Wyświetlono wiadomości wyszukane dla słów: projekt biurka
Temat: Szczecin może być lepszy - Jak się udała hala B...
„Cena inwestycji może jednak odstraszyć każdego inwestora. Dlaczego kompleks
przy Szafera ma być aż tak drogi? Mowa jest już o 165 mln zł! To mniej więcej
tyle, ile kosztowało wybudowanie w 2002 r. hali Arena w Lipsku, na której
rozegrano m.in. lekkoatletyczny Puchar Świata. Ale tam koncerty gwiazd może
oglądać aż 12 tys. ludzi!”
www.wloclawek.pl/?id=46
Znalazłem w prasie artykuł o budowie tej hali, konkretnie obiekt został
zbudowany na potrzeby basketu we Włocławku i jest wykorzystywany, inaczej
hala „żyje”.
Była stara hala zwana kurnikiem, nie spełniała żadnych warunków, był duży sport
i było zainteresowanie kibiców. „Ogromny tłok, ciasnota, brak powietrza
i .....setki fanów stojących przed halą- to ci, dla których zabrakło biletów.
Dzięki wybudowaniu hali sportowej mecze odbywają się tam w warunkach w pełni
odpowiadających europejskim standardom. P. K. Jest człowiekiem, dzięki któremu
powstała hala. To on namówił włodarzy miasta do rozpoczęcia inwestycji,
przedstawił najlepszy i najtańszy projekt hali, potem stanął na czele
konsorcjum, które podjęło się jego realizacji.
- O tym, że stara hala się nie nadaje do sportu wyczynowego, wiedzieli w
Polsce wszyscy. Jednak tylko pan przedstawił konkretną propozycję rozwiązania
problemu.
- P.K. Zleciłem czterem architektom wykonanie projektu hali, która by
spełniała dwa podstawowe kryteria: całkowity koszt do 15 MILIONÓW (!!!!!)
złotych i termin realizacji do 15 miesięcy. Otrzymałem trzy gotowe prace, z
których wybrałem jedną, najbardziej zbliżoną do ideału. Następnie
zainteresowałem tym projektem władze Włocławka.
- Chce pan powiedzieć, że prezydent miasta wyciągną z biurka 15 milionów
i budowa została rozpoczęta?
- P.K. No nie. Tak dobrze to nie było. ....We Włocławku pozyskano
pieniądze UKFiS-u. Minister J.D. przyjechał do Włocławka i był pod wrażeniem
atmosfery panującej w hali oraz poziomu prezentowanego przez zespół. Następnego
dnia podjął decyzję, że przeznacza 7 mln.a budowę nowego obiektu. W tym
momencie więc prezydentowi zostało 8 mln., a nie 15.
Cały tekst ukazał się w super baskecie w grudniu 2001 r
Temat: Prezydent Warszawy przywołana do porządku
Prezydent Warszawy przywołana do porządku
Tylko pychą i arogancją urzędniczą tłumaczyć takiego stanu rzeczy
nie można. Na marginesie tylko - po wyborze na prezydenta i z
drugiej strony biurka jakoś te sprawy rdzennych
Warszawiaków, /okradanych najpierw przez stalinowskie władze
Warszawy, a później niestety kolejne / przestały obchodzić
dzisiejszych decydentów. / Ah jak ta władza zmienia ludzi wrócą oni
później tam skąd przyszli :) /
A w zasadzie cały czas przerabiamy problem /a jest on przecież
niełatwy - wg. prez. Jakubiaka w cytowanym artykule/, jak to zwrócić
ukradzione nieruchomości w rzeczywistości wcale ich nie zwracając!
Warszawiacy czekali już tyle lat na zwrócenie zagrabionej im
własności, to mogą jeszcze poczekać... ale tym razem na drobne
zadoścuczynienie, co przewiduje projekt ustawy autorstwa ratusza.
Dlatego właśnie te przewlekania wydawania decyzji. A sam projekt
ustawy niestety dalej oparty jest na stalinowskim prawie, mającym
przekomo wówczas przyśpieszyć odbudowę stolicy. Krótko rzecz
ujmując, kto złożył wniosek temu ew. oddadzą kiedyś jego
nieruchomość, a kto jego złożyć nie zdołał /przejmowanie następowało
po opublikowaniu w w gazecie o niewielkim nakładzie/ temu przyznają
drobne zadośćuczynienie, chociaż i sam bierutowski dekret
przewidywał słuszne odszkodowanie. Wiadomo już było w latach 50-ch
było, że absolutnie przytłaczająca większość Warszawiaków tych
wniosków dekretowych nie była w stanie złożyć.
I to właśnie nikczemne prawo dzisiaj jest wykorzystywane i służy
urzędnikom pod kierunkiem p. Prezudent do pisania projektu tak
hańbiącej ustawy. Naprawdę wszystko to marność nad marności - pani
Prezydent Warszawy !!!!
Temat: Władze Śródmieścia zwlekają ze zwrotem kamienic
Władze Śródmieścia zwlekają ze zwrotem kamienic
Tylko pychą i arogancją urzędniczą tłumaczyć takiego stanu rzeczy
nie można. Na marginesie tylko - po wyborze na prezydenta i z
drugiej strony biurka jakoś te sprawy rdzennych
Warszawiaków, /okradanych najpierw przez stalinowskie władze
Warszawy, a później niestety kolejne / przestały obchodzić
dzisiejszych decydentów. / Ah jak ta władza zmienia ludzi wrócą oni
później tam skąd przyszli :) /
A w zasadzie cały czas przerabiamy problem /a jest on przecież
niełatwy - wg. prez. Jakubiaka w cytowanym artykule/, jak to zwrócić
ukradzione nieruchomości w rzeczywistości wcale ich nie zwracając!
Warszawiacy czekali już tyle lat na zwrócenie zagrabionej im
własności, to mogą jeszcze poczekać... ale tym razem na drobne
zadoścuczynienie, co przewiduje projekt ustawy autorstwa ratusza.
Dlatego właśnie te przewlekania wydawania decyzji. A sam projekt
ustawy niestety dalej oparty jest na stalinowskim prawie, mającym
przekomo wówczas przyśpieszyć odbudowę stolicy. Krótko rzecz
ujmując, kto złożył wniosek temu ew. oddadzą kiedyś jego
nieruchomość, a kto jego złożyć nie zdołał /przejmowanie następowało
po opublikowaniu w w gazecie o niewielkim nakładzie/ temu przyznają
drobne zadośćuczynienie, chociaż i sam bierutowski dekret
przewidywał słuszne odszkodowanie. Wiadomo już było w latach 50-ch
było, że absolutnie przytłaczająca większość Warszawiaków tych
wniosków dekretowych nie była w stanie złożyć.
I to właśnie nikczemne prawo dzisiaj jest wykorzystywane i służy
urzędnikom pod kierunkiem p. Prezudent do pisania projektu tak
hańbiącej ustawy. Naprawdę wszystko to marność nad marności - pani
Prezydent Warszawy !!!!
Temat: Czy macie jakiegoś wazeliniarza w pracy?
Pracuję w małej, ale prężnej firmie - garstka osób. Była tam też córka prezesa,
ale sprowadziła kumpla i założyli sobie własną firmę (teraz są dwie firmy pod
jednym adresem). No i się ZACZĘŁO.
Koleś (ten co przyszedł) niby sympatyczny, ciuchutki, buch w mankiecik, te
sprawy. Poza tym tytan pracy; wątpię, aby wychodził do domu. Raczej spał pod
biurkiem opierając umęczone czoło o laptopa i wyjadając resztki z lodówki. Moja
firma zaczęła realizację dużego projektu. Kolo dostał szału. Najpierw przyłaził
do mnie i zwracał mi uwagę, że coś powinno być tak i tak, bo on się na tym
lepiej zna. Rozumiecie? Dwie oddzielne firmy, dwa pola działalności, w gruncie
rzeczy, mogłabym mu nawet nie mówić dzień dobry. I nie było to na zasadzie
sugestii (dobra rada zawsze w cenie) ale krytyka połączona z nakazem zmian. W
pierwszej chwili, myślałam, że może wstając spod tego biurka stuknął się w
głowę i mu zaszkodziło. Po którymś razie, jak już się zagotowałam, kazałam mu
się odchrzanić. Wiecie co zrobił ten dupek? Polazł do prezesa (tatusia swojej
wspólniczki) i zaczął przedstawiać mu swoją wizję dotyczącą mojej pracy!!!
K.....wa! Układ z szefem mam mało szefoski, więc w kilku oględnych słowach
wytłumaczyłam mu, gdzie mam rady pana X i tez jego samego. Kolesia to tylko
rozsierdziło (to jeden z tych, który nigdy się nie myli) i zaczęła się wojna
podjazdowa. Po którejś akcji głośno i wyrażnie zaczełam mówić, gdzie mam jego
pseudokompetencje, wytknęłam mu parę błędów i pogadałam z szefem. Nastał
niejaki spokój. Głównie dlatego, że projekt się skońćzył, i koleś nie ma się do
czego przypieprzyć. Ostatnio zaczęliśmy nawet rozmawiać o pogodzie. Wiem już
jednak, zaczął dawać czadu moim koleżankom z pracy i czepia się działek, o
których kompletnie nie ma pojęcia. Plan mamy taki, że jeśli się zaktywizuje w
najbliższym czasie, to wyprowadzę go na korytarz i po prostu każę mu się
odp.... Nie wiem, jak to się skończy, ale to dilbertoza w najczystszej postaci.
Temat: Projekt ulicy Diamentowej, spotkanie z meiszkańcam
Gość portalu: izaA napisał(a):
> Osiedla...skoro inwestor - dzielnica chce ścieżek, mieszkańcy chcą ścieżek
Inwestor nie rozumie, że rowerzyści (czytaj: mieszkańcy) NIE CHCĄ ŚCIEŻEK. Oni
chcą BEZPIECZNIE jeździć rowerem (jeżeli jest inaczej, podaj jakieś badania
sondażowe na ten temat).
Czasem to właśnie ścieżka jest najlepszym rozwiązaniem, a czasem lepszy jest pas
w jezdni, czy uspokojenie ruchu. W tym wypadku, na drodze osiedlowej, gdzie
będzie pełno wjazdów do posesji, krawężników w poprzek ścieżki, zaparkowanych
przez posesjami aut, ograniczeń widoczności wydzielona ścieżka ZMNIEJSZY
BEZPIECZEŃSTWO ROWERZYSTY. Ponadto przykłady takich ścieżek np w Wawrze na ul
Mrówczej, czy Czerniakowie na ul św. Binifacego pokazują, że rowerzyści z takich
ścieżek nie korzystają jeżdżąc ulicą. Jak nie wierzysz, pójdź i policz, sprawdź.
> to co u licha robi tu jakieś stowarzyszenie ekologów...?
Zielone Mazowsze opiniuje większość projektów rowerowych w Warszawie, także dużo
większych i bardziej skomplikowanych niż ta mała osiedlowa uliczka. Inwestora do
konsultacji ze środowiskiem rowerowym zobowiązuje Rozporządzenie Prezydenta m.st
Warszawy, a Zielone Mazowsze jest właśnie takim przedstawicielem (z resztą chyba
jedynym w mieście). Z resztą często bardziej fachowym niż urzędnicy, którzy
decyzję wydają zza biurka, a o rowerach nie wiedząc nic, bo przecież na co dzień
nimi nie jeżdżą. Świetny przykład płynie z Ursynowa, gdzie urzędnik mówił nam
wprost: "Wiem, że projekt jest zły, ale żeby go od razu opiniować negatywnie?"
Widzę, że pod tym względem Stara Miłosna nie leży daleko od Ursynowa.
> Nie podoba mi się, że zielone mazowsze wcina się w nasze sprawy...
No tak, przez Nich nie da się wywalić w błoto (tj kostke bauma) kilkudziesięciu
tysięcy złotych, z której później żaden rowerzysta nie skorzysta. To aż tak boli?
Temat: ...Ech...Ta młodzież!...
O blisko 20 proc. zwiększyła się w tym roku w Małopolsce liczba przestępstw
nieletnich. Więcej jest rozbojów, bójek, pobić, ale też i przestępstw
narkotykowych.
Ten gwałtowny wzrost notowań w policyjnych statystykach specjaliści wiążą
przede wszystkim z ujawnianiem przez szkoły patologicznych zjawisk, które do
niedawna były ze wstydem skrywane. Lawinowy wzrost doniesień odnotowano po
niedawnej serii samobójstw nastolatków i zapowiedziach stworzenia "czarnej"
listy szkół, które nie informują o aktach przemocy na swoim terenie.
Jak przeciwdziałać agresji nieletnich? Jednym z rozwiązań są sławetne "trójki" -
zespoły kontrolne złożone z przedstawicieli kuratorium oświaty, samorządów i
policji, które badają stan zagrożenia w szkołach, rozmawiając z radami
pedagogicznymi i przeprowadzając ankiety wśród uczniów. Policjanci, pytani o
wstępne wnioski z tych kontroli, mówią: - Nasz kontakt ze szkołami musi być
jeszcze bardziej aktywny, bo tych spraw nie rozwiąże się zza biurka.
W Krynicy odbyła się narada szkoleniowa specjalistów ds. nieletnich i
kierowników policyjnych izb dziecka z Małopolski. Uczestnicy zapoznali się z
projektem nowej ustawy o postępowaniu w sprawach nieletnich, który m.in.
zwiększa uprawnienia policji. Dzisiaj jej rola ogranicza się przeważnie do
skierowania materiałów do sądu rodzinnego, na którym spoczywa ciężar dowodowy.
A to z kolei powoduje przewlekłość postępowań.
Projekt ustawy obniża też wiek nieletnich sprawców przestępstw, którzy
odpowiadaliby przed sądem rodzinnym. Dzisiaj tą granicą jest 13 lat. Jeśli
proponowane rozwiązania weszłyby w życie, za swoje czyny odpowiadaliby już
nawet 10-latkowie. (EK)
Taak, a rodzice niech śpią spokojnie? Może i oni powinni uczestniczyć w
tej akcji i nie tylko akcji.
Temat: Z głową ciężką na klawiaturze
Z głową ciężką na klawiaturze
Kilka lat temu pewien życzliwy kolega pokazał mi, jak spać w pracy, żeby
zwierzchnik nie mógł nam nic zarzucić. Otóż: głowę opieramy na przedramieniu,
przedramię układamy w charakterze poduszki na blacie biurka, drugą rękę
natomiast opuszczamy do podłogi. Pod palcami ręki dotykającej podłogi
kładziemy ołówek lub długopis. Czy ja śpię? Absolutnie! Ja przecież szukam pod
biurkiem długopisu, który mi tam przed chwilą upadł!
Trzeba przyznać, że to już było coś konkretnego – do tamtej pory koledzy
podsyłali tylko listę wykrętów, jaką można się posłużyć, gdy szef przyłapie na
drzemce. Były wśród nich takie między innymi:
* W banku krwi powiedzieli mi, że to może się przydarzyć.
* To jest piętnastominutowa drzemka regenerująca, o której tyle mówili
podczas tego kursu „Zarządzanie czasem”, na który mnie wysłałeś w zeszłym
kwartale.
* Nie spałem! Medytowałem nad celem misji i układałem sobie w głowie nowy
projekt.
* To jest jeden z siedmiu nawyków ludzi wysoce wydajnych.
* O kurczę! Najwyraźniej lekarstwo, które wczoraj zażyłem, wciąż działa!
Kto by pomyślał!
* Robiłem takie jedno specyficzne ćwiczenie jogi, które ma za zadanie
uwolnić człowieka od stresu związanego z pracą. Chyba nie masz zamiaru
dyskryminować mnie z powodu uprawiania jogi?
* Dlaczego mi przerwałeś i w dodatku wystraszyłeś, nachodząc znienacka?!
Myśl mi przez ciebie umknęła. A już byłem bliski znalezienia rozwiązania
naszego największego problemu.
* Automat do kawy jest nieczynny.
* Nie spałem. Próbowałem założyć szkła kontaktowe bez użycia rąk.
* Ktoś musiał włożyć kawę bezkofeinową do nie tego pojemnika co trzeba.
www.kafeteria.pl/przykawie/obiekt.php?id_t=497
Temat: Gazeta WPR przeciwko dojeżdżającym do Warszawy?
cezariano, zachowujesz się jak dzieciak, który non-stop marudzi, narzeka i tylko
na to go stać. I właśnie z tego powodu ja działam za darmo w organizacjach
pozarządowych i ślęczę nad tym projektem aby go poprawić. Ty zaś umiesz
produkować posty z których nic nie wynika. W tym czasie mógłbyś napisać pismo z
zapytaniem do inwestora i wysłać je pocztą. Ale nie, Ty wiesz lepiej.
Drugą kwestia jest to, iż w jednym z początkowych postów piszesz piszesz coś o
jakiś "Was" co mają wyjść za biurka. Powiedz mi? Oddałeś, zrobiłeś jakikolwiek
projekt w swoim życiu? może jakieś opracowanie techniczne lub studium z zakresu
komunikacji lub transportu?
Trzecią kwestią jest to, iż przedsiębiorcy namawiają do łamania prawa, gdyż
droga klasy GP ma ograniczoną dostępność, co oznacza zakaz zjazdów
indywidualnych na jezdnie główne. Wynika z rozporządzenia. Pisali je ludzie
zajmujący się nie tylko inżynieria ruchu ale także planiści.
Czwarta kwestia - nie rozumiesz podstawowych zasad planowania układów
komunikacyjnych, inżynierii ruchu, BRD itp. Piszesz - zikikwidujmy spowalniacze
i zarazem chcesz zjazdów indywidualnych na drodze klasy GP - sam sobie przeczysz.
Skoro masz remedium na wszystkie problemy to napisz jakąś publikacje. Ja mam
zwyczaj się dzielić pomysłami lub uwagami i staram się je uzasadniać.
Odpowiadając na pytanie apurimaca:
Zakres przebudowy zakłada pozostawienie drogi w obecnym profilu wzdłunym i
planie położenia. Do obecnego przekroju zostaną dobudowane trzecie pasy i
równoległe ciągi serwisowe obsługujące teren przyległy do drogi. Wstępnie
zakładano pozostawienie wszystkich skrzyżowań osygnalizowanych. Obecnie jednak
trwają prace nad możliwością wprowadzenia estakada na skrzyżowaniach lub chociaż
rezerw pod nie. Przy okazji będą poprawiane ciągi serwisowe, by kierowca mógł
się dostać z jezdni głównej na serwis poprzez pas wyłączenia
Temat: Eko-biurowiec Morphosis
Czesc!
Tak sie sklada, ze od kilku lat mieszkam w San Francisco i moim zdaniem Federal Building jest bezsprzecznie najciekawszym z nowoczesnych budynkow w miescie. To powiedziawszy - dla niektorych Federal Building to koszmar. Mialem okazje rozmawiac z ludzmi zaangazowanymi w jego budowe i podlug owych projekt byl wysoce niedoskonaly (o ile dobrze pamietam oddali go z 2 letnim opoznieniem, co zdarza sie nieczesto kiedy pieniadze nie graja roli). Do tego, jego funkcje eko niekoniecznie sie sprawdzaja w zyciu. Chodzily sluchy, ze nawiewy sa zbyt mocne co moze powodowac nielekkie papierowe zamieszanie. Biurka bezposrednio przy oknach sa rzekomo zbyt naslonecznione, windy co trzy pietra sie nie sprawdzaja i ludzie wybieraja ta jedna dla niepelnosprawnych:( Do tego kafeteria na zewnatrz wyglada na pusta i wlasciwie nie dziwie sie ludziom - okolica w ktorej stoi budynek (rog 7th St i Mission) jest jedna z najgoszych w miescie - a na samym placu mozna znalesc wlasciwie tylko bezdomnych.
Nie mam pojecia ile jest w tym prawdy, o ile dobrze pamietam budynek nie dostal certyfikatu LEED, co bylo zaskoczeniem dla samego Mayne'a (tak przy okazji - jego wymowki nie trzymaly sie kupy...) Mam mieszane uczucia co to Mayne'a - z jednej strony mam wrazenie, ze koles dosc czesto wciska kit, a z drugiej potrafi postawic takie cudenko.
Jesli chcecie to podesle Wam troche fotek z jego wnetrza, nic nadzwyczajnego jesli chodzi o jakosc, ale zawsze da jakis ogolny poglad...
Ktos wyrazil obawe o trzesienia ziemii. Mysle, ze szczegolnie jesli chodzi o nowe projekty w SF to nie powinno byc z tym wiekszych problemow. To przez dlugi czas bylo bolaczka projektantow, ale ostatnimi czasy stosuje sie coraz wiecej rozwiazan, ktore umozliwiaja stawianie bezpiecznych, przynajmniej teoretycznie budynkow. Dobrym przykladem jest Millennium Tower (swietny) czy One Rincon Hill (taki sobie...:)
Rzuccie okiem na Cal Trans District 7 (?) w LA, stosunkowo podobny (kolejna rzecz, ktora mi sie nie do konca podoba u Mayne'a).
pzdr
sic
Temat: Prezydent HGW jak prezydent Starzyński
Nuuu kwestie przygotowania budowy jakos leza w
kompetencjach Bufetowej czego ona sie wcale nie wypiera ;)
"Oto w Gazecie Stołecznej (z dnia 19/04/2007) w wywiadzie z Panią Prezydent na
pytanie:
- To jakie projekty może już Pani wyciągnąć z biurka?
ta odpowiada następująco:
- Warunki zabudowy Stadionu Dziesięciolecia i okolic. Choć materiały
szykowaliśmy w dyskrecji, żeby nie zapeszyć, to jesteśmy przygotowani.
Pani Prezydent jak zwykle zaskakuje swoją przenikliwością i tajemniczością. Czy
rzeczywiście i na jakim etapie przygotowań jest plan zabudowy stadionu dowiemy
się wkrótce, gdy plany te będzie musiała zatwierdzić Rada Warszawy. Życzyć
sobie należy, aby nie było jak ze Statutem miasta, którego projekt tak ochoczo
przedstawiano przed wyborami a mimo to i mimo upływu 5 miesięcy od wyborów
miasto nadal go nie posiada. Równie ciekawie brzmi pomysł załatwienia problemu
kupców ze stadionu 10-lecia. W przywołanym wcześniej wywiadzie temat ten
również jest poruszony. Oto interesujący fragment:
- Wyzwanie dla ratusza to eksmisja kilku tysięcy handlarzy ze Stadionu
Dziesięciolecia. Odwiedzała ich Pani w kampanii.
- Bywałam tam, bo chciałam usłyszeć ich opinie. Dowiedziałam się, że część
interesuje przeprowadzka w okolice Dworca Wschodniego, inni chcieliby zostać
obok stadionu.
- I coś już Pani z tą wiedzą zrobiła?
- Mam pełnomocnika od bazarów."
www.dlawarszawy.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=195
A jarmark dziala w najlepsze ... ;)
jdbad napisała:
> To ma byc stadion narodowy, Frank, więc sam pomyśl, czy na pewno ono za to ma
> odpowiadac.
Temat: jak postąpic z taką szefową? - doradźcie.
jak postąpic z taką szefową? - doradźcie.
Moim problemem jest szefowa. Pracuję 10 lat w katolickiej firmie. Ta pani była
moją przełożoną od samego początku. Zaczęłam pracę jako osiemnastolatka po
maturze. Było bardzo fajnie, naprawdę cieszyłam się, że trafiłam w takie
miejsce. Była ciepła rodzinna atmosfera. Całe moje życie ułożyło się na oczach
tej firmy. Były zaręczyny ,ślub, urodzenie dziecka i wszystko z pomocą firmy i
niemałą również samej szefowej. Wszystko zaczęło się zmieniać jak w szczerej
rozmowie z szefową opowiedziałam jej o tym jak mój mąż dostał dobrą pracę w
oddalonym o 2 godz. jazdy samochodem mieście od naszego i czekamy do lutego aż
dostanie umowę na dłuższy okres i dałam delikatnie do zrozumienia żeby kogoś
tam szukali na moje miejsce. No i rozpętałam lawinę.Usłyszałam od tych 3
miesięcy bo tyle minęło, że jestem niewdzięczna, że zepsuję jej urlop bo kogo
ona nauczy tych wszystkich rzecz do lipca itd. Ta praca wiąże się też z
obrotem pieniędzmi w gotówce i nagle zostałam delikatnie posądzana o
kradzieże. To znaczy nikt nie powiedział mi tego wprost ale usłyszałam np. że
nie wyjdę z pracy dopóki kasa nie będzie się zgadzać. Mam już dość.Codziennie
słyszę, że coś zrobiłam źle, że jestem głupia, że ..... Poza tym jak
przygotuję jakiś plan, projekt to ona przedstawia to głównemu szefowi jako
swoją robotę. Nigdy nie da sobie nic powiedzieć. Dodam, że nasz przełożony o
niczym nie wie. Siedzę z nią w jednym gabinecie. Kobieta ma ponad 60 lat.
Coraz częściej wydaje mi się, ze zapomina się. Zabiera kasę z szuflady i
nigdzie tego nie zapisuje a potem mi mówi, że nie ma i mam szukać. Znikają mi
z kompa ważne pliki i dokumenty z biurka. Dokumenty które przygotowałam na
święta też rzekomo zniknęły i za to dostałam ochrzan zaraz rano , nawet nie
zdążyłam zdając płaszcza. A po południu znalazłam je w jej prywatnym koszu w
łazience. Najgorsze jest to, że ona mnie oskarża przy innych ludziach. Boję
się jej. Siedzę w domu i ryczę.Odnoszę wrażenie, że chce abym się sama
zwolniła. Jak to w kulturalny sposób załatwić? Nie ukrywam, że chętnie z
korzyścią dla mnie. Czuję się teraz podle naprawdę.
Chciałabym żeby mnie zwolniono ale nie wiem jak do tego doprowadzić. Bardzo
wiele poświęciłam tej pracy. Nie zarabiam wiele. Nie wiem jak powiedzieć szefowi
temu głównemu o tym co się dzieje. Boję się zacząć tą rozmowę nie wiem co z tego
wyniknie. Mąż mówi mi żebym poszła na L-4 ale co to da? Chociaż z drugiej strony
wykonuje teraz taką robotę, że jakbym jednak wzięła chorobowe to ona nie dałaby
sobie rady sama. Poradźcie. Mam już kompletnego doła.
Temat: Pis rzuca politologa-niezgułę na odcinek muzyczny
Pis rzuca politologa-niezgułę na odcinek muzyczny
Oto jakie są efekty (czyli skrzecząca rzeczywistość IV RP):
"Powiązany z PiS nowy prezes Polskiego Wydawnictwa Muzycznego rozpoczął
porządki w firmie. Zwolnił m.in. główną księgową, zarzucając jej mobbing
wobec pracowników. Kobieta twierdzi, że prawdziwym powodem była odmowa
wydania karty kredytowej należącej do redaktora naczelnego wydawnictwa.
(...)
Postawię tę firmę na nogi! Pomysłów mam bardzo wiele - obiecywał Tomasz
Młynarski, obejmując pod koniec października kierowanie największym w Polsce
wydawnictwem muzycznym. Z wykształcenia politolog, wcześniej nie miał żadnych
doświadczeń w kierowaniu wydawnictwem ani związków ze światem muzycznym. Tuż
przed nominacją był dyrektorem biura generalnego urzędu wojewódzkiego
(wcześniej kierował gabinetem wojewody), związanym z PiS.
Jednym z pierwszych poleceń nowego prezesa było wydanie - jak określił "do
ogólnego użytku" - karty kredytowej, wystawionej... na nazwisko redaktora
naczelnego wydawnictwa! Polecenie sformułował na kartce wydartej z zeszytu w
kratkę. "Proszę o zdeponowanie karty (kasa)" - brzmi odręcznie sporządzony
zapis. Pod spodem widnieje podpis prezesa. Wszelkie transakcje miały być
odnotowywane w specjalnie założonym na jego żądanie zeszycie wypożyczeń.
- Zaniemówiłam. Karta jest przecież imienna i nikt inny nie może się nią
posłużyć. To wbrew prawu bankowemu. Ktokolwiek inny wykonałby tą kartą
transakcję, mógłby mieć sprawę karną - mówi główna księgowa Danuta C.
Karta nie została wydana, a księgowa tuż po Bożym Narodzeniu dostała
wypowiedzenie. W uzasadnieniu, oprócz odmowy wykonywania poleceń, na samym
końcu pojawił się zarzut stosowania przez nią mobbingu wobec podwładnych.
(...)
Prezes ma małe szanse na wygranie procesu z księgową, bo wypowiedział jej
umowę... próbną, ale ta wygasła 10 lat temu! Formalnie księgowa jest nadal
zatrudniona na podstawie umowy na czas nieokreślony, zawartej w 1999 r. Do
tej umowy prezes nie dotarł.
Inni pracownicy opowiadają, że kazał podwładnym przygotować projekt budżetu
zadań na nowy rok. Gdy upomnieli się o wytyczne - przesłał jako wzór budżet
jednej z gmin. Po wydawnictwie krąży też anegdota o karteczce z biurka
prezesa z formułką: "W tym tygodniu być miłym dla ludzi"."
całość tu:
miasta.gazeta.pl/krakow/1,35798,3847388.html
Temat: Po raz 2-gi nawołuję do przeprosin!/nt
wild napisał:
> a o co chodzi?
Wlasnie chcę, bys to wytłumaczył
Andzrejowi.
Do Andrzeja!
Napisałem dlugi list przed chwila o autostradzie w Wachocku
- bo budowano zwykla droge ale obu stron
i tknalem jakis klawisz -wyskoczyla plnsza z lewej gory
a potem zawadzielm brzegiem dloni o CTRL i jestem b. vqrviony
niz wczoraj!
Pisalem, ze gdy trafie w sedno paroma slowami
..... zawsze atakuja moja osobe!
Zamiast moje argumenty.
Nie bede paskudzil sobie psyche rozmowami
a wyznawcami takich metod.
Wiem, ze Januszek przeprosil.
Sam wlasnie dlatego pisze od raz,u pod wplywem emocji
... i dlatego doskonale rozumiem,
ze on tak wlasnie mysli!
To coż dają przeprosiny?
No co dają?
Ja naprawde wytrzymalem trzy kwartaly, propagujac
SZACUNEK do osob piszacych pod nickami.
Walcz z pogladami przeciwnikow jak o ZYCIE
i miej szacunek do nich jak do SIEBIE!
Tysiac razy to pisalem!!!!!!!!!!!!!!
P.S.
Do Wilda Maksia!
Nie jestem (bylem) ubekiem.
Nie jestem (bylem) esbekiem.
Nie nalezalem i nie naleze do zadnej koterii, partii, gminy!
Nie jestem emerytem na garnuszku Januszka.
Nie zawdzieczam czerwonym niczego.
A skromne sukcesy jakie odnosilem w zyciu zawodowym
odnosilem wbrew i POMIMO czerwonych i ubecji.
Czy Januszkowi zamurowano w niedzielę drzwi
do jego gabinetu kierownika tak jak mnie?
Czy kierowal pracami zespolu i dokonczyl nowatorski
projekt, wdrozony i eksploatowany od Szczecina po Bialystok
- nie majac gabinetu, krzesla ani biurka?
Myslisz, ze Januszek uwierzy, ze czerwonych bylo stac
na taka pomoc # -owi?
Tyle im zawdzieczam! O esbecji Drogi Maksiu
, bo tak mnie nazwales inną razą...
Temat: Porzadek
Dziekuje wszytkim za odpowiedzi.
Juz mi lepiej.
A teraz kilka dodatkowych uwag.
Jak zwykle prawda lezy gdzies zawsze po srodku. Nie powiem ze jestem aniolem i
nigdy nie zostawiam swoich rzeczy porozrzucanych. Chociaz to porozrzucanie
staram sie ograniczyc do mojej strony lozka, swojego biurka, teczki na
korytarzu itp. Wiadomo ze zawsze mozna byc lepszym.
Pracuje duzo a ostatnio nawet bardzo duzo. Wlasnie skonczylem bardzo duzy
projekt ktory wymagal 2-3 dni w tygodniu zostania w pracy do 9-10. Ale to juz
historia. Teraz jestem w domu ok 6:30 i tylko sporadycznie zostaje do 9
W soboty i w niedziele rano zajmuje sie dziecmi by zona mogla sie wyspac,
odpoczac, poczytac. Przewaznie pojawia sie na dole ok 12-1. Czasami musze
pojechac w sobote lub niedziele zalatwic sprawy. Na ile to mozliwe biore ze
soba syna (wycieczka dla niego - latwej dla niej)
Nie pije, nie pale, nie uzywam, z kolegami sie nie spotykam, rzadko mamy gosci.
Argumenty zony:
- zostajesz w pracy lub jedziesz w sobote by w domu nic nie robic.
- rodzilam dzieci i jestem ciagle przemeczona (fakt porody byly trudne - 36 i
23 godziny)
- pomoc domowa nic nie zmieni bo ktos by musial sprzatac na okraglo a nie tylko
raz na dzien.
- ty masz lunch w pracy i mozesz oderwac sie od stresu w czasie gdy jedziesz z
i do pracy (ok 45 min do 1 godziny) a ja mam mlyn na okraglo
- staram sie jak moge
Jak napisalem poprzednio - kasa nie jest problemem. Nigdy na nic nie robi sie
budrzetu. Wydaje sie ile trzeba i kiedy trzeba
W domu sa dwie zmywarki - na gorze mala i na dole duza.
Dwie pralki i suszarka - pranie robi sie szybciej
Moje koszule i spodnie ida pralni chemicznej - trzeba tylko zadzwonic by
przyjechali i wzieli
Prasowania jako takiego nie ma - wierzchnie ubrania suszone sa na wieszakach w
kotlowni.
Raz na jakis czas jak jestem w domu w tygodniu prawie ze n sile przyprowadzam
kobiete na 8-10 godzin by pomyla lazienki, okna, korytarze. Roboty duzo bo i
dom duzy (2 pietra i piwnica - 250m2) ale w dzien sie obrobi.
Rozwiazanie:
Poczekam kilka dni i wtedy z nia pogadam na spokojnie.
Tylko o czym - jakies pomysly
Tato-NY
Temat: Kredyt Spoleczny (Narodowy) w zyciu spolecznym(Nar
ergie napisał:
> Gość portalu: jasiek z toronto napisał(a):
>
> > Autor: jasiek z toronto
> > Data: 21-03-03 17:28
> >
> >
> >
> > Jak zwroci i w jakim czasie PKP swoj dlug publiczny?
(jasiek z toronto) W zaleznosci jak zostanie sporzadzona umowa miedzy PKP a
Urzednikiem Narodowym reprezentujacym publiczne (spoleczne) finanse.
> > PKP - rocznie przewoza np: 200.000 ludzi i 100 milionow ton towaru z zacho
> du
> > na wschod Polski. Cena biletu bedzie np: 20 zlotych za kazdego pasazera i
> 30
> > zlotych za kazda tone towaru, co daje rocznie 4 miliony zlotych rocznie
> > (brutto) za bilety i i 3 miliardy zlotych za towar (brutto). Po odliczeniu
>
> > kosztow wlasnych przez obsluge PKP daje sume zysku netto 2 miliardy roczni
> e,
> > a wiec PKP moze oddac 1 miliard rocznie na splate swego zobowiazania
> > kredytowego i 1 miliard przeznaczyc mozna na Narodowa Dywidende wyplacana
> w
> > formie podzialu zysku Narodowego dla kazdego obywatela na terenie Polski.
> >
>
> teoria jest piękna (jak 'pkp' -> 'pięknie, kurna, pięknie').
> a praktyka ? ? ?
(jasiek z toronto) Co najpierw powstaje: dom czy projekt domu?
Doskonale wiem jaka jest obecna praktyka w PKP i ile tam siedzi
ludzi i....przeklada papierki z jednego biurka na drugie...
> pkp jako wyjątkowo nieudolnie zarządzana
> firma państwowa ma wyjątkowo wysokie koszty.
(jasiek z toronto) Jesli doliczysz odsetki nakladane na odsetki, to
nawet i kopalnia zlota moze splajtowac...
> czyli zarabia na przewozach 4 miliony + 3 miliardy, a koszty
> własne ma na poziomie minimum 10 miliardów.
> i sprawa się rypła ;-)))
(jasiek z toronto) Dziwne, ze wiele firm polskich kupionych przez obcy kapital
z miejsca dobrze prosperuje. A coz stoi na przeszkodzie aby to byl polski
kapital a nie obcy?
Temat: Szef Pentagonu: Nie planujemy wojny z Iranem
dylemat Hitlera?
Sytuacja ludzi rządzących obecnie Ameryką jest podobna do tej, jaką miał Hitler
po zawładnięciu Francją, kiedy pod koniec 1940 r stało się jasne, że Brytowie
nie zamierzają się poddać. Hitler zdecydował się napaść na Rosję sądząc, że
zniszczenie imperium Stalina nie tylko rozwiąże mu ręce na wschodzie, ale wymusi
też bardziej "rozsądną" postawę na Brytyjczykach. Czym się inwazja na Rosję
zakończyła o tym wszyscy wiemy.
Bush realizuje pewien projekt militarno-polityczny, który ma zapewnić Ameryce
dominację w XXI w w oparciu o kontrolę surowców energetycznych i tras ich
przesyłu. Stąd atak na Iran jest jedynie kontynuacją "wojny z terroryzmem", gdyż
taką oficjalnie ta wojna nosi nazwę. Nie atakując Iranu Bush stoi wobec
identycznego dylematu jak Hitler w 40 r- gdyż Iran jeżeli nie uda się go
zawczasu zniszczyć będzie wkrótce potęgą regionalną, nie mniejszą niż teraz
Indie. Problem jedynie polega na tym, że nikt nie potrafi przewidzieć czym się
ta wojna skończy. Poza tym pomimo tego, że US Army to najdroższa armia świata,
to jedynie stosunkowo nieznaczna część z jej 1.4 mln to żołnierze, których można
wysłać na pole bitwy lub chociażby do zadań wartowniczych - większość to
przyzwyczajeni do wygód biurokraci, którzy nawykli do prowadzenia wojen zza
biurka, a ściślej przy pomocy myszki i klawiatury. A Persowie mogą przygotować
nieprzyjemne niespodzianki, np. dobrze zaostrzone pale do nadziewania żywcem
swoich wrogów, których złapią w swoje ręce. Wojna ta może się okazać
przeklęstwem dla Ameryki, ale Amerykanie jak widać już zapomnieli lękcję
wietnamską i należy im ją najwyraźniej przypomnieć.
Temat: jak walczyć z oskarżeniami ???????
Sorry bo za szybko wysłałam. Moim problemem jest szefowa. Pracuję 10 lat w
katolickiej firmie. Ta pani była moją przełożoną od samego początku. Zaczęłam
pracę jako osiemnastolatka po maturze. Było bardzo fajnie, naprawdę cieszyłam
się, że trafiłam w takie miejsce. Była ciepła rodzinna atmosfera. Całe moje
życie ułożyło się na oczach tej firmy. Były zaręczyny ,ślub, urodzenie dziecka i
wszystko z pomocą firmy i niemałą również samej szefowej. Wszystko zaczęło się
zmieniać jak w szczerej rozmowie z szefową opowiedziałam jej o tym jak mój mąż
dostał dobrą pracę w oddalonym o 2 godz. jazdy samochodem mieście od naszego i
czekamy do lutego aż dostanie umowę na dłuższy okres i dałam delikatnie do
zrozumienia żeby kogoś tam szukali na moje miejsce. No i rozpętałam lawinę.
Usłyszałam od tych 3 miesięcy bo tyle minęło, że jestem niewdzięczna, że zepsuję
jej urlop bo kogo ona nauczy tych wszystkich rzecz do lipca itd. Ta praca wiąże
się też z obrotem pieniędzmi w gotówce i nagle zostałam delikatnie posądzana o
kradzieże. To znaczy nikt nie powiedział mi tego wprost ale usłyszałam np. że
nie wyjdę z pracy dopóki kasa nie będzie się zgadzać. Mam już dość . codziennie
słyszę, że coś zrobiłam źle, że jestem głupia, że ..... Poza tym jak przygotuję
jakiś plan, projekt to ona przedstawia to głównemu szefowi jako swoją robotę.
Nigdy nie da sobie nic powiedzieć. Dodam, że nasz przełożony o niczym nie wie.
Siedzę z nią w jednym gabinecie. Kobieta ma ponad 60 lat. Coraz częściej wydaje
mi się, ze zapomina się. Zabiera kasę z szuflady i nigdzie tego nie zapisuje a
potem mi mówi, że nie ma i mam szukać. Znikają mi z kompa ważne pliki i
dokumenty z biurka. Dokumenty które przygotowałam na święta też rzekomo zniknęły
i za to dostałam ochrzan zaraz rano , nawet nie zdążyłam zdając płaszcza. A po
południu znalazłam je w jej prywatnym koszu w łazience. Najgorsze jest to, że
ona mnie oskarża przy innych ludziach. Boję się jej. Siedzę w domu i ryczę.
Chciałabym żeby mnie zwolniono ale nie wiem jak do tego doprowadzić. Bardzo
wiele poświęciłam tej pracy. Nie zarabiam wiele. Nie wiem jak powiedzieć szefowi
temu głównemu o tym co się dzieje. Boję się zacząć tą rozmowę nie wiem co z tego
wyniknie. Mąż mówi mi żebym poszła na L-4 ale co to da? Chociaż z drugiej strony
wykonuje teraz taką robotę, że jakbym jednak wzięła chorobowe to ona nie dałaby
sobie rady sama. Poradźcie. Mam już kompletnego doła.
Temat: szef/owa mnie nie lubi? ;-/ prosze przeczytaj
szef/owa mnie nie lubi? ;-/ prosze przeczytaj
Czesc wszyskim. Szefowa zagotowala mnie do czerwonosci dzisiaj, dalej nie
wierze ze zgodzilem sie pracowac dla tej debilki rezygnujac z badziej
perspektywicznych prac.
Opisze to w skrocie. Razem z nia skonczylismy ta sama szkola, z tym samym
kierunkiem, ona zroblila to 4 lata temu, ja dopiero teraz. Pomimo ze roznica
wieku jak widac nie jest duza, ona miala szczescie zalapac sie do
rozwijajacego biznesu, gdzie teraz jest Vice Prezydentem. Ja dopiero
skonczylem studia, pomyslalem ze praca dla niej bylaby dobrym pomyslem. Czego
sie doczekalem?
1. Ciaglym sie doczepianiem ze cos jest nie tak, bo pewne dokumenty byly przez
chwile nie w tym miejscu co powinny (co sie niby powtarza??),
2. Bo ... przesunalem kopiarke blizej mojego biurka aby szybciej skonczyc
projekt bez jej wiedzy(?) pracujemy na innym pietrze, osoby ktore korzystaja z
maszyny nawet pomogly przesunac :P)
3. Bo niby przez punkt 1 i 2 nie ustosunkowywuje sie do jej instrukcji i jak
tak dalej pojdzie to nie da mi nic innego do roboty (a ja dalej robie skany
dokumentow klientow na elektroniczne archiwum.. trwa to juz 5m-cy a nie
powinienem byl tego robic wiecej, no ale widac znalazla sobie dla mnie miejsce...)
4. Bo nie powinienem pytac o wiecej pracy jak skoncze swoje bo to pogarsza jej
wizerunek wsrod innych pracownikow (sic!) (juz nie pytam, robie 3h przerwy :P)
5. Bo powinienem sie bardziej profesjonalnie ubierac, gdy raz nie mialem
koszuli wlozonej w spodnie... kiedy niektorzy pracownicy chodza w dzinsach i
swetrach... na codzien...
6. Aha, jeszcze mi zarekomentowala zebym poczytal pare ksiazek do
zarzadzania... glupia 26letnia smarkula "menadzer".
7. W zeszlym tygodniu pytala sie jak mi poszly rozmowy kwalifikacyjne, i
poprosila zebym jej dal znac z wyprzedzeniem jak bede zmienial prace (A ja
nawet jeszcze nowej pracy nie szukalem! cos mi smierdzi...)
Pomimo ze jestem mlodszy, to nie jest moja pierwsza praca, i jeszcze nigdy z
taka wredna osoba nie pracowalem!!!
Az dzisiaj zaczalem nawet teorie wymyslac ze to dlatego, ze kazdy mnie lubi
(chodzimy na drinki, kolacje, lunche, gramy w pokera, kupuje mi sniadanie - no
fajny facet jestem :P), a jej kazdy unika pomimo ze ja pracuje od paru
miesiecy, ona od 4 lat.
Moze kobieta sie czuje o to zazdrosna, hehe?
Poza tym nic ona nie wie o komputerach (firma z tej branzy) i mnie traktuje
jak rownego komputerowego debila, ktorym zreszta nie jestem :P (zmienilem
kierunek komputerowy na logistyke i zarzadzanie)
Ona i firma nie wykorzystuje moich zdolnosci i energii, a ja czuje ze sie
marnuje kazdego dnia nic sie nie uczac.
Ohhh i znowu niedlugo do pracy. Od dzisiaj szukam czegos innego.
Przepraszam za przydluga wiadomosc. Ktos mial podobne doswiadczenia?
Temat: Praca w banku
...to chyba ten bank cienko przędzie bo taki socjal żadko się zdarza w firmach
z tego sektora. A propos wynagrodzeń to w bankach dobrze zarabiają dyektorzy i
członkowe zarządów reszta zarabia kiepsko lub jeszcze gorzej. Kto jak kto te
instytucje umieją liczyć pieniądze...no chyba że się udzieli kredytu stoczni,
hucie, kopalni lub innej firmie z dynamicznie rozwijających się branż i trzeba
utworzyć rezerwę (czytaj nie będzie premii w tym roku - prezes i zarząd nie
muszą się martwić bo oni już wzięli premie).
Ja pracowałam dość długo w Provident Polska i tam podobnie jak w bankach orano
w ludzi po 12 a nawet 14 godzin a sprzedawcy to już mieli całkowicie
przechlapane byli tacy co pracowali po 16 godzin ale jako kierownicy nie mogli
tego wykazywać i odebrać w postaci nadgodzin - nazywa się to zadaniowym czasem
pracy. Pieniądze jakie płacą sa śmieszne - a zwłaszcza nowym pracownikom tzn.
ludzie którzy przyszli 5 lub 6 lat temu zarabiają b. dobrze bo to obecnie
wielcy kierownicy lub znajomi (jedna klika). Zarabiają dobrze rónież ci którzy
mimo że nie awansowali to wynegocjowali wyższe zarobki pod koniec tłustych
lat '90. Obecnie przyjmuje się ludzi za 1/2 lub 1/3 tego co dostają ich koledzy
z sąsiedniego biurka - taka jest brutalna prawda. Efektem takich działań jest
ucieczka ludzi zwłaszcza z działu sprzedaży bo ile można orać w człowieka?
Ciągle mało, 100% planu mało, 105% mało, 110% mało a jeżeli nie zrealizujesz
planu sprzedaży prze miesiąc lub dwa to do widznia. Metody motywacji to
obiecanki np. jak zakończysz jakiś projekt to zastanowimy się nad podwyżką -
zazwyczaj kończą się one po kliku miesiącach stwierdzeniem ciesz się że
pracujesz albo twój kolega/koleżanka pracują za 50% twojego wynagrodzenia i nie
narzekają albo kończą się całkowitą amnezją przełożonego. Efekt takiej kultury
organizacji to fala odejść jaka w tym roku ogarnęła firmę i zapewne potrwa
jeszcze trochę jeżeli nie zmieni się stosunek do ludzi.
Mi się udało odeszłam i cieszę się z nowej pracy. Innym też życzę powodzenia w
szukaniu - kiedyś misi być lepiej! Głowa do góry.
Temat: Korporacje pokonane
k115 napisała:
> ja zgodzę się nawet z postulatem możliwości przepływu pomiędzy zawodmi (choć
> nie uwazam tego za najlepsze rozwiązanie), ale niech dostęp do zawodu maja
> wyłacznie ludzie, którzy ukończyli aplikację! przecież to nie do pomyślenia,
że
>
> adwokatem może zostać ktoś, kto nigdy nie był na sali sądowej, a notariuszem
> ktoś kto nie miał księgi wieczystej w ręce... Jestem na aplikacji
notarialnej,
> zdałam egzamin państwowy - mimo że nie było w nim pytań z tzw. wiedzy
ogólnej,
> niewiele osób go zdało. Spędziłam pół roku na praktykach w sądzie, teraz
> poznaję zawód od podszewki i dlaczego właściwie na egzaminie notarialnym mam
> być w takiej samej sytuacji, jak ktoś kto przepracował 5 lat w jakimkolwiek
> urzędzie, banku itp. Zaraz ktoś mi napisze, że będę mogła później walczć
> jakością usług, jeżeli sadzę, że jestem lepiej przygotowana do zawodu. Ok,
ale
> zwykle jakość kosztuje, a Polacy to nie jest naród skłonny do wydawania
> pieniędzy i najpierw pójdzie do tego tańszego. Skutki? Domyślcie sie sami.
Tyle, ze projekt jedynie pozwala na przystąpienie do egzaminu osobie z 5 letnim
doświadczeniem. Chyba rozumiesz, że prawo do wykonywania zawodu, a prawo do
zadawania egzaminu uprawniającego do tegoż to nie to samo?
Niech egzamin będzie trudny - wtedy, skoro jesteś taka swietna to Ty zdasz,
słaba osoba co 5 lat w banku pracowała nie. I po krzyku.
Nie wiem, czemu w kółko powtarza się mantrę o super skomplikowanych sprawach
wymagających super wiedzy. To przejdź sie do Wydziału Ubezpieczeń Społecznych -
ile ludzi odowłujących się od decyzji ZUS ma prawnika? To proste sprawy, dla
lbiednych ludzi - ich nie stać na "pasibrzucha" zza machoniowego biurka, ze
znajomością 3 języków obcych. Nawet ktoś taki nie jest im potrzebny.
W szeregu takich spraw reprezentowałem ludzi - jak ZUS odmówił komuś renty i
powiedzmy od roku nie ma dochodu, ale jest ciężko chory to nie zapłaci 500
zł "pasibrzuchowi", nawet za poradę nie wyda 100 zł, chętnie za to umówi sie na
procent od wygranej - nawet potrafi się ładna sumka uzbierać jak komuś ZUS
spłaca rente za 2 lata;) Poza tym to bardzo uczciwe - zarabia klient, zarabia
prawnik.
Temat: Jakie talenty chcielibyscie posiadac?
no dobra, jak miałem 18 lat chciałem być Michaelem Jordanem
potem przemyslałem wszystko i stwierdziłem żę wystarczyła bymi umiejętność
jedynie:
wyskok z miejsca - 90 cm
z rozbiegu - 110
i luz
i chcę powiedziec żę do rysowania, śpiewania, czy czegostam talenty jedynie
ulatwiaja te czynnosći, a łatwość jak wiadomo usypia. wiem to studjujac pewnego
typu uczelnię gdzie udowodniono niejednokrotnie iż sprawa łatwości posługiwania
się techniką jest sprawą wtórną kompletnie. nalezy miec tez cokolwiek do
przekazania tymi technikami a w tym momencie czesto staje jak głupek na
rozdrożu szos i wybieram spanko pod wierzbą. A wiec podporządkowywuje sięom
wadom z którymi sie zżyłem ;)))
Myslęże najważniejszy jest czujny sprawny wolny selektywny i jak najmniej
ograniczony mózg, ale to nie jest też talent. czujny mózg nad tym trzeba
popracowac. jak górnik. a tam poleżę...
I właściwie tak czytam wszelakie wypowiedzi tutaj:
jako chęć uzyskania czegos bez konieczności tego wypracowania. baśniowa
życzenowość. być muzykiem - nie widzimy tego zę facet czuje bezsens w swoim
zyciu bo nic nie umie tylko szarpac struny i pochlał z tymi osobami kiedy
trzeba i nie moze sie do tego przyznac bo bedzie kicha tylko widzimy sławę
pieniadzę i inne rzeczy ulotne i często złudne jak przeboje budki suflera.
pytanie następne jest: czy naprawdę te cechy by nam się przydały? pewnie każdy
z was byłby inną osobą z tymi cechami. Np. brajn nie siedziałby tu gdyby chciał
kończyć każdy swój projekt ;))) po prsotu. autor postu tez by nie zpedzał tutaj
czasu. Takie mam głupkowate przemyslenia błazna znad płyty wiórowej mojego
biurka co to Przypomina i tą wierzbę na rozstaju dróg...
__
branie wszystkiego do siebie to problem, traktowanie uwag z dystansem to nauka
Temat: Jak radni walczyli o szpital częstochowski na PCK
Jak radni walczyli o szpital częstochowski na PCK
OSTATECZNEGO STANOWISKA NIE PRZYJĘTO
Radni debatowali o szpitalu na Tysiącleciu
AGNIESZKA KOLBE
2007-08-28 00:00:01
Do stanowiska „w sprawie likwidacji Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego"
przygotowanego przez Krzysztofa Matyjaszczyka (LiD) radni wprowadzili na
wczorajszej sesji poprawki. Jednak nawet w nowej formie jego treści nie
przegłosowali.
Zobacz powiekszenie
W stanowisku przedstawionym przez Matyjaszczyka mowa jest m.in. o odbieraniu
częstochowianom dostępu do specjalistycznej opieki medycznej, o braku
konsultacji społecznych i o tym, jak propozycje zarządu województwa mogą
wpłynąć na sytuację. — Naszym zdaniem zarząd nie ma żadnego pomysłu na
ratowanie częstochowskiej służby zdrowia, a jedynie chce pozbyć się zbędnego
kłopotu — napisał radny Matyjszczyk w przedstawionym wczoraj stanowisku.
Głos zabrała najpierw posłanka Halina Rozpondek, stanowisko zajął również
Grzegorz Sztolcman, radny sejmiku wojewódzkiego. Argumentowano, że projekt
uchwały zarządu województwa dotyczy połączenia dwóch częstochowskich szpitali
— na Tysiącleciu i na Parkitce. — Rzeczywiście decyzje o zmianach w
częstochowskiej służbie zdrowia podejmuje się zza biurka w Katowicach — mówiła
posłanka. — Gdy pytałam wicemarszałka Szpyrkę o plany dotyczące wojewódzkich
szpitali w naszym mieście, odpowiedział: połączymy i potem zobaczymy. Tak nie
może być i rzeczywiście my tu w Częstochowie musimy zająć stanowisko, ale musi
to być merytoryczny tekst, poparty propozycjami rozwiązań.
W podobnym tonie wypowiadała się część radnych. — Możemy zająć stanowisko,
stanowisko merytoryczne, ale ono nie jest gotowe — mówiła Izabela Leszczyna
(PO). Kazimierz Pankiewicz, przewodniczący komisji zdrowia dodawał: służba
zdrowia wymaga restrukturyzacji, to stanowisko wymaga jednak przedyskutowania,
przeredagowania, może wtedy coś wniesie.
W podobnym tonie wypowiadała się część lewicy: Samo powiedzenie nie w tym
przypadku nie wystarczy — mówił Jacek Kasprzyk.
Krzysztof Matyjaszczyk ostatecznie sam zaproponował, by zgodnie z sugestiami
Haliny Rozpondek nagłówek, który zawierał słowo likwidacja, zmienić na
reorganizacja. Po sugestiach Piotra Kurpiosa wykreślono ze stanowiska opinię,
że działanie zarządu doprowadzi do degradacji Częstochowy. — Do degradacji
nasze miasto możemy ewentualnie niewłaściwymi decyzjami doprowadzić my sami —
argumentował.
Poprawki przegłosowano. Stanowiska przygotowanego przez Matyjaszczyka, a po
dyskusji zmienionego, już nie.
Temat: Uderzył podczas kłótni...
cd.
Następny raz byl w listopadzie 91. Pokłóciliśmy się o to, że okłamał
mnie za jaką cenę kupił samochód. Powiedział mi,że za 30 mln, a
faktycznie za 75. Zaczął mnie dusić bo "nie mógł znaleźć argumentów
słownych". W odwecie wyrzuciłam ostentacyjnie obrączkę przez okno na
ulicę...Już wtedy mnie nie przepraszał specjalnie. To ja na naszą I
rocznicę ślubu zamówiłam u jubilera następną obrączkę.Później,
ilekroć widziałam te jego przekrwione wilcze oczy podczas domowych
sprzeczek czy gorszej awantury chowałam się w pokoju, w którym spała
nasza córeczka. Brałam ją na ręce - licząc na to, że mnie nie uderzy
bo będzie się bał okaleczyć własne, malutkie dziecko...taaaak..
chyba właśnie tych swoich zachowań żałuję najbardziej i najbardziej
wstydzę,,, tym bardziej, że moja córka wspominała kiedyś te
zdarzenia, choć była zbyt malutka aby świadomie ocenić co się wtedy
tak naprawdę działo, ale wyczuwała - przytulona do mojego serca - że
nadciąga jakieś katastrofalne niebezpieczeństwo i że jej mama jest
śmiertelnie przerażona...
Później, jak była starsza i nie udało się "udawać,że nic się nie
stało" mówiłam córce, że " tatuś tylko się tak wygłupia"...Tatuś
wygłupiał się na tyle często, że moja córka w wieku 5 lat wystąpiła
w jego obronie przed św. mikołajem podczas Wigilii i na pytanie czy
byłeś X. grzeczny? wybiegła przed ojca i powiedziała:" tak
gwiazdorku, mój tatuś jest bardzo grzeczny tylko, wiesz, czasami
się tak wygłupia.." Zamarłam wtedy.. wszyscy się śmiali,,, oprócz
jednej starszej ciotki, która siedziała najbliżej "gwiazdorka" i
widziała panikę w oczach naszej córki...Kilka dni wcześniej,
wieczorem, rozmawialiśmy przy herbacie,, dyskusja powoli zmierzała w
kierunku "ostrej wymiany poglądów" . W pewnym momencie mojemu
mężowi "zabrakło argumentów słownych" ( sprzeczka dotyczyła mojej
firmy, w której on byl pełnomocnikiem i ja nie chciałam się zgodzić
na jakiś kontrowersyjny, niebezpieczny projekt). Tzn żeby było tak
do końca uczciwie i szczerze, jak przed Sądem Ostatecznym to muszę
napisać, że tym razem to mnie zabrakło słownych argumentów..w
momencie gdy nazwał mnie ni z gruszki ni z pietruszki q..wą... nie
wytrzymałam i zaatakowałam fizycznie::: wzięłam kubek z ZIMNĄ już
herbatą i wylałam mu na spodnie - powoli-,, w okolicach jąder (
szkoda mi było tych spodni bo mogły sie nie doprać- tak wtedy
myślałam wylewając ten płyn)...Nie zdążyłam odstawić kubka. Dostałam
pięścią w podbródek.. moja głowa odbiła się rykoszetem od krawędzi
biurka.. wylądowałam na neurologii z krwiakiem w mózgu...
Temat: Uwaga! Fałszywe znaki poziome!
Uwaga! Fałszywe znaki poziome!
Bez dwóch zdań - znaki poziome na trasach poprawiają bezpieczeństwo.
W nocy są wielkim pomocnikiem przy podejmowaniu decyzji - Wyprzedzać? Nie
wyprzedzać?
Ale jest tylko jeden warunek – MUSZĄ być wytyczane poprawnie.
Jeżeli jest inaczej, stanowią śmiertelne niebezpieczeństwo.
Z dwojga złego – według mnie - lepszy jest brak oznakowania poziomego niż
oznakowanie błędne.
Jeżdżę sporo (30-40 tys. km rocznie) i coraz częściej widuję na trasach
makabryczne błędy w wytyczaniu linii.
I ciekawe zjawisko – najstarsze odcinki ze znakami poziomymi są zwykle bez
zarzutu, za to wady widuję zwykle na trasach „malowanych” niedawno, najdalej
parę lat temu, a nawet po świeżutkich remontach nawierzchni.
Standardowym błędem jest linia przerywana przed zakrętami o słabej
widoczności (a bywa że na samym łuku, podkreślam słabo widocznym) i przed
czubkami wzniesień.
Prawdziwym hiciorem jest obrośnięty drzewami zakręt w prawo, biegnący pod
górę, na trasie nr 24 około 30 km ode mnie, gdzie w majestacie znaków
poziomych można wyprzedzać.
(Teraz robią tam remont, zobaczymy czy wada zniknie, czy przyklepią błąd).
Takich miejsc, tylko w promieniu 70 km od domu, mógłbym wskazać kilkanaście.
I wydaje mi się, że niektórzy drogowcy w ogóle przestali widzieć drobne
wzniesienia, dylatacje terenu, w których potrafi się na moment skryć samochód
osobowy. Dawniej widzieli takie pułapki, ale dziwnym trafem ostatnio ślepną.
Policję ani to ziębi, ani parzy – sprawdziłem.
Przypuszczam, że to skutek oszczędzenia każdej fazie projektowania drogi.
Projekt oznakowania poziomego robi się chyba zza biurka, w oparciu tylko o
mapy geodezyjne i techniczne rysunki trasy. Bez wizji lokalnej, bo
kilkukrotny dojazd na miejsce mocno podbija koszty.
Niestety, projektant oznakowania, bez samodzielnego pokonania samochodem
odcinka, dla którego wytycza się znaki (musowo w obie strony i kilka razy),
nie wyłapie mniejszych nierówności terenu, czy pogorszenia widoczności przez
przydrożne drzewa, krzaki, wysokie bariery energochłonne, itp.
Ciekawe ile osób ginie w skali roku ufając fałszywym znakom poziomym?
Liczba niesprawdzalna.
Przypuszczam, że można ją śmiało szacować na 200-300.
Ale cóż, hasło „nieprawidłowe wyprzedzanie” jest bardzo pojemne, nieboszczyk
w niesławie pirata drogowego zabiera swoją tajemnicę do grobu, a u nas nikt
nie bawi się w szczegółowy rozbiór przyczynowo-skutkowy wypadku drogowego.
Nie ma czasu, nie ma pieniędzy, nie ma chęci.
Czy ktoś z was ma podobne spostrzeżenia?
Temat: Prasa - ulice lokalne, usprawnienia, sterowanie ru
SE: Będzie horror
Będzie horror
www.se.com.pl/se/index.jsp?layout=1&page=text&place=subText&news_id=175664&news_cat_id=39&scroll_article_id=175664
Zarząd Transportu Miejskiego chce sparaliżować stolicę
Zarząd Dróg Miejskich w przyszłym roku planuje remontować dwa wiadukty nad torami kolejowymi: przy Powązkowskiej i Dworcu Gdańskim. Mieszkańcy stolicy utkną w gigantycznych korkach.
ZDM zamierza urządzić stołecznym kierowcom istny horror! Na początku 2008 r. zacznie się remont dwóch ważnych estakad. Z Żoliborza, Bemowa czy Bielan będzie można dojechać do śródmiejskiej i południowej części miasta jedynie wiaduktem przy Arkadii.
Zadbają o kierowców
Oba przejazdy są w fatalnym stanie technicznym. Odpadają od nich fragmenty betonu, a estakada przy Dworcu Gdańskim podparta jest prowizoryczną konstrukcją. Musimy odbudować oba wiadukty - mówi Urszula Nelken (45 l.), rzecznik ZDM. - Nie chcemy doprowadzić do paraliżu komunikacyjnego - przekonuje.
Specjaliści z ZDM zamierzają wybudować tymczasową estakadę nad torami przy Dworcu Gdańskim i przenieść na nią ruch samochodowy. Wówczas zabiorą się za wyburzanie starego wiaduktu. Prace zaczną się w przyszłym roku.
Na Powązkowskiej roboty mają zacząć się już na wiosnę. - Mamy gotowy projekt. Niedługo ogłosimy przetarg na budowę - mówi rzeczniczka.
Trzeba trochę pomyśleć
Adrian Furgalski (30 l.), dyrektor Zespołu Doradców Gospodarczych "TOR", przekonuje, ze jednoczesne zamknięcie obu przejazdów spowoduje całkowite odcięcie Żoliborza, Bielan i Bemowa od reszty Warszawy. - Te estakady trzeba odbudować, ale nie można tego robić jednocześnie - mówi ekspert.
Podobnego zdania są kierowcy. - Już teraz codziennie na tych wiaduktach powstają korki. A co się stanie, gdy dwa z nich będą nieczynne? - pyta z niedowierzaniem Rajmund Krzymuski (70 l.), kierowca z 32-letnim stażem. - Nawet nie mogę sobie wyobrazić tych gigantycznych korków. Chyba będę musiał kupić sobie śmigłowiec - dodaje
Według dotychczasowych ekspertyz przejazd przy Powązkowskiej, przy ograniczeniu ruchu ciężarówek, może jeszcze stać kilka lat. W tym czasie trzeba by było wyremontować drugi wiadukt. Nie można przecież takich inwestycji prowadzić jednocześnie. Żeby to zrozumieć, trzeba od czasu do czasu wyjść zza biurka. autor: Marcin Kucharzewski, sk
Temat: Jak budować drogi
Gość portalu: | napisał(a):
> Mnie bardzo ciekawi wartosc merytoryczna tego studium techniczno-ekonomiczne.
Ja rozumiem, ze opracowane zostalo ono przez wielkich specjalistow od budowy
drog,> ale czy w pracach bral jakis statystyk, ktory rozumie jak wygladaja
drogi w tej okolicy?
Zapewne ktoś wcześniej przelobowal wariant piotrkowski, a teraz szuka
argumentów uzasadniających próbując przekonać społeczeństwo poprzez manipulacje.
Patrząc na mapę samo sie nasuwa, aby wzajemnie łączyć duże aglomeracje, chyba
ze decydent mieszka w wiosce na trasie południowej.
Dobrze ze sprawą nie zajmuje sie vice premier, trasa mogłaby zataczać lukiem
Włoszczową.
Nie to, co UE odpowiada patrząc za biurka w Brukseli a nasze narodowe potrzeby
uwzględniające potrzeby tranzytu.
S8 należy poprowadzić w spornym odcinku przez Sieradz, Pabianice na południe od
Lodzi do Rawy maz i dalej poszerzając i modernizując gierkowke do Wa-wy.
Czemu nie powstał projekt autostrady w śladzie podobnym do planowanej szybkiej
kolei?
Wrocław – Kalisz – Dąbie i dalej A2 do Lodzi i Wa-wy – okolice Gostynina i
dalej A1 do Torunia i Trójmiasta. Uzupełniający odcinek Kalisz - Września i
dalej A2 do Poznania – Gniezno i dalej S5 do Bydgoszczy i Trójmiasta.
Tak samo z potrzebna S19 póki, co lądować pieniądze w odcinek Białystok -
Lublin, w pierwszej kolejności zbudować nowoczesna arterie S8 Białystok -
Warszawa, obwodnice wsch. i arterie S16 Warszawa - Lublin.
Pierwszy odcinek zapewni tranzyt z państw Batyckich do UE na zach, polud.,
drugi odcinek tranzyt z UE, państw Batyckich i Skandynawii do Ukrainy, Rosji, i
polud-wsch UE.
Jako alternatywę dla wielu kierowców jadących Wa-wa – Wrocław można zbudować
wygodna drogę Częstochowa - Opole. itp
Jeśli nawet będziemy nadrabiać 10 - 15% to i tak zaoszczędzimy czas i paliwo
również wzrośnie bezpieczeństwo.
W miarę wzrostu ruchu tranzytowego można budować bezpośrednie krótsze
połączenia
Temat: Gazeta znowu pisze. Konflikt w Urzędzie Miejskim.
Abstrahując od całej personalnej przepychanki,jak zwykle dość żenującej -
każdy, kto styka się na codzień z Wydziałem Architektury, wie że jest to
stajnia Augiasza, w której tylko wtajemniczeni potrafią się poruszać, stąd
szokujące są dla mnie stwierdzenia o doskonałych jakoby ocenach wystawianych
Wydziałowi przez tzw. petentów. To jest po prostu kpina. Proszę spróbować
złożyć wniosek o wydanie decyzji o warunkach zabudowy na jakąkolwiek działkę we
Wrocławiu. Teoretycznie powinna być wydana po dwóch tygodniach do miesiąca w
szczególnie skomplikowanych sytuacjach. Tymczasem po dwóch tygodniach, przy
wielkim szczęściu, można mieć conajwyżej decyzję o wszczęciu postępowania w
sprawie wydania decyzji. Potem czeka się kolejne dwa-trzy tygodnie i projekt
decyzji zaczyna krążyć po innych jednostkach tego samego Urzędu ( np. Biuro
Rozwoju, konserwator miejski, ZDiK, Wydział Komunikacji itp), a każdy zaczyna
sobie od początku liczyć czas załatwiania sprawy (od momentu doręczenia - z
reguły pocztą, bo przenieść z biurka do biurka albo nie daj Boże z budynku do
budynku oczywiście nie można) na kolejne 2 - 3 tygodnie. Potem odsyła pocztą
swoje propozycje zmian w projekcie decyzji (np. konserwator), urzędnik mniej
lub bardziej rychle je uwzględnia, daje do podpisu Szefowi( bardzo popularne
określenie w tut. urzędzie : "jest w podpisie" - z reguły całymi dniami), potem
pismo jest odsyłane do ponownej akceptacji. Oczywiście sprawa się komplikuje
jeśli po drodze odwoła się jakakolwiek z tzw. stron postępowania - zresztą
uznanie przez Urząd kogoś za stronę też jest dość dowolne i nie zawsze
racjonalnie wytłumaczalne, co powoduje kolejne zawirowania, np zaczynają się
odwoływać ludzie którzy zostali pominięci jako strony, i tak dalej. Przy
średnio skomplikowanej inwestycji ( budynek wielorodzinny, niewielki budynek
uslugowy) trwa to długimi miesiącami. A potem wszystko od nowa przy wydawaniu
pozwolenia na budowę. Zdecydowana większość urzędników stosuje wypróbowaną
metodę : poczekać dwa tygodnie, a potem sprawę odepchnąć do kolegi z innego
wydziału, urzędu, pokoju - ewentualnie wezwać do uzupełnienia wniosku (zawsze w
ostatnim dniu i prawie zawsze pocztą), z reguły w nieistotnej sprawie, którą
można załatwić przez telefon albo prosząc wnioskodawcę na dwie minuty do
siebie. Oczywiście są metody przyspieszania spraw : najlepszą i najmniej
kosztowną jest zatrudnienie się w Urzędzie (i projektowanie np "pod" firmą
kolegi), zatrudnienie żony/męża/narzeczonej/narzeczonego (najlepiej z innym
nazwiskiem, ale są wyjątki), ewentualnie posiadanie w nim kolegi/koleżanki (
nie zawsze skuteczne). Czasami daje się coś wyprosić na litość , na piękne
oczy, urok osobisty, wywalczyć na chama, rozpłaszczyć się przed drzwiami,
zagrozić nieopuszczeniem gabinetu bez załatwienia sprawy, zatrudnić się przy
przenoszeniu "własnych" dokumentów z biurka na biurko. Można dawać prezenty,
czasami symboliczne, czasami proporcjonalne do wagi załatwianej sprawy. W
każdym razie : nawet najprostsze "nie popychane" sprawy leżą miesiącami, bo
musi być czas na załatwianie spraw "popychanych". Oczywiście wiele czasu
zajmuje także urzędnikom picie herbaty, chodzenie na zakupy itp, najczęściej
pod pozorem wyjścia "na odbiór", lub do sąsiedniego urzędu "załtwać
sprawy".Wszyscy z "branży" o tym wiedzą i od lat nic się nie zmienia oprócz
Dyrektorów Wydziału. I tym razem będzie tak samo, niezależnie od zapowiedzi....
Temat: Warszawo-list ze Szczecina....czyli PiS
Warszawo-list ze Szczecina....czyli PiS
W tym czasie gdy PiS powołał na ministra finansów Panią Lubińską-szczeciniankę,w Szczecinie gotowało się...
"Jak naukowcy zdobywają pieniądze na pracę...
Aleksandra Pezda /Gazeta Wyborcza/
2005-11-09, ostatnia aktualizacja 2005-11-08 20:32
Profesor z Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie pozbawił grantu młodszego kolegę za to, że ten nie chciał mu z owego grantu pożyczyć pieniędzy. Naukowiec wygrał w sądzie i uczelnia musiała mu wypłacić 56 tys. zł odszkodowania
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że chodzi o prof. Jana Lubińskiego - męża Teresy Lubińskiej, minister finansów w nowym rządzie PiS.
Prof. Lubiński jest wybitnym polskim genetykiem z osiągnięciami w badaniach nad mutacjami genów towarzyszących dziedzicznym nowotworom piersi, jelita grubego i jajnika. Jego wychowanek dr Jacek Podolski pracował nad wykryciem genu dziedzicznego raka nerki. Dostał na to 280 tys. zł z Komitetu Badań Naukowych. Badania prowadził od 2000 r. w szczecińskiej pracowni prof. Lubińskiego pod auspicjami Pomorskiej Akademii Medycznej.
- Profesor zażądał ode mnie sfinansowania lotu z Australii naukowca zupełnie niezwiązanego z moim projektem - opowiada Podolski. Odmówił podpisania rachunku. - Gdybym to zrobił, KBN cofnąłby mi pieniądze - mówi. W odpowiedzi prof. Lubiński wymienił zamki w drzwiach do laboratorium i zabronił Podolskiemu tam przychodzić. Zażądał również od rektora PAM zerwania umowy z KBN na te badania, bo - jak tłumaczył - stracił do młodego naukowca zaufanie. - Zerwałem umowę i zrobiłem to z bólem serca - zeznawał później w sądzie rektor Krzysztof Marlicz.
- KBN przeznaczył te pieniądze na inny projekt, kolejka oczekujących jest duża - mówi Joanna Kulesza, dyrektor Departamentu Informacji KBN.
Badamy za pożyczone
Badania nad genem dziedzicznego raka nerki nie zostały w Polsce podjęte. A dr Podolski swoją sprawę oddał do sądu i wygrał - trzy miesiące temu Akademia musiała mu wypłacić 56 tys. zł odszkodowania.
Przed sądem prof. Lubiński tłumaczył, że w jego instytucie funkcjonował system "pożyczek międzygrantowych", tzn. kiedy jeden z pracowników dostawał pieniądze na badania, inni też mogli z nich korzystać w swojej pracy. Kto, ile i na co mógł wziąć, decydował profesor. W sądzie jego pracownicy zeznawali, że dostawali z tego za nadgodziny oraz na podróże służbowe.
To działania profesora sąd uznał za bezprawne. Wyszło na jaw, że nad pożyczkami nikt w pracowni genetyki PAM nie panował, nie były nigdzie księgowane ani ewidencjonowane.
- Jeśli istnieje system "pożyczek międzygrantowych", to jest on nielegalny - mówi Joanna Kulesza.
NIK: wszyscy tak robią
Ale okazuje się, że szczecińska Akademia wcale nie jest w tej praktyce odosobniona. Odkryła to np. NIK, kiedy w 2000 r. kontrolowała realizację grantów KBN z minionej pięciolatki (sprawdziła 32 jednostki realizujące te projekty, w tym 16 uczelni). Okazało się, że prawie 2 mln zł wydano niezgodnie z umowami zawartymi z KBN. Pieniądze poszły na płace dla osób nie będących wykonawcami projektów, wyjazdy zagraniczne nieujęte w umowach oraz zakup nieplanowanej aparatury badawczej. Jedna z uczelni za pieniądze na projekt "Spalanie odpadów zintegrowane z jednoczesnym procesem wypału klinkieru cementowego" wysłała dwóch pracowników do Egiptu - za prawie 15 tys. zł, ale to nie znalazło się w rozliczeniu projektu. Inny instytut za ponad 30 tys. z trzech projektów wysyłał pracowników na konferencje do Austrii, Izraela, Danii, Hiszpanii i Słowacji, choć wyjazdy te nie miały nic wspólnego z tymi projektami. Za pieniądze na projekty naukowe fundują sobie np. wyposażenie gabinetów (od długopisów przez biurka, lampy, szafki, rolety i krzesła po komputery). NIK opisała też przykłady międzygrantowych pożyczek, kiedy środki finansowe przyznane na realizację jednego projektu były wykorzystywane na finansowanie innego.
- Rozliczenia z KBN są proste: opisuję rachunek np. z zagranicznej delegacji, że to konferencja związana z moim tematem, a nikt tego potem nie weryfikuje - mówi jeden ze szczecińskich naukowców.
- Cała genetyka PAM została zbudowana dzięki temu systemowi pożyczek międzygrantowych i ten system istnieje nadal - przyznaje Lubiński. - Mogę być za to sądzony, ale robię to dla dobra nauki.?
p.s.
Pani prof.Lubińska startowała w obecnych wyborach na prezydenta Szczecina z listy PiS..Niestety."nie załapała się na II turę mimo medialnego wsparcia męża.Wróciła do Warszawy gdzie jest doradcą premiera d/s jakichś tam...
Tak więc PiS -nie jedno ma imię i korzenie,nie tylko Rydzykowe.
O fotel walczy PO z SLD....
Temat: Masowy protest uczonych
jak naukowcy zdobywaja pieniadze!
Jak naukowcy zdobywają pieniądze na pracę (zrodlo GW 09-11-05)
Profesor z Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie pozbawił grantu młodszego
kolegę za to, że ten nie chciał mu z owego grantu pożyczyć pieniędzy. Naukowiec
wygrał w sądzie i uczelnia musiała mu wypłacić 56 tys. zł odszkodowania
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że chodzi o prof. Jana Lubińskiego - męża
Teresy Lubińskiej, minister finansów w nowym rządzie PiS.
Prof. Lubiński jest wybitnym polskim genetykiem z osiągnięciami w badaniach nad
mutacjami genów towarzyszących dziedzicznym nowotworom piersi, jelita grubego i
jajnika. Jego wychowanek dr Jacek Podolski pracował nad wykryciem genu
dziedzicznego raka nerki. Dostał na to 280 tys. zł z Komitetu Badań Naukowych.
Badania prowadził od 2000 r. w szczecińskiej pracowni prof. Lubińskiego pod
auspicjami Pomorskiej Akademii Medycznej.
- Profesor zażądał ode mnie sfinansowania lotu z Australii naukowca zupełnie
niezwiązanego z moim projektem - opowiada Podolski. Odmówił podpisania
rachunku. - Gdybym to zrobił, KBN cofnąłby mi pieniądze - mówi. W odpowiedzi
prof. Lubiński wymienił zamki w drzwiach do laboratorium i zabronił Podolskiemu
tam przychodzić. Zażądał również od rektora PAM zerwania umowy z KBN na te
badania, bo - jak tłumaczył - stracił do młodego naukowca zaufanie. - Zerwałem
umowę i zrobiłem to z bólem serca - zeznawał później w sądzie rektor Krzysztof
Marlicz.
- KBN przeznaczył te pieniądze na inny projekt, kolejka oczekujących jest duża -
mówi Joanna Kulesza, dyrektor Departamentu Informacji KBN.
Badamy za pożyczone
Badania nad genem dziedzicznego raka nerki nie zostały w Polsce podjęte. A dr
Podolski swoją sprawę oddał do sądu i wygrał - trzy miesiące temu Akademia
musiała mu wypłacić 56 tys. zł odszkodowania.
Przed sądem prof. Lubiński tłumaczył, że w jego instytucie funkcjonował
system "pożyczek międzygrantowych", tzn. kiedy jeden z pracowników dostawał
pieniądze na badania, inni też mogli z nich korzystać w swojej pracy. Kto, ile
i na co mógł wziąć, decydował profesor. W sądzie jego pracownicy zeznawali, że
dostawali z tego za nadgodziny oraz na podróże służbowe.
To działania profesora sąd uznał za bezprawne. Wyszło na jaw, że nad pożyczkami
nikt w pracowni genetyki PAM nie panował, nie były nigdzie księgowane ani
ewidencjonowane.
- Jeśli istnieje system "pożyczek międzygrantowych", to jest on nielegalny -
mówi Joanna Kulesza.
NIK: wszyscy tak robią
Ale okazuje się, że szczecińska Akademia wcale nie jest w tej praktyce
odosobniona. Odkryła to np. NIK, kiedy w 2000 r. kontrolowała realizację
grantów KBN z minionej pięciolatki (sprawdziła 32 jednostki realizujące te
projekty, w tym 16 uczelni). Okazało się, że prawie 2 mln zł wydano niezgodnie
z umowami zawartymi z KBN. Pieniądze poszły na płace dla osób nie będących
wykonawcami projektów, wyjazdy zagraniczne nieujęte w umowach oraz zakup
nieplanowanej aparatury badawczej. Jedna z uczelni za pieniądze na
projekt "Spalanie odpadów zintegrowane z jednoczesnym procesem wypału klinkieru
cementowego" wysłała dwóch pracowników do Egiptu - za prawie 15 tys. zł, ale to
nie znalazło się w rozliczeniu projektu. Inny instytut za ponad 30 tys. z
trzech projektów wysyłał pracowników na konferencje do Austrii, Izraela, Danii,
Hiszpanii i Słowacji, choć wyjazdy te nie miały nic wspólnego z tymi
projektami. Za pieniądze na projekty naukowe fundują sobie np. wyposażenie
gabinetów (od długopisów przez biurka, lampy, szafki, rolety i krzesła po
komputery). NIK opisała też przykłady międzygrantowych pożyczek, kiedy środki
finansowe przyznane na realizację jednego projektu były wykorzystywane na
finansowanie innego.
- Rozliczenia z KBN są proste: opisuję rachunek np. z zagranicznej delegacji,
że to konferencja związana z moim tematem, a nikt tego potem nie weryfikuje -
mówi jeden ze szczecińskich naukowców.
- Cała genetyka PAM została zbudowana dzięki temu systemowi pożyczek
międzygrantowych i ten system istnieje nadal - przyznaje Lubiński. - Mogę być
za to sądzony, ale robię to dla dobra nauki.
Temat: ________Czy w rządzie Tuska są Polacy?____________
Gorący temat dla Miecia Haszystowskiego
Do hazardowej komisji śledczej trafiła analiza CBA dotycząca prac nad
ustawą hazardową za rządów PiS. Wynika z niej, że ustawa była pisana pod
Totalizator Sportowy, wspierał ją Przemysław Gosiewski, a urzędnikom
odpowiedzialnym za projekt „kazano siedzieć cicho i niczemu się nie
sprzeciwiać” – dowiedział się portal tvp.info.
Analiza trafiła na biurka członków komisji w piątek. Powstała w CBA
jeszcze za czasów Mariusza Kamińskiego.
W dokumencie można przeczytać, że „zamiast normalnej ścieżki legislacyjnej
pozwolono, by najważniejsze zmiany legislacyjne zostały przygotowane
praktycznie przez jeden z podmiotów działających na rynku hazardu,
urzędnikom merytorycznym Ministerstwa Finansów kazano siedzieć cicho i
niczemu się nie sprzeciwiać. Stworzono fikcyjny obraz prac nad nowelizacją
w międzyresortowym zespole” – brzmi treść analizy.
Analitycy CBA uznali, że najważniejszym autorem zmian był prawnik
Totalizatora Sportowego Grzegorz Maj, który z pomocą Przemysława
Gosiewskiego „zamknął usta merytorycznym specjalistom z ministerstwa,
nadzorowanym przez wiceministra finansów Mariana Banasia”. Zdaniem CBA, na
początku prac nad projektem premier Jarosław Kaczyński i Przemysław
Gosiewski polecili Banasiowi, by nie sprzeciwiał się zmianom.
Według CBA, projekt był przygotowywany tylko po to, by Totalizator mógł
uzasadnić celowość zorganizowania przetargu na zakup urządzeń do
wideoloterii. W analizie CBA zasugerowało też, że gdyby przetarg się
odbył, mógłby być ustawiony.
Zdaniem członka komisji śledczej Sławomira Neumanna z PO ujawnione przez
portal tvp.info materiały świadczą o tym, że za rządów Prawa i
Sprawiedliwości CBA miało podstawy do rozpoczęcia czynności operacyjnych w
stosunku do polityków PiS. – Jeśli CBA założyło podsłuchy i powstały z
nich stenogramy, ich lektura może być bardzo interesująca – dodaje.
Były szef naciskowej komisji śledczej Sebastian Karpiniuk z Platformy pyta
z kolei, dlaczego ta analiza ujrzała światło dzienne dopiero dzisiaj. –
Pojawia się pytanie, czy Mariusz Kamiński zamknął tę analizę w szafie, bo
dotyczyła polityków ze środowiska, z którego się wywodzi – mówi.
Zbigniew Wassermann z PiS wątpi z kolei w wiarygodność materiałów, które
napłynęły do komisji. – Dokładnie taką samą argumentację, jaka jest w tej
rzekomej analizie CBA, przedstawiają przedsiębiorcy działający na rynku
gier hazardowych. Wnioskowałem do przewodniczącego komisji o zaproszenie
na posiedzenie szefa CBA Pawła Wojtunika, by wyjaśnił, czy to rzeczywiście
analiza CBA, czy jakaś wrzutka firm hazardowych – informuje.
O tym, że w aferę hazardową mógł być zamieszany Przemysław Gosiewski,
napisała przed tygodniem „Polska”. Gazeta podała, że podczas prac nad
prawem hazardowym za czasów rządów PiS w 2006 roku właśnie on przysłał do
Ministerstwa Finansów pierwszy projekt noweli ustawy hazardowej. Jak
informowała gazeta, projekt wychodził naprzeciw postulatom Totalizatora
Sportowego. W imieniu Totalizatora miał też interweniować prezydencki
minister Robert Draba. Komisja śledcza ds. afery hazardowej zdecydowała
już o przesłuchaniu Draby i Gosiewskiego.
www.tvp.info/informacje/polska/cba-pograza-pis-ws-ustawy-hazardowej
Temat: ...Poronin, Poronin, piykne połozynie...
"Nie chcemy objazdówki dla TIR-ów, drogi, która nas podzieli, a
gości wywiezie na Słowację! - wołali podczas wczorajszej
nadzwyczajnej sesji Rady Gminy Poronin mieszkańcy. - Na żadnej mapie
dotyczącej komunikacyjnego rozwoju kraju nas już nie ma, stracimy
pieniądze, na które już czeka Białka Tatrzańska, Jurgów - ripostują
zwolennicy rozbudowy "zakopianki". Obie strony czują się urażone
nieobecnością przedstawicieli Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i
Autostrad.
- Władze samorządowe też nigdy nie akceptowały takich rozwiązań.
Odbyłem dwa spotkania z komitetami protestacyjnymi, a wczoraj
pisemnie Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad poinformowała
mnie, że zawiesza dalsze prace nad projektem do czasu wypracowania
przez marszałka województwa koncepcji komunikacyjnej dla całego
Podhala, łączącej plany drogowców i kolejarzy. Czy to dla nas
szansa, czy zaprzepaszczenie rozwoju? - pytał wójt.
Po czym sam odpowiedział, twierdząc, że szansą jest zyskanie na
czasie, by opracować dobry projekt, natomiast zagrożeniem -
zaprzepaszczenie dalszego rozwoju. - Dziś opublikowano najnowsze
mapy Polski odnośnie najbliższych lat rozwoju infrastruktury
drogowej. Na mapach autostrad nas nie ma, bo nie chcieliśmy na
Podhalu autostrady, na mapach tras międzynarodowych nas nie ma,
arterie z Polski na Słowację pójdą przez Bielsko-Białą i Zwardoń. Na
mapach priorytetowych zadań nas nie ma - wójt przyznał, że należy
być czujnym i otwartym na nowe propozycje tras komunikacyjnych, tym
bardziej że nie wiadomo, czy koncepcje dla Podhala opracowane
zostaną za parę tygodni, miesięcy czy nawet w jeszcze dłuższej
perspektywie czasu. - Chylę czoła przed mieszkańcami tych 18
przeznaczonych do wyburzenia domów, bo to są bohaterowie. Na te
słowa wtrąciła się Józefa Chromik, przewodnicząca komitetów
protestacyjnych, poprawiając, że do wyburzeń jest 28 domów.
Wójt nawoływał do jedności w działaniu i pokonywania różnic w
ocenach rozwiązań komunikacyjnych, tak by wypracować kompromis w
sprawie "zakopianki". - Drogi, która będzie służyć nam, naszym
dzieciom i turystom. Jest mi bardzo przykro, że po raz kolejny
przedstawiciele Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad
zlekceważyli nasze spotkanie.
Radna Anita Żegleń nieobecność drogowców nazwała bezczelnością i
arogancją. - Temat "zakopianki" uznali za zamknięty. A przecież
powstał skandaliczny projekt za społeczne pieniądze. Jeśli jego
twórca chce się wyżywać zza biurka, to są różne konkursy
architektoniczne, może projektować dla sułtana Brunei! Wtórował jej
radny Maciej Chowaniec: - Projektant przyznał, że nawet nigdy nie
był w Poroninie!
Wicestarosta Andrzej Skupień przypomniał, że w okolicy wciąż
powstają nowe wyciągi, kompleksy wypoczynkowe. - Do nich potrzebna
jest droga. Wiele miejsc w Polsce czeka na te 700 mln zł (tyle ma
kosztować odcinek Poronin - Zakopane - przyp. aut.). Zabrakło
dialogu między nami, między sąsiadami z Białego Dunajca i Szaflar
oraz woli projektantów. Musimy ich zaprosić, by znów w Polskę nie
poszedł przekaz, że nie mamy wyobraźni.
Radni jednogłośnie opowiedzieli się za przyjęciem uchwały za
rozbudową "zakopianki" jako drogi jednojezdniowej, bez ekranów, przy
zachowaniu starego układu komunikacyjnego i z zaznaczeniem, że
projekt ma być konsultowany z mieszkańcami.
Po głosowaniu dopuszczono do dyskusji mieszkańców.
Nie mogliśmy się wypowiedzieć przed głosowaniem, w ten sposób tak
naprawdę odbiera się nam prawo głosu - stwierdził Kazimierz
Łoziński. Zebrani chcieli, by słowo "rozbudowa" zastąpić
sformułowaniem "przebudowa". Wsparł ich swoją opinią architekt
Andrzej Orłowski. - Dwa pojęcia zasadniczo różnią się od siebie,
przebudowa będzie lepsza. Dlatego radni głosowali jeszcze raz i
przyjęli poprawioną uchwałę, według której opowiadają się za
przebudową "zakopianki". (RAV)"
Cytuję całość za Dz. P. bo sprawa "zakopinki" to bulwersujre
nie tylko mieszkańców i smorządowców. Brawo mieszkańcy Poroniana
i całego Popdhala!!! Nie dajcie się zabetonować.
Strona 2 z 4 • Znaleziono 133 wyników • 1, 2, 3, 4