Wyświetlono wiadomości wyszukane dla słów: Programy komputerowe dla firm
Temat: Europejczycy dziekuja Polsce:-)
Gadomski "Okiem liberala" (?!)
Ha, Gadomski przedstawil to w taki sposob, ze sprawa faktycznie wyglada na
kontrowersyjna, a poniewaz sie niz znam, jak slusznie zauwaza autor, to
wylacznie zauwazam glos w dyskusji. na forum jednak jest kilku informatykow,
ktorzy beda mieli na ten temna wiecej do powiedzenia. Pod artykulem zagorzala
dyskusja.
Egoizm i innowacja
Witold Gadomski 18-03-2005 , ostatnia aktualizacja 18-03-2005 19:40
Felieton Witolda Gadomskiego z cyklu "Okiem liberała"
Przed kilku dniami Rada UE zatwierdziła projekt unijnej dyrektywy o
opatentowaniu oprogramowania komputerowego, co wkrótce stanie się obowiązującym
w Europie prawem. Pomysł jest kontrowersyjny, pojawiają się głosy, że patentem
objęte będą od dawna znane i stosowane przez programistów algorytmy, z których
składają się programy komputerowe. List protestacyjny przeciwko patentom
wystosowała grupa polskich intelektualistów. "Wprowadzenie patentów na
oprogramowanie ułatwi dużym koncernom informatycznym dalszą monopolizację rynku
i eliminację mniejszej konkurencji" - stwierdzili. A dalej: "W sytuacji, kiedy
dopiero budujemy struktury nowoczesnego społeczeństwa informacyjnego,
zmniejszenie możliwości działania małych, lokalnych firm informatycznych, wzrost
cen oprogramowania oraz ograniczenie do niego dostępu indywidualnym użytkownikom
może spowodować porażkę tego ambitnego zadania".
Nie jestem specjalistą od programów komputerowych, ale obawiam się, że większość
z podpisanych również niewiele wie na ten temat. List podpisali poeci, pisarze,
krytycy literaccy, filozofowie i psychologowie, ale zauważyłem tylko jednego
programistę. Nie ma za to żadnych przedsiębiorców z branży informatycznej, o
których list się upomina. Podejrzewam więc, że tak naprawdę nie chodzi o
informatykę, ale o zasady. Autorzy listu protestują przeciwko nazbyt
rygorystycznej ochronie własności intelektualnej, która - jak twierdzą - sprzyja
wielkim koncernom ze szkodą dla konsumentów i drobnych przedsiębiorców. Takie
stanowisko jest o tyle dziwne, że spora część autorów sama korzysta z
dobrodziejstw ochrony własności intelektualnej i powinna być raczej
zainteresowana umocnieniem, a nie osłabieniem gwarancji dla tych praw. Być może
mamy jednak do czynienia z grupą altruistów, którzy nie dbają o swoją własność -
pewnie podpisany pod listem Jerzy Pilch nie miałby nic przeciwko wydawaniu jego
powieści z nieco zmienionym zakończeniem, podpisanych innym nazwiskiem i
oczywiście bez żadnych tantiem. Książki takie byłyby znacznie tańsze, co pewnie
ucieszyłoby tysiące czytelników.
Żarty na bok - coraz większa część bogactwa, jakim dysponuje ludzkość, ma
charakter niematerialny, a tym samym problem gwarancji dla własności
intelektualnej staje się pilny. Stany Zjednoczone gwarantują te prawa bardziej
rygorystycznie niż Europa, która naciskana przez Amerykę z opóźnieniem przyjmuje
odpowiednie przepisy. W USA ochrona patentowa oprogramowania jakoś nie
przeszkadza powstawaniu setek tysięcy małych firm działających w branży
informatycznej. Firmą taką była przed 30 laty MITS założona przez Paula Allena i
Billa Gatesa, która wkrótce stała się tym obrzydliwym Microsoftem budzącym
protesty antyglobalistów. Podobną historię miała większość amerykańskich
korporacji działających w informatyce. Nie odniosłyby sukcesu, gdyby własność
intelektualna nie była chroniona. Gospodarka amerykańska, gdzie ta własność jest
od dawna respektowana, jest najbardziej innowacyjną gospodarką na świecie.
Ochrona własności intelektualnej podnosi rzecz jasna cenę produktów (na przykład
książek Pilcha), co wywołuje protesty, szczególnie wówczas, gdy chodzi o wyroby
szczególnie potrzebne ludziom, na przykład lekarstwa lub technologie medyczne. W
tym wypadku ochrona praw własności i zawyżanie ceny wydają się skrajnie
nieetyczne. Ale przecież koncerny produkujące nowe leki inwestują gigantyczne
pieniądze w badania naukowe, nie mając żadnej pewności, że odniosą sukces i
środki się zwrócą. Jeżeli nie miałyby praw własności do swych wynalazków i nie
mogły ich sprzedawać - najpierw po cenie szokująco wysokiej, stopniowo coraz
niższej - postęp w farmakologii i medycynie byłby znacznie wolniejszy. Do
innowacji, z których w końcu korzystają wszyscy, przedsiębiorców popycha egoizm
- chęć zysku. Jeżeli zabierzemy im prawo do korzystania z niego, nie będzie
innowacji, gospodarka się zatrzyma.
forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=904&w=21854245&v=2&s=0
Temat: urządzanie wnętrz - programy komp.
Bardzo ciekawa dyskusja się wywiązała n/t kupowania pirackich płyt i programów.
Temat nie jest nowy,ale..będzie jeszcze pewnie długo się przewijał.Podoba mi
się postawa koleżanki która jest przeciwko.Była właściwie samotna w swym
stanowisku. Niestety /dla wszystkich kupujących pirackie programy i płyty/. To
jest złodziejstwo/a dokładnie: paserstwo-czyli kupowanie od złodzieja/.Myśle że
problem jest złożony. Po 1: ceny legalnych płyt i programów.Są takie,bo
najcześciej twórcy są słabymi menedżerami i nie potrafią sprzedać swego
produktu.Ceny dyktują sępy z różnych agencji impresaryjnych,firm
fonograficznych,hurtowni. Najlepszy przykład:kupowałem kasetę M.Bajora na
koncercie-kosztowała 20 zł. Ta sama kaseta w MPiKu - 29 zł. Czyki prawie 1/3
zgarniają pośrednicy. Po:2 zwalanie wszystkiego na policję jest śmieszne.Dopóki
jest popyt to będzie i podaż- to są prawa rynku. W latach 30-tych w Stanach
wpropwadzono prohibicję/zakaz sprzedaży alkoholu/. I co? Wtedy właśnie mafia
zaczęła sie rozwijac na nielegalnym handlu . Policja działała tam o wiele
sprawniej niż u nas teraz. A jednak dopiero gdy zniesiono prohibicję to problem
został rozwiązany /z nielegalnym handlem alkoholem/. Po 3:Niestety, ale my
Polacy mieliśmy,mamy i będziemy jeszcze długo mieli mentalność Kalego z "W
pustyni i w puszczy".Tzn.: "jak Kali ukraść krowę to być dobra, ale jak Kalemu
ukraść krowę,to być zła". Student kupujący i korzystający z nielegalnych
programów jest ok. i jego czyn też. Ten sam człowiek-po studiach, zatrudniony w
firmie,piszący programy komputerowe po 20 godz. na dobę, dostający za to kasę
idzie na Stadion i widzi jak jego program jest sprzedawany po 20 zł. A on z
tego nie ma nic. I założę się że to zjawisko nie jest już dla niego ok.Wtedy
dociera do niego w końcu, że sam padł ofiarą tego zjawiska,choć wcześniej to on
był górą. Niestety - przerwanie tego procederu wymaga długiego czasu. Dlaczeg?
to proste. W naszej polskiej mentalnosci od 200 lat istnieje taki wzorzec,
model postępowania i zachowania, polegający na łamaniu przepisów narzucanych
przez prawo i państwo. Przez wiele lat państwo i prawo były utożsamiane z
zaborcami,najeźdźcami.Kradzież czegoś zaborcy,"szkopom", "ruskim" była czynem
patriotycznym prawie.Patriotyzmem było też min. okazywanie wrogości organom
policji, aparatowi państwowemu, omijanie przepisów prawa etc. Ta mentalność
jest w nas głeboko zakorzeniona niestety. I -co smutne-będzie jeszcze długo.
Jesteśmy narodem który wiele lat żył w niewoli i nie potrafi żyć na wolności
godnie i uczciwie. Tego się musimy uczyć dopiero. A nauka bywa często trudna.
Już zresztą Biblia opowiada,że Mojżesz chodził z narodem wybranym przez 40 lat
po pustyni aż wymarło pokolenie które urodziło się w niewoli. Historia lubi sie
powtarzać. Niestety-dla naszych rodziców wyniesienie części,narzędzia,materiału
itp. z zakładu pracy jeszcze 15 lat temu było "kombinowaniem" , "załatwieniem".
Stąd zreszta wielkie afery gospodarcze-przecież zmienił sie tylko ustrój-ludzie
są ludźmi.Niestety-jeszcze długo będzie można kupić pirackie płyty i programy,
i jeszcze długo będzie na nie zbyt. Pocieszające jest jedno: mamy wolny rynek,
otwarte drogi do prowadzenia własnej działalności. I tak jak pisałem wyżej:
dzisiejszy student kupujacy piracki program niedługo stanie sie programistą i w
jego interesie bedzie ochrona swego produktu. I w tym nadzieja- że zrozumiemy
że na dłuższą metę opłaca sie być uczciwym.
Temat: Wzor biznesu - Wesolych Swiat
Wzor biznesu - Wesolych Swiat
Z zyczeniami najlepszych, najweselszych, najspokojniejszych Wesolych Swiat
zalaczam link do artykulu o Polaku bedacym najprawdopodobniej kolejna ofiara
polskiego systemu podatkowego (Oby Swieta spedzil na wolnosci):
www.skarbowcy.pl/mkportal/index.php?ind=news&op=news_show_single&ide=686
Fragment:
"60-letni dziś Krzysztof Habich działalność gospodarczą zaczął już w
warszawskim liceum, organizując w latach 60. chałupniczą produkcję
długopisów. Podczas studiów na Wydziale Maszyn Roboczych stołecznej
Politechniki założył oficjalny biznes - zakład usług remontowych Estetyka. -
Interes okazał się na tyle intratny, że studiowałem aż 10 lat - śmiał się w
wywiadach, kiedy już był powszechnie znany. Gdy w latach 80. w całym kraju
brakowało papy, Habich razem ze swoim amerykańskim partnerem produkował jej
rekordowe ilości w jednej z pierwszych firm polonijnych.
Prawdziwym eldorado dla okazał się dla niego dopiero wolny rynek. Niedługo po
wyborach w 1989 roku zaczął inwestować z rozmachem pieniądze w kilka branż
naraz. W ciągu trzech lat po zmianie ustroju kontrolował już kilkadziesiąt
firm produkujących m. in. silniki, materiały budowlane i programy
komputerowe. Gdy rozbudowę holdingu utrudniała przestarzała sieć
telefoniczna, Habich wyposażył swoich dyrektorów w wojskowe radiotelefony i
wyznaczył godziny codziennych odpraw. Po rozpadzie ZSRR Habich pierwszy raz
dał próbkę swoich umiejętności finansowych: wykorzystując różny kurs rubla w
poradzieckich republikach i odpowiednio dobierając drogę przepływu pieniędzy
i towarów potrafił pomnożyć zainwestowany kapitał prawdopodobnie osiem razy.
W kraju zdobywał wtedy tytuły menedżera i biznesmena roku.
Wkrótce, występując już jako ogólnopolski holding doradczo-finansowy World
Leasing, zaczął konkurować ze skarbem państwa. Kiedy III RP emitowała
pierwsze obligacje, WL zrobił to samo - skrupulatnie wykorzystując wszystkie
wprowadzone właśnie ulgi i zwolnienia dla kupujących.
Korzystając z przedwojennego kodeksu handlowego Habich wprowadził do obiegu
tysiące swoich czeków i weksli, tworząc karkołomne konstrukcje, które -
dzięki bałaganowi w przepisach - pozwalały zaoszczędzić na podatkach do
dwudziestu procent. - Zdecydował się na krok, który w końcu doprowadził
państwo do furii - mówi dr Robert Gwiazdowski z Centrum im Adama Smitha -
zaczął dzielić się swoją wiedzą z innymi. - Gotowe, i zdaniem konkurencyjnych
doradców, nawet bezbłędne systemy finansowe Habich zaczął najzwyczajniej
sprzedawać wybranym firmom.
Zawsze krok przed fiskusem
"Jeżeli firma ma zarobić 100 złotych na produkcji wiader i z tego 40 złotych
oddać państwu, to ja powiem jej, jak zarobić 80 zł na rynku papierów
wartościowych i nie oddać nic, bo jest ulga podatkowa" - takimi radami Habich
przekonuje nawet dyrektorów przedsiębiorstw państwowych. Sporą część
oszczędności podatkowych swoich klientów Habich kazał płacić sobie jako
prowizję. Ale zadowoleni byli wszyscy - oprócz urzędów skarbowych."
Temat: Profesjonalna Szkoła Jazdy- Co o tym decyduje?
Jaką szkołę wybrać
Gdzie się uczyć?
To czego się na nim nauczysz będzie decydowało o tym jakim będziesz kierowcą.
Dobra szkoła nauki jazdy powinna nie tylko uczyć umiejętności które są
sprawdzane na egzaminie, ale przede wszystkim umiejętność przepisowego i
bezpiecznego zachowania się na drodze. Na kursie wykładowcy powinni zwracać
uwagę na to aby uczniowie dobrze zrozumieli przepisy. Dzięki temu w przyszłości
unikniesz wielu niebezpiecznych sytuacji na drodze spowodowanych nieznajomością
kodeksu drogowego. Oto kilka praktycznych porad które pomogą ci podjąć dobrą
decyzję.
DOWIEDZ SIĘ JAKIE SZKOŁY ZNAJDUJĄ SIĘ W TWOIM MIEŚCIE LUB OKOLICY.
Polecam bazę ośrodków szkoleniowych na www.prawojazdy.com.pl. Nie idź do
pierwszego napotkanego ośrodka, gdyż nie zawsze szkoła znajdująca się najbliżej
twojego domu lub przy twojej szkole jest najlepsza. Jakie ośrodki są w twoim
mieście lub okolicy możesz sprawdzić w internecie, książce telefonicznej lub
panoramie firm. Można także zadzwonić na informację.
ODWIEDŹ KILKA OŚRODKÓW SZKOLENIOWYCH.
Zanim zdecydujesz się na jakąś ofertę najpierw zadzwoń do kilku ośrodków i
dowiedz się szczegółów. Najlepiej jednak zrobisz gdy osobiście odwiedzisz kilka
szkół. Wtedy możesz dowiedzieć się nie tylko szczegółów dotyczących szkolenia,
ale i warunków w których się ono odbywa.
ZWRÓĆ SZCZEGÓLNĄ UWAGĘ NA:
* Warunki szkolenia - wykłady prowadzone w małej, dusznej latem a zimnej zimą
sali wykładowej na pewno nie są przyjemne.
* Ilość instruktorów - sprawdź czy będziesz miał możliwość zmiany instruktora
jeśli zajdzie taka potrzeba. Dobra szkoła powinna współpracować z kilkoma
instruktorami.
* Samochody na których odbywają się jazdy - ośrodek powinien dysponować takimi
samochodami na jakich odbywają się egzaminy.
* Tradycja ośrodka - na pewno ośrodki szkolące od wielu lat mają większe
doświadczenie i zapewniają lepsze przygotowanie do egzaminu.
* Pomoce dydaktyczne - dowiedz się z jakich pomocy dydaktycznych korzysta się na
wykładach. Dobre pomoce powinny obrazować przepisy w jak najbardziej przystępnej
formie. Na rynku dostępnych jest wiele takich pomocy. Są to: programy
komputerowe, makiety lub plansze.
* Cena i forma płatności - sprawdź co wchodzi w cenę kursu oraz jak można
uregulować należność. Czy można płacić w formie ratalnej i czy raty są
oprocentowane.
POROZMAWIAJ ZE ZNAJOMYMI, POCZYTAJ OPINIE NA FORUM.
Dobrze jest też zapytać znajomych, którzy niedawno zdawali egzamin. Dowiedz się
jakie wrażenie zrobił na nich ośrodek w którym się uczyli. Zapytaj czy
wykładowcy rzeczywiście uczyli, czy tylko dawali testy do wykucia. Dowiedz się
też czy ośrodek rzeczywiście zapewniał to czym się reklamował. Prawie wszystkie
ośrodki reklamują się że w szkoleniu wykorzystują komputery upewnij się czy
posiadają państwowy program egzaminacyjny , czy tylko stary program sprzedawany
z gazetą. Najlepiej aby ośrodek prowadził zajęcia w postaci prezentacji
multimedialnej. Jest niewiele takich ośrodków z powodu wysokiej ceny takiego
programu, nie daj się nabrać na wykłady z magnetowidu, są to najczęściej stare
filmy które niewiele pokazują. Zajęcia musi prowadzić wykładowca. Jeżeli mimo
obietnic że ośrodek jest bogato wyposażony wykładowca dysponuje tylko kredą i
tablicą zrezygnuj z takiego kursu.
PAMIĘTAJ: Nie zawsze niższa cena kursu w rezultacie jest niższą ceną za
uzyskanie prawa jazdy.
Niedbale przygotowany kursant płaci za dodatkowe jazdy lub za kolejne niezdane
egzaminy.
NIE DAJ SIĘ OSZUKAĆ!
Wiele ośrodków stosuje wiele nieetycznych sztuczek by przyciągnąć ludzi.
Pamiętaj, że ministerstwo stawia pewne wymagania dotyczące szkolenia. Każdy
ośrodek ma obowiązek minimum przeprowadzić 30 godzin wykładów(30x45min) i 30
godzin jazd (dla kategorii B). Każda jazda powinna trwać 60 min. Niektóre
ośrodki reklamują się, że w cenie kursu są 3 jazdy gratis, czyli w sumie 33
jazdy. Niestety wszystkie jazdy trwają wtedy po 50 min. W rezultacie uczeń mniej
czasu spędza na drodze niż w czasie 30 godzinnych jazd.
Pamiętaj dobre ośrodki szkolenia nic nie ukrywają najczęściej pozwalają
przekonać się jak wyglądają zajęcia zanim zdecydujesz się zapisać na kurs.
Jeżeli już wpłacasz pieniądze nie wpłacaj całej sumy jeżeli okaże się że np.
instruktor z którym masz jeździć zupełnie ci nie odpowiada a ośrodek nie ma
innego, zawsze możesz zrezygnować z kursu.
W takim wypadku poproś o wydanie wtórnika "karty przeprowadzonych zajęć" i
możesz dokończyć kurs w innym ośrodku.
źródło z ws.naukajazdy.prv.pl/pl/005/003/
Temat: Korowód PWSZ z katedry po pieniądze z Unii
> z php ciężko się przerzucić na javę. z delphi na c++.
Dodaj: TOBIE jest ciezko. Z pascala na C tez pewnie ci ciezko? Ja
jakos szybko przeskakiwalem z Basica na Pascal, a pozniej na C. Ale
wiemy, ty jestes "zdolny inaczej", tobie wszystko ciezko ;)
> Próbowałem pisać w paru językach c++ najb mi się podob
nie dziwie sie - ten jezyk jest znany z tego, ze odrzuca
podobienstwo do jezyka naturalnego, a wiadomo, ze wlasnie z tym masz
problemy ;)
> jakieś C# J2EE
I czym sie to rozni? Podstawy wciaz te same, a programowanie, to
glownie algorytmy, a nie komendy...
> innych rzeczy jak kiedyś było delphi 6. Napisało się programik i
> działał.
Wiesz, kiedys wystarczylo miec 640kB pamieci, i czlowiek krolowal ;)
> tylko 50 kb. C++ uczyłem się na dosie. Na windows jest zupełnie
> inna sprawa.
Taaak, bo takiego fraktala to juz sie inaczej liczy w dosie, a
inaczej w windowsie? Skoro takie wielkie roznice widzisz miedzy
programowaniem w dosie i w windowsie, to widze, ze poza napisy i
koleczka nie wyszedles, bo zdaje sie tam najwieksze roznice sa ;)
> Też nie wiem jakie bazy danych tam trzeba używać
ty w ogole malo wiesz w swoich branzach ;) Ja jak mam problem, to
szukam rozwiazan, a nie celebruje problemy. Jak czegos nie
wiedzialem, to szukalem, probowalem, i koniec koncow co
potrzebowalem, to wiedzialem...
> programów. Poza tym kto teraz robi programy komputerowe jakie i w
> czym?
Nie wiem jakie i w czym, ale widac ktos robi, bo i w Gorzowie sam
pisales, ze sa jakies firmy ;)
> żeby być na bieżąco a ze mnie żaden haker ja się innymi rzeczami
A co to trzeba byc hackerem, zeby programowac? Akurat programowanie
to najmniej fach hackera ;)
btw, nie zebym sie ortografa czepiala, ale z ciebie to zwykla lama
jest, skoro nie wiesz, jak sie hacker pisze ;) I angielskiego widac
tez nie znasz, ale to juz po twoich reakcjach na rozmowy
kwalifikacyjne bylo widac...
> Teraz programiki są darmowe w sieci i się za bardzo ich nie opłaca
> robić.
a) wiemy, tobie sie nic nie oplaca robic,
b) nie kazdy ogranicza uzywanie komputera do obrobki zdjec, arkusza
kalkulacyjnego czy edytora tekstu... sam trafilem na problem
wyciagniecia danych z komputera do maszyny, ze "zwyklego" programiku
(pisanego na specjalne zyczenie ;), a nie jakiejs porzadnej
aplikacji wizualizacyjnej. Znajdz taki programik, ktory po
otrzymaniu 10cyfrowego kodu, archiwizuje go, wyswietla odpowiednie,
pasujace tobie komunikaty w zaleznosci od kodu, i jeszcze wystawia
dane do maszyny i je odbiera?
> bo za duzo się wypuszcza absolwentów informatyki i oni nie mają co
> ze sobą zrobić więc zajmują się stronami.
Z wyjatkiem tych, ktorzy sobie z tym nie radza i potem placza
sfrustrowani ;)
> Duża olbrzymia konkurencja i niskie stawki
No jedno z drugiego wynika...
> wielka męczarnia żeby dopasować coś pod widzimisię klienta.
Co dla ciebie jest meczarnia, dla innych jest blahostka - i wlasnie
dzieki temu moga robic strony za grosze i im sie oplaca...
> której nie lubie nie rozumiem
a sie informatykiem szczycil ;)
> przez informatyków stosując wzorce projektowe których się trzeba
> uczyć standardy, frameworki, programowanie obiektowe.
No, informatycy SOBIE ulatwiaja, rozwoj technik programowania to
wlasnie odpowiedz firm na sugestie srodowiska informatykow ;) A co
do obiektowki, to jeszcze w dosowym pascalu sie na to natknalem,
wiec moze nie udawaj, ze "nowe" technologie znasz ;)
> Najb nie lubie informatyków którzy blokują komuś dostęp do czegoś
> i nadają uprawnienia.
Hehe, ale widzisz, nie mozesz miec dostepu np. do listy plac. I nie
kazdemu sie nalezy dostep do forum GW w godzinach pracy ;)
> Bo cie ograniczają nic nie możesz zrobić o wszystko to musisz
> mówić żeby ci odblokował.
To ze musisz mowic, to jedno - ale jeszcze szefostwo sie musi na to
zgodzic. I o to wlasnie chodzi... a jak idziesz do firmy, to co, od
razu klucze do wszystkich pomieszczen i magazynow dostajesz? Tez
pewnie nie?
> Wyzwania dla hakerów stanowią zabezpieczenia. Jak widzą prostą
> stronkę do rozpykania to ją omijają.
Widzisz, sa dwa powody dla ktorych ktos cos hackuje. Albo, zeby
sobie pocwiczyc, i wtedy banalne zabezpieczenia sobie odpuszcza,
albo... szuka czegos konkretnego. I wtedy jak to wlasnie twoja
strona jest celem, to sie nie zastanawia, proste, czy trudne, po
prostu probuje.
Jesli jednak chodzi o hasla, to kiedys byl test na lamera, lusera i
hackera, jakie kto ma haslo.
Lamer: ziuzia, i tak nikt nie wpadnie, ze moze byc imie jego zony ;
Luser: Hjzh,pqbGbhs7Hb[zgraz9hbb, zapisuje na kartce, zeby nie
zapomniec, kartke nakleja na monitorze, zeby nie zgubic ;)
Hacker: Zuzia, jak ktos bedzie chcial, to i tak zlamie...
Temat: Biznes czy IT?
wg mnie - bez wzgledu w ktorym kierunku chcecie isc - przede wszystkim
polecalabyn skonczyc studia
bo daja one lepszy start - wieksza ilosc ofert do wyboru i w efekcie lepsze zarobki
co do ksiagowosci - mozna robic kurs samemu (finansowac sie ) i np po zdaniu 1
poziomu szukac pracodawcy, ktory zasponsoruje reszte i da tez wolne na studiowanie
co do tego, ktore wybrac - to polecam zastanowic sie pomiedzy ACCA a CIMA, bo
ATT ma nizszy prestiz i czesto osoby, ktore zdaly wszystkie egzaminy ATT zaluja,
bo wlozyly wiele wysilku a nie przeklada sie to w odpowideni sposob na
perspektywy awansow etc
odnosnie IT - moge sie tylko wypowiedziec wzgledem Londynu - praca jest
wyglada na to, ze obecnie graduates ida glownie do duzych firm konsultingowych
jak Detica czy Accenture (banki tez przyjmuja - ale mniej niz dawniej), tam
musza odwalic panszczyzne i dobrzy i najlepsi moga szukac w firmach zwiazanych z
finansami
moja prace trudno opisac - tzn pracowaalm jako support i programista - wymaga to
umiejetnosci logicznego myslenia, wyciagania wnioskow, pracy w zespole ale tez i
samodzielnie, absolutnie nie nadaja sie osoby lubiace prace w samotnosci, bo
caly czas sie pracuje albo z klientami albo kolegami po fachu z tego samego
zespolu lub pokrewnych
dobrze jest umiec sprzedawac swoje pomysly i nie zrazac sie odmowa lub
milczeniem - bo czasami ktos nie pokazuje tego,ze absolutnie nie rozumie twojego
konceptu i nie chce sie osmieszyc - musi wrocic do biurka i przemyslec
myslenie abstrakcyjne, myslenie konkretami,
wiele cech, ktore podciaga sie pod tzw high IQ - ktore oczywiscie mozna sobie
wycwiczyc (jak jest potencjal) - dlatego pisze o logicznym mysleniu
poniewaz koncepty informatyczne czesto nie sa logiczne - bardzo pomaga jak ktos
ma dobra pamiec, bedzie musial wlozyc mniej wysilku w nauke nowych systemow czy
jezykow
no i chec poznawania technologii - to musi byc na 1005, taka zwykla dziecieca
ciekawosc
czy do tego jak dzialaja systemy komputerowe czy programy albo internet
im ktos jest bardziej pracowity, tym ma wieksze mozliwosci w IT - bo technologie
zmieniaja sie i kazdy musi sie caly czas uczyc, czesto we wlasnym zakresie,
kupujac ksiazki i testujac przyklasy w domu na kompie
zaleta pracy w IT jest to,ze wspolpracuje sie z bardzo inteligentnymi ludzmi, co
uprzyjemnia prace i daje motywacje
wielu z nich ma powazne hobby poza praca, ktore jest odskocznia
kobiecie w IT jest dobrze - bo nie ma ich tak wielu, a szczegolnie z czasem duzo
kobiet odchodzi do project management i po technicznej stronie zostaje bardzo
niewiele, mozna to zobaczyc chodzac - i widzisz setki facetow pod krawatem lub
bez - i zadnej kobiety
ale do pracye w IT - nie tylko polecam ale bes studiow bedzie znacznie trudniej
Temat: Amerykańskie wojska z Europy do Korei
Gość portalu: Svensk napisał(a):
> Och wy pacholki amerykanskie!!!Oni mowja o was z pogarda!!!
Az mnie korci by odpowiedziec ad personam.
Ale odpowiem Ci na to co piszesz.
Po to wspieramy teraz USA by poprawic swoja pozycje.
Bo teraz nas potrzebuja. A Amerykanie naprawde nie sa slepi,
widza kto stanal za nimi a kto przeciwko nim.
Jasne ze rownorzednym partnerem jeszcze dlugo nie bedziemy.
Ale przynajmniej mozemy poprawic notowania.
Po to by pisano o nas lepiej. I powoli zaczynaj.
A na Francji wieszaja psy.
> od Pacholka.Troche wiecej swojego zdania.Jezeli chodzi o Koreie
> to nie jest Grenada Panama Irak .Juz raz Amerykanom dokopali!!!
Nie dokopali. Korea Pln przegrywala z kretesem dopoki nie
wkroczyli Chinczycy.
> A Chiny i Rosja pomoga.
Nie pomoga. Juz dawno przestaly to byc panstwa ideowe.
Sa jeszcze bardziej cyniczni od USA.
Korea Pln. nie ma dla nich absolutnie zadnego znacznia -
biedne, zdewastowane peryferia. Istotne tylko o tyle o ile
cos mozna na tym wygrac od USA.
> Hitler tez uwazal sie za najsilniejszego!!!
USA sa najsilniejsze. Oczywiscie nie sadze by byli w stanie
podbic Rosje czy Chiny ale sa w stanie oba te kraje doprowadzic
do ruiny.
> strune.Jak myslisz kto wiecej straci?Miljarderzy w USA czy
> biedaki w Chinach i w Koreji ???
Amerykanie jesli troche zbiednieja to naprawde nic sie nie
stanie. Tymczasem dla Chin ograniczenie dostepu do rynku
amerykanskiego to bylaby ekonomiczna katastrofa.
Poza tym Chiny to juz nie tylko biedacy - tam jest naprawde
wielu zamoznych ludzie, wiele nowoczesnych firm itd.
A im naprawde nie zalezy na konfrontacji z USA.
> pokazalo w sprawie Turcji!!!Kogo bedzie Nato bronic jezeli
> Niemcy beda chcialy odebrac swoje ziemie.
Ci sami co tak protestuja przeciwko wojnie w Iraku ?
> Jedynym gwarantem
> Polskiej granicy zachodniej byla Rosja a nie USA.
Juz od pierwszego zaboru. USA nigdy nie bylo zadnym
gwarantem naszych granic. Granice byly przeforsowane przez Stalina.
> na to przykladow)Przypomnijcie sobie Jalte i Techeran.Co
> zrobilo wasze ukochane USA.
Masz bardzo wybiorcza pamiec.
Zrobilo dokladnie to do czego namawiaja je teraz - chcialo
uniknac kolejnej wojny.
Kto w 1918 tak bardzo pomogl Polsce odyskac niepodleglosc?
Kto dostarczal pomoc medyczna i zywosc dla odbudowywujacej sie
Polski po 1918 ?
Ktory kraj w 1945 pomogl pokonac Hitlera mimo ze ich Hitler
nie atakowal ?
Ktory kraj wpompowal w Europe ogromne pieniadze poprzez
plan Marshalla ?
Kto wspieral Solidarnosc ?
Kto wygral zimna wojne ? (jestes w Szwecji
ale jakbys byl w Polsce to moze ciagle stalbys
za papieerm toaletowym)
Ktory kraj ma takie organizacje jak Korpus Pokoju?
USA w przeciwienstwie do Rosji czy Chiraca nigdy nie mowily
nam co mamy mowic czy robic.
Owszem, polityka USA jest arogancka i bezwzgledna
ale jest skuteczna i zapewnila 50 lat pokoju Europie.
Nie uwazam ze USA jest idealne. Mam bardzo wiele do zarzucenia.
Jestem bardzo negatywnie nastawiony do podejscia do srodowiska
naturalnego w USA oraz do praw autorskich (np. leki czy
programy komputerowe czy filmy/muzyka).
Ale nic w dziedzinie militarnej, respektowania sojuszy
i wsparcia dla Polski gdy go potrzebowalismy.
A o Jalte i Teheran trudno Amerykanow winic.
Temat: Hi-tech się odchudza
Hi-tech się odchudza
Od razu zaznaczam,ze jestem zwyklym uzytkwonikiem komputera,znam sie
na nim o tyle o ile.
Wydaje mi się,ze branza komputerowa utonie we wlasnym samozachwycie
i czesciowo padnie.
Dla mnie takim przykladem jest tworzenie stron www i robienie z tego
jakiejś magii.Programisci tworzą i oferuję firmom nieamowite strony
internetowe,z flashem,tysiącem skryptów badajacych internaute,z
wszystkimi wodotryskami,grafika zajefajna na itd.
Po czym okazuje sie,ze internauta ma wylaczoną wtyczkę do
flasha,zablokowane okienka,wolne łącze, a skrypt blokuje mu stronę i
opuszcza www.
Moja firma przeszła po kilku latach czarowania nas przez
informatyków na zwykla stronę w html.Objerzyjcie stronę majkrosoftu,
prosta,zywkła.Mają najlepszych informatyków na świecie,a strona jak
przedszkola mojego dziecka.
Druga sprawa,to gloryfikowanie internetu.Statystyka firmy, w ktorej
pracuję,pokazuje,ze na stronę wchodzi po prostu bardzo malo
ludzi.Bardzo malo.Prawie nikt. To duża firma,obroty daj Panie Boże
każdemu w Nowym Roku,zarobia dużo.Ludzie chrzanią strony
internetowe.Dla firmy nie ma żadnego znaczenia reklamowego,czy ma
stronę czy nie.To chrzan informatyków.
Trzecia spraw,to gownianośc wszystkich programow stworzonych przez
polskich programistow.Programy,z ktorymi ja jako uzytkwonik mam do
czynienia.Moze przyklad, w moim mieście byl do wypelnienia formularz
internetowy, obowiązkowy w pewnej dziedzinie.I programista
zaplanował adres ul.,nie przewidzial adresu al. jako Aleja.Program
nie puscił.
Czwarta sprawa to oficjalne progeamy.Firmy kupują z musu oficjalne
oprogramowanie,ktore nie psuje sie, nie blokuje jak dawniejsze
skrakowane piraty.Do legalnego programu wystarczy zwykła pani Zosia
w biurze.Masz oficjalnego antywirusa,robi automatycznie aktualizację
danych,ty nie martwisz sie niczym.Kolejny pracownik odpada.
Piata sprawa to zarobki.Byle absolwent po studiach
informatycznych,kolejny z dziesiątek tysięcy mgr inż
informatyki,żada na wejsciu 5000 i jest to jego dopiero pierwsze
slowo.Gie umie,ale wymagania ma.Tworzy fikcję,sam tworzy problemy
komputerowe,aby mogl je naprawiać i udawać,ze jest potrzebny.
szósta sprawa to uczlenie,tworzą coraz więcej kierunków
informatycznych,niedługo będzie jak z zarządzaniem.
Sióma sprawa to narybek.
Do firm wejdzie teraz pokolenie szczeniaków znających się na
komputerze od przedszkola.Po studiach roznych,zwyklych,ale
siedzących w kompie od małego.Licealisci, po technikach,po
zawodókach.Coraz wiecej ludzi bedzie sie znalo na kompie i to
swietnie.Młodziez jest niesamowita,zaryzykuję twierdznie,z
eabsolwent studiow informatycznych umie tyle samo po 5 latach, co
umial przed podjęciem studiów.
Na placu boju pozostaną tylko prawdziwi
programiści,fachowcy,zagraniczni. Oni stworza program i to bedzie
elita.Program się kupi i zapłaci im.
reszta informatyków w firmach będzie jak palacz kotłowy,do
wrzucania wegla do pieca i patrzneia,czy się dobrze pali i czy
termometr pokazuje ciepło.Za małe pieniądze.
Temat: Podatek od Internetu, bandyci WWW i Jakubowska
Podatek od Internetu, bandyci WWW i Jakubowska
Ostatnio zniesiono podatek od Internetu i wszyscy razem zakrzyknęli "hura!!!",
bo rzeczywiście im mniej opłat tym lepiej.
Ale! Jest jeszcze druga strona medalu. Jeżeli nie płacisz podatku od Internetu
nie możesz domagać się ochrony Twojej własności tj. komputera, programów etc.
ze strony państwa. Bezkarnie mogą sobie działać różni hakerzy, kolesie od
wirusów i różnego rodzaju złodzieje własności intelektualnej.
No nie zupełnie bezkarnie, bo możesz sam namierzyć bandziora, przeprowadzić
śledztwo i ewlentualnie z powództwa cywilnego zaskarżyć go do sądu (ha, ha, ha).
I tak jak to bywa w pozakomputerowym świecie, pojawiają się ludzie, firmy,
którzy proponują Ci "ochronę" - w tym przypadku firmy tworzące programy
antywirusowe i oczywiście biorą za to niezłą kasę. Czyli działanie podobne jak
działanie mafii. Najpierw pojawiają się dresiarze rozwalający kijami
bejsbolowymi np. restaurację i wtedy pojawia się gość i mówi 'jak zapłacisz za
"ochronę" to ominą cię tego rodzaju kłopoty'. No więc (w przypadku pracy z
komputerem) kupujesz program antywirusowy. Ale nagle pojawia się nowy wirus i
Twój program go nie wykrywa (przychodzą dresiarze z konkurencji) i mówią:
"Tamci są słabi i teraz nam musisz zapłacić, bo jak nie to...".
Można by posądzić mnie o jakieś paranoiczne skłonności w związku z tym co
napisałem, ale! co jakiś czas pojawiają się głosy, dotyczące jednej z
najbardziej znanych firm rosyjskich, że stosuje tego rodzaju metody w
zdobywaniu klientów kupujących ich program antywirusowy. Najszybciej znajdują
'lekarstwo' na nowego wirusa i... wygrywają z konkurencją.
Może się tak zdarzyć, że nagle pojawi się taki wirus, który może rozwalić cały
system komputerowy np. w Polsce, co to znaczy dla gospodarki nie trzeba chyba
tłumaczyć. I wtedy jakaś firma zaproponuje np. rosyjska: "my zlikwidujemy
wirusa, a wy bezwizowy tranzyt do Kaliningradu". (oczywiście przesadzam, ale
istnieje takie prawdopodobieństwo)
Jednocześnie w Polsce, służby które mogłyby ścigać bandytów komputerowych (nie
wyłączając Ministerstwa Spraw Zagranicznych), zajmują się twardymi dyskami
Jakubowskiej i włączają się w "gry pałacowe" polskich 'elyt' politycznych.
A co się stanie jeżeli np. Bin Laden "zrobi przetarg" na wirus rozwalający
całą sieć i zaproponuje np. $100 mln? Co zostanie ze światowej gospodarki?
Złapano 18-stoletniego dzieciaka, który umiał narobić tyle zamieszania i
zrobił to za darmo. Ale jeżeli wirusa stworzy zawodowiec pod każdym względem?
Na koniec dodałbym tylko, że wczoraj czyli w piątek dostałem prawie 200
zawirusowanych wiadomości i przepuszczały je zarówno WP jak i Onet pomimo
"niezawodnych" skanerów na ich serwerach, a mój program antywirusowy pomimo
codziennej aktualizacji z kilkoma wirusami sobie nie poradził.
I żebyście mieli o czym myśleć!!! To forum odwiedza bydlę, które świadomie i
celowo rozsyła wirusy w Polsce - i mam na to dowody.
Millery, Belki i reszta tego politycznego błota nie ma czasu na tego rodzaju
bzdety, bo im stołki podżerają korniki, ewentualnie jacyś kolesie z branży
politycznej, a nie wirusy komputerowe.
A więc: Ile zapłacisz za "jeszcze lepszy" program antywirusowy?
Nowy
Temat: Ocena pomysłu firma szkoleniowa
Gość portalu: Mum napisał(a):
> vokulski napisał:
>
> > Następny pomysł do poddania pod Waszą opinię to fima szkoleniowa szkoleni
> a
> > byłyby kierowane głównie do małych i bardzo małych firm ,
>
> Mam małą firemkę, znam wiele podobnych mi osób na małych firemkach. Jak już
> potrafię się utrzymać i na dodatek poradzić sobie z ZUSami, USami i
podobnymi,
> to nie ma takiej rzeczy, której nie mogę się nauczyć bez pomocy, z książki np
> za 30 zł. Zresztą takie firemki działają zwykle w wąskich niszach i żadne
> dodatkowe umiejętności nie spowodują napływu nowych klientów, bo ich liczba
> jest ograniczona właśnie ta niszowością. A przecież tylko wtedy wydatek na
> szkolenie miałby sens, gdyby przynosił potem jakiś zysk.
>
> > oraz tez do osób bezrobotnych które chciałyby sobie dodać dodatkowy atut w
> CV
>
> Zero szans! Bezrobotny bardzo chętnie pójdzie na szkolenie, jeżeli będzie
> darmowe, potem DASZ mu pracę, z pensji ci może zapłacić za szkolenie jeżeli
> uzna że mu coś dało...
>
> > z praktyki wiem że na każdym spotkaniu w sprawie pracy pracodawca rozwijał
>
> > temat szkoleń czego dotyczyły itp. (sam mam ich na Cv około sześciu )
>
> W moim przypadku na ŻADNYM spotkaniu w sprawie pracy, pracodawcy moje
szkolenia
>
> zupełnie nie interesowały. Jeden stwierdził z lekceważeniem, "co to jest
> miesiąc szkolenia, jak absolwent po pięciu latach studiów ekonomicznych nic
nie
>
> umie" (szkolenie dotyczyło księgowości)
>
> > Cena szkolenia oscylowała by na poziomie około 180 zł za jedno szkolenie
> > Być może jest to nisza rynkowa , nie jest to super zyskowne ale jako pensj
> a
> > to można by juz z tego wyzyć
>
> Moim zdaniem ta nisza jest pusta, to znaczy wcale jej nie ma.
> Ja też w ramach swojej firemki mogę prowadzić szkolenia, czy raczej lekcje,
> które nazywam korepetycjami dla dorosłych (obsługa komputera, konkretne
> programy Word, Excel itp, internet, inwestowanie na giełdzie) i pomimo
ogłoszeń
>
> nie było chętnych WCALE, nawet gdy było to "szkolenia komputerowe - wpisz w
> koszty".
dzieki za opinie natomiast chciałbym to skorygować w ten sposób nie wieżę w
bezrobotnych w Warszawie co to nie mają ani grosz bo skoro ktos wydaje na
studia zaoczne miesięcznie od 300 -500 zł po to aby mieć takli sam papier jak
pare tysięcy innych ludzi kończących razem z nim studia
Druga sprawa ja akurat parcuje non stop jako handlowiec i raczej miałem na
mysli szkolenia z miekkich umiejetnosci niż z konkretów tp. szkolenia
komputerowe czy księgowość bo to gfaktycznie sie już skończyło
Jak wiadomo wszystko jest związane z modą teraz jest moda na studiowanie
ekonomi i ludziska płaca za to gruba kasę bo jeśli weźmiesz pod uwagę fakt że
średni koszt studiów to 15 tys to wcale nie jest to mało
Oczywiście w grę wchodziły tez szkolenia zamknięte oraz coś czego prawie u nas
teraz nie ma czyli"MENTORING" ale to juz moja słodka tajemnica i tego nie
zdradzę ale , większość firm przechodzi właśnie na ten system mowię o duzych
firmach w stanach
Po za tym o sukcesie oczywiście decyduja też kontakty , oraz znajomości jak we
wszystkim .
Po za tym ja od lipca z tym ruszam bo i tak nic nie tracę , uważam że jesli uda
mi się przebić przez sekretariaty w szkołach to działalność wypali na 200 %
aczkolwiek co do niej nie wiąże się to z jakąś wielka kasą
Temat: Patenty - szansa dla lepszych
No dobra... Ucięło mi kawał posta... Całe szczęście, że to przewidziałem...
"Badania pokazują, że możliwość patentowania programów komputerowych,
odnoszących się do wynalazków, jest pomocna w rozwoju gałęzi gospodarki
wspomaganych przez programy komputerowe, zwłaszcza małych i średnich
przedsiębiorstw i niezależnych informatyków w ramach wielkich spółek" - czytamy
w uzasadnieniu do dyrektywy.
Jedne badania pokazują tak, drugie inaczej. Powoływanie się na badania zawsze
nadaje wypowiedzi pewien autorytet, ale co to za badania? Kto je sponsorował? I
ile innych grup badaczy uzyskało inne wyniki, które tu akurat wygodniej było
przemilczeć? Niestety w dzisiejszych czasach wiele takich badań wykazuje to na
czym komuś zależy, a nie to co jest prawdą. Zresztą ja też mogę powiedzieć -
przeprowadzone przeze mnie badania pokazują coś dokładnie odwrotnego. I co z
tego?
Czy zatem politycy europejscy proponują wprowadzenie dyrektywy po to, by
szkodzić europejskiej gospodarce, czy by ją wspierać?
Przypomnę kolejny raz - Stanom Zjednoczonym patenty w informatyce nie szkodzą,
ale przeciwnie. Dlaczego więc w Polsce ochrona patentowa miałaby szkodzić małym
i średnim firmom? Małe i średnie firmy w Ameryce to potężna grupa, mająca
wielkie wpływy polityczne i gospodarcze, dająca zatrudnienie kilkudziesięciu
milionom ludzi. Trudno sobie wyobrazić, by mogło być wprowadzone prawo, które
uniemożliwia im działanie.
Innymi słowy każde ustanowione prawo jest wspaniałe, bo kto i po co by
wprowadził złe prawo? Otóż to się zdarza. Niewiedza, korupcja...
W żadnym komentarzu albo liście od moich oponentów nie spotkałem się z opisem
sytuacji, gdy ktoś został pokrzywdzony przez kradzież programu lub algorytmu.
Czyżby problem ten - wbrew opiniom ekspertów amerykańskich i europejskich - w
Polsce nie istniał?
Nie rozumiem - czy chodzi Panu o to, że - o zgorozo - przeciwnicy patentów nie
dają Panu argumentów do ręki, wspierających Pana poglądy? Czy też, chodzi o to,
że ktoś został pokrzywdzony przez patenty? Bo jeśli tak - to Bogu dziękować -
problem ten faktycznie jeszcze nie istnieje. Przypominam, że dyrektywa dopiero
czeka na zatwierdzenie, i jest nieco za wcześnie, żeby wyciągć wnioski
na temat jej skutków. W Stanach - czy gdyby był pan szefem wielkeij korporacji,
czekającym z niecierpliwością, aż europejska krowa podstawi się pod dojenie, to
czy nie wstrzymałby się Pan ze zbyt gwałtownym dojeniem amerykańskiej, żeby nie
spłoszyć tej europejskiej, dopóki nie podejdzie bliżej? Ale nawet mimo to,
takie przypadki się zdarzają. Chociażby - sprawa tzw. "one click shopping" -
proszę wyszukać na Google "one click shopping patent Amazon" - szkoda tu
miejsca na opis.
Wprowadzenie prawa zgodnego z unijną dyrektywą zmieni reguły gry w informatyce.
Generalnie podniesie poziom wymagań w stosunku do firm informatycznych.
Wcześniej dyrektywy unijne podniosły poziom wymagań w stosunku do firm
mleczarskich, mięsnych czy banków, zaostrzyły normy ekologiczne i wprowadziły
konkurencję na rynku usług lotniczych. Każda zmiana była niechętnie przyjmowana
przez grupy interesu, obawiające się podniesienia kosztów i spadku dochodów.
Była jednak korzystna dla konsumentów i dla całej gospodarki. Co więcej - także
dla firm, które potrafiły dostosować się do nowej sytuacji.
Tylko, że te firmy zostały zmuszone do wprowadzenia ostrzejszych standardów,
większego bezpieczeństwa, nowszych maszym, i w rezultacie PODNIESIENIA jakości
swoich produktów! Firmy informatyczne będą zmuszone do: 1. zatrudnienia
większej ilości prawników i urzędników, którzy będą sprawdzać czy przypadkiem
nie są wykorzystywane przez program jakieś wcześniej opatentowane rozwiązania
2. Usuwania z programu opatentowanych rozwiązań, co doprowadzi do OBNIŻENIA
jakości produktu (i podniesienia kosztów).
Każda zmiana była niechętnie przyjmowana przez grupy interesu, obawiające się
podniesienia kosztów i spadku dochodów. Była jednak korzystna dla konsumentów i
dla całej gospodarki.
Tu jak mówiłem wyżej, to będzie niekorzystne dla konsumentów.
(pomijam przypowieść o uczniu i dobrym nauczycielu)
Panowie informatycy, wszystko wskazuje na to, że unijna dyrektywa zostanie
ostatecznie przyjęta, a polskie prawo do niej dostosowane. Nic tu nie zmieni
ani przekonywanie, że jest ona katastrofą, ani atakowanie mnie - nie ja jestem
jej autorem ani pomysłodawcą. Zastanówcie się raczej nad tym, jak radzić sobie
w nowej sytuacji i jakie z niej wyciągnąć korzyści.
Trzy drogi są oczywiste -
1. zatrudnić się w wielkiej amerykańskiej korporacji, i pracować na majątek
Billa Gatesa - Pan tego nie zrozumie... To dla wielu z nas jest tak jakby Panu
ktoś powiedział, że proszę się nie martwić, straci Pan obecną pracę, ale zawsze
może pan pójść pracować dla jakiegoś najgorszego, tandetnego brukowca, tam Pana
przyjmą z otwartymi rękami, i jeszcze będą płacić krocie.
2. Przekwalifikować się - Taak... Jestem pewien, że my wszyscy informatycy tak
na prawdę to w głębi ducha marzymy o tym, żeby być np. kucharzem... albo
listonoszem... a wykształcenie informatyczne zdobywaliśmy nie dla tego, że
kochamy tą dziedzinę, tylko... Oj, bo tak wypadło.
3. Emigrować gdzieś, gdzie nie obowiązują takie prawa - chyba nawet nie wymaga
komentarza.
Pozdrawiam
Wolący pozostać anonimowym student informatyki i matematyki
Temat: Egoizm i innowacja
Patenty - szansa dla lepszych
Witold Gadomski 03-04-2005 , ostatnia aktualizacja 03-04-2005 22:04
Felieton Witolda Gadomskiego z cyklu "Okiem liberała"
Mój felieton, poświęcony unijnej dyrektywie dotyczącej ochrony patentowej
wynalazków wprowadzonych przy użyciu komputera ("Gazeta Świąteczna" z 19-20
marca br.), wywołał histeryczną reakcję środowiska informatyków. W internecie
pojawiło się kilkaset komentarzy kwestionujących moją poczytalność i
jednoznacznie stwierdzających, że przyjęcie dyrektywy doprowadzi europejską, a
zwłaszcza polską informatykę do katastrofy. Poziom agresji większości
komentarzy jest zdumiewający. Wynika on z tego, że w felietonie uznałem za
sensowne zmiany prawne proponowane przez Komisję Europejską. Najwyraźniej
naruszają one grupowe interesy polskich informatyków.
Nikt nie zauważył, że ja sam uznaję dyrektywę za kontrowersyjną i dostrzegam
zagrożenia, jakie może za sobą nieść. Sądzę jednak, że są one przesadzone, a
możliwe korzyści przeważają. Tak już w życiu bywa - zmiany wiążą się z rzeczami
dobrymi i złymi. Moi adwersarze uważają, że zagrożenia są gigantyczne, a
korzyści żadne. Jeden z czytelników przysłał mi list, w którym twierdził, że
dyrektywa pozwoli na opatentowanie typowych składni (np.: jeżeli... to...),
powszechnie stosowanych we wszystkich programach. Nieustannie powraca też
przykład podwójnego kliknięcia myszką, opatentowanego przez Microsoft. Czy
takie patenty nam grożą, jeśli dyrektywa unijna wejdzie w życie? Niekoniecznie.
Dyrektywa jest dopiero w trakcie procedowania - została zaaprobowana przez Radę
Unii Europejskiej, która odrzuciła większość poprawek Parlamentu Europejskiego.
Parlament musi to jednak ponownie zatwierdzić. Co więcej - dyrektywa jest
dopiero podstawą dla ustawodawstwa krajowego, które Polska zapewne za jakiś
czas przyjmie. To jednak nie koniec - każda ustawa jest odpowiednio
interpretowana i obrasta czasami bogatym orzecznictwem. Przed kilku laty
burmistrz Zakopanego próbował "opatentować" oscypka i odszedł z kwitkiem, choć
ktoś podpowiedział mu, że zgodnie z prawem może to uczynić. Jak widać,
urzędnikom czasami nie brakuje rozsądku. Dlatego nie przejmuję się przykładami,
podawanymi przez informatyków - dowodzących, że dyrektywa pozwoli na
patentowanie trywialnych rozwiązań.
Moi adwersarze nie zastanawiają się, dlaczego dyrektywa ma być wprowadzana.
Najwyraźniej doszli do wniosku, że jej autorami są szaleńcy, względnie
szkodnicy, względnie agenci Microsoftu. Nie mam nadmiernego respektu do
eurokratów, ale nie wierzę, by grupa ta składała się z samych idiotów. "Badania
pokazują, że możliwość patentowania programów komputerowych, odnoszących się do
wynalazków, jest pomocna w rozwoju gałęzi gospodarki wspomaganych przez
programy komputerowe, zwłaszcza małych i średnich przedsiębiorstw i
niezależnych informatyków w ramach wielkich spółek" - czytamy w uzasadnieniu do
dyrektywy. Czy zatem politycy europejscy proponują wprowadzenie dyrektywy po
to, by szkodzić europejskiej gospodarce, czy by ją wspierać?
Przypomnę kolejny raz - Stanom Zjednoczonym patenty w informatyce nie szkodzą,
ale przeciwnie. Dlaczego więc w Polsce ochrona patentowa miałaby szkodzić małym
i średnim firmom? Małe i średnie firmy w Ameryce to potężna grupa, mająca
wielkie wpływy polityczne i gospodarcze, dająca zatrudnienie kilkudziesięciu
milionom ludzi. Trudno sobie wyobrazić, by mogło być wprowadzone prawo, które
uniemożliwia im działanie.
W żadnym komentarzu albo liście od moich oponentów nie spotkałem się z opisem
sytuacji, gdy ktoś został pokrzywdzony przez kradzież programu lub algorytmu.
Czyżby problem ten - wbrew opiniom ekspertów amerykańskich i europejskich - w
Polsce nie istniał? Wprowadzenie prawa zgodnego z unijną dyrektywą zmieni
reguły gry w informatyce. Generalnie podniesie poziom wymagań w stosunku do
firm informatycznych. Wcześniej dyrektywy unijne podniosły poziom wymagań w
stosunku do firm mleczarskich, mięsnych czy banków, zaostrzyły normy
ekologiczne i wprowadziły konkurencję na rynku usług lotniczych. Każda zmiana
była niechętnie przyjmowana przez grupy interesu, obawiające się podniesienia
kosztów i spadku dochodów. Była jednak korzystna dla konsumentów i dla całej
gospodarki. Co więcej - także dla firm, które potrafiły dostosować się do nowej
sytuacji. To jest trochę tak, jak w szkole, gdy przychodzi nowy nauczyciel,
który więcej wymaga. Uczniowie protestują - i ci słabi, i ci lepsi, którzy nie
wierzą we własne siły. Ale przecież wyższe wymagania i wyższy poziom szkoły
działa na ich korzyść, o ile surowszym wymaganiom sprostają. Odpadają słabi -
lepsi mają pole do awansu. Tak będzie też z unijną dyrektywą - zyskają na niej
lepsi, stracą gorsi, choć tremę mają wszyscy.
Panowie informatycy, wszystko wskazuje na to, że unijna dyrektywa zostanie
ostatecznie przyjęta, a polskie prawo do niej dostosowane. Nic tu nie zmieni
ani przekonywanie, że jest ona katastrofą, ani atakowanie mnie - nie ja jestem
jej autorem ani pomysłodawcą. Zastanówcie się raczej nad tym, jak radzić sobie
w nowej sytuacji i jakie z niej wyciągnąć korzyści.
Temat: Rosyjscy agenci na polskich forach internetowych
Polska bezbronna wobec atakow internetowych
Wojnaszpiegów w internecie
Wojna szpiegów w internecie
rozmawiał Paweł Smoleński 22-03-2005 , ostatnia aktualizacja 22-03-2005 19:39
Polska nie umiałaby się dziś skutecznie obronić przed atakiem hakerów - mówi
Mieczysław Tarnowski, specjalista od bezpieczeństwa w sieci
Paweł Smoleński: Niedawna blokada stron internetowych "Tygodnika Powszechnego"
wzbudziła podejrzenia, że mieliśmy do czynienia z atakiem hakerów. Czy istnieje
w naszym kraju zespół profesjonalistów zdolnych odeprzeć taki atak na sieć
komputerową?
Mieczysław Tarnowski*: Komputery zarządzają dziś bankami, dystrybuują wodę, gaz
i elektryczność, kontrolują wielkie bazy danych. Wśród administratorów każdej
chyba sieci i każdego serwera są ludzie odpowiedzialni za ich bezpieczeństwo.
Czy są to prawdziwi profesjonaliści? Nie wiem.
Atak hakerów może sprawić wielu instytucjom, a nawet całym państwom, poważne
kłopoty: zablokować dostawy prądu, wyłączyć wodociągi, uniemożliwić pracę banków
i instytucji administracji centralnej, sparaliżować działalność samorządów
terytorialnych. Słowem - szkody mogą być bardziej spektakularne niż w wypadku
ataku wojskowego.
Nic dziwnego, że w akademiach policyjnych czy szpiegowskich w wielu krajach uczy
się studentów funkcjonowania systemów komputerowych, przygotowywania scenariuszy
ataków, blokowania systemów informatycznych i korzystania z potrzebnych do tego
narzędzi. Atak informatyczny to w gruncie rzeczy dla atakującego bardzo
bezpieczny rodzaj wojny. Na dodatek może zadać przeciwnikowi wielkie straty.
W Polsce istnieje zespół reagowania na incydenty przy NASK, czyli Naukowej
Akademickiej Sieci Komputerowej. Zespół tworzą młodzi ludzie, pasjonaci
internetu i informatyki. W naszym kraju tylko oni dysponują wystarczającą wiedzą
i doświadczeniem. Są naprawdę dobrzy. Swoje problemy z siecią konsultuje z NASK
nawet administracja państwowa.
Moim zdaniem to za mało. Poza pasjonatami z NASK nie istnieje u nas żaden zespół
zajmujący się tymi problemami, nie prowadzi się badań, jak bronić się przed
atakami hakerów, nie tworzy się programów blokujących niepowołany dostęp do
sieci, nie istnieje prawo, które ważnym instytucjom nakazywałoby korzystanie z
określonych programów blokujących i obronnych. Stworzenie takiego zespołu i
odpowiednich regulacji prawnych to ciężka i kosztowna praca. Jednak w
dzisiejszym świecie konieczna. Inaczej sieci komputerowe ważnych instytucji są
wystawione na potencjalnie skuteczny atak informatyczny. Obawiam się, że Polska
nie umiałaby się obronić przed hakerami.
Czy to aby nie histeria?
- Nie chcę wprowadzać atmosfery grozy. Jeśli gdzieś, nawet w ważnych
instytucjach, pojawiają się pojedyncze sygnały o próbie włamania do systemu
informatycznego, a nawet zablokowanie strony czy sieci, nie warto zbytnio
panikować, bo być może to tylko przypadek, wielokrotnie zwiększone
zainteresowanie, albo, w najgorszym razie, atak jednego hakera. Ale jeśli coś
takiego powtarza się w różnych miejscach i - co gorsza - jeśli w tych kilku
przypadkach stosowane są podobne metody i podobne narzędzia, sprawa przestaje
być lekka i zabawna.
Dziś mamy przypadek "Tygodnika Powszechnego". Sekwencja zdarzeń jest taka: "TP"
opisuje ukraińską pomarańczową rewolucję i za kilka swoich reportaży jest
uhonorowany ukraińskimi nagrodami dziennikarskimi. Nagle w internecie pojawia
się tekst - fałszywka -przypisany redakcji "TP" ewidentnie promoskiewski i
krytykujący niepodległościowe i demokratyczne zdobycze Ukrainy. Redakcja próbuje
przeciwdziałać, a wtedy sieć i strona internetowa "TP" zostaje zablokowana. Co
się stało? Przypadek czy atak niechętnych "TP" hakerów?
- Mam zbyt mało danych, by postawić właściwą diagnozę. To trochę tak, jakby
pacjent pytał telefonicznie lekarza: panie doktorze, boli mnie głowa, proszę
powiedzieć, na co jestem chory. Praktyka dowodzi jednak, że 95 proc. blokad
strony internetowej nie jest dziełem hakerów, lecz zwiększonego zainteresowania
internautów. Łącza mają swoją określoną przepustowość, przeglądarki internetowe
w indywidualnych komputerach są z reguły ustawione w standardowy sposób. Jeśli
więc w jednym czasie zbyt wielu internautów próbuje wejść na jakąś stronę,
przeglądarka może wyświetlić komunikat o jej niedostępności, gdyż czas poboru
danych wydłuża się ponad miarę.
A jeśli był to atak hakerów?
- To naprawdę zaledwie pięć przypadków na sto zablokowanych stron. Ale możliwe,
że stronę "TP" blokuje specjalnie zespół ludzi pracujących na kilku komputerach,
które na okrągło łączą się z nią i w ten sposób uniemożliwiają dostęp innym.
Możliwe jest też bardziej wyrafinowane działanie. Lecz, powtórzę, na odległość
niewiele można wyrokować.
Strona "TP" znajduje się na serwerze zarządzanym przez krakowską spółkę. Łączami
administruje inna spółka z Krakowa. Z pewnością jest w niej osoba odpowiadająca
za bezpieczeństwo sieci. Powinna wiedzieć zdecydowanie więcej: czy strona
zapchała się dlatego, że zbyt wielu ludzi chce korzystać z ciasnych łączy, czy
też dlatego, że pojawiły się na niej podrzucone, obce programy. Wtedy akurat
warto skonsultować się ze specjalistami z NASK.
*Mieczysław Tarnowski jest doradcą do spraw bezpieczeństwa sieci informatycznej
wielu czołowych firm komputerowych.
Temat: Kąty widzenia.
do BD dokonczenie:
Witam,
> 2. Nie wiem na jakiej podstawie sugerujesz, ze szybka
i 'racjonalna' decyzja jest lepsza od przemyslanej.
Ty: 'Ja nic takiego nie sugeruję. Uważam, że szybka
i 'racjonalna' decyzja jest _czasem_ lepsza od dłuższej i przemyślanej. Nie
jest też zresztą tak, że im dłużej nad czymś myślisz, to decyzja jest lepsza.'
No tak, ale w obronie wlasnych teoryjek uciekasz sie do ich wzglednosci. Czy to
ma sens? '_czasem_' ? Oczywiscie, jak prowadzisz samochod to lepiej jest szybko
podejmowac decyzje. Ale nie uwazam, ze kiedy mamy mozliwosc zastanowanienia sie
nad czyms jest to gorsze od natychmiastowego dzialania. W kazdym razie czynnik
przypadkowosci nabiera mniejszego znaczenia a to dla mnie oznacza, ze mam wklad
wlasny w decyzje i to juz jest zadowalajace.
> Dlaczego lepszy jest pracownik bez empatii i podejmujacy
decyzje tu i teraz od widzacego szerzej i szukajacego 'C' rozwiazan?
Ty: 'To już są Twoje projekcje. Ja nic takiego nie pisałem.'
Ja (cytujac ciebie): 'pamiętajmy, że jak będziemy za długo empatycznie
deliberować nad rozwiązaniem, to kobieta, która potrzebuje lekarstwa, może w
międzyczasie umrzeć.' Dla mnie jest to proba osmieszenia szukania rozwiazania C.
> Zdecydowanie nie jest wartoscia sama w sobie, szczegolnie w
pracy.
Ty: 'Podobnie jak refleksyjność.' No tak, ale czy czegos to
dowodzi? Zgadzam sie z toba w 100%.
> 3. Koszt procesu decyzyjnego (glupio mi sie pisze takie bzdury
ale jezeli sformuluje inaczej to sie nie domyslisz, ze nawiazuje do ciebie)
Ty: 'To nie są bzdury. Zachowujesz się jak dziecko, które nazywa
bzdurami coś, na czym się nie zna i czego nie rozumie. Terminologia której
używam jest powszechnie przyjęta w nauce.'
Wydawalo mi sie zawsze, ze to forum to potoczna rozmowa a nie kongres ludzi
powszechnie nazywanych naukowcami. Stad razi mnie terminologia i to chcialem
pokazac. Chowanie sie za wyszukane terminy podnosi wage slow w oczach
przedszkolakow ale jestesmy tu miedzy starymi wyjadaczami i takie wycieczki nie
sa konieczne, przynajmniej nie dodaja nic do sprawy. I po drugie, nie wydaje mi
sie, ze poruszamy az tak trudne tematy, ze przywala sie soso, ze sie nie zna i
nie rozumie. Gdyby rzeczywiscie tak bylo to nie chcialoby sie Tobie nawet
schylic po kamyczek do mego ogrodka. Ja takze bywam na rozmaitych kursach :-),
takze o organizowaniu sobie pracy, w tym takze o podejmowaniu decyzji :-)
> przeciez moralnosci i prawa, w istocie rzeczy nawet dotyka
samej bazy czlowieczenstwa.
Ty: 'Co wcale nie oznacza, że w takich sprawach należy decydować
powoli. Czasami to wręcz niewskazane.'
No i znowu przez to oslabiajace czy wrecz zaprzeczajace 'czasami' wychodzimy
poza przestrzen waznych argumentow. 'Czasami' to takze brak decyzji jest
znakomitym rozwiazaniem problemu.
> 4. Sa ludzie wspaniali - wytyczyc granice? nie ma sprawy,
dajcie mi linijke i olowek - czlowieczyna podpadl? powiesic! - potrzebne
lekarstwo? ukrasc!
Ty: 'Nie chcę mi się polemizować z Twoimi projekcjami i redukcją
tematu do absurdu. Napisałem co napisałem.'
Wlasnie pokazywanie skrajnych konsekwencji tego co sie napisalo pozwala czasami
dostrzec, ze bladzimy. Wiesz jak sie sprawdza programy komputerowe? Ano wlasnie
badajac ich zachowanie nie w sytuacjach, dla ktorych byly pisane ale badajac,
co sie z nimi dzieje, jezeli dane zblizaja sie lub osiagaja wartosci graniczne
(takie jak 0 czy wartosci maksymalne) i o dziwo, wtedy wlasnie wychodza
wszelkie bledy, takze i takie, ktore sa niedoskonalosciami w 'normalnych'
sytuacjach, w jakich te programy beda pracowaly. Stad mam wlasnie zaufanie do,
jak to nazywasz, projekcji. O ile jeszcze pamietasz panow Baksikow to ich
slynny oscylator oparty byl wlasnie na tym, ze skrajne przypadki nie byly
rozwazane (biore ogromny kredyt i jezeli zwracam go po jednym dniu (3 dniach,
tygodniu - zalezalo od banku) to bez procentu!). Podejmujac szybka decyzje
mozna latwo przeoczyc taki wlasnie szczegolny przypadek, ktory moze miec
katastrofalne skutki. Zadziwiajace jest wiec, ze stajesz za takimi
rozwiazaniami, ktore same z siebie przez swa szybkosc podejmowania decyzji
niosa przeciez wlasnie niebezpieczenstwo niezauwazenia skrajnych konsekwencji.
Ty: 'Podsumuję:
- w decyzjach trzeba uwzględniać złożoność problemu i koszt nabycia informacji
w relacji do oczekiwanej użyteczność
- z ww. powodów czasem lepsze są decyzje szybsze i prostsze, niż deliberowane,
nawet w ważnych sprawach
- nie jest tak, że stosowanie metod bardziej wyrafinowanych, czy też dłuższa
deliberacja automatycznie oznaczają lepszą decyzję. Wynika to z takiego, a nie
innego funkcjonowania naszego mózgu.'
Punkt pierwszy jest oczywisty i nawet nie ma co za bardzo sie nad nim rozwodzic
z tym, ze moze zamiast 'oczekiwanej uzytecznosci' warto i pomyslec
o 'nieoczekiwanych zagrozeniach'.
Punkt drugi ratuje sie sam dzieki uzyciu slowa_wytrychu: 'czasami'.
Punkt trzeci natomiast jest fanaberia. Mysle, ze z wielkim prawdopodobienstwem
jednak dobre metody i deliberacje ulatwiaja podejmowanie racjonalniejszych
decyzji. Ale co na boga ma do tego 'takie a nie inne funkcjonowanie naszego
mozgu'? Czyzby uzywajac go do bardziej wyrafinowanych metod i dluzszej
deliberacji popadamy w klopoty? Czy bezmyslnosc i zapomnienie o tym, ze mamy
mozg ratuje nas przed podejmowaniem idiotycznych decyzji? Chyba sie przegrzalo
pod sklepieniem, kol. BD.
'pozdrawiam,
BD'
Ja takze,
soso
PS
Prawdopodobnie skutki naszego podazania odmiennymi drogami wynikaja z tego, ze
zaimplementowal Ci sie w glowie znakomicie przekazany wyklad dla menadzerow o
tym jak sprwnie kierowac firma czy cos w stylu. No i dobrze, niech im tam
bedzie, ze lepiej szybko i bez glowy niz deliberowac kiedy to konkurencja
dziala i kazda godzina sie liczy. Ba, moze i to nawet sie sprawdza w wielu
przypadkach bo na drapieznym rynku widac, jak to wiele czy wrecz wiekszosc firm
dziala wlasnie bez glowy pedzac do przodu i majac w glowie tylko jedno - wyscig
i wyzwania. No i swiat wyglada jak wyglada - bez glowy i bez zastanowienia. Czy
jednak nie przychodzi Ci do glowy, ze moze jest to jedna wielka mistyfikacja?
Czy czarodzieje i hochsztaplerzy posugujacy sie pseudonaukowym (naukowym?)
jezykiem nie kreuja swiata na wlasne potrzeby tylko po to by osiagnac calkiem
przyziemne korzysci?
^¨~¨.-'
Temat: Prosimy nie regulować telewizorów! (cz. 1 i 2)
Prosimy nie regulować telewizorów! (cz. 1 i 2)
Stowarzyszenie na rzecz Rozwoju Piotrkowa
PROSIMY NIE REGULOWAĆ TELEWIZORÓW!
Denerwujące usterki na wizji (i poza ekranem) telewizji miejskiej. Za ich
usuwanie wzięli się nasi radni, ale i nie związani ze Stowarzyszeniem
również, m. in. Eugeniusz Czajkowski z SLD i Krzysztof Kozłowski (niezależny
radny).
Trzaski, szumy i ukośne pasy zamiast klarownego odbioru zdenerwowały
Komisję Rewizyjną Rady Miasta na tyle, że powołała ona w I półroczu 2005 r.
zespół kontrolny pod kierunkiem Jacka Marusińskiego (SnrRP) z udziałem
Elżbiety Chrzęst (Platforma Obywatelska), wymienionego już Kozłowskiego oraz
Andrzeja Pola (Forum Piotrkowian).
30 maja br. protokół z kontroli przekształcenia i funkcjonowania
telewizji miejskiej trafił na biurko prezydenta Waldemara Matusewicza, ale
ten już 10 czerwca odesłał go przewodniczącemu Komisji Rewizyjnej
Kozłowskiemu, określając dokument „pismem”, ponieważ – wbrew
tytułowi „Protokół” – nie posiada znamion protokołu z kontroli. Zgoda,
wytknięte uchybienia są zasadne, ale kto doradził prezydentowi, aby nie
odniósł się do ciekawego materiału zgromadzonego przez komisję kontrolną?
Rada Miasta nie grymasiła i uchwałą z 29 czerwca protokół został
przyjęty! Radni zaakceptowali wnioski pokontrolne, a wykonanie uchwały
powierzyli prezydentowi Matusewiczowi.
Z grubsza, o co chodzi:
1. Umowy między Miejskim Ośrodkiem Kultury a Studium Filmów Video MICH
są niezgodne z ustawą o radiofonii i telewizji oraz z koncesją na
rozpowszechnianie programu telewizyjnego „Informacje Piotrkowskie”, którą
posiada MOK. MICH powinno się ograniczyć do roli producenta programów
telewizyjnych, a nie nadawcy rozpowszechniającego program. Taki stan prawny
ma trwać do 31 grudnia 2005 r., co grozi utratą koncesji przez MOK. Za złe
umowy odpowiadają podpisujący, inni uczestniczący w przekształcaniu telewizji
miejskiej oraz prawnicy magistratu.
2. MOK bezprawnie odstąpił firmie MICH prawa i obowiązki wynikające z
posiadanej koncesji na rozpowszechnianie programów telewizyjnych, a ta
rozpowszechniając wyprodukowane przez siebie programy złamała ustawę o
radiofonii i telewizji, za co grozi kara grzywny, ograniczenia lub
pozbawienia wolności do lat 2. MOK nie powinien wydzierżawiać firmie MICH
części sprzętu, których zakup pochodził ze środków PFRON!
3. Dokumenty mówią, że producent programów telewizyjnych był od dawna
wskazany, a wszelkie dyskusje w tej sprawie pozorowane!
4. Władze miasta i producent używali bezprawnie w oficjalnych pismach i
umowach nazwy „Telewizja iTePe”, w tym też jako logo podczas emisji programu,
przypisując sobie tym samym rolę nadawcy w rozumieniu cytowanej ustawy.
Żadna „Telewizja iTePe” nie istnieje!
5. MICH bezprawnie rozpowszechniał program w sieci POL-NET, wbrew
koncesji, co wytknęła przewodnicząca KRRiT Danuta Waniek.
6. Umowy o realizację programu telewizyjnego między MOK a MICH nie
zostały w pełni wyegzekwowane – idzie o treści programowe, jakość produkcji,
punktualność itp.
7. Koszty złego rozwiązania organizacyjnego podwyższają wydatki miasta
na tę telewizję.
8. Funkcjonowanie telewizji w obecnym modelu, niezgodne z prawem,
doprowadziło do zniszczenia dorobku organizacyjnego, kadrowego i programowego
kształtowanego w MOK od 2000 r.
9. Dwaj miejskie ośrodki dowodzenia produkcją i rozpowszechnianiem
programów telewizyjnych, tzn. MOK oraz Biuro Prasowe i Promocji Miasta nie
ułatwiają działania i psują jakość produkcji.
10. Oficjalne oświadczenie władz miasta o znalezieniu
nowoczesnego rozwiązania organizacyjno-finansowego dla telewizji to
wprowadzanie mieszkańców Piotrkowa w błąd!
11. Także Komisja Rewizyjna często była wprowadzana w
błąd dla zaciemnienia prawdziwego obrazu w relacji Urząd – MICH.
Na pytania radnych z lewa i prawa o losy uchwały z załączonym doń
protokołem, przewodniczący Rady Miasta Rżanek odpowiadał, że „prawdopodobnie”
prezydent uchwałę zaskarżył do wojewody. Jak to, prawdopodobnie? Jeśli
zaskarżył, to zatem jaka jest odpowiedź wojewody? Jeżeli zaś reakcji w
ustawowym terminie brak, to znaczy, że uchwała obowiązuje. A
jeśli „prawdopodobnie” nie zaskarżył, to też powinien ją realizować.
– No więc, co w takim razie z wykonaniem uchwały samorządu? – dopytują się
radni, spoglądając na prezydenta.
Jeszcze nie zabrano się nawet za wyjaśnianie tych nieprawidłowości z
udziałem firmy MICH, ujawnionych w zatwierdzonym uchwałą protokole, za to w
mgnieniu oka uporano się z wyłonieniem nowego podmiotu medialnego o nazwie
MALUPA! Na pierwszy przetarg wpłynęły oferty dwóch piotrkowskich podmiotów,
ale z powodu uchybień w zgłoszeniach, obie odrzucono. Do drugiego stanęła już
tylko jedna z tych firm, nowicjusz w branży(!) i... go wygrała. Konkurent (z
doświadczeniem!) z tajemniczych powodów zrezygnował z walki, choć brakujący
mu świstek był łatwy do zdobycia.
MALUPĘ, to ważne, zarejestrowano w ewidencji działalności gospodarczej
Urzędu Miasta niedawno, bo 1 lutego 2005 roku. Wachlarz jej działalności
rozkłada się imponująco: grafika, wydawnictwa, nośniki komputerowe, rozbiórka
i burzenie obiektów, roboty ziemne, wznoszenie budynków, w tym z
prefabrykatów, dachy, fundamenty, specjalistyczne roboty budowlane, centralne
ogrzewanie, wentylacje, wodociągi i kanalizacja, tynkowanie, stolarka
budowlana, malowanie, detaliczna sprzedaż komputerów, sprzętu rtv, agd i
telekomunikacyjnego, instrumentów muzycznych i mebli (w tym biurowych). Uff!
Ale nic o telewizji!
[dokończenie w drugim poście, poniżej]...
Temat: Komentarz: Krajowa Rada w internecie, czyli drz...
Sposoby regulacji zaproponowane przez KRRiT są moim zdaniem niewłaściwe i bzdurne.
Jako przykład można wymienić np. możliwość oglądania obrazu z kamery
internetowej ustawionej w wielu miastach Polski. Będąc gdziekolwiek na świecie
można ten obraz oglądać. To przecież też 'nadawanie obrazu'. Tak samo robią
przecież ogrody zoologiczne czy rezerwaty przyrody. Pojedynczy ludzie oferują
obraz (i dźwięk) z kamery ustawionej we własnym domu czy gdziekolwiek.
Pracownicy firm odbywają telekonferencje za pośrednictwem internetu (też 'nadają
obraz') albo wykonują rozmowy (bez telefonu, więc TPSA powinna się oburzyć i
wymusić abonament na coś takiego). Lekarze 'transmitują' przeprowadzane
operacje. Nie wiem jak w Polsce ale w innych krajach 'transmituje' się (i
archiwizuje do późniejszego wykorzystania) wykłady na studiach. Miłośnicy tzw.
komputerowej demosceny 'transmitują' dema komputerowe (i to z dźwiękiem).
Melomani wysłuchują 'transmitowanych' na żywo koncertów np. symfonicznych i to o
jakości znacznie lepszej niż oferuje polska telewizja czy polskie radio. Itp.
I co - każdy ma wykupić jakąś licencję czy koncesję, regularnie odświeżać szereg
zezwoleń (podobnie jak polski przedsiębiorca wnoszący opłatę skarbową
('znaczek') przy załatwianiu dowolnego zaświadczenia)? Płacić za to abonament? W
internecie nie ma 'nadawania' tylko przesyłanie informacji, które interpretuje
się jako obraz, dźwięk itp. I za taką możliwość przesyłania/odbierania danych
już się dla Państwa płaci - w postaci podatku VAT. I gdyby wszyscy mieli dostęp
do internetu to wpływ z podatku VAT byłby większy niż to co wpływa z abonamentu.
Jeśli koniecznie Rada chce wymusić opłaty za oglądanie/słuchanie polskiej
TV/radia przez internet (albo raczej nadawanych/oglądanych w internecie na
terenie Polski), to dobrym i skutecznym rozwiązaniem jest stworzenie możliwości
dostępu do tych danych po uiszczeniu opłaty (nazwijmy to abonamentem, kodem
dostępu, hasłem itp). Tylko taki sposób jest logiczny - jak ktoś będzie chciał i
potrzebował to oglądać/słuchać to zapłaci (np. przez SMS), a jak nie to nie.
Wymusi to jednocześnie stałą dbałość o jakość/atrakcyjność puszczanych programów
bo wiadomo w czasie rzeczywistym ilu użytkowników ogląda/słucha dany program.
Nie koniecznie każdy Polak musi być od razu dożywotnim fanem głupich seriali,
niezliczonych powtórek starych filmów czy teleturniejów. Nie każdy Polak lubi
wysłuchiwać w kółko tych samych piosenek w polskim radiu przeplatanych coraz
większą ilością reklam. Rada nie jest i nie może być alfą i omegą w decydowaniu
o tym, co jest najlepsze dla statystycznego Polaka jeśli chodzi o TV/radio
internetowe. Rada nie może wymagać od danych oferowanych w internecie, aby były
to dowolne dane pod warunkiem, że to Rada ma na nimi kontrolę. To nie są Chiny.
Niezależnie od poczynań rady jej działania w tym zakresie są skazane na
niepowodzenie. Każdy kto chociaż raz miał możliwość odbioru internetowego
radia/TV (np. przez winamp czy w pełni legalne i służące do tego celu strony
www) dobrze wie, że ilość i jakość występujących tam stacji bije nasze polskie
stacje dosłownie na głowę. Można sobie dowolnie i bez żadnych dodatkowych opłat
słuchać świetnego radia z całego świata o ściśle określonej tematyce i to bez
żadnych reklam. Podobnie z TV chociaż nie każdy ma na tyle szybkie łącze i czas,
żeby je wykorzystywać w ten sposób. Widziałem osobiście reakcje osób, które po
raz pierwszy zobaczyły, że telewizja w Polsce to nie tylko TVP1, TVP2, Polsat
itd, że radio w Polsce to nie tylko Trójka, RMFFM, Zet, Bis itd. Jakby obudzili
się ze snu, że można inaczej i to od wielu lat. I bynajmniej nie mieli już
ochoty powracać do dawnych przyzwyczajeń zaoferowanych 'przymusowo' przez Radę
(nigdy nie zapomnę wypowiedzi, że KAŻDE polskie gospodarstwo domowe z definicji
POSIADA telewizor i radio, więc MUSI płacić abonament). Uważam, że tradycyjna
telewizja powinna być oferowana tak jak w kablówkach - kto nie zapłaci, ten nie
ogląda. Sprawa tradycyjnego radia jest trochę bardziej skomplikowana i nie widzę
możliwości prostego rozwiązania problemu. Swoją drogą ciekawe co zrobi Rada,
kiedy się okaże, że już nikt nie chce słuchać polskiego radia i oglądać polskiej
telewizji? Czy można winić człowieka za to, że woli wybrać inną usługę/towar o
lepszej jakości? Świat się rozwija trochę szybciej niż Rada ze swoimi
niesamowitymi spostrzeżeniami o rozwoju technologicznym.
Dlatego działania Rady odnośnie internetowych regulacji to przysłowiowa 'walka z
wiatrakami'. Swoje działania Rada powinna ograniczyć do regulacji prawnych radia
i telewizji nadawanej w klasyczny sposób na terenie Polski, chociaż i tu można
mieć zastrzeżenia bo jest wiele stacji radiowych i tv, które można odbierać w
Polsce a sygnał nadawany jest za granicą. I co - ktoś 'transmituje' wbrew woli
Rady i bez wykupionej koncesji czy uiszczonych opłat? Polskie radio i tv też
można odbierać za granicą...
Może tak Rada uporządkuje nieład już występujący np. ktoś posiada telewizor więc
płaci zwykły abonament; dodatkowo ma kablówkę i płaci za programy za które już
raz zapłacono abonament. Może dogadać się z dostawcami telewizji kablowej?
Jestem przeciwny wymaganiu od wszystkich ludzi w tym kraju, niezależnie od ich
poglądów i potrzeb, dodatkowego płacenia za możliwość przesyłania/odbierania
określonych danych za pomocą internetu. Rada musi sobie uświadomić, że taki
pomysł jest bzdurny, a internet to nie tylko Polska. To tak jakby wymagać
wykupienia abonamentu za wysyłanie poczty email.
Chyba, że po raz kolejny za wszelką cenę zostanie wprowadzony przepis, którego i
tak nikt nie przestrzega... Tylko po co.
Strona 2 z 2 • Znaleziono 68 wyników • 1, 2