izraelski minister obrony Ehud Barak, odnosząc się do
planów ewentualnego ataku lotniczego na instalacje nuklearne w
Iranie. Podczas konferencji prasowej z Gatesem nie zaprzeczał
różnicom w ocenie irańskiego zagrożenia między USA i Izraelem. -
Cóż, my nie możemy niczego dyktować Amerykanom. Ale nasze stanowisko
pozostaje bez zmian - mówił.

Choć Gates zapewniał, że wysiłki dyplomatyczne USA na rzecz
zatrzymania irańskiego programu nuklearnego nie będą trwać bez
końca, a Waszyngton spodziewa się kompromisowej odpowiedzi Iranu do
września, to w Izraelu narasta przekonanie, że jedynym pomysłem
Baracka Obamy na Bliski Wschód są budujące przemówienia i głoszenie
pokoju między cywilizacjami. Czy w razie potrzeby pośle wojska USA,
aby udaremniły plany budowy irańskiej bomby atomowej? - Tego nie
jest pewien ani premier Beniamin Netanjahu, ani wielu naszych
wojskowych ekspertów - mówi analityk rządowego ośrodka badań
strategicznych w Izraelu.

Zdaniem wielu izraelskich publicystów premier Netanjahu gotowy jest
zaatakować Iran bez zgody USA nawet w najbliższych miesiącach.
Zwłaszcza że Biały Dom raczej nie zdobyłby się na otwartą
konfrontację ze swym najwierniejszym sojusznikiem na Bliskim
Wschodzie i nie zablokowałby przelotu izraelskich bombowców nad
Irakiem. Taki atak doszczętnie zrujnowałby plany Obamy, który w
przeciwieństwie do George'a Busha wciąż wierzy w kompromis i potęgę
dyplomacji.

Napięte stosunki między Izraelem i Amerykanami sprawiają, że rząd
Netanjahu przy poparciu wielu Izraelczyków niemal otwarcie sabotuje
wysiłki USA na rzecz pokoju z Palestyńczykami. Waszyngton naciska na
wstrzymanie budowy nowych osiedli żydowskich na okupowanym Zachodnim
Brzegu, co nawet wielu lewicowych publicystów w Izraelu
nazywa "obsesją na tle osadników". Wypominają Obamie, że
skoncentrował się na tej jednej kwestii i zapomina, że nie będzie
pokoju, jeśli Hamas nie uzna Izraela i nie wyrzeknie się przemocy.

Wprawdzie Gates przywiózł do Jerozolimy projekt kompromisu, który
pozwoliłby dokończyć Izraelowi już rozpoczęte budowy nowych osiedli,
ale uparty Netanjahu nie ustąpił w tej sprawie ani na krok.
Tymczasem liczba osadników, którzy zdaniem Palestyńczyków są jedną z
głównych przeszkód dla pokoju, wzrosła od początku tego roku aż o
2,4 proc. - Jeśli Amerykanie nie zatrzymają osiedli, to Obama okaże
się gołosłowny. Arabowie już przestają mu wierzyć - twierdzi
palestyński publicysta Ghassan Chatib.

Niepodległa i dostatnia Palestyna miała być wzorem dla innych Arabów
w zamysłach administracji Billa Clintona, ale plany spaliły na
panewce po wybuchu intifady w 2000 r. Potem prezydent Bush chciał
zaczynać demokratyzację Bliskiego Wschodu od Iraku, co okazało się
także katastrofą. Znawcy Bliskiego Wschodu obawiają się, że
zniechęcony pierwszymi porażkami Obama może stracić zainteresowanie
dla tego regionu, a Waszyngton - jak w ostatnich latach prezydentury
Busha - pozwoli, aby proces pokojowy tkwił w ślepej uliczce



Temat: Lektura dla wszystkich !!!
plesser napisał:

> Urban przedstawia czytelnikom Rzepy punkt widzenia rozpowszechniony wsrod
> ludzi, ktorzy w Niemczech wogole wiedza gdzie jest Gdansk (wiekszosc nie wie
> wcale, albo ma o tym bardzo nikle pojecie), a nie uzasadnia przedstawiane
> hipotezy. Ten artykul jest moim zdaniem dlatego wlasnie rzeczowym wkladem do
> debaty. Tego niuansu nadal nie zauwazyles? Z pojedynczymi przedstawionymi tam
> tezami mozna dyskutowac (Poczdam podnoszony przez Polakow vs. Brak plebiscytu
> w korytarzu podnoszony przez ziomkostwa itd.), ale ich funkcjonowanie w
> swiadomosci relewantnego segmentu spolecznego w Niemczech trzeba najpierw
> przyjac do wiadomosci. Kiedy stan spraw wyklada na stol czlowiek Polsce
> zyczliwy, a takim jest autor, to glupota jest odrzucanie wszystkiego a priori
> z ideologicznym zacietrzewieniem. Do bezsensownego, szkodzacego Polsce i nie
> majacego nic wspolnego z rzeczywistoscia ataku ad personam na Steinbach
wogole
> sie nie odnosisz, choc to przeciez trafne spostrzezenie autora.
> Przyznaję ci rację Plesserze przynajmniej częściowo. Rzeczywiście pan Urban
to człowiek raczej przychylny Polsce i porównanie jego tekstu do propagandy
goebelsowskiej było z mojej strony nieuczciwe. Na swoje usprawiedliwienie mam
to, że w kilku punktach pan Urban napisał ewidentną nieprawdę i bardzo mnie to
w pierwszej chwili zdenerwowało. Myślę jednak, że wynika to raczej z niewiedzy
niz ze złej woli. Jestem przeciwny powstaniu Centrum Przeciw Wypędzeniom
ponieważ jest to projekt konfrontacyjny, który ma na celu nie pojednanie tylko
postawienie Polaków i Czechów na ławie oskarżonych choć rozumiem cierpienia
Niemców wysiedlonych ze swoich stron rodzinnych. Niemcy powinni jednak
pamiętać, że cierpienia jakie Polacy doznali ze strony Niemiec były znacznie
większe a pomimo to Polacy nie buduja swojego Centrum Zbrodni hitlerowskich i
uważają temat II wojny światowej za zamknięty. Niemcy jak każdy naród mają
prawo czcić swoje ofiary. Nie powinni tylko zapominać co było powodem i kto
jest odpowiedzialny za ich tragedię. Zdjęcie pani Steinbach i kanclerza
we "Wprost" uważam za niesmaczne. Z drugiej strony czy nie uważasz za
conajmniej niefortunna, że przewodnicząca Związku wypędzonych urodziła się jako
córka żołnierza wosko okupacyjnych w domu odebranych właścicielom Kaszubom?
> „Kaszuby to nie Śląsk. W odróżnieniu od Slasku gdzie byli Ślązacy proniem
> ieccy
> na Kaszubach poza jednostkami nie bylo Kaszubów proniemieckich.”
>
> Ha, znam przynajmniej jednego, choc z jednej strony Niemcom mowil wiele
> bolesnych rzeczy i jest przy tym bardzo propolski: Guenter Grass :-)
> Kaszuby to oczywiście nie moj Heimat i nie jestem przygotowany do tego, bo
> rozstrzasac jego historie, ale trudno mi przyjac, to co piszesz, chyba, ze
> oddzielasz Niemcow zyjacych na kszubszczyznie od Kaszubow. To nie byla
> przeciez spolecznosc monolityczna.
> Szanuję Grassa choć akurat nie zgadzam sie z nim w kwestii Iraku ale trudno
uznać go za Kaszuba. Z tego co wiem to jego matka była Kaszubką, ojciec Niemcem
a sam Grass wychowywał się w czysto niemieckim otoczeniu w Gdańsku-Wrzeszczu.
Trudno całkowicie oddzielic Niemców żyjących na Kaszubach od Kaszubów ale
jednak były to dwie odrębne społeczności. Kaszubi orientowali sie na Polske
ponieważ wiedzieli, że jest to jedyna okazja zachowania własnej tożsamości
kulturowej. Ostateczny podział dokonał sie w czasie II wojny światowej kiedy
tysiące Kaszubów i Kociewiaków zostało zamordowanych w Piaśnicy albo Lasach
Szpęgawskich często na skutek donosów swoich niemieckich sąsiadów.




Temat: Sudan
Serce zostało w Chartumie w Sudanie.
Glaca, wokalista Sweet Noise

not. Krzysztof Kowalewicz 13-11-2004
źr.: gazeta.pl

Serce zostało w Chartumie w Sudanie. Tam się urodziłem i już zawsze będę
tęsknił za tym miejscem, jego atmosferą, wspaniałym jedzeniem i oczywiście
ludźmi, których tam zostawiłem

Ostatni raz byłem w Sudanie 12 lat temu. Wyjechałem ze względu na plagę
szarańczy, ale zamierzałem wrócić, żeby kontynuować naukę. Nie udało się.
Wybuchła wojna, potem kolejne i nastał islamski reżim, niemal totalitarny. Nie
mam kontaktu z najbliższymi, nad czym ubolewam, ale w tamtych stronach to
normalne. Kiedy jesteśmy blisko siebie, wszyscy są ogromnie zżyci i kochani.
Gdy odrywasz się od "stada" - zapominają. Nie ma czegoś takiego jak pisanie
listów czy telefonowanie.

Niezapomniany dzień...

... przeżyłem w stolicy Egiptu jako 15-latek. Okazało się, że nie mam wizy
wjazdowej do Sudanu. Bez pieniędzy i kontaktu z najbliższymi musiałem ją jakoś
zdobyć. Posunąłem się nawet do kradzieży. To była szkoła życia. Poznałem kilku
ludzi, którzy pokazali mi najmroczniejsze zakamarki Kairu. Przeżyłem wielki
szok, ale od tamtej pory potrafię sobie poradzić, gdziekolwiek jestem.

Najlepsze wakacje spędziłem...

... dawno temu w Grecji z matką, bratem i siostrami. Całe trzy tygodnie
absolutnego luzu. Kąpiele, plaża i zwiedzanie antycznych ruin.

W Polsce lubię...

... oczywiście Swarzędz, w którym mieszkam, gdzie czuję się dobrze i
bezpiecznie. Zadomowiłem się w Polsce, ale nie mam turystycznej zakrętki na ten
kraj. Dobrze poznałem jedynie duże miasta, a to za sprawą imprez plenerowych
oraz jeżdżenia z zespołem do różnych klubów.

Podróżuję z...

... laptopem i fachowymi czasopismami muzycznymi, z których uczę się
programowania syntezatorów. Chcę wiedzieć jak najwięcej na ten temat. Fascynują
mnie maszyny i na nich opiera się ostatnio moja praca w studio. Zawsze biorę
też ze sobą kilka par okularów słonecznych w różnych kolorach szkieł. Mam
czerwone, brązowe i specjalne alpinistyczne na mocne słońce. Poza tym wożę
aparat cyfrowy. Robię zdjęcia i kręcę krótkie filmy jak rasowy Japończyk.

Mój ulubiony hotel to...

... każdy dobry. Musi być wygodne łóżko i duża wanna, w której ktoś jeszcze
obok mnie się zmieści. Z zasady omijam obskurne, śmierdzące motele.

Niebo w gębie poczułem...

... oczywiście w Sudanie. Trudno mi opisywać tamtejsze potrawy, bo w większości
są robione ze składników nieznanych w Polsce. Pojawia się w nich baranina,
kurczak, ryż. Dużą ilość tłuszczu neutralizują warzywa. Od czasu do czasu
przygotowuję w domu jakieś swoje tradycyjne potrawy. Jednak częściej robi to
moja żona, która woli wschodnią kuchnię z arabskimi naleciałościami. Podstawową
zaletą jest szybkość przygotowania. Potrawy to jedno, ale niezwykły jest też
ich sposób jedzenia w Sudanie. Na ulicach jest mnóstwo barów. W przerwie w
pracy kupujesz coś, siadasz na piachu z nieznajomym, jesz i rozmawiasz. Coś nie
do pomyślenia w Polsce, a tam rzecz zupełnie naturalna.

Moja noga więcej nie stanie w...

... przydrożnych knajpach w drodze na koncert. Ostatnio gitarzysta zatruł się w
jednym z takich barów na trasie Poznań - Warszawa. Najgorsze miejsca zapisuję w
notesie i drugi raz nikt nas nie nabierze.

Wkrótce będę w drodze do...

... Anglii lub Stanów Zjednoczonych. Moje najbliższe plany turystyczne
determinują kwestie muzyczne. Szykujemy się do dużego międzynarodowego
projektu. Mam już dość polskiego syfbiznesu muzycznego. Chcę popracować w
dobrych studiach z niezwykłymi ludźmi, dla których muzyka jest największą
wartością. Na konsumpcję sukcesu i wyjazdy turystyczne z rodziną przyjdzie czas
później.



Temat: Centrum umiera!
Centrum umiera!
Centrum umiera! To, co do niedawna wydawało się być tylko czarnymi, ale
zupełnie nieprawdopodobnymi prognozami, dziś jest już widoczne gołym okiem.
Zdałem sobie sprawę z tego w ostatni poniedziałek. Kiedy rano wychodziłem na
uczelnie ze swojego domu przy Hożej, miałem wrażenie, że pomyliłem dzień
powszedni z weekendem! O godzinie dziewiątej, kiedy miasto powinno już tętnić
życiem, po ulicy snuło się leniwie tylko kilka starszych osób, w "narożnym"
też pustki a przejeżdżające samochody można było policzyć na palcach jednej
ręki. Co tu się dzieje? Czemu tu się nic nie dzieje? - zacząłem się
zastanawiać.

Patrzymy na Śródmieście i mówimy: "To fatalne miejsce, bo ulice
podziurawione, "ruchome" chodniki, mało zieleni, w dzień smród i hałas, w
nocy niebezpiecznie, bo pijaki i prostytutki. Wszystko, co najgorsze!
Niech "oni" coś z tym zrobią!" Przyczyn takiego stanu rzeczy często szukamy
też daleko w historii. Mówimy, że była wojna, że był komunizm, i że z tego
nic dobrego wyjść nie mogło. "Hitlerowcy zaczęli, Ruscy skończyli". Strasznie
lubimy patrzeć w przeszłość. Albo żeby szukać jakiejś utraconej chwały, albo
żeby, jak w tym przypadku, szukać usprawiedliwień. Usprawiedliwień dla
naszych braków: zaradności, kreatywności i gospodarności.

Tymczasem historia na „Ruskich” się nie skończyła. Już od prawie piętnastu
lat mamy szanse wziąć sprawę we własne ręce. Koniec z usprawiedliwieniami!
Teraz potrzeba generalnego planu rozwoju Śródmieścia. Jednak nie mam tutaj na
myśli tylko aspektu architektury i infrastruktury. Problem jest dużo bardziej
złożony. Trzeba zacząć od inteligentnej przebudowy świadomości Warszawiaków,
którzy powoli przestają się identyfikować z centrum miasta. Większość z nich
mieszka na osiedlach poza Śródmieściem i rzadko kiedy ma ochotę wychylać nos
poza swoje okolice. A niestety poszarzałe Chmielna i Nowy Świat powoli
zaczynają przegrywać w porównaniu z centrami handlowymi na obrzeżach.

Centrum musi być jednak nie tylko interesujące dla tych, którzy chcieliby
tutaj spędzić parę godzin w sobotę wieczorem, w klubie albo w pubie. Przede
wszystkim ciekawe musi być dla ciekawych ludzi, którzy mogliby się tutaj
sprowadzić, rozcieńczyć wszechogarniającą szarość i wprowadzić trochę koloru.
Teraz dużą część mieszkańców stanowi niestety fioletowe od spirytusu
towarzystwo stojące dzień i noc w okolicznych bramach. Nie o taki kolor mi
jednak chodzi. Tutaj powinni mieszkać studenci, artyści i generalnie ludzie
młodzi, którzy wciąż rozwijają się. Wraz z nimi rozwijałaby się cała
dzielnica.

Aby Centrum uczynić dla nich atrakcyjnym potrzeba jednak wspólnego wysiłku.
Projekty muszą opracowywać nie tylko architekci i urbaniści, ale także
samorządy, socjolodzy, psycholodzy, menadżerowie, ekonomiści i ludzie
kultury. Muszą to robić razem. Efektem ich prac powinno być zwarte,
estetyczne i przyjazne Centrum, w którym miejsce dla siebie znaleźliby
wszyscy rządni życia, rozrywki i interesów na dobrym poziomie. Utopia?
Jeszcze nie, ale należy się spieszyć i koniecznie wykorzystać szanse
najbliższych dwóch – trzech lat ukierunkowując kapitał tam, gdzie go teraz
najbardziej potrzeba. Później może być już za późno!

Na stronie internetowej urzędu miasta zamieszczono slogan zapraszający do
odwiedzenia Warszawy. Mówi: „Tu bije serce Polski”. Niestety serce samej
stolicy bije coraz słabiej. Nie możemy doprowadzić do stanu, w którym nawet
reanimacja nic już nie da. Z mutanta, który teraz wydaje się żyć wieloma, ale
słabymi sercami możemy jeszcze utworzyć jeden silny, tętniący życiem
organizm. Ożywimy centrum, potrafimy to!




Temat: Rozmowa z Jerzym Kropiwnickim, prezydentem Łodzi
Zarzut, że inwestycje są w powijakach zarzutem nie jest. W jakiej fazie budowy
mają być u jej początku?? Natomiast poczatek ów nastąpił, praca przy budowie
sotrowni idzie do przodu. Jeśli rzeczywiście uda się poprawić wykorzystanie
środków unijnych przy realizacji infrastrukturalnych projektów, będzie to
sporym sukcesem miasta (niestety czas rządów SLD w tej dziedzinie okazał się
wielkim niewypałem, Łódź miała wówczas bodajże przedostatni wskaźnik
wykorzystania środków unijnych wśród dużych polskich miast). Natomiast w
wywiadzie zabrakło mi pytania o stan budżetu Łodzi. Zmniejszenie zadłużenia
miasta było sztandarowym postulatem Jerzego Kropiwnickiego podczas wyborów.
Bardzo jestem ciekaw jak będzie wyglądał przyszłoroczny budżet miasta. Jeśli
zadłużenie się zmniejszy - kolejny sukces. Jeśli nie - duża porażka.

Sukces - widzewski TBS zaczął budować domy w centrum Łodzi.

No dobrze - a teraz o porażkach. Kropiwnicki doprowadził do tego, że wiele osób
postrzega jego rządy przez pryzmat Parady Wolności i próby wpuszczenia
samochodów na pietrynę. Z drugiego pomysłu po ostrych protestach się wycofał
ale niesmak pozostał. Natomiast ciekawe jest co będzie z paradą przyszłoroczną.

Porażka - utracona dotacja na wakacyjny remont szkół. Kilkaset tysięcy złotych,
które były na wyciągnięcie ręki przeszło koło nosa. I chyba póki co nikt za to
nie odpowiedział. Pani kierownik wydziału edukacji UMŁ nadal pełni swe
stanowisko.

Porażka - sytuacja w MPK. W ciągu roku doprowadzono do tego, że znakomicie
prosperująca firma stała się dłużnikiem i potrzebuje programu naprawczego.
Nawet jeśli zostanie on wprowadzony z sukcesem to pozostanie pytanie czy
należało psuć coś dobrze prosperującego tylko dla personalnych celów.

Porażka - (chociaż to zdaje się dezaktualizować) - niechęć do współpracy przy
Manufakturze. Obecnie trzeba myśleć o tym, by jak najwięcej ugrać dla miasta.
Wszelki ostracyzm jest niewskazany. Oby współpraca została rozpoczęta jak
najszybciej.

Działania w niektórych dziedzinach bardzo istotnych dla miasta ciężko oceniać.
Chociażby gospodarka czynszowa, czy też polityka względem handlarzy z łódzkich
targowisk. Trzeba by było mocno siedzieć w temacie by móc się w miarę
obiektywnie na ów temat wypowiedzieć.

I na koniec, wydaje się, że jakość rządów Kropiwnickiego się poprawia. I nie
tylko ja odnoszę takie wrażenie. Jeśli tendencja ta zostałaby utrzymana -
wypadałoby mi tylko się cieszyć. Chciałbym by Łódź była dobrze rządzona i jeśli
tak będzie nawet pomimo mojej antypatii w stosunku do formacji politycznej
reprezentowanej przez Kropiwnickiego będę mu życzył jak najlepiej.

No cóż - ale faktyczną ocenę rządów pierwszego roku prezydenta będzie można
dokonać dopiero po przestawieniu budżetu miasta lub chociaż jego założeń.
Wówczas wiele rzeczy się wyjaśni.

pozdrawiam



Temat: IMPREZY, KONCERTY CZY WYSTAWY ARABSKIE
Kapuścińskiego czas sfotografowany
Kapuścińskiego czas sfotografowany
Adam Leszczyński 2007-03-01

Na Zamku Królewskim w Warszawie w sobotę otwarcie wystawy fotografii Ryszarda
Kapuścińskiego "Ludzie, których spotkałem"

Zdjęcia Ryszarda Kapuścińskiego z Afryki mogą rozczarować kogoś, kto ma w
pamięci jego przenikliwe, poetyckie reportaże. Wiele z nich na pierwszy rzut
oka przypomina zdjęcia z wakacji: statyczne kadry, ładne, obce krajobrazy,
dzieci uśmiechające się do obiektywu. Nie ma scen przemocy, których często był
świadkiem i które często opisywał. Nie ma afrykańskich dyktatorów i bohaterów,
których znał właściwie w komplecie. „Afryka” to jedyny wspólny mianownik tych
fotografii. Widać, że powstawały przez dziesięciolecia.

Ich różnorodność jest uderzająca. Są tu zdjęcia z arabskich krajów północnej
Afryki i z Kapsztadu na jej południowym krańcu. Jest rzeka Niger płynąca
majestatycznie przez pustynię na zachodzie i wiejska chatka w dżungli z Ugandy
(a może Tanzanii? - nie wszystkie zdjęcia opisał) na wschodzie. Są portrety,
sceny zbiorowe, przyroda i krajobrazy. Slumsy w wielkich miastach i budowane z
błota meczety z krajów Sahelu.

Wrażenie nieco pocztówkowej egzotyki bywa jednak mylące. Niektóre sceny
rodzajowe, które Kapuściński fotografował, doceni przede wszystkim ten, kto sam
je przeżył. Oto postój starego peugeota gdzieś w niezmierzonej przestrzeni
Sahelu. Takie samochody - obdarzone przez miejscowych wdzięczną nazwą "bush
taxi" - to podstawa lokomocji. Każdy, kto był w zachodniej Afryce, musiał
spędzić w nich długie godziny, i przeklinał każdy z licznych,
niewytłumaczalnych postojów. Kapuściński umie świetnie uchwycić nastrój tej
chwili: płynącego przez palce, całkowicie pustego czasu, którego nikt nie
próbuje zapełnić.

W tle pozostaje także tragiczna historia kontynentu. Kapuściński ją tylko
sygnalizuje: wszechobecny spokój i radość życia pozostają na pierwszym planie
jego fotografii. W tle pokazuje jednak spaloną słońcem, skawaloną ziemię w
czasie suszy, ruiny domów po wojnie domowej czy wyblakłe hasło namalowane przy
drodze: "Karabiny, które wyzwalają, nie mogą rządzić". Pojawiają się sceny
naznaczone surrealizmem - jak jadąca przez pustynię ciężarówka załadowana
stosem bliżej nieokreślonych plastikowych przedmiotów w kolorze wściekle
różowym.

"Stworzenie udanego zdjęcia daje tyle satysfakcji, co napisanie dobrego tekstu -
napisał kiedyś Kapuściński. - Nie umiem jednocześnie zbierać materiału do
relacji prasowej czy reportażu i fotografować, nie umiem być w tej samej chwili
reporterem i fotoreporterem. Są to dla mnie czynności zupełnie rozdzielne,
jedna wyklucza drugą".

Zdjęcia wielkiego reportera nie są tak wybitne, jak to, co pisał. Warto jednak
zobaczyć, w jaki sposób patrzył na Afrykę.

Wystawa „Ryszard Kapuściński. Ludzie, których spotkałem. Fotografie z Afryki”,
Zamek Królewski w Warszawie od 3 marca do 10 kwietnia, wybór zdjęć Izabela
Wojciechowska, projekt wystawy Anna Stolarska

od poniedziałku w sprzedaży książka "26 bajek z Afryki" ze zdjęciami Ryszarda
Kapuścińskiego




Temat: IMPREZY, KONCERTY CZY WYSTAWY ARABSKIE
wystawa9maja11:30Warszawa-Palestyńczycy w Libanie
WYSTAWA „PALESTYŃCZYCY W LIBANIE – ŻYCIE W OBOZACH”

Mamy zaszczyt zaprosić Państwa na otwarcie wystawy fotografii Mirki Czernej
pt. "PALESTYŃCZYCY W LIBANIE – ŻYCIE W OBOZACH”, zorganizowanej przez grupę
studentów, których połączyło zainteresowanie ochroną praw człowieka i pomysł
stworzenia Festiwalu Filmów i Kultury Uchodźczej „Pomiędzy” oraz przez Koło
Naukowe Arabistów. Odbędzie się ono w poniedziałek, 9 maja 2005 r. o godz.
11:30 w holu Audytorium Maximum (Główny Campus Uniwersytetu Warszawskiego, ul.
Krakowskie Przedmieście 26/28).
Wystawa potrwa do 16 maja 2005 r.

Autorką zdjęć prezentowanych na tej wystawie jest Mirka Czerna, podróżniczka,
studentka IV r. Arabistyki i Islamistki Uniwersytetu Warszawskiego.

Utrwaliła na kliszy codzienne życie Palestyńczyków w obozach dla uchodźców
palestyńskich w Libanie, gdzie przebywała (naukowych trzecia już wizytą) na
badaniach naukowych w grudniu 2004 r. Wystawa prezentuje fotografie wykonane w
czterech obozach: Burdż al-Baradżna i Szatila na przedmieściach Bejrutu, Ar-
Raszidijja na południe od Tyru oraz Nahr al-Barid na północ od Trypolisu.

Kwestia palestyńskich uchodźców to obecnie jeden z największych i najdłużej
trwających problemów uchodźców na świecie. Ich ciężkie położenie pozostaje
nierozwiązane już od ponad pół wieku. Większość z nich pozbawionych jest
podstawowych praw. Ludzie postrzegają sprawę palestyńską jedynie w świetle
wydarzeń politycznych. Natomiast rzadko wykracza się poza tę sferę i dotyka
palących potrzeb Palestyńczyków jako LUDZI lub opłakanych warunków, w jakich
żyją.
Dla większości Polaków Palestyńczycy jako ludzie pozostają praktycznie
nieznani. Pierwsza wizja, jaka przychodzi im na myśl, gdy usłyszą
słowo „Palestyńczyk” to terrorysta z kufijją na głowie, kałasznikowem, bombą, a
nie uchodźca. Przygotowując tę wystawę, chcieliśmy pokazać zwykłych ludzi,
często bezradnych, opuszczonych przez los, zapomnianych przez świat, żyjących w
opłakanych warunkach.
Przyjrzyjmy się Palestyńczykom. Obejrzyjmy miasta współczesnych, przymusowych
nomadów - uciekinierów, przepędzonych ze swych domów w dzisiejszym Izraelu.
Obozy uchodźców: kilometry tymczasowych domków - tymczasowych, nawet jeśli
stoją już pół wieku. Obejrzyjcie zdjęcia i przyjrzyjcie się wąskim, ciemnym
uliczkom, barakom krytym blachą, dzieciom bawiącym się wśród gruzu i śmieci,
spojrzycie w oczy uchodźców, w których czai się nadzieja, nadzieja na powrót do
Palestyny...

Wystawa ta jest częścią szerszego projektu, którego kulminacją będzie Festiwal
Filmów i Kultury Uchodźców „Pomiędzy”. Odbędzie się on w piątek, 13 maja 2005
r. w Sali Konferencyjnej CIUW na ul. Krakowskie Przedmieście 26/28

Program:
10:00 otwarcie festiwalu
10:15 pokaz filmu edukacyjnego UNHCR o uchodźcach na świecie, komentarz
gościa z UNHCR, pytania i dyskusja
11:30 pokaz filmu o uchodźcach palestyńskich „Children of Fire” reż. Mai
Masri, komentarz gości, pytania i dyskusja
13:30 występ zespołu grającego na bębnach koreańskich
13:45 pokaz filmu o uchodźcach z Korei Północnej "Bringing The Democracy in
The North Korea", komentarz gości, pytania i dyskusja
15:15 pokaz filmu o uchodźcach czeczeńskich „Czeczeni po Biesłanie” reż.
Krystyna Kurczab-Redlich, komentarz gości, pytania i dyskusja
16:45 podsumowanie festiwalu

Kontakt z organizatorami: Mirka Czerna beduinka@gazeta.pl; tel. kom. 0692899247




Temat: Wycofać wojska z Iraku
Jak szybko wyjść z Iraku?-TRYBUNA 23-X
Bezradny Bush
Jak szybko wyjść z Iraku?
Jak wypełznąć z honorem z irackiego tunelu? Odpowiedź na to pytanie usiłował
uzyskać prezydent George W. Bush podczas weekendowych narad z głównymi
dowódcami i strategami amerykańskimi. Powodem tej debaty jest gwałtowne
pogorszenie się sytuacji w Iraku, w tym niezwykle wysokie, najwyższe od dwóch
lat straty wojsk USA w październiku – do niedzieli prawie 80 zabitych.

Z relacji rzeczniczki Białego Domu Nicole Guillemard wynika, że raczej nie
wyciągnięto konkretnych wniosków. Guillemard powiedziała jedynie, że uczestnicy
narady skoncentrowali się na analizie działań nieprzyjaciela i wyzwań stojących
przed armią amerykańską w Iraku. Zastanawiano się też nad dostosowaniem taktyki
działań wojskowych do obecnej sytuacji nacechowanej wzrostem przemocy, ale nie
nad zmianą strategii.

Swoją bezradność potwierdził w sobotnim wystąpieniu sam Bush. Przyznał,
że „walka jest trudna” i dodał, że Stany Zjednoczone „toczyły już trudne
batalie w przeszłości”. „Każde pokolenie musi spełnić swój obowiązek” –
podkreślił nawiązując pośrednio do wzrastającej liczby Amerykanów, którzy giną
w Iraku. Komentatorzy uważają, że jest to próba tłumaczenia się prezydenta
przed listopadowymi wyborami, gdy notowania republikanów spadają właśnie z
powodu wojny w Iraku.

Jak się okazuje, narada weekendowa nie była pierwsza – odbyły się takie już
trzy. Londyński dziennik „The Guardian” twierdzi nawet, że dyplomaci i politycy
amerykańscy i brytyjscy intensywnie pracują nad znalezieniem strategii
wycofania się z Iraku. Według dziennika, rozpatruje się osiem scenariuszy, ale
najbardziej prawdopodobne jest wycofanie się rozłożone na etapy. Inny projekt
przewiduje radykalne wzmocnienie sił USA, aby w szerokich operacjach rozbić
rebeliantów, ale takie próby już podejmowano i zakończyły się fiaskiem.
Ostatnim przykładem jest Bagdad, gdzie mimo rzucenia tam dodatkowych 12 tys.
żołnierzy akcje rebeliantów nasiliły się, a nie zmalały.

Amerykanie warunkują każde rozwiązanie uprzednim przejęciem odpowiedzialności
za bezpieczeństwo przez irackie wojska i policję. To jednak na razie pozostaje
mirażem. Poza Bagdadem w ostatnich kilku dniach w trzech miastach (Suwajra,
Mahmudija i Amara) doszło do starć szyicko-sunnickich oraz między szyickimi
radykałami a lokalną policją. Ponadto w każdej antyrebelianckiej operacji
główną rolę odgrywają Amerykanie – oddziały irackie są jedynie pomocnikami i to
często nieskutecznymi.

Rząd nie kontroluje sytuacji, chociaż umiarkowani przywódcy szyiccy i sunniccy
chcą zakończenia przelewu krwi. Podczas weekendu 29 dygnitarzy religijnych obu
wspólnot zgromadzonych w Mekce podpisało porozumienie – rangi edyktu
religijnego – w sprawie położenia kresu wewnętrznym konfliktom w łonie islamu.
Abdel Bari Atwane z arabskiego dziennika wydawanego w Londynie „Al-Kuds Al-
Arabi” przypomina, że nic nie zmienił podobny apel konferencji w Kairze pod
egidą Ligi Arabskiej. Uważa on, że spotkanie w Mekce zwołane „na życzenie
Condoleezzy Rice” będzie „jeszcze jednym głosem wołającego na puszczy”.




Temat: SZUFLUDKOWA PORADNIA BIZNESOWA
Oj, Aniouku...
ale trafilas z tematem..

oj, ostatnimi czasy jestem niejako zmuszona do wysluchiwania marzen (bo jakos
inaczej tego nie moge nazwac) mojego A.
oboje pracujemy, lacznie zarabiamy okolo sredniej krajowej (PL). ja nie
narzekam - wprost przeciwnie. ciesze sie, ze mam prace, szanuja mnie za to, co
robie.. z pieniedzmi wiadomo - jak jest cos, to zawsze sie chce wiecej.
u A. jest mniej wiecej to samo.
ale pojawila sie ostatnio wizja kupna mieszkania, ktorego ciagle szukamy..
no i A. poznal mojego kolege - jest dyrektorem duzej firmy (chyba takze jej
wlascicielem..), ma swoja przyczepe kempingowa na Helu, ma kilka desek do
windsurfingu, lubi dobrze zjesc, czesto bywa w teatrach, kinie, ma mieszkanie
jedno, kupil wlasnie drugie i bedzie budowal dom. jezdzi fajnym samochodem,
jego zona tez ma niezly samochodzik, dzieciaki jakos tez uprawiaja sporty, na
ktore trzeba miec kase, no i wakacje dwa razy w roku, gdzies w cieplych
krajach..
i chyba mojemu A. to wszystko sie spodobalo..
i od jakiegos czasu slysze, ze "musimy" otworzyc firme, zaczac zarabiac duza
kase..
i jak sie go slucha to faktycznie jest to takie proste - jak klasniecie w
dlonie.. i tak juz slyszalam nastepujace pomysly:
- stacja benzynowa, a co najmniej autgaz (to moja branza, wiec ja mialabym sie
wszystkim zajac, no i wiem, o co chodzi, i duza kasa, i w ogole to sie oplaca)
- restauracja, albo klub muzyczny (kiedys dalam moim kolegom pomysl, knajpa
jazzowa dziala, ale minelo 1,5 roku od samej idei)
- kafejka internetowa
- osrodek wypoczynkowo - szkoleniowy, takie centrum integracyjne, gdzie beda
firmy przyjezdzaly na wyjazdy sluzbowe w ramach wiązania więzi pracowniczych
- osrodek, gospodarstwo agroturystyczne - od Mazur az po nadmorskie kurorty
- kupno i dzierzawa jachtu (Mazury)

tak, to tylko niektore, bardziej trafione pomysly. hm.. do ich realizacji
zawsze moglby byc ktos wlaczony, kto za mojego A. bedzie odwalał czarną robotę,
a on (czyli A.) miałby tylko doglądać od czasu do czasu interesu i patrzeć, jak
kasa wplywa na jego konto.
oczywiscie on to chcialby dla naszego dobra, dla naszej przyszlosci, celem
zapewnienia sobie lepszego zycia...

ale jakos nie moze zrozumiec, ze:
1/ nie mamy kasy na te inwestycje, ani nawet nie mam mowy o tym, zebysmy
dostali kredyty (np. stacja benzynowa ok. 1 milion nowych zlotych, nie liczac
gruntu)
2/ ja nie chce inwestowac wszystkiego co mam w cos, co nie wiadomo, czy wypali
3/ nie chce otwierac firmy (no bo ja, a nie A. - wg jego argumentacji: mnie tak
latwo nie zwolnia, ja mam troche znajomosci, i jestem bardziej obeznana)
4/ to nie tak prosto zrobic cos z niczego (oczywiscie A. pokazuje jako
przyklady ludzi,ktorzy sie dorobili jakies 10 lat temu na luce w prawie
zwiazanej z VATem i teraz z tego czerpia zyski)
5/ ze nawet gdyby sie cos takiego udalo, to na wyniki (czyli czystą kasę)
trzeba byłoby czekać z 5 lat. co najmniej. o ile nie dluzej... (wg niego, to
raz-dwa mialoby przyniesc zyski)

owszem, mimo ze jestem optymistka, to takze jesstem realistką. i wiem, co
mogloby wypalic. ale jakos A. na moje kontrargumenty odpowiada, ze jestem
egoistka, i nie chce, zeby bylo nam lepiej..
moze to i prawda...
ale jakos nie moge A. przekonac do tego, zeby ulozyl sensowny biznesplan, dal
zrodla finansowania, przedstawil wstepne kosztorysy, okreslil program
uzyskiwania tych wielkich zyskow...
ale A. do tego sie nie garnie, i na moja propozycje, zeby ten plan stworzyl,
odpowiada, ze ja podcinam mu skrzydla...

dlatego jestem nieco sceptycznie nastawiona do takich projektow...
oczywiscie, jak bedzie chcial to zrobic, to mu pewnie pomoge.. ale jakos zapalu
nie mam...




Temat: Rusza Manufaktura
Rewitalizacja łódzkich fabryk
Marto - cieszy że poznałaś forum od tej dobrej strony. Zapraszamy do częstego
odwiedzania. A później to juz nałóg.
Wojna Piotra dotyczy dyskusji z Flipami. Cos się nie polubili.

Jasam od wielu lat walczę o zmianę świadomości mieszkańców, władz, inwestorów,
itp. w odniesieniu do dziedzictwa poprzemysłowego. Trudna to i wyboista droga.
Kilka moich spostrzeżeń.
1. To jest problem mentalny. Ci ludzie, ich rodziny pracowały w tych paskudnych
fabrykach, gdzie była ciężka praca, bród, pot, hałas i wysiłek. I to ma byc
dobro kultury ? Zabytek to pałac z pięknymi meblami - o, to mozna podziwiać.
2. Władze miasta widząc ogrom problemów boja się wziąć za solidne opracowanie
strategii, czy w Łodzi należy fabryki rewitalizować czy wyburzać i sprzedawać
place. Ponieważ brak jednoznaczności, więc dzieje się i tak i tak. Kupuje się
fabrykę, przez 2 lata nic nie robi. Przedstawia ekspertyzę o zagrożeniu dla
otoczenia i przy braku wizji Magistratu i braku działalności Służby Ochrony
Zabytków - wyburza się, a plac sprzedaje z wielokrotnym przebiciem.
3. Gdy trafi sie inwestor na jakis teren - pod szyldem walki z bezrobociem
pozwala mu się na wszystko, dając stosowne zachęty w postaci ulg podatkowych.
Taka łapanka inwestorów powoduje dziwaczy rozwój tego miasta.
4. Coraz częściej pojawiaja się prawdziwi spadkobiercy lub dziwni pełnomocnicy.
to powoduje obawy, czy rzeczywiście mozna dysponować jakimś obiektem. Stąd i
sprawy rewitalizacji budynków w Szczecinie należy rozpatrywać przez pryzmat
wiedzy o własności. Piotr operuje ogólnikami, że tam robi się fajną rzecz, a w
Łodzi nie. Tak - ale warunk sa zupełnie inne. Gdybyśmy mieli lokalizację jak
Szczecin to i zarządzanie miastem wyglądałoby inaczej. Inne grupy inwestorów
byłyby w kręgu zainteresowań. A czy podano z jakich funduszy robiona jest
tamtejsza rewitalizacja i kto będzie obejmował "nowe" obiekty ? Warto tego
poszukać.

Może i w Łodzi przyjdzie dobry czas. Ale najpier władze miasta muszą określić
długoplanowe priorytety rozwoju miasta. A na dodatek musi być zachowana
ciągłość realizacji tych planów. A jeżeli decyzje są politykierskie a nie
merytoryczne, to niestety trudno na sensowne zarządzanie miastem.
Wg mnie nastąpi tragedia, jeżeli obecny "Prezydent" metodami jakimi poszczycił
sie dotychczas, zablokuje inwestycje APSYSA. To będzie SZLABAN na długie lata.
Dwa dni temu rozmawiałem z Dyrektorem Jednej z większych zagranicznych firm w
Łodzi. Z obawami pytał co będzie z Poznańskim. Czy Prezydent rzeczywiście chce
się pozbyć inwestora. To jest naprawdę fatalna promocja naszego miasta.
Albo niech przedstawi konkretne opracowanie co mu sie nie podoba w projekcie i
przedyskutuje z Apsysem czy można modyfikować albo cisza. A takie pogaduchy to
moze uprawiac w domu. Niestety jeszcze nie dotarło do niego, że dostał nie
tylko przywileje ale i obowiązki.
bądźmy więc przy nadziei
pozdr.



Temat: UL. WARSZAWSKA
Jestem mieszkańcem Łomianek sporo więcej niż 40 lat (zmienialiśmy tylko adresy).
Kiedy byłem w początkowych klasach podstawówki, ul. Wiślaną dwa razy dziennie
przepędzano stada krów - był po prostu pastuch gminny, który rano zabierał je
na łąki nadwiślańskie, a wieczorem wszystko wracało. Wiślana była wówczas
brukowana tylko fragmentami - w stronę puszczy, do Wisły już nie. Pamiętam
starą pompę żelazną na rogu Warszawskiej i Wiślanej, wspomnianą w "Dawnych
Łomiankach", była w niej znakomita woda. Utwardzoną, asfaltową nawierzchnię
miała wtedy chyba tylko Warszawska, cała reszta ulic były to drogi gruntowe,
którymi po większym deszczu przejść się nie dawało. Ulica Dolna była krzywa
znacznie, znacznie bardziej niż teraz. Na przystanku autobusu tkwiła ławka w
postaci deski, opartej na dwu pniakach. Niektóre ulice nie miały nawet jeszcze
własnych nazw - pierwszy adres mojego obecnego domu brzmiał "Dąbrowa 42a" -
"gromada Łomianki". Stojący samochód wywoływał zbiegowisko dzieciarni (bosej)
z całej okolicy. Najczęstsza trakcja była naturalnie "owsiana". Pamiętam też
układanie przez przez wojsko betonowych płyt na przedłużeniu Wiślanej w lesie -
wielka to była atrakcja.
Oczywiście, sieć wodociągowa, kanalizacja, gaz oraz przyzwoite ulice i chodniki
były swego rodzaju mitologią, znaną z opowieści rodziców. Mogę się jeszcze
pochwalić, że pamiętam układanie pierwszych chodników właśnie na Warszawskiej.

Po roku 1989 obserwowałem z wielką frajdą, jak szybko Łomianki zaczęły się
rozwijać, słowem, jak szybko zmienia się zapyziała miejscowość. Wniosek -
wystarczy nie przeszkadzać, nie tamować ludzkiej przedsiębiorczości, a rzutcy
mieszkańcy
sami i z własnej inicjatwy zrobią bardzo wiele.

Widząc Łomianki teraz i czytając Państwa listy, mam po trosze wrażenie jakbym
wrócił do tamtych dawnych Łomianek - nie ma chodników, na ulicach się kurzy,
przejść się nie daje, nie ma też oświetlenia. I JEST MI PO PROSTU PRZYKRO.
Nie uznam argumentów, że w innych miejscach jest podobnie, że spotyka się taki
sam bałagan. Dlaczego mamy się godzić na taką paskudną przeciętną?
Zdecydowanie uważam, że nie ma żadnej sprzeczności pomiędzy bieżącym
porządkowaniem miasta, poprawianiem stanu Warszawskiej, czy Brukowej, a
tworzeniem planów urbanistycznych wybiegających w przyszłość na 10 czy 15 lat.
Owszem, przemawia mi do wyobraźni porównanie Esscorta, ale trzymając się tego
obrazka, chciałbym skłonić tę rodzinę do - jak się kiedyś mówiło - jakiego
takiego "ogarnięcia się". Czyżby uporządkowanie - nie mówię o przebudowie -
Warszawskiej albo Brukowej i innych miejsc było tak bardzo kosztowne, że trzeba
je odkładać "ad calendas"? aż się spłaci długi? a kiedyż to nastąpi, skoro jak
wykazuje Brycezion, raczej one rosną, niż maleją? aż wszędzie dotrze wodociąg?
Przecież, jeśli będzie się z tym czekać aż do tego momentu, to słupki na
Warszawskiej rdza zje sama! A nasze miasteczko stanie się zapuszczone o wiele
bardziej! Gdyby zależało to ode mnie, rozpocząlbym właśnie od porządkowania
Łomianek, usuwania rozmaitego "badziewia" i to szybko - starając się
jednocześnie tworzyć plany i projekty do realizacji w przyszłości.
Przepraszam za długi list.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alternate.pev.pl



  • Strona 3 z 4 • Znaleziono 145 wyników • 1, 2, 3, 4