Wyświetlono wiadomości wyszukane dla słów: programy komputerowe dla rolnictwa





Temat: List do Premiera
List do Premiera
Znalezione w sieci.

Panie premierze!

Pisze do Pana wyborca, który od 2001 roku konsekwentnie głosował na
powołaną przez Pana partię! Gratulując zwycięstwa i czując nadzieję
na lepsza przyszłość, pozwolę sobie wyrazić jednocześnie pewne
obawy. Niech Pan ich wysłucha uważnie, bo wypowiada je człowiek,
który dał Panu mandat na rządzenie sobą samym i od jego decyzji
zależy, czy ten mandat zechce przedłużyć za 4 lata, czy za 3 lata
zechce Panu zaufać w wyborach prezydenckich, w których ma Pan zamiar
podobno wystartować. Kierowanie rządem to ciężki kawałek chleba. To
praca, trudna, odpowiedzialna, wymagająca. Zawsze uważałem Pana za
zdolnego polityka z dobrym programem dla Polski, ale jednocześnie
słabego lidera, chimerycznego przywódcę i co tu owijać w bawełnę
- osobnika mało pracowitego, a przynajmniej mało systematycznego.
Pominę jakąś sympatię, którą mam dla Pana jako człowieka, bo w
wyborach politycznych kieruję się pragmatyzmem a nie błękitną
koszulą, wystudiowanym uśmiechem, czy nawet prawdziwą
szczerością, którą ma Pan w całkiem ludzkich, nie zaś wilczych
oczach, czy też pozytywna energią którą potrafi zarażać
Polaków. To ważne, ale dla mnie trzeciorzędne. Mam bowiem na
przykład sympatię również dla takich polityków jak J.K. Mikke
i Marek Borowski, ale nigdy bym na nich nie zagłosował.
Wróćmy do meritum: Pana często krytykowane marszałkowanie Sejmowi, a
także debata z Jarosławem Kaczyńskim, którą wygrał Pan w
błyskotliwym stylu, potwierdza w mej opinii tę diagnozę - że jest
Pan człowiekiem nie przepadającym za ciężką, systematyczną codzienną
pracą a potrafiącym się wspaniale zmobilizować w chwilach
ważnych, przełomowych , krytycznych. Prezesowanie Radzie ministrów
należy do zadań tego pierwszego typu. Jako wyborca i obywatel,
proszę, radzę i przestrzegam - niech Pan patrzy na każdy dzień, jak
na dzień niesłychanie ważny dla Polski. Miliony Polaków o których
tak często Pan mówił w swych przemówieniach zaufały Panu i będą tez
Pana rozliczały z obietnic i ze stylu sprawowania władzy.
Niefortunny eksperyment zwany "czwartą erpe" w wykonaniu Jarosława
Kaczyńskiego i jego ekipy wyrwał wielu uśpionych ludzi, którym dobro
Ojczyzny leży na sercu, z uśpienia. Pokazał, że trzeba rządzącym
patrzeć na ręce bo gdy rozum śpi, budzą się upiory. Wielokrotnie
tak pięknie i mądrze mówił Pan o społeczeństwie obywatelskim. Ono
powoli i w bólach powstaje, zastępując krok po kroku "demokrację
wyborczą", w której przeciętny Polak interesuje się polityka tylko w
trakcie kampanii wyborczej. Żyjemy w czasach historycznych. Po czym
poznać że czasy są historyczne? Ano po tym, że dzieje się dużo i
szybko. Jesteśmy krajem, który niedawno wstąpił do UE i szuka swego
miejsca w zjednoczonej Europie. Trwają przygotowania do
zorganizowania EURO 2012. Trzeba "posprzątać po PiSie". To ważne
zadania. Zaufałem Panu, jak wielu innych obywateli. Po raz pierwszy
w moim życiu wybory wygrała partia, na którą głosowałem. Tym
bardziej czuję się zobowiązany do oceniania i recenzowania jej
kroków. Liczę, że się nie zawiodę. Nie jestem naiwnym człowiekiem,
który bezkrytycznie łyka kiełbasę wyborczą. Pamiętam co Pan mówił w
trakcie kampanii i jak to interpretować. Nie będę Pana rozliczał za
ceny jabłek po przymrozkach. Nie będę pytał, czy nosił pan
pistolecik. Nie czekam na podwyżki dla budżetówki w grudniu, powrotu
miliona emigrantów w ciągu najbliższych 12 miesięcy, wzrostu
gospodarczego o wysokości 12% czy zbudowania "drugiej Irlandii" w
ciągu 4 lat. Notabene - sam żyłem i pracowałem w tym kraju przez
ponad dwa lata i wiem jak on wygląda. A wróciłem, bo uwierzyłem, że
koalicja PO-PiS po wygranych wyborach w 2005 roku zacznie sprawiać,
że Polska będzie krajem w którym będzie coraz lepiej. Jak wyszło,
tak wyszło. Dostałem lekcję. Niech nie rozczaruję się po raz
kolejny. Bo to nie jest żart i to nie są puste słowa. To nie jest
gra komputerowa. Chodzi o losy ludzkie. Losy, które mogą potoczyć
się różnymi torami. Tak jak mój - wróciłem, bo zaufałem. Ale mogę
znów wyjechać. I nigdy nie wrócić. I nigdy nie zagłosować. Jeden
wyborca z wyższym, wykształceniem, to nie problem. Ale jeśli tak ja
postąpią kolejne miliony Polaków? Wiem, że był Pan wielokrotnie w
Pałacu Namiestnikowskim. Wiem, że podobają sie tam Panu mebelki. Jak
chce Pan kiedyś na nich usiąść, to potrzebuje Pan mojego głosu. I
milionów takich jak ja. Układ stoi? Ufam, że nie "dorwał się Pan
wreszcie do koryta". Ufam, że mam Pan dobrą wolę działać dla dobra
obywateli. By żyło się lepiej. Wszystkim. Tak czy owak - me
oczekiwania (myślę, że będę tu wyrazicielem wielu Pana wyborców) sa
proste i nie wykraczają poza Pana obietnice:
1. Obniżenie a przede wszystkim uproszczenie podatków.
2. Pilne reformy umożliwiające stopniowe redukowanie zadłużenia
zagranicznego i długu publicznego.
3. Jak najszybsze uchwalenie ustawy uniemożliwiającej kandydowanie
do parlamentu i sprawowanie innych ważnych funkcji
publicznych ludziom skazanym prawomocnymi wyrokami za przestępstwa
umyślne.
4. Uczynienie z CBA sprawnego aparatu walki z korupcją, zamiast
policji politycznej.
5. Powołanie komisji śledczych ds. śmierci Barbary Blidy, korupcji w
min. rolnictwa i posłanki Sawickiej.
6. Szybkie obsadzenie ambasad, w których wakaty pozostawiła min.
Fotyga i normalizacja stosunków międzynarodowych.
7. Wprowadzenie do polityki języka partnerstwa i załagodzenia
wywołanych przez poprzedni układ rządzący wojen.
8. Położenie szczególnego nacisku na przygotowania do EURO 2012
9. Ukrócenie bizantyjskiego stylu sprawowania władzy. co dla Pana
szermującego liberalną retoryka powinno być priorytetem.
10. Likwidacja utworzonych przez PiS ministerstw.
Tyle na dobry początek. Będę trzymał rękę na pulsie. I moi znajomi.
I wszyscy, których do tego namówię. Bo Polska to nasz wspólny dom.
z poważaniem -

czlowiek_ktory_zaufal@op.pl , 09.11.2007 18:01




Temat: Kontrola urodzeń a la Chiny:(
Zdaniem najsłynniejszego dysydenta chińskiego Harry’ego Wu władze chciały w ten
sposób wmówić ludziom, że główną przyczyną zacofania państwa jest przeludnienie,
a nie panujący ustrój komunistyczny. Że jest inaczej, widać na przykładzie
Japonii, która ma jeszcze bardziej ograniczone zasoby naturalne i olbrzymią
liczbę ludności na stosunkowo małym terenie, a mimo to jest krajem dobrobytu.
Program kontroli urodzin zaplanowano na szczeblu Komitetu Centralnego Chińskiej
Partii Komunistycznej oraz Rady Państwa i określony mianem „podstawowej polityki
narodowej”. Jest wdrażany w życie przez organy administracji wszystkich
szczebli. Jego zasady brzmią następująco: „późne małżeństwo, późne
rodzicielstwo” i „jedna para, jedno dziecko”, choć „w regionach rolniczych, po
uzyskaniu stosownej zgody, parom można pozwolić na posiadanie drugiego dziecka”.
Do realizacji tej polityki władze powołały specjalną instytucję – Państwową
Komisję Planowania Rodziny – zatrudniającą ponad pół miliona pracowników. W
każdym mieście powstały lokalne Biura Planowania Urodzeń. Wprowadziły nadzór nad
wszystkimi młodymi kobietami powyżej 16. roku życia i mężczyznami powyżej 18
lat. Kobiety, które ożeniły się zbyt wcześnie, za szybko zaszły w ciążę albo już
urodziły dzieci, muszą zapłacić grzywnę i poddać się przymusowej aborcji i
sterylizacji. Po urodzeniu pierwszego „legalnego” dziecka wszystkie kobiety są
zmuszone do wprowadzenia wkładki wewnątrzmacicznej i co trzy miesiące muszą
chodzić na kontrolę do ginekologa. Jeśli nie stawią się na zabieg zamontowania
wkładki cztery miesiące po porodzie lub opuszczą co najmniej dwie kolejne wizyty
u lekarza – są poddawane przymusowej sterylizacji. Kobiety po urodzinach
drugiego dziecka są zazwyczaj sterylizowane już miesiąc po porodzie.
Żeby ta polityka była skuteczna, Biuro Planowania Urodzeń zostało wyposażone w
nadzwyczajne uprawnienia. Gao Xiao Duan, która przez 14 lat była
funkcjonariuszką BPU w mieście Yonghe, opowiada, że jej instytucja posiadała
wielką bazę komputerową ze szczegółowymi informacjami na temat wszystkich kobiet
w wieku rozrodczym zamieszkałych na tym terenie. Jeżeli jakiemuś małżeństwu
urodziło się jedno dziecko, wysyłano mu „postanowienie zakazujące rodzenia”.
Postanowienie takie wywieszane jest w miejscach publicznych, aby każdy, kto się
dowie, że małżonkowie łamią zakaz, mógł donieść o tym władzom. Nagroda za
wskazanie „nielegalnej” ciąży wynosi 400 juanów.
System nagród i kar obowiązuje też wśród pracowników BPU. Muszą oni wywiązać się
z określonych limitów aborcji czy sterylizacji. Za każde zbyt wcześnie zawarte
małżeństwo
odkryte na podległym mu terenie funkcjonariusz płaci 200 juanów kary. To
powoduje, że urzędnicy biura często są bardzo gorliwi w wykonywaniu swych
obowiązków.
Okólnik władz w prowincji Fujian wymienia aż 28 różnych urzędów zaangażowanych
w utrudnianie życia ludziom łamiącym przepisy o planowaniu urodzeń. Osobom takim
wydziały drogowe nie wydają prawa jazdy lub zawieszają już wydane, wydziały
gospodarcze nie dają zgody na prowadzenie działalności ekonomicznej lub cofają
zezwolenia dane wcześniej, wydziały rolnicze nie przyznają zapomóg lub nawozów,
banki nie udzielają kredytów itd. Wszystkie te działania mają zniechęcić ludzi
do posiadania dzieci.
Lotne brygady aborcyjne
BPU tworzy też lotne brygady, organizujące nocne „naloty” na wybrane domostwa,
gdzie istnieje podejrzenie, że kobieta może być w ciąży. Jeżeli poszukiwanej nie
ma w domu, regułą jest aresztowanie całej jej rodziny. Gao Xiao Duan wspomina,
że w siedzibie BPU w Yonghe znajdowały się dwie cele mogące pomieścić po 30
kobiet i mężczyzn. Żeby kogoś zatrzymać, niepotrzebna jest żadna decyzja sądu.
Nie obowiązują też żadne ramy czasowe aresztu. Członków rodziny traktuje się
jako zakładników, by zmusić kobietę do ujawnienia się. Jeżeli to nie pomaga,
burzy się ich domy.
Wspomniana już Gao Xiao Duan opowiada, że przez długi czas prowadziła podwójne
życie. Z jednej strony pracowała jako funkcjonariuszka BPU, z drugiej zaś łamała
prawo, gdyż wraz z mężem adoptowała chłopca. W Chinach bowiem – jak mówią
przepisy – „przypadki nielegalnych adopcji winny być traktowane jak ponadplanowe
urodziny”. Za każdym razem, gdy przeprowadzane były rutynowe kontrole (a Gao
Xiao Duan wiedziała, kiedy to nastąpi), dziecko było ukrywane. Często przebywało
też w domu znajomych.
Kobieta wspomina: „Za dnia byłam chodzącym potworem, krzywdzącym ludzi poprzez
barbarzyńską politykę planowych urodzeń Chińskiej Republiki Ludowej; wieczorami
jednak stawałam się taka jak inne kobiety i matki, cieszyłam się życiem z moimi
dziećmi. Nie mogłam już znieść takiego podwójnego życia”. W 1998 r. Gao Xiao
Duan wyjechała do USA. Wywiozła ze sobą wiele wewnętrznych dokumentów chińskiej
administracji. Na podstawie jej relacji oraz wywiezionych przez nią aktów
amerykańskim działaczom obrony praw człowieka udało się opisać w szczegółach
chiński system polityki antynatalistycznej.
„Wiele osób zostało kalekami na całe życie, wiele padło też ofiarą chorób
psychicznych wywołanych przymusowymi aborcjami. Rozbito i zniszczono wiele
rodzin” – mówi dziś skruszona niegdysiejsza funkcjonariuszka BPU.
Polityka kontroli urodzeń przynosi jeszcze jeden efekt, którego nie przewidywały
chińskie władze – dramatyczny spadek liczby kobiet w społeczeństwie. Stosunek
liczby noworodków męskich do żeńskich wynosi 124:100, a w niektórych
miejscowościach nawet 225:100. W Chinach nie istnieje bowiem ani system
emerytalny, ani ubezpieczeń społecznych. Najlepszą gwarancją zabezpieczenia
sobie starości jest więc posiadanie potomka płci męskiej. Mając możliwość
posiadania tylko jednego dziecka, małżonkowie decydują się więc częściej na
syna. Dziewczynki zabija się albo w czasie aborcji, albo nawet po urodzeniu.
Demografowie alarmują, że tak znacząca dysproporcja między liczbą kobiet a
mężczyzn może w niedalekiej przyszłości doprowadzić do poważnych napięć
wewnętrznych. W Chinach pojawiają się już pierwsze głosy o konieczności
dokonania korekt dotychczasowej polityki. 20 września br. prasa chińska
doniosła, że urzędnicy odpowiedzialni za dokonywanie sterylizacji i aborcji w
prowincji Shandong zostali aresztowani lub zwolnieni z pracy za przekraczanie
uprawnień. To pierwszy tego typu przypadek w tym kraju. Czy będzie on zwiastunem
zmian w chińskiej polityce?"
wiadomosci.onet.pl/1251072,2678,1,1,kioskart.html






Temat: _____________Wrocław_i Zdrojewski_a nuż pre...?
Cz.2____________Wrocław_i Zdrojewski_a nuż pre..
Z owym wielce obiektywnym, a jakże, niemieckim dziennikarzem,
Bachmannem, nie zgadza się nawet Adam Domagała z "Gazety", nie
mówiąc o Pawle Ukielskim z Muzeum Powstania Warszawskiego. Lecz o
kulisach powstania strategii proniemieckiej należy mówić w
kontekście Bogdana Zdrojewskiego, od 1989 roku rządcy Wrocławia,
którego prezydentura kwalifikuje się do działań śledczych,
prokuratorskich. Już w 1989 roku sieć prezydenta Wrocławia i PO - od
grudnia 1989 tzw. Wrocławski Komitet Obywatelski – podjęła próbę
przechwycenia dorobku Solidarności, Solidarności Podziemnej, Państwa
podziemnego, Solidarności Walczącej, mieszkańców Wrocławia i
budowania na gruzach myśli wojtyłowskiej programu przejęcia
Wrocławia. W maju i czerwcu 1990 roku całkowicie już odsunięto - z
pomocą amalgamatu kurialnego, desantu UD na media - załogi
wrocławskich fabryk, często najlepszych na świecie humanistów,
polonistów, techników, inżynierów, tysiące ludzi zaangażowanych w
ruch podziemny. Powstał w ten sposób potężny amalgamat traktujący
religijność instrumentalnie – dla uciszenia mieszkańców Wrocławia,
dla uciszenia myśli wojtyłowskiej, jawnie propiastowskiej, a nie
jakby sobie tego życzył Zdrojewski i PO – antypiastowskiej. Nie da
się myśli JPII, i całego pokolenia JPII, podporządkować opcji
dwuznacznej, którą chwali sieć, opcji ewidentnie antypolskiej,
bezwstydnie antypaństwowej i przeciwnej kulturze Wrocławian, którzy
się widzą bezwzględnie w jedności z Polską, polską kulturą.

Zamknięto bez zgody PO
Berlin – Wrocław Psie Pole – Głogów - Świdnica,
26II6

PO-WROCŁAWIU (ZDROJEWSKIEGO i PO)

O PEWNYM UJĘCIU ZARZĄDZANIA WIELKIMI SYSTEMAMI

LITERATURA AKTUALIÓW W DZIELE STANISŁAWA SROKOWSKIEGO „ANIOŁ
ZAGŁADY”

K. Niechajewicz, B.Marciniak i J. Krajnik - za Zespół UNIWERSYTECKI
EKONOMICZNO-SPOŁECZNY „Mauzoleum Piastów-Architektura-Filozofia-
Politologia”

Pierwsza diagnoza na zlecenie dla pajęczyny Zdrojewskiego i PO
ujrzała światło dzienne w marcu 1989. Była to całkowicie błędna i
niezgodna z koncepcjami patriotycznymi PIS-u diagnoza z Politechniki
Wrocławskiej, R. Galara i J. Waszkiewicza, z Wydz. Elektroniki, bez
wartości, zrobiona na zamówienie, autorzy ją skrzętnie ukrywali
przed kolegami z Wydziału Elektroniki - ze wstydu. Gdyby zbadać jej
treść, okazałoby się, że nie tyle zbudowano tam zręby usuwania
propolskiej strategii promocyjnej, ile dostosowano się do (nie)
instrukcji. Wbrew temu co mówi pajęczyna PO, było zupełnie inaczej.
Np. PO błędnie przedstawia Wrocław w marcu r. 1989. W marcu 1989
Wrocław z każdej perspektywy wydawał się miastem polskim, a nie jak
chce Zdrojewski – granicznym, z gościnną tolerancyjną ludnością, a
nie żadną niegościnną, ksenofobiczną, zamkniętą – znowu wbrew tezom
Zdrojewskiego odnośnie marca 1989; z ludnością polską, a nie żadną
niemiecką – a więc wbrew tezom Zdrojewskiego i PO; z polską kadrą, a
więc z polską biologią, katalizą, geochemią, geologią, mechaniką
gruntów, wszelką mechaniką, optyką, termodynamiką, elektryką,
łącznością, ciepłownictwem, hydrometalurgią, architekturą,
elektrotechniką, matematyką, chemią ekologiczną, chemią organiczną,
chemią bioorganiczną, chemią analityczną, biochemią, numeryką,
informatyką, termografią, socjologią, historią, filologią, fizyką
szkieł, fizyką dielektryków, fizyką niskich temperatur, fizyką
magnetyzmu, fizyką cienkich warstw, z polskim projektowaniem,
wspomaganiem komputerowym, budownictwem lądowym i wodnym,
technologią ropy, nafty i gazu, kulturą i całą nauką i techniką, z
polską myślą techniczną.

Generalnie albo zaprzeczenia albo poprawienie wymagają wszystkie
tezy Zdrojewskiego i Pajęczyny, mogą to być tezy wypowiedziane w
kwietniu 1989, potem w maju 1989, albo w marcu 1999, potem maju
1999, lutym 2006, marcu 2006 itd., jaką kto ma dokumentację, z
dowolnego okresu i przez 17 lat rządów pajęczyny. Oznaczałoby to
konieczność wymiany całej wrocławskiej infrastruktury biurokracji,
mediów, informacji.

Wbrew temu co rozpowiada pajęczyna, Wrocław w 1989, i przedtem, był
miastem otwartym - dużo bardziej otwartym niż Kraków, Poznań. Wbrew
tej supersilnej pajęczynie Wrocław nie był jakimś miastem
zamkniętym, był lepiej niż pierwsza setka innych miast skomunikowany
z resztą kraju, miał często lepsze niż inne miasta, które to miasta
były bardziej ograniczone połączenia i kontakty zagraniczne, nie
musiał leczyć typowych dla stu innych miast kompleksów, był miastem
naprawdę kopernikańskim wobec innych dużych miast w Polsce, miał
przemysł, rolnictwo, handel, naukę, teatry, które w latach 80., ani
np. 70., nie potrzebowały żadnych inwestorów zagranicznych, lecz
wyłącznie mądrego zarządzenia. I tego zabrakło, ponieważ Zdrojewski
i PO nie rozumieli Wrocławian, kultury Wrocławian, polskiej myśli
politycznej. Było przeciwnie niż twierdzi Zdrojewski - zachowana
infrastruktura Wrocławia zasiliła okres sprzedaży, lata 90.
Zdrojewski i PO obawiają się prawdy, dlatego infrastrukturę medialną
zatrzymali, obronili przed kontaktami z wysokokwalifikowanymi
mieszkańcami Wrocławia. Gdyby mieli rację – pozwoliliby innym na
dyskusję. Wprowadzili dyktaturę, pod pozorem antykomunizmu i
werbalnej religijności, w czym pomógł im niewierzący kler, ta jego
mała, ale wystarczająca część, która uwierzyła w zmienność,
oportunizm, hipokryzję, brak prawdy, dobra, piękna. Wbrew tezom
Zdrojewskiego Wrocław miał dobrą jak na lata PRL-u bazę hotelową,
przemysłową, miał wielki rozpęd samych Wrocławian do rozwijania
produkcji, rzemiosła, sztuk plastycznych, literatury, gastronomii.
Ależ to jest oczywiste, skoro już w latach 70., za Gierka, Wrocław
miał liczne połączenia kolejowe, lokalne, a także władze potrafiły
włączyć wrocławski port lotniczy do regularnych połączeń
pasażerskich z wieloma miastami (Pomorze Zachodnie, Pom. Środkowe,
Pom. Gdańskie, Rzeszów, Kraków i in.). Takich połączeń za
Zdrojewskiego i PO nie było.

Przede wszystkim Wrocławianie nastawali Wiosną Ludu’89, a potem już
w pierwszych tygodniach prezydentury Zdrojewskiego na uwolnienie
Wrocławian z ucisku niechęci komunistycznej do podnoszenia wkładu
Polski w zwycięstwo nad Niemcami – to ukrywa Zdrojewski i PO w
decyzjach z lutego 1990, lutego 1997, lutego 2001, lutego 2006 – i
tak przez 17 lat sterowania Wrocławiem przez tę silną pajęczynę
(areligijny i apatriotyczny amalgamat udający katolicyzm i
antykomunizm jako patriotyzm).




Temat: psychomanipulacje nami codzienne...
Cytat:
> Chodzi mi o to, że odruch ucieczki
> przed wielkim drapieżnikiem, albo obrzydzenie na widok potencjalnie jadowitego
> owada to odruchy atawistyczne które ujawniają się u ludzi którzy w danej
> sytuacji znajdują się po raz pierwszy w życiu, a więc nie mieli okazji aby w
> racjonalnych sposób sobie zaplanować tych zachowań. Rodzice i dziadkowie tych
> ludzi również nigdy w danej sytuacji mogli się nie znaleźć co tym bardziej
> pokazuje, że nie mamy tu do czynienia z dziedziczeniem cech osobniczych przodka, ale z czymś bardziej ogólnym.

Zapytam złośliwie: a czy gość, który na początku XX. wieku po raz pierwszy zobaczył lecący samolot, o którym nic wcześniej nie słyszał on i jego przodkowie, "dał drapaka" z wielkim wrzaskiem, to też miałby taki wrodzony wzorzec uciekania przed samolotami? Przecież to by oznaczało istnienie z ludzkich genach zapisu wszelkich obiektów istniejących kiedyś, obecnie i _w_przyszłości_ plus do tego procedur opisujących zasady postępowania z nimi. Wydaje Ci się to możliwe, by wszyscy ludzie mieli zapisane w genach informacje o wszystkich _przyszłych_ obiektach, które spotkają (lub nie)?

Chyba rozumiesz, że to bezsens. Nie tylko ze względu na mistyczną wiedzę o przyszłości, ale również ze względu na ograniczoną pojemność informacyjną mózgu (jest obiektem skończonym, w przeciwieństwie do ilości możliwych obiektów, o których informację powienien przechowywać). Jest jeszcze wiele innych (poza kwestią ilośći informacji koniecznej do przechowania), niemniej poważnych, powodów, dla których taki mechanizm (z zapamiętaniem konkretnych obiektów lub ich klas) byłby nie tylko wątpliwy, ale również samobójczy dla posiadającego go gatunku.
Jedno z zasadniczych pytań dotyczy tego, w jaki sposób informacja o obiektach zewnętrznych mogłaby się dostać do układu nerwowego przy pomocy aparatu dziedziczenia biologicznego. Każda informacja dotycząca dowolnego obiektu zewnętrznego musiała się kiedyś pojawić w układzie nerwowych po raz pierwszy. Należałoby więc (zgodnie z Twoimi poglądami) oczekiwać, że w przeszłości zachodziły takie zmiany genetyczne, w wyniku których dochodziło do zapisania w strukturach układu nerwowego nowej informacji. I tu masz do wyboru:
1. w wyniku ogromnej ilości przypadkowych mutacji w układzie nerwowym jakiegoś osobnika pojawiła się informacja dokładnie opisująca np. konkretnego drapieżnika i sposób z nim postępowania, a następnie została ona przekazana jego potomstwu.
2. dany osobnik jako pierwszy przedstawiciel swojego gatunku zetknął się po raz pierwszy z nowym wrogiem, co wywołało powstanie w jego mózgu odnośnej informacji, a następnie tą informację zakonotował sobie w genach i przekazał tym sposobem następnym pokoleniom.
W pierszym przypadku mamy do czynienia z cudowną koincydencją zdarzeń (istnieje sobie drapieżnik odpowiadający rysopisowi przypadkowo skomponowanemu przez geny), a w drugim z dziedziczeniem cech nabytych (stanów układu nerwowego). Chyba rozumiesz, że oba te przypadki sa odrzucane przez współczesną naukę.

Istnieją też nieco inne problemy związane w Twoim pomysłem. Otóż świat żywy się zmienia - czasami dość szybko - więc wzorce obiektów zewnętrznych, które miałyby być przechowywane przez układ nerwowy, też powinny się zmieniać, aby nadążać za zmianami zachodzącymi w świecie realnym. W przeciwnym wypadku, po dłuższym czasie (w skali ewolucyjnej) informacje o tychże obiektach byłyby nieaktualne, a więc i nieprzydatne (lub wręcz szkodliwe). Tak więc konieczne byłyby okresowe aktualizacje, by informacja o danym obiekcie była adekwatna do jego zmian w czasie. Czyli powinny zachodzić kierunkowe zmiany genetyczne a wielkiej skali. A jak wielkiej, to widać po zmianach jakie zaszły w środowisku w czasie istnienia ludzkośći oraz jej bezpośrednich poprzedników. Bez tych aktualizacji wzorce informacji o obiektach zewnętrznych, które posiadają zaszyte współcześni ludzie powinny być już w dużej części nieaktualne (a więc i mylące).

Moim zdaniem, z powyższego wynika, że taki model nie jest realny. Podobnie w przypadku dziedziczenia biologicznego ogólnych wzorców zachowan w stosunku do określonych klas obiektów (typu "uciekaj przed większym", "atakuj mniejszego"). Co prawda znacząco maleje tu ilośc informacji do przechowywania, ale pozostałe wątpliwości pozostają w mocy. W dodatku doszedłby też problem dziedziczenia dużej ilości informacji towarzyszącej takim ogólnym wzorcom, by były one zrozumiałe dla wykonawcy (np. "duże", "małe", "atakować").

Powyższe nie wyczerpuje listy moich "skarg i zażaleń", ale myślę, że to wystarczy - i nie trzeba grzebać się w niuansach różnych spraw.

Cytat:
> Absolutnie nie. To co ja opisuje to dziedziczenie cech które zostały utrwalone
> przez miliony lat dobory naturalnego. Osobniki nie posiadające wrodzonych
> instynktów nie przetrwały i ich geny zginęły.

Doszliśmy do miejsca, w którym nie jestem pewien, czy będę potrafił jasno wyłożyć, jak się sprawy mają lub mieć mogą. Ale spróbuję.
Wyobraż sobie sytuację, że ludzie nie mają na życiowym starcie zaszytych żadnych wzorców konkretnych zachowań w konkretnych sytuacjach, ani nawet jakichś ogólnych schematów postępowania w pewnych klasach sytuacji. Wszystkie zachowania są autorskie dla każdego osobnika oddzielnie, a podobieństwo (identyczność) tych zachowań wynika z podobieństwa biologicznego (konstrukcji organizmu i sposobu jego funkcjonowania) oraz podobieństwa środowiska, w którym żyją. Mówiąc inaczej - milion identycznych komputerów identycznie przetwarzających identyczną informację wypluwa te same wyniki. W dodatku jeszcze stale się między sobą komunikują uzgadniając swoje obliczenia na bieżąco.
Budowa i sposób funkcjonowania organizmów należących do tego samego gatunku są prawie identyczne, więc duża część wykonywanego przez nie przetwarzania informacji daje (nawet niezależnie) takie same wyniki. Te wyniki nie muszą być gdzieś zaszyte na sztywno w strukturze organizmu, bo i tak będą takie same. Dzięki temu ogromne zasoby systemu są wolne do wykonywania różnorodnych zadań, zamiast zajmować się przechowywaniem nieaktualnej informacji sprzed milionów lat. Dzięki temu system jest elastyczny w działaniu i potrafi adekwatnie reagować na nowinki ze strony środowiska. Jest lepszy niż "zapamiętywacz" statycznych scen z przeszłości. I to on wyprze wszystkich "zapamiętywaczy".
Przy okazji też będziesz miał odpowiedź na pytanie dlaczego w przeszłości ludzkości wielokrotnie niezależnie od siebie odkrywano różne rzeczy (rolnictwo, pismo, radio itp. itd.).
I jeszcze jedno wyjaśnienie. To co wyżej napisałem nie oznacza, że nie mamy w sobie żadnego "dziedzictwa przeszłości", jednak jest ono zupełnie inne niż dziedziczenie wzorców zachowań. My dziedziczymy platformę sprzętową wraz z z zaszytym w jej strukturze mózgowym systemem operacyjnym, to wystarcza by nasze autorskie programy mogły być bliżniaczo podobne. I wiele innych zwierząt też tak ma.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alternate.pev.pl



  • Strona 4 z 4 • Znaleziono 69 wyników • 1, 2, 3, 4