Wyświetlono wiadomości wyszukane dla słów: Projektowanie Wnętrz Radom





Temat: Gdansk sie odcina od morza? Sprawa spichlerza Steffen.


Jest sobie w Gdansku takie fajne miejsce. Miesci sie vis-a-vis mariny w
Gdansku. Jest tam kupa ruin, menelni, jakies rudery. I jeden stary
spichlerz - Steffen.


To miejsce jest mi znane natomiast p.Andrzeja Debiec nie znam.
Moge powiedziec tylko jedno.Okolo dwadziscia lat temu (a moze wiecej)-dla
niektorych to dawno powstal plan architektoniczny zagospodarowania Wyspy
Spochrzow.
Jednym z autorow byl Pan Stanislaw Michel architekt podaje oficjalnie
nazwisko bo jest moim znajomym.Z "tamtych" projektow wynikalo,ze parking
wielopoziomowy byl juz projektowany ale po prawej stronie wychodzac w
Zielonej Bramy "tak" tam aktualnie stoja piekne kamieniczki tj. obok hotelu
Nowotel. Na Wyspie Spichrzow miala byc piekna Marina dla jachtow.z pelnym
zapleczem poczawszy od Pabow  a skonczywszy na zapleczu technicznym
Nie pamietam dokladnie ale w starych "Zaglach" byl opisywany ten projekt
pt.Zagle na Motlawie.Niestety minely lata Zmienila sie "wladza" i byc moze
poglady mojego "znajomego"architekta.


Baltyckie Bractwo Jungow powolal, koge gdanska chcial budowac, mlodziez
do
morza zachecac. Dziwny jednym slowem. I zyciorys mial dziwny, bo to niby
sam nie plywa, ale Komandorem Poczty Zeglarskiej byc, i z Bractwem
Kutrowym mial to i owo wspolnego, i wszedzie go bylo pelno. No i dostal
od
miasta Gdanska ruine pn. Spichlerz Steffen


Drodzy koledzy ja tez jestem powiecmy starej daty
ale musze aktualne realia finansowe przyjac. Za "naszych" czasow mozna by
bylo jeszce pojsc po lini "ideologicznej" ale dzis bez "kasy" tj  wlasnej
albo sponsorow nie da rady.

. Wlasnym sumptem jakos

wyremontowal wnetrze spichrza (fasada nadal straszy stylowa ruina), szyld
"Klub Ludzi Morza Zejman" wywiesil i zaczal organizowac. To jakies
zajecia
dla mlodziezy, to fetowanie powrotu Kurbiela z Arktyki, to wreczanie
Konradow. We wnetrzu autentyczna reje zawiesil, troche obrazow, innych
zeglarskich zabytkow, ogolnie miejsce, jakich w Gdansku, rzekomo morskim,
nie ma.


Zal,zal i jeszcze raz zal.Ale wiele niektorych miejsc zniszczono z powodu
braku zaplacenia czynszu za lokal.Powtarzam jednak takie sa aktualne
realia.Niewazna jest idea,naprawde piekna na "ten" plac tj Wyspe Spochrzow
apetyt mialo wiele firm i nie koniecznie polskich.


Klub sobie dzialal, biednie bo biednie, ale cos sie dzialo. Imprezy byly


raczej zbyt powazne jak na mnie, duzo tradycji i obrzedow


zeglarskich.

Imprez otwartych nie bylo, gdyz Zarzad Miasta Gdanska zabronil
prowadzenia
tam dzialalnosci gospodarczej, zwlaszcza urzadzania tam imprez.


Powiem szczerze oprocz pana Andrzeja na Wyspie Spichrzow dziala inny moj
znajomu plastyk rzezbiarz(ktory ma tymczasowa lokalizacje) i podejrzewam
,ze pan Andrzej dobrze wiedzial o tymczasowosci swojej lokalizacji.
Drodzy koledzy nie jestesmy w stanie obronic tego lokalu mozemy tylko
obronic iede Bractwa zeglarskiego.
A tak pozatym czy KTOS wie jaka jest aktualna idea zagospodarowania Wyspy
Spochrzow?Jezeli "maczal" w tym palce moj znajomy architekt Stanislaw
Michel entuzjasta zagli na Motlawie to bylbym wdzieczny za informacje





Temat: "Ślub" Teatr Jaracza
Ślub

Autor: Witold Gombrowicz
Reżyser: Waldemar Zawodziński
scenografia - Waldemar Zawodziński
muzyka - Jakub Ostaszewski
reżyseria światła - Krzysztof Sendke
kostiumy - Izabela Stronias
asystent reżysera - Anna Staniaszek
Występują:
Matylda Paszczenko, Bogusława Pawelec
Ewa Wichrowska, Marek Kałużyński
Michał Staszczak, Andrzej Wichrowski
Mariusz Witkowski
Autor plakatu
projekt graficzny: Mariusz Grzegorzek
foto: Tymoteusz Lekler, dtp: Beata Grabska
Autor zdjęć Grzegorz Nowak

Nagrody
Nagroda Aktorska dla Andrzeja Wichrowskiego za rolę Ojca/ Króla na Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym KONTAKT w Toruniu
Nagroda Aktorska dla Andrzeja Wichrowskiego za rolę Ojca/ Króla na 33. Opolskich Konfrontacjach Teatralnych KLASYKA POLSKA
Nagroda za Reżyserię spektaklu ŚLUB na VIII Międzynarodowym Festiwalu Gombrowiczowskim w Radomiu
Nagroda Aktorska za rolę Ojca w spektaklu ŚLUB w reż. Waldemara Zawodzińskiego na VIII Międzynarodowym Festiwalu Gombrowiczowskim w Radomiu

Premiera 03 marca 2007 na Małej Scenie.

Opublikowany po raz pierwszy w 1953 roku w Paryżu "Ślub" to głośny dramat Gombrowicza wystawiany na wielu scenach światowych.
Gombrowicz należy do pisarzy wyjątkowych w dziejach literatury.
Opisując i analizując świat używa własnego, specyficznego języka, wprowadza własne, indywidualne, kategorie, nazywając je często w sposób odległy od powszechnych przyzwyczajeń. Projektując bohatera stwarza mu sytuacje pełne wewnętrznych sprzeczności i antagonizmów. Wie dobrze, że osobnik ten jest bytem nieustannie zmiennym. Wiecznym uciekinierem i podróżnikiem, zbiegiem uciekającym przed Formą i przed skostnieniem. Gombrowicz zdaje się mówić, że nie ma w nas żadnego metafizycznego wnętrza, pustka
i trwanie w niej, oto prawdziwe oblicze naszej duszy. Ustami głównego bohatera - Henryka opowiada o pułapce sztuczności, w jaką wpadamy rozpoczynając swój dialog z innym człowiekiem. Gombrowicz z tej słabości robi siłę - "wykrzywia" język do granic wytrzymałości, potęguje sztuczność, stroi miny. Proponuje nam zmierzenie się z tematem Formy, z której podobno nie ma wyzwolenia. Każe myśleć nad sposobami ucieczki przed schematami, które stają się bardzo często treścią naszego życia.
Ślub jest także próbą odpowiedzi na pytania: co stanowi o nas? Czy istnieje jakaś esencja poprzedzająca naszą egzystencję? Na ile żyjąc panujemy nad własnym życiem? Jak uciec przed formą? Jak dotrzeć przez kogoś do kogo, do siebie?

SPEKTAKL TYLKO DLA WIDZÓW DOROSŁYCH !
Czas trwania spektaklu: 105 minut

Recenzje:
"Ślub" to dramat mroczny, gęsty. Dla reżyserów jest zawsze wielkim wyzwaniem. Swoje wcześniejsze i późniejsze "Śluby" pamiętam, ale nie zrobiły one na mnie tak wielkiego wrażenia. Dzisiejszy "Ślub" Zawodzińskiego złamał mnie i pogruchotał (...)
Wszyscy Zagrali znakomicie. A najpiękniej Marek Kałużyński (Henryk), Ewa i Andrzej Wichrowscy (rodzice).
Michał Lenarciński "Dziennik łódzki"

Znakomity spektakl na Małej Scenie Teatru Jaracza! Waldemar Zawodziński
w podwójnej roli reżysera i scenografa dał nam "Ślub"nowoczesny, efektowny
a przy tym ważny i mądry (...). Zawodziński rozumie parodystyczny charakter tekstu
a jednocześnie potrafi nadać mu charakter współczesnej przypowieści.
Piotr Grobliński "Reymont"

Marek Kałużyński jako przejmujący Henryk z szaleństwem i lękiem w oczach balansuje między jawą i snem. Nie pozwala, by jakakolwiek jego reakcja mogła być potraktowana obojętnie. Gra na wysokiej nucie. "Ślub" w interpretacji Zawodzińskiego to prowokacja do szczególnego rachunku sumienia i bilansu stanu lęków. Wyśmienite aktorstwo pozwala poddać się potokowi słów, zachowań i poczuć lęk przed agresją świata i ludzi.
Renata Sas "Express"





Temat: Czym sie różnicy UPR od innych partii

Nikt ci nie karze pracować za 800/miesiąc. Możesz pójść do konkurencji. Sądze że będzie
niedobór rąk do pracy,więc wzrosną płace

To zle sądzisz. Ludzie przestają byc potrzebni. Sztuczna inteligencja zastąpii ludzi za kilkadziesiąt lat. I co wtedy?
Ludzkość ma wyginąć bo będzie rządzić UPR???
Głosować na UPR to jest tak jakby popełniać samobójstwo.

Już lepiej zagłosować na nie tak radykalnych "liberałów" na PO. PO przynajmniej nie ma zamiaru palić wszystkich mostów do socjalizmu. A UPR co chce zrobić monarchie aby ludzie nie mogli za kilka lat wybrać socjalizm, kiedy sztuczna inteligencja nas zastpąpi w pracy. Czyli UPR to jest zbiorowe samobójstwo. To są fanatycy!!!
Oni są ślepi, nie mają kontaktu z otaczającym ich światem. Oni żyją w 19 wieku a my już mamy 21 wiek!
Mamy 6 miliardów ludzi, dziure ozonową, ocieplenie klimatu, topiące sie lodowce, japońskie roboty które sie poruszają już tak jak człowiek, mamy ogromny rozwój komputeryzacji i mocy obliczeniowych komputerów i internet w którym naukowcy sie komunikują i pracują szybciej nad sztuczną inteligencją, mamy tez ludzki genom rozpracowany i klonujemy zwierzęta, ludzi nie klonujemy tylko dlatego ze tak sobie powiedzieliśmy ale moglibyśmy.

Sklonujemy sobie małpy poięwkszymy im muzgi i będą pracować w polu. Stworzymy sztuczną inteligencje i będzie ona projektować ogromne budynki, statki kosmieczne. Zrobimy cyborgi i wyślemy je na inne planety i do wnętrza ziemi aby wydobywały surowce.
A co będą robić ludzie? Pracować w polu? Nie! tam będą pracować klonowane małpy.
W przemyśle lub wydobyciu surowców? Tez nie tu będą pracować cyborgi.
A może będą mózgiem i będą projektować budynki i pojazdy? Tez nie bo to bedzie robić sztuczna inteligencja.
No to co ludzie będą robić? Usługi? Usługami będą zajmować sie cyborgi i klonowane małpy. To co ludzie mogą robić?
W liberalnej gospodarce ludzie w przyszłości nie będą istnieć bo nie będą potrzebni! Tylko socjalizm może nas uratować. Bo kiedy ludzie opodatkują prace małp, prace sztucznej inteligencji i prace cyborgów. I z tej kasy ludzie dadzą sobie zasiłki to będą mieli źródło utrzymania. Tylko w taki sposób możemy przetrwać.
A może chcecie na plantacji konkurować z małpami? A w biurze konkurować ze sztuczną inteligencją która z miesiąca na miesiąc będzie coraz mądrzejsza bo nowe wersje komputerów będą sie pojawiać?
Już to widzę idziesz do roboty i musisz pracować jak jakiś klon małpy bo inaczej ciebie zwolnią. Albo jak jakiś cyborg który sie nigdy nie meczy. I weź konkuruj w pracy z klonami i cyborgami. Nie dasz rady nawet wyrzyc za tą pensje co tobie dadzą. A nie dadzą tobie wiecej niz dają sklonowanej małpie. Czyli dostaniesz kiść bananów. A za co utrzymasz dom i rodzinę? W kartonie pod mostem będziesz mieszkać!

Nie wiem jak wy ale ja wole aby w przyszłości był komunizm dla ludzi. I aby sztuczna inteligencja, cyborgi i klony pracowały na ludzi! Żeby ludzie nie musieli z tym konkurować na rynku pracy.
W przyszłości ludzie powinni odejść na emeryturę i wszyscy dostać zasiłek nawet ci którzy sie dopiero co rodzą i nie płacili jeszcze żadnych składek. Tylko tak nasz gatunek morze przetrwać w przyszłości. Musimy zrobić komunizm.



Temat: Centrum jak z marzeń - GALERIA PARK FORTY


Po raz pierwszy architekt przedstawił projekt kompleksu, który ma powstać na terenie Bawełny.
Dziesięć sal kinowych, kawiarenki, restauracje, kręgielnia, sklepy i centrum rozrywki to zaledwie część atrakcji w Galerii i Parku Forty.

Sala Teatru Lalki i Aktora nigdy nie przeżyła takiego oblężenia przedsiębiorców, bankowców i radnych, jak podczas piątkowej prezentacji projektu Regionalnego Centrum Rozrywkowo-Usługowo-Handlowego. Grubo ponad setka zainteresowanych podziwiała dzieło warszawskiego architekta Pawła W. Gralińskiego. Pracownia Arch Magic przygotowała wizualizację tego, co zamierza postawić na ponad 10 ha spółka z ograniczoną odpowiedzialnością Galeria Narew.

W Łomży jak w Las Vegas
Rozsypujący się latami kompleks olbrzymich hal produkcyjnych i teren po zakładach bawełnianych, z którym nikt w mieście nie wiedział, co zrobić, kupili za 2,5 mln zł od syndyka upadłego przedsiębiorstwa dwaj biznesmeni: Jerzy Wierzbowski i Artur Zawadzki. Spółkę zarejestrowali w lipcu br. w Krajowym Rejestrze Sądowym. Ani jeden, ani drugi nie zabrał głosu podczas prezentacji projektu w teatrze. Mówili tylko prowadząca krótki pokaz Ewa Zawłocka i autor imponującego projektu.
- Po raz pierwszy zobaczyłam z wieży widokowej TLiA, jak pięknie położone jest nasze miasto - rozczulała się konferansjerka nad panoramą Łomży, którą można oglądać już od ponad pięciu lat. - A dzięki Galerii i Parkowi Forty będzie jak we śnie!

Bo i rzeczywiście: architekt Paweł W. Graliński przygotował z zespołem prezentację jak w bajkowym filmie. Na ekranie goście ujrzeli, m.in., eleganckie hole, pasaże, salony handlowe i kawiarnie. Pogodne barwy przestronnych wnętrz, wszechobecna świetlistość i lśniące jak marmur posadzki zawładnęły wyobraźnią.
- Poczułam się jak w Las Vegas - westchnęła dyrektor banku Maria Konopka.

Czas na odkrycie Łomży...
- To miasto o ciekawej historii i szczególnym położeniu - stwierdził architekt. - Ma potencjał stać się stolicą regionu.
Atutem są 100-letnie forty carskie. Fort ziemny przy drodze na Ostrołękę miałby aranżację parkową i służyłby rekreacji. Stąd nazwa Galeria Forty, mająca ściągnąć ok. pół miliona mieszkańców regionu.
Centrum z "dużym sklepem spożywczym" - jak określił hipermarket projektant - ma ok. 120 tys. mkw. powierzchni. Parkingi podziemne zajmują jedną trzecią i z naziemnymi pomieszczą nawet 2700 pojazdów. Pasaże i wewnętrzne uliczki to ok. 20 tys. mkw., zaś lokale - 60 tys. mkw.
Budowa wymaga zgody radnych Łomży na hipermarket. Wizje architekta wymagają zmiany studium zagospodarowania przestrzennego, aby na pięciu hektarach można było zbudować też 800 mieszkań.
- Takie nowoczesne centrum zastąpiłoby tradycyjne centrum miasta - przyznał arch. Graliński. - To tendencja światowa.

Czas na decyzje rady miejskiej
- Od pięciu lat powtarzam, że Łomży należy się obiekt na miarę XXI w. - przypomniał wiceprezydent Marcin Sroczyński. - W Podlaskiem są podregiony: białostocko-suwalski i łomżyński, dlatego inwestycja w Galerię Forty powinna być z rozmachem.

Jerzy Wszeborowski w październiku 2006, po kupieniu Bawełny, mówił "Współczesnej", że warunkiem inwestycji jest, iż przy ul. Sikorskiego i Zawadzkiej nie powstanie hipermarket. Gdyby miał powstać w miejscu, którego chce Echo Investment, na hale Bawełny trzeba innych pomysłów.
Bp Stanisław Stefanek i łomżyńscy handlowcy sprzeciwiali się hipermarketowi na Południu. Sesja rady miejskiej na temat obu hipermarketów już w środę.

Mirosław R. Derewońko, PCh - wspolczesna.pl

Skomentuj ten artykuł...




Temat: FSO Polonez 1991r.

Dobrze, że buda taka, jak jest. Szeroki, to albo na złomie, albo z ogłoszeń na forach FSOwych - wiadomo.

Do OHV, to raczej jeden wałek Nie wiem, czy jest sens pakować się w OHV niby sportowe. Koniec końców wyjdzie drożej, niż kompletny zestaw montażowy Roverka (kompletnego, zgniłego polda z Roverem kupisz już nawet za 600 złotych).

Obspawanie budy: jak wiadomo, buda jest fabrycznie zgrzewana. Ilość zgrzewów, czyli łączeń poszczególnych elementów nadwozia jest ograniczona. Powiększając ilość łączeń zwiększa się sztywność nadwozia (a należy pamiętać, że jest to nadwozie samonośne i do niego są mocowane zawieszenia, silnik, układ przeniesienia napędu), przez co zmniejsza się tendencja do jego skręcania (mniej pracuje), poza tym staje się bezpieczniejsze w razie "nagłego wytracenia prędkości na przeszkodzie", tudzież "łagodnego wytracania prędkości przy pomocy dachu". Obspawanie poleca na nawierceniu wszystkich łączeń elementów co około 1cm i uskutecznieniu tam solidnych spawów punktowych. Pozytywnym aspektem jest również po tym mniejszy hałas we wnętrzu. Nic nie skrzypi. Robota żmudna i wymagająca czasu, ale jeśli się robi zabawkę, to obowiązkowa. Poza tym jak wiadomo gleba równa się sztywniejsze zawieszenie, a to równa się znacznie większym obciążeniom nadwozia. Bez obspawania taka buda szybko się rozsypie.

Jeśli chodzi o klatkę, to można kupić używaną (czasem się trafi), a koszt się waha od 400, do 800 złotych.

Jeśli chodzi o kubły, to Bimarco C jest fajne, ale jest to zdecydowanie kubeł turystyczny. Ma dość słabe trzymanie na wysokości ramion i oparcie koszmarnie pochylone do tyłu. Oczywiście i tak jest lepszy od jakiegokolwiek fotela zwykłego, ale szału nie robi. Jeśli stricte rajdowanie, to najlepszą z najtańszych opcji będą Bimarco B. Znacznie bardziej pionowe i lepiej trzymają.

Jeszcze jedna sprawa Kierownica i naba do niej. Jesteś wysoki chłopak i wiadomo jaka jest Twoja pozycja za kierą w poldku. Wszystko, co zostało zaprojektowane we włoszech jest stworzone dla ludzi o posturze goryla, czyli bardzo długie ręce i koszmarnie krótkie nóżki. Sposobem na to jest dorobienie długiej naby i zamontowanie kierownicy z dużym odsadzeniem. Wiąże się to jednak z przeróbką szyn fotela, bądź przykręceniem kubła na stałe. Jednak opłaca się, bo pozycja staje się perfekcyjna. Camaro ma to bardzo ładnie rozwiązane w swoim Turbo OHV.

A teraz, po przeczytaniu tematu o wkładaniu Poldoroverka też cuś napiszę.

Trzeba zmienić belkę i chiba stabilizator, wałek sprzęgłowy, wydech, bo wychodzi z lewej (w końcu angole to projektowali), mocowanie aku, przełożyć worek spryskiwacza. Tyle z mechanicznych spraw. Do tego przeróbka wiązki.

I nie baw się w OHV. Lepiej rołwerka.


Dzięki za rady, dają sporo do myślenia, co do budy... spawany będzie praktycznie każdy element, jak wiadomo a może nie drzwi tylne nie bd otwierane, będzie wycięte wzmocnienie drzwi jak i szyba pasażera i wszystkie tylne bd z plexy Akumulator trafi do środka za tylny fotel kierowcy (w ok. tylnego nadkola) drugą sprawą jest bak, który na pewno nie bd pod samochodem, lecz wyspawany nowy, mniejsza pojemność i trafi on w miejsce koła zapasowego. Wydech zostanie zmodyfikowany od zależności jaki bd miał silnik, możliwe że uda mi się w cenie 400zł kupić 2.3 V6 z forda Capri gdyż kuzyn bd dawał większy i 2.3 pewnie bd leżał, co za tym idzie planuje wypuścić osobny PODWÓJNY wydech przelotowy, lecz nie za głośny gdyż samochód ma czasem służyć do przejazdów o własnych siłach po drodze druga sprawa to zawias, bd obniżony o jakieś 2,5 - 3 zwojów do tego felgi 14'' ACT (pokazywałem kiedyś na foto) do tego profil 60 tył zawias, będzie sklepane pióra, tylni most od Rovera (zespawana szpera) ze zmienionymi hamulcami na coś duuużo lepszego, może wentylowane, tak samo z przodu, hamulec ręczny, planowana hydrołapa, wał bd mocniejszy Jak już wcześniej wspominałem fotele bd to Recaro i też były w tym temacie prezentowane, na razie bd musiały wystarczyć, oczywiście zostaną lekko cofnięte do tyłu i zmieniony rozstaw prowadnic z 45cm (jak to jest oryginalnie w FSO) do 40cm kierownica zostanie na razie jaka jest, na konsoli środkowej znajdzie się, wyłącznik gł zasilania. co jeszcze, z bajerów to halogeny może kiedyś no i sam wygląd, listwy pójdą w odstawkę, dziuryt po nich do zaszpachlowania, na boku widzi mi się pas z napisem POLMO FSO do tego jeszcze naklejki jakiś firm ^^ z przodu na masce zastanawiam się nad napisem FSO albo logiem FSO SPORT, do tyłu na klapę zakładam sprężynowe zapinki a do przodu gwintowe i chyba tyle jak na razie



Temat: Metropolia Śląska


Górnośląski Związek Metropolitalny ma już nowe logo, które przygotowali specjaliści z krakowskiej firmy Eskadra.

Na razie to tylko propozycja, którą musi ocenić zarząd GZM-u oraz zgromadzenie metropolii, ale już po pierwszych reakcjach specjalistów widać, że pomysł Eskadry wywołuje skrajne opinie.

Rafałowi Czechowskiemu z firmy Imago Public Relations logo kojarzy się ze znakiem zakazu wjazdu. - Domyślam się, że ten pomarańczowy kolor ma oznaczać słońce, prostokąty pewnie symbolizują miasta, ale gdy patrzę na to logo, najpierw przychodzi mi do głowy znak drogowy - komentuje Czechowski.

Nie dał się też przekonać Grzegorz Dąbrowski, rzecznik sosnowieckiego magistratu. - Szkoda, że nie ogłoszono ogólnopolskiego konkursu - mówi.

Nawet dr Bohdan Dzieciuchowicz, ekspert public relations i wykładowca na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego, który mówi, że logo ma zalety i że odpowiada mu kolor pomarańczowy: aktywności, energii i ciepła, dołącza się do krytyki. - Bo wnętrze znaku jest niezrozumiałe, to puste pola, tak naprawdę nie wiadomo, co jest w środku - precyzuje dr Dzieciuchowicz.



Zastrzeżenia ma też prof. Bogdan Król, kierownik Katedry Projektowania Graficznego w Akademii Sztuk Pięknych, choć przyznaje, że logo mu się podoba. - Jeśli chodzi o elementy w środku koła, to rozpikslowanie ich jest dobrą formą rzutu miejscowości aglomeracji. Nie wiem tylko, czy wpisanie tego symbolu w pomarańczowe koło jest szczęśliwym zabiegiem. Wydaje mi się, że to zbyt duży kontrast. Sam napis "Metropolia Górnośląska" mógł bowiem pełnić formę domyślnego koła. To by wystarczyło - mówi prof. Król.

Co na to Eskadra? Marek Tobolewski, współautor logo, tłumaczy, że pomarańczowy kolor wybrał celowo. - Jest bardzo optymistyczny. Nie jest też agresywny, ale jednocześnie pozostaje odważny. Zachęca do działania. Nastawiamy się też na pełnię życia i chcemy pokazać, że ona powstaje tylko w łączności miast metropolii, gdy można bez przeszkód poruszać się między nimi. Stąd połączone kwadraty i prostokąty w środku, które symbolizują poszczególne miasta - mówi Tobolewski

Nowe logo to nie jedyny pomysł Eskadry. Za jej radą GZM ma się promować hasłami: "Pełnia życia", "Pełnia kultury" lub "Pełnia emocji" oraz nazwą "Metropolia Górnośląska". Sądząc po reakcjach w Sosnowcu i Katowicach, znowu pudło. - Wolimy metropolię śląsko-dąbrowską - deklaruje Dąbrowski, a Waldemar Bojarun, rzecznik katowickiego magistratu, przypomina, że opowiadał się za nazwą "Katowice".

Przemysław Jedlecki



Temat: remonty, konserwacja....
Stągwie Mleczne - konserwacja?
"Tygrys" ze Stogów chce przejąć zabytkowe Stągwie Mleczne


Nowym właścicielem jednego z najcenniejszych pomorskich zabytków - Bramy Stągiewnej w Gdańsku - może się stać Jan Przywara ze Stogów, znany bardziej pod pseudonimem "Tygrys". Bramę Stągiewną (400 metrów kw. powierzchni użytkowej) na sprzedaż wystawiła przed prawie trzema laty Spółdzielnia Pracy Twórczej Polskich Artystów Plastyków "ARPO". Początkowa cena - 7,8 mln zł wzrosła ostatecznie do 10 mln zł.

- Próbowano przez długi czas szukać kupców w kraju i Europie - twierdzi nasz informator. - Niestety, chętnych do wzięcia za duże pieniądze zabytku z czuwającym nad wszystkim konserwatorem w tle nie było.

Dlatego spółdzielcy z tak dużym entuzjazmem przyjęli ofertę Jana Przywary. Entuzjazm lekko zmalał, gdy kupiec postawił dodatkowe warunki.

- Zaproponował, by przed zawarciem transakcji wprowadzić do spółdzielni 10 wskazanych przez niego osób - mówi jeden z artystów. - A to część spółdzielców zaniepokoiło.

Bagatelizuje to wiceprzewodniczący rady nadzorczej Spółdzielni Arpo, Czesław Gajda.

- Pan Przywara jest jednym z wielu zainteresowanych kupnem naszego obiektu. Jak na razie przedstawił jedną z bardziej interesujących propozycji. Z tego co wiem, nigdy nie był w żaden sposób zadłużony, nie miał też zaległości wobec kontrahentów lub urzędu skarbowego. Nie mam podstaw wątpić w jego zamiary - twierdzi Gajda. - Obecnie spółdzielnia liczy 38 członków. Chcemy uzyskać jak najlepszą cenę, aby podzielić te pieniądze wśród wszystkich członków.

Gotycki zabytek artyści użytkują od 1972 roku. Kiedy się tam wprowadzili, był on w stanie kompletnej ruiny. Część budynku została spalona i musiano wznieść ją na nowo. Na początku lat 90. spółdzielcy wykupili obiekt. Jego cena została obniżona o nakłady na odbudowę i konserwację.

Zgodnie ze statutem, Spółdzielnia Pracy Twórczej Polskich Artystów Plastyków "ARPO" zajmuje się produkcją biżuterii z metali i kamieni szlachetnych, projektowaniem odzieży, obuwia, biżuterii oraz dekoracją wnętrz. Sprzedaje także dzieła sztuki współczesnej i wyroby jubilerskie. Osoby, które miałyby się stać się z polecenia przyszłego właściciela jej członkami, raczej z twórczością artystyczną nic wspólnego nie mają. Aby ominąć względy formalne, spółdzielcom zaproponowano... zmianę statutu.

Zgodnie z prawem spółdzielczym, zmiana statutu spółdzielni wymaga uchwały walnego zgromadzenia podjętej większością 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy uprawnionych do głosowania. Na walnym zgromadzeniu każdy członek ma jeden głos, bez względu na ilość posiadanych udziałów.

- Niektórzy obawiają się, że zgoda na wprowadzenie osób polecanych przez przyszłego właściciela może ostatecznie doprowadzić do bezgotówkowego przejęcia zabytku - przyznaje proszący o anonimowość spółdzielca.

- Nie ma co panikować. Zgłosili się do nas także zainteresowani kupnem na przykład z Gruzji. Kto mi zagwarantuje, że są oni uczciwi i skąd mają pieniądze na kupno naszej nieruchomości - ripostuje Czesław Gajda.

Jan Przywara nie skomentował "Polsce Dziennikowi Bałtyckiemu" swoich poczynań biznesowych. Staraliśmy się skontaktować z nim przez jednego z jego obrońców, mec. Krzysztofa Wolińskiego. Stwierdził on jednak, że pan Przywara niechętnie podaje numer swojego telefonu i może nie chcieć rozmawiać o swoich interesach z dziennikarzami.

Na razie w całej sprawie jedno jest pewne - Brama Stągiewna to cenny kąsek i jeszcze cenniejszy zabytek.

- To obiekt kluczowy dla miasta, najważniejszy z ocalałych zabytków Wyspy Spichrzów. Między jego wieżami, czyli Stągwiami Mlecznymi była brama wjazdowa do Gdańska - mówi dr Marian Kwapiński, wojewódzki konserwator zabytków, który zastrzega, że nie ma wpływu na to, kto zostanie właścicielem bramy. - Jednak ze względu na fakt iż mamy do czynienia z zabytkiem dużej klasy, będę się bacznie przyglądał poczynaniom każdego nowego właściciela - zapowiada konserwator.

Kim jest "Tygrys" ze Stogów
"Tygrys" uważany jest czasem za znaczącą osobę w trójmiejskim półświatku. Często nazywano go też "królem Stogów".
Jan Przywara podejrzewany jest o kierowanie grupą przestępczą, zajmującą się m.in. kradzieżami paliwa, wymuszeniami haraczy, przemytem kradzionych aut. Mimo kilku toczących się procesów i pojawiających się co jakiś czas oskarżeń oficjalnie uchodzi za szanowanego biznesmena. Nigdy nie został skazany prawomocnym wyrokiem.
Sam "Tygrys" twierdzi, iż nie ma żadnych związków ze światem przestępczym i jest zwykłym przedsiębiorcą.

Dorota Abramowicz, Robert Kiewlicz - POLSKA Dziennik Bałtycki




Temat: Uruchomic baze



| | Tabele w tej bazie są połączone (ikonka ze strzałką). Odłącz te tabele,
| | a następnie je zaimportuj.

| ????? :( tia, chyba zalacz :)

| No nie wiem, jesli arek nie ma pojęcia o Accessie, to rada Wojtka aby
| zaimportować dane
| do wnętrza podstawowego mdb nie jest taka zła. Pozostanie tylko jeden plik.

a potem bedziesz mial na liste post "POMOCY !!!!!!!!!!!!!!!!!!!! MUSZE ODZYSKAC
DANE, BO PADLA MI BAZA I SZEF MNIE ZABIJE". Moim zadniem od pocztku nalezy
nauczyc ludzika, ze nie robi sie ( jak to ktos powiedzial) jednago 'gluta' -
aplikcja + dane. No, chyba, ze sie ludzik faktycznie nie zna __w ogole__ na
accesie, to zawsze z jednym plikem latwiej :)


Wiesz, z tym rozdzielaniem bazy nie byłbym aż taki kategoryczny. To co
mi się podoba w Accessie (tzn. mówię tylko za siebie ;-) - właśnie
"elastyczne" możliwości: np. trzymanie wszystkiego w jednym pliku, albo
oddzielenie tabel do osobnego pliku(ów), albo np. część tabel jest
lokalna, część załączona, przy czym te "inne" pliki.mdb także mogą
zawierać zapytania, formularze, etc. i stanowić aplikację dla innego
użytkownika.

Wszystko moim zdaniem zależy od okoliczności. Np. od dobrych kilkunastu
miesiecy korzystam w pracy z bazki "jednoplikowej", współużytkowanej w
sieci pomiędzy kilkoma stanowiskami. Zalety? Od czasu do czasu cos tam w
niej grzebię i wszystkie zmiany w projekcie są widoczne natychmiast (no
może prawie; przy kolejnym otwarciu obiektu ;-) na pozostałych
stanowiskach. Bez konieczności każdorazowgo rozprowadzania aplikacji
przy zmianach, dbania o połączenia tabel, itp. Ale: jest to naprawdę
niewielka baza, mało intensywnie eksploatowana, użytkownicy są na tym
poziomie, że nie zamykają Windy przyciskiem Power ;-)  Ponadto _ja_
trzymam nad nią pieczę ;-)  (nad bazą, nie nad Windą, tej ostatniej
chyba nikt na świecie nie upilnuje ;-)

Zaś generalnie oddzielenie tabel od aplikacji POLECAM (nie od dziś tutaj
;-) jak najbardziej. Nawet w aplikacjach pracujących jednostanowiskowo.
Zawsze moim zdaniem jest mniej prawdopodobne, aby jednoczesnie padł plik
zawierajacy dane i plik aplikacji. Ponadto łatwiej wykonywać backupy -
wystarczy kopiować plik(i) z tabelami(danymi), zaś plik aplikacji, który
po zakończeniu projektowania jest zwykle raczej już rzadko modyfikowany,
można np. wypalić na płytce CD (albo zgrać ze trzy razy na
dyskietkach-trochę kłopotliwe gdy aplikacja ma kilkanaście MB ;-) i
schować w bezpieczne miejsce. Skoro przy backupach - to chyba
bezdyskusyjna podstawa, obojętnie, czy baza jest w jednym pliku, czy
podzielona.

Pozdrawiam -
        Stanley





Temat: PIKFORM przedstawicielem Autobond w Polsce
Z przyjemnością informujemy, że z początkiem marca PIKFORM wprowadza na rynek Polski laminatory brytyjskiego producenta, firmy Autobond. Tym samym nasza firma została zaakceptowana jako główny i wyłączny przedstawiciel Autobond w Polsce.

Laminator Autobond Mini - FOTO

Autobond jest największym na świecie producentem laminatorów dla profesjonalistów o najwyższych wymaganiach. Producent od ponad 20 lat wyznacza standardy dla urządzeń w swojej klasie, łączy doświadczenie w budowaniu maszyn do laminowania z najnowszymi osiągnięciami komputerowego projektowania urządzeń. Maszyny z pod znaku Autobond pracują w ponad 140 krajach na całym świecie. Siedziba firmy znajduje się w Heanor, Derbyshire w Wielkiej Brytanii.

Autobond produkuje szeroką gamę laminatorów zarówno do laminowania na gorąco oraz na mokro. Wszystkie laminatory występują w wersjach z ręcznym lub automatycznym podawaniem arkuszy, dzięki czemu są dopasowane do indywidualnych wymagań klientów.

Maszyny do laminowania Autobond dostępne są w wielu wersjach różniących się stopniem automatyzacji i funkcjonalności. Dzięki szerokiemu wachlarzowi dostępnych opcji, każdy klient może przed zakupem dostosować konfigurację maszyny do swoich potrzeb, np. do laminowania dwustronnego lub kalandrowania. Maszyny z automatycznym podawaniem arkusza wyposażone są w głowice podające firmy Heidelberg, co zapewnia niezawodność charakterystyczną dla tej marki. Dodatkowo dla dotychczasowych użytkowników maszyn Heidelberg obsługa głowic będzie łatwa i nie będzie wymagała długotrwałych szkoleń oraz wyrabiania nowych nawyków i przyzwyczajeń.

Laminatory Autobond przeznaczone są nie tylko dla dużych profesjonalnych introligatorni. Z powodzeniem stosowane są również w mniejszych drukarniach, które dopiero rozwijają zakres świadczonych usług, w tym również w drukarniach cyfrowych.

Z początkiem bieżącego roku, firma Autobond rozpoczęła wyposażanie swoich maszyn w nowatorskie rozwiązania techniczne służące do ciągłego monitorowania poprawności pracy urządzenia oraz serwisu on-line.

Nowością na skalę światową jest wyposażenie laminatorów w bezprzewodową kamerę, mikrofon oraz program Skype, co daje firmie Autobond możliwość stałego kontaktu z klientem i natychmiastowego udzielenia pomocy lub rady podczas produkcji, niezależnie od miejsca instalacji maszyny. Całość procesu odbywa się przy pomocy łącza internetowego, dzięki czemu klient nie ponosi dodatkowych kosztów obsługi nadzoru.

Szerzej na ten temat opowiada John Gilmore - dyrektor naczelny firmy Autobond.

Bezprzewodowa kamera diagnostyczna - FOTO
Bezprzewodowa kamera diagnostyczna
„Maszyny firmy Autobond mają od lat wprowadzony elektroniczny system Siemens, który umożliwia zdalną kontrolę i monitorowanie urządzenia poprzez zwykłą linię telefoniczną. Nowe laminatory będą wyposażone w bezprzewodową kamerę Panasonic Network Camera, która gdy nie będzie używana będzie przypięta do boku maszyny. Kiedy zajdzie potrzeba, operator maszyny może przemieszczać kamerę zgodnie z zaleceniami inżyniera. Zaopatrzymy naszych klientów również w telefonię Skype, gdyż oferuje ona nieograniczoną ilość darmowych rozmów przez Internet z inżynierami z Autobond.

Oznacza to, że jeśli klient będzie miał problem, może zadzwonić poprzez Skype do Autobond i zostać połączonym z wysoko wykwalifikowanym inżynierem. Nawet gdyby inżynier był poza fabryką w Derbyshire, będzie w stanie zobaczyć na swoim monitorze każdą część maszyny i pokierować operatora w określony sposób, na przykład tłumacząc jak zdjąć pokrywę, aby zobaczyć wnętrze maszyny.

Dodatkowo system będzie miał wbudowany mikrofon co oznacza, że inżynier będzie mógł posłuchać dźwięków, które wytwarzają różne części maszyny, co jest niezwykle ważne przy określaniu usterki. System ten jest bezprzewodowy, więc wyposażenie nie jest w żaden sposób kłopotliwe, a koszty są na tyle małe, że nie wzrośnie cena maszyny.

Laminatory Autobond posiadają światową reputacje, z naszych doświadczeń wynika, że większość problemów związanych z pracą maszyn podczas produkcji, spowodowana jest niepoprawnymi ustawieniami, które mogą być bardzo szybko odkryte oraz poprawione dzięki nowemu systemowi.

Co więcej, inżynier będzie w stanie natychmiast zadecydować która cześć jest zużyta czy zepsuta, oraz czy istnieje możliwość wysłania jej bezpośrednio do klienta czy też niezbędna jest wizyta inżyniera”.

Źródło www.print-partner.plwww.print-partner.pl



Temat: Nocna wyprawa
-Prędko, do środka - wykrzyknęła Halkione.
-Uciekać? Damy im rade, jest ich tylko siedem. - Fistandantilus jak zwykle pewien siebie wyjął sztylet - nim się obejrzycie, a zostanie z nich tylko kupa ścierwa.
-Sieklik, zabierz Fistana na dół, nie daj mu z nikim walczyć - Halkione instynktownie przyjęła rolę - Klonusie, bądź łaskaw zejść na dół, ja postaram się przenieść Raenefa, Finch, Ty uwolnij wierzchowce, w jaskiniach na nic nam się nie przydadzą, tak mają jeszcze szansę uciec do domu. I niech ktoś, na miłość bogów, przyprowadzi tu Th ... Tana - Gothar!

-----------------------------------------

Większość sądziła, że Therion nie otrząsnął się jeszcze z odrętwienia, jakiego użył na nich wąż. Fistan podejrzewał, że zapadł w śpiączkę i już nigdy się nie wybudzi. Halkione nawet zaczęła się lekko niepokoić. Odkąd zobaczył węża, Therion nie wypowiedział ani jednego słowa, ni też nie ruszył żadnym, choć najmniejszym mięśniem z własnej inicjatywy. Jego umysł za to działał z pełną prędkością, myśli pędziły jak szalone. Szczęściem, że nikt nie mógł tych myśli usłyszeć, gdyż były one boga zupełnie niegodne...
No to psia jego mać mam czego chciałem. Na demony, chaosu mi się zachciało! Co za śmierdzący jak kopyto gorgony los mógł mi zgotować taką niespodziankę. No to nieźle żem się urządził, jak nie przymierzając pancerzak, który wpadł do rzeki. 'Chaos to moja dziedzina' tfu, na wielkie oko beholdera! No nic, czas wypić piwo, którego się samemu nawarzyło, to nie honor się teraz wycofać (choć myśl ta wydaje się nader interesująca). Myśl, pomiocie goblina, myśl...

-------------------------------------------------

-Mówiłem, że się zmieszczę - rzekł dumnie Finch, siedząc na osiołku. - Za nic nie mógłbym zostawić Chnifa samego, a on i tak nie miałby szans uciec. A tak widzicie, przynajmniej będę dotrzymywał wam kroku.

Reszta miała inne zmartwienia. Halkione, Gothar i Sieklik radzili, jak pomóc Raenefowi. Wypróbowali już chyba wszystkie znane magom i druidom zaklęcia leczące, odtruwające. Użyli wszelkich ziół i eliksirów, jakie udało im się znaleźć. Ba, posunęli się nawet do odtańczenia Hare-Maru - uzdrawiającego tańca czarnych goblinów z dalekich zakątków gór Pelori, wszystko jednak na nic. Raenef nadal zwijał się z bólu na ziemi, trawiony przez gorączkę.
-Ja wam mówię, że to kara. On zeżarł nasze święte jabłko! - Gothar nie pałał miłością do paladyna, robił jednak wszystko, co w jego mocy, żeby mu pomóc.
-O, zobaczcie, budzi się. No otwórz oczka, nasza konserwo, zaczynaliśmy się już bać o Ciebie, wiesz?
-Organizm widać zwalczył truciznę jabłka - rzekł Therion. Ta zwykła wypowiedz ponieważ była pierwszą reakcją Theriona na świat zewnętrzny od dłuższego czasu wzbudziła prawie takie same zdziwienie jak wybudzenie Raenefa.
Taaak, 'zwalczył truciznę' - myśli paladyna płynęły jeszcze nadzwyczaj wolno - bardzo mnie cieszy, że tak myślisz starcze. Dajcie mi jeszcze trochę czasu, organizm musi dojść do siebie, no i muszę jeszcze nauczyć się wykorzystywać me nowe umiejętności, a zerwę Ci z twarzy tą maskę ironicznego uśmieszku szybciej niż myślisz, żeby wszyscy mogli zobaczyć, kim naprawdę jesteś.

Ciesze się, że Ty się cieszysz -w tym z kolei fragmencie narrator opowiadania pozwali nam usłyszeć myśli Theriona* - to da mi czas. Mógłbym Ci przecież wszystko powiedzieć o mocy którą zyskałeś. O tym, skąd pochodzi, jakie daje możliwości i, co najważniejsze, jakie nakłada na Ciebie ograniczenia. Oj, nie spodobała by Ci się ta wiedza. Zresztą i tak byś pewnie mi nie uwierzył, ja zaś nie mam zamiaru Cię przekonywać. Skoro bawiłem się w boga chaosu, to będę grał tą rolę do końca. Choćby to miał być mój koniec

------------------------------------------------------------

Klonus był w zdecydowanie złym humorze. Bolały go plecy, to raz. Dwa, że musiał chodzić(!) na własnych nogach, schylony, niemal zgięty w pół (projektant tego wnętrza najwyraźniej nie pomyślał o raczej-wysokich ludziach), podczas gdy Finch jeździł sobie beztrosko wyprostowany na swoim osiołku, a do sufitu brakowało mu jeszcze dobrej stopy.
Chcąc jednak obserwować niektóre wydarzenia, by być ich bezpośrednim świadkiem, obserwator musi się niekiedy narażać na 'niewygody'. I niech ktoś mi jeszcze raz powie, że to łatwa robota!
Bezdenną głębię swych wiele widzących oczu co i raz kierował na Raenefa, nadal jeszcze podtrzymywanego przez Sielkika, oraz na Theriona. Nie chciał niczego przegapić. W myślach pochwalił decyzję Theriona. Te parę słów, rzuconych jakby od niechcenia faktycznie mogą dać mu trochę czasu. A ile to może znaczyć, mogą wiedzieć tylko osoby często bywające w sytuacjach wyjątkowego zagrożenia, a trzeba oddać sprawiedliwość, że ta sytuacja właśnie do takich należała, gdzie nie wiadomo, co czeka za następnym zakrętem i czy człowiek pożyje na tyle długo, żeby mieć się w ogóle jeszcze czym martwić. Nie mówiąc o tym, ile rzeczy może się w takiej podróży przydarzyć. A nóż za parę chwil sytuacja odmieni się diametralnie, dzięki kolejnemu nieprawdopodobnemu zrządzeniu losu?

*Zauważcie, że czytanie w myślach bohaterów daje szerokie pole do popisu (co widać wyraźnie na podstawie tego postu). Ktoś, kto jak my nie ma okazji 'wysłuchiwać' sobie, co tez myślą nasi bohaterowie, cóż by ujrzał? Ano w zasadzie nic - bandę ludzi uciekającej do dziury w ziemi. Jedynym ciekawym fragmentem byłoby przebudzenie Raenefa - czyli jednym słowem NUDA!



Temat: Adam Cebula - reklamowe samowolki
eee...chyba nie do końca tak nic, plany zagospodarowania przestrzennego potrafią być dość precyzyjne w tym temacie np.


UCHWAŁA NR 1015/LXII/2006 RADY MIASTA CZĘSTOCHOWY z dnia 28 sierpnia 2006 roku w sprawie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego w dzielnicy Wyczerpy.

Ogólne zasady rozmieszczania reklam i budowli służących reklamie.

§ 21.
1. Budowle służące reklamie można lokalizować:
1) na terenach ulic publicznych poza miejscami zastrzeżonymi dla znaków drogowych;
2) na terenach usług oznaczonych symbolami przeznaczenia 1U/MW - 2U/MW.
2. Każda następna budowla służąca reklamie może być zlokalizowana w odległości 100 m od poprzedniej.

§ 22.
1. Na terenach zabudowy mieszkaniowej z usługami można lokalizować reklamy wyłącznie w postaci szyldów i neonów.
2. Reklamy, o których mowa w ust. 1 można lokalizować jedynie w miejscu prowadzenia działalności gospodarczej, w części parterowej budynku.
3. Na terenach ulic publicznych dopuszcza się małoformatowe, demontowane na noc reklamy na chodnikach, o powierzchni reklamowej nie przekraczającej 1,0 m², poza strefami widoczności skrzyżowań dróg.
4. Każdą lokalizację budowli służących reklamie i małogabarytowych reklam na chodnikach na obszarach ulic publicznych należy uzgodnić z zarządcą drogi.


albo dla jednej ulicy




UCHWAŁA NR XXXIV/575/2006 RADY MIASTA SOPOTU
z dnia 27 stycznia 2006 r.w sprawie uchwalenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennegoprzy ul. Bohaterów Monte Cassino 45 w mieście Sopocie

8. ZASADY OCHRONY ŚRODOWISKA KULTUROWEGO, ZABYTKÓW, DÓBR KULTURY
WSPÓŁCZESNEJ I KRAJOBRAZU KULTUROWEGO:
3
8.1 teren 01 połoŜony jest w zasięgu strefy konserwacji urbanistycznej zabytkowego zespołu
urbanistyczno – krajobrazowego Sopotu wpisanego do rejestru zabytków województwa decyzją nr
771 z dnia 12.02.1979 r.,
8.2 teren 01 połoŜony jest w zasięgu, wyznaczonej w Studium uwarunkowań i kierunków
zagospodarowania przestrzennego miasta Sopotu, strefy „A” pełnej ochrony historycznej struktury
przestrzennej – przedmiot ochrony stanowią:
● historyczny układ przestrzenny miasta, czyli w sytuacji terenu 01 historyczne rozplanowanie
zabudowy, jej zasadniczych proporcji i charakteru architektury, podziałów działek,
rozplanowania wnętrz ulicznych, linii zabudowy, ● historyczna zabudowa:
- kamienica czynszowa ul. Bohaterów Monte Cassino 45 z ok. 1900r. - ochrona bryły, kąta
nachylenia i pokrycia połaci dachowych, wysokości,
8.3 warunki konserwatorskie dla obiektów projektowanych:
● nowa zabudowa musi być zharmonizowana pod względem zasad podziałów i proporcji, a
takŜe detali i kolorystyki, zastosowanych materiałów budowlanych z formami wartościowych
budynków w rejonie planu, a takŜe podporządkować się celowi uzyskania harmonijnej
całości zespołu urbanistycznego,
● w przypadku przebudowy lub rozbudowy istniejącego budynku wymagane jest zachowanie
zasady kompozycji architektonicznej oraz stosowanie materiałów uŜytych w obiekcie
istniejącym,
● w warstwie zewnętrznej budynków obowiązuje stosowanie tradycyjnych materiałów
budowlanych (jak cegła ceramiczna, tynk, piaskowiec, granit, wapień, dachówka
ceramiczna, drewno, Ŝelazo kute, mosiądz, miedź, cynk, ołów itp.) oraz detali
architektonicznych wywodzących się z form historycznych,
● obowiązuje wymóg sporządzania i uzgadniania z właściwym konserwatorem zabytków
studiów krajobrazowo – architektonicznych, których zadaniem jest uzasadnienie koncepcji
architektonicznej w kontekście krajobrazu otoczenia (w tym wysokości i szerokości frontów),
8.4 warunki inne:
● zakaz stosowania reklam stałych na obiektach budowlanych i reklam wolnostojących,
● zakaz realizacji obiektów substandardowych, ● ochrona stolarki okiennej i drzwiowej - w przypadku wymiany wymagana stolarka drewniana
z rekonstrukcją detali i zachowaniem kolorystyki, ustalenie dotyczy zabudowy historycznej
(pkt.8.2).


albo uchwała zmieniająca plan i zmienającą sposób umiejscawiania reklam:



UCHWAŁA NR IX/184/03 Rady Miasta Szczecina z dnia 22 września 2003 r.
w sprawie Miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego "Ulicy A. Struga" w Szczecinie

3. ustalenia kompozycji urbanistycznej, form zabudowy i sposobu zagospodarowania terenu

1) Zakaz lokalizacji nowych i przedłużania lokalizacji istniejących reklam wolnostojących:

a) w pasie rozdzielającym jezdnie główne,

b) poza pasem rozdzielającym jezdnie główne w odstępach mniejszych niż 100 m; ustalenie nie dotyczy reklam związanych z działalnością stacji paliw usytuowanych przy ulicy GP.

2)Lokalizację reklam wolnostojących warunkuje się nie powodowaniem ograniczeń dla komunikacji kołowej, rowerowej i pieszej, w tym dla umieszczania znaków i sygnałów drogowych oraz dla prowadzenia sieci inżynieryjnej.

3) Zakaz lokalizacji nowych i przedłużania lokalizacji istniejących reklam oraz szyldów na słupach oświetleniowych i wiaduktach drogowych.


inne można sobie wygooglać...

więc stwierdzenie


nie zawiera odpowiednich regulacji prawnych w tym zakresie dla Rady Miasta

nie do końca jest przekonowujące...



Temat: Muzeum Sztuki Nowoczesnej
Na szczęście.



Realizować projekt Muzeum Sztuki Nowoczesnej Kereza

Koniec zamieszania wokół Muzeum Sztuki Nowoczesnej. "Pudełko" na sztukę szwajcarskiego architekta stanie w centrum Warszawy - postanowili wczoraj Hanna Gronkiewicz-Waltz, prezydent miasta, i Kazimierz Michał Ujazdowski, minister kultury

- Nie widzę racjonalnych podstaw, by odstąpić od realizacji projektu pana Christiana Kereza i szukać innej koncepcji architektonicznej - stwierdziła prezydent Gronkiewicz-Waltz.

- Jestem przekonany, że odstąpienie od werdyktu jury nie ma silnych podstaw merytorycznych, podważa naszą wiarygodność i wystawia całą inwestycję na wielkie ryzyko. Realizacja zwycięskiego projektu umożliwi rozpoczęcie inwestycji bez kolejnej zwłoki - oświadczył minister Ujazdowski.

W ten sposób położyli kres fermentowi, jaki podniósł się po zwycięstwie minimalistycznej pracy Kereza w międzynarodowym konkursie architektonicznym. Nazywano ją pudłem, porównywano do supermarketu-blaszaka, zarzucano bezbarwność, nijakość i niefunkcjonalność. Rada programowa muzeum apelowała, by nie realizować tego projektu, a dyrektor muzeum Tadeusz Zielniewicz w proteście podał się do dymisji. Jego rezygnację minister Ujazdowski wczoraj przyjął i zapowiedział, że nowy dyrektor muzeum zostanie powołany w poniedziałek 19 marca.

Opinie o projekcie Christiana Kereza

Jakub Wacławek, prezes Stołecznego Oddziału Stowarzyszenia Architektów Polskich.

- Z radością przyjmuję koniec zamieszania wokół muzeum. Stanowisko SARP zawsze było jednoznaczne: popieraliśmy wyniki konkursu i werdykt jury. Przyjmujemy do wiadomości uwagi o mankamentach zwycięskiej pracy, ale to bardzo wstępny etap projektowania. Te uwagi Christian Kerez będzie mógł uwzględnić w następnych fazach pracy. Jego koncepcja budynku znakomicie da się zaadaptować do dodatkowych wymagań, jakie będzie miało miasto czy środowisko plastyków.

Bardzo mi się podoba projekt Kereza. Cenię dorobek tego architekta. Jestem zwolennikiem minimalizmu. To nie powinien być budynek-bombka czy świecąca rzeźba. Chodzi przecież o to, co jest w środku. A wnętrza są bardzo ciekawie zaprojektowane.

Maria Poprzęcka, historyk sztuki, członek Rady Programowej Muzeum Sztuki Nowoczesnej

- Właśnie piszę rezygnację z funkcji członka Rady Programowej Muzeum Sztuki Nowoczesnej, złożę ją na ręce ministra. Projekt Christiana Kereza nie tylko nie spełnia oczekiwań, jakie wiązano z tym budynkiem - to nie jest gmach niezwykły, porywający. Może zresztą rzeczywiście oczekiwania były zbyt wysokie, choć moim zdaniem trzeba mierzyć wysoko. Jednak podstawowy zarzut wobec budynku jest inny: on nie spełnia wymagań miastotwórczych, kulturotwórczych, wizerunkowych, edukacyjnych, czy wreszcie muzealno-wystawienniczych. Dość dobrze już znamy ten budynek, także dzięki prezentacjom autora. Jego projekt nie rokuje, żeby mógł być poddany tak daleko idącej transformacji, aby przystosować go do tych wszystkich wymagań.

Marek Dunikowski, architekt krakowskiej pracowni DDJM

- Konkurs nie spełnił pokładanych w nim nadziei, dlatego że oczekiwania były niezdefiniowane. Liczono na cud, ale nikt nie opisał, jaki on ma być. W moim przekonaniu siłowe szukanie nowego symbolu miasta w najbliższym sąsiedztwie Pałacu Kultury było krzykiem rozpaczy. Pałacu w ten sposób się nie pokona.

Jeśli chodzi o sam projekt - mam wrażenie, że architekt będzie zmierzał w kierunku subtelnego nawiązania do otoczenia, a budynek, który znamy z wizualizacji, stanie się partyturą dla jakości, detalu, materii.

Michał Borowski, przewodniczący jury konkursu

- Cieszę się z decyzji pani prezydent i pana ministra. Życzę im powodzenia przy podejmowaniu dalszych kroków niezbędnych do tego, aby to muzeum powstało. Minister kultury musi powołać nowe władze muzeum. One jak najszybciej powinny przełożyć wszystkie uwagi, także krytyczne dotyczące programu funkcjonalnego budynku, stanowiąc podstawę do dalszych prac projektowych. Bo że budynek da się zmienić, nie mam najmniejszych wątpliwości. To był najbardziej otwarty projekt spośród wszystkich zgłoszonych do konkursu. Pani prezydent zaś nie tylko musi poprowadzić teraz negocjacje z Christianem Kerezem, ale i dołożyć starań, aby równolegle z muzeum zagospodarowane zostało otoczenie Pałacu Kultury.

Marek Budzyński, architekt

Z mojego punktu widzenia ten budynek cechuje doskonały brak zdecydowania. Oby rozwinął się w ciekawy projekt.



Szczególnie zastanowiły mnie słowa p. Marii Poprzęckiej:

"Projekt Christiana Kereza nie tylko nie spełnia oczekiwań, jakie wiązano z tym budynkiem - to nie jest gmach niezwykły, porywający. Może zresztą rzeczywiście oczekiwania były zbyt wysokie, choć moim zdaniem trzeba mierzyć wysoko. Jednak podstawowy zarzut wobec budynku jest inny: on nie spełnia wymagań miastotwórczych, kulturotwórczych, wizerunkowych, edukacyjnych, czy wreszcie muzealno-wystawienniczych. "

Ktoś wytłumaczy mi jakie kryteria ma na myśli dyrektor Instytutu Historii Sztuki? Szczególnie interesują mnie wymagania miasto twórcze, wizerunkowe i wystawiennicze.



Temat: Niszczyciel Venator

Producent: Kuat Drive Yards
Linia produkcyjna: Niszczyciele Gwiezdne
Model: Venator
Klasa: Gwiezdny Niszczyciel
Długość: 1,137 metrów
Szerokość: 548 metrów
Wysokość: 268 metrów
Maksymalne przyspieszenie: 3,000G
Maksymalna prędkość w atmosferze: 975 km/h
Hipernapęd: Klasy 1, Awaryjny klasy 15
Moc: 3.6 x 10-24 W
Uzbrojenie:
- Ciężkie działa turbolaserowe DBY-827 (8 sztuk)
- Średnie działo turbolaserowe (2 sztuki)
- Lasery obronne (52)
- Emitery promienia ściągającego (6)
- Wyrzutnie ciężkich torped protonowych (4) - 16 torped
każda
Załadunek:
- V-wing lub V-19 torrent (192)
- ETA-2 Actis (192)
- ARC-170 (36)
- LAAT/i (40)
- Walkery (24)
- Transportowce
Załoga: 7400
Pasażerowie: 2,000 (żołnierzy)
Ładowność: 20,000 ton
Rola: Carrier / Statek Desantowy / Niszczyciel / Statek Bitewny
Era: Powstanie imperium - Rebelia
Przynależność:
- Republika Galaktyczna
- Galaktyczne Imperium
- Klany piratów

Wstęp

Niszczyciel klasy Venator znany również jako Republikański Krążownik Szturmowy, był jednym z głównych statków Republikańskiej floty podczas Wojen Klonów. Statki klasy Venator były projektowane i budowane przez firme Kuat Drive Yards

Pod konieć Wojen Klonów zastąpił statki takie jak Statek Szturmowy Acclamator (Acllamator - class assault Ship) oraz niszczyciela Victory I i stał się najważniejszym statkiem dla Republiki. Niestety po formacji Imperium został przyćmiony przez rozwiązania techniczne użyte w niszczycielu Victory II.

Okręty wojenne klasy Venator były używane jako eskorta dla Republikańskich krążowników bitewnych, wystarczająco szybkie i skuteczne aby odeprzeć atak wroga. Ze względu na swoją skuteczność były używane także do samodzielnych operacji takich jak Bitwa o Kashyyyk czy Bitwa o Utapau.



Informacje

Niszczyciele Venator miały 1,137 metrów długości. Były wystarczająco długie aby przeprowadzać operacje w atmosferze lub nawet lądować na planetach aby przeprowadzić desant wojsk i pojazdów. Klasa Venator została stworzona po sukcesie Acclamatorów przez Lirę Blissex jako średnie wielofunkcyjne statki wojenne. Ich rola zmieniła się z transportu myśliwców na statki desantowe i bitewne. To sprawiło że klasa Venator stała się popularna jako carriery dla myśliwców Jedi.
Venatory był wyposażone w potężne silniki, Hipernapęd klasy 1, potężne osłony, dużą ilość myśliwców na pokładzie, jak również pojazdów lądowych i broni. Głowny reaktor Venatora był zdolny do przetworzenia 40 ton hipermaterii na sekunde produkując 3.6 × 10*24 watów mocy. Okręty Venator były "zdobione" czerwonym kolorem jako statek o nastawieniu dyplomatycznym (jak każdy okręt Republikański). Po utworzeniu Galaktycznego Imperium, kadłub został zmieniony z czerwonego koloru na szary.

Uzbrojenie

Uzbrojenie Niszczyciela Venator posiadało 8 ciężkich podwójnych baterii turbolaserów, dwa średnie podwójne turbolasery, 52 obronne działa laserowe (miały za zadanie zestrzeliwanie torped protonowych), i 4 wyrzutnie protonowych torped.
Głowną bronią niszczyciela Venator było 8 ciężkich dział turbolaserowych DBY-827 które posiadały dwa tryby namierzania:
- Precyzyjny, długodystansowy - mógł trafić cel odległy o 10 minut świetlnych.
- Szybkostrzelny - podczas bliskich starć działo obracało się z prędkością obrotu na 3 sekundy jednak nie było tak celne.
Działa DBY-827 miały 7 różnych ustawień mocy. To pozwoliło pilotom i strzelcom na Venatorze wybrać siłę rażenia, od małych uszkodzeń po potężne "zmiatanie" pobliskiego statku. Kolejną zaletą Venatora było to że całą moc tworzoną przez generatory można było skierować do baterii turbolaserowych gdy tylko zaszła taka potrzeba.
Za radą Anakina Skywalkera, zamontowano ciężkie działo SPHA przed hangarem w niektórych nisczycielach Venator. SPHA miały za zadanie chronić wnętrze Venatora gdy hangar był otwarty.

Inne

Nie zważając na potęznie uzbrojenie Venatora który miał przyćmić klasę Victory. Venator był konstruowany z myślą o transporcie większych lub mniejszych flot myśliwców. Posiadał większy hangar niż Victory a nawet większy niż późniejsza klasa Imperialnych Niszczycieli. Przed uformowaniem Imperium, Venator zabierał na pokład 420 myśliwców, głownie: 192 V-Wingów lub V-19 Torrent, 192 ETA-2 Actis Interceptors i 36 ARC-170. Venator mógł zabierać na pokład również różne typy statków transportowych.
Zaletą Venatora była możliwość szybkiego wypuszczenia myśliwców. Drzwi hangaru venatora mogły stworzyć nawet pół kilometrowy wylot, umożliwiało to natychmiastowy odlot setek myśliwców. Niestety drzwi hangaru otwierały się wolno a otwarty hangar był najbardziej czułym miejscem Venatora. Próbując zniwelować tę wadę, zamontowano potężne generatory osłon które były używane w późniejszych wersjach niszczycieli takich jak ISD (Imperial Star Destroyer). Działa SPHA umieszczony przy hangarze miały za zadanie ochraniać ten czuły punkt statku.
Venator posiadał również hangar na sterburcie, używano go do dokowania na stacjach oraz do transportu wojsk i materiałów.
Zważywszy na rolę Venatora jako transportowca, posiadał on nowoczesny wygląd podwójnego mostku. Mostek hangarowy był używany jako centrum dowodzenia myśliwców, zaś mostek na sterburcie był standardowym mostkiem z którego wydawano polecenia. W przyszłych statkach podwójny mostek stał się głownym rozwiązaniem.
Statki Venator były również transportami militarnymi, mogły wchodzić w atmosferę i lądować na powierzchni planety. Jako głowne uzbrojenie przed-Imperialne statki Venator przenosiły 40 LAAT/i (Republic Gunship Infantry) i 24 walkerów dla operacji planetarnych.

Historia

Niszczyciele Venator uczestniczyły w wielu bitwach podczas wojen klonów, szczególnie w drugiej bitwie o Coruscant gdy prawie tysiąc statków próbowało ochronić stolicę.
Gdy Republika została zniszczona, a uformowało się Galaktyczne Imperium, klasa Venator i wszystkie jej rozwiązania stała się wzorem dla wielu niszczycieli Imperium, takich jak Imperator Destroyer czy Tector Class. Pomimo tego Venatory służyły imperium nawet podczas Galaktycznej Wojny Domowej. Nie wiadomo jak długo Venatory służyły we flocie imperium. Po wojnach klonów, kilka Venatorów wpadło w ręce piratów.



Orginalny Tekst: Wookiepedia
Tłumaczenie: Azuro
Zdjęcia: Wookiepedia / Google
Kopiowanie i rozpowszechnianie bez zgody autora jest zabronione. Jeśli chcesz użyć tego tekstu gdziekolwiek, skontaktuj się z autorem pod mailem:
ray1@poczta.onet.pl.




Temat: [Centrum] Inwestycja w miejscu ex Hotelu Rzeszów cz.II

Czy w rzeszowie powstanie wieża bubel?

Co Ryszard Podkulski wybuduje w miejscu Hotelu Rzeszów? Czy powstanie kolejny, tym razem 25-piętrowy, barak? - Prezydent sprzyja każdemu, kto chce budować, choćby był to największy kretynizm - mówi architekt Władysław Hennig.

Wreszcie ruszy budowa w kraterze po wyburzeniu Hotelu Rzeszów - to dobra wiadomość. Ale są też wątpliwości: inwestorem będzie znany rzeszowski budowniczy - Ryszard Podkulski. Styl jego budowli w naszym mieście eufemistycznie można określić jako prostotę, choć niektórzy wolą mówić wprost -"prostactwo". Obiekty szumnie zwane galeriami (Graffica, Plaza, Rzeszów, Europa II i nowo powstająca na ul. Rejtana - Capital Park) krytykują zarówno wykształceni architekci jak i zwykli mieszkańcy miasta, bo nie trzeba być fachowcem żeby widzieć, że budynki te są wolne od głębszej myśli architektonicznej - tak na zewnątrz jak i w środku. Czy podobnie będzie w przypadku najnowszej inwestycji Podkulskiego w Rzeszowie - centrum konferencyjno-hotelowego? Inwestor zdradził, że marzy o postawieniu 25-kondygnacyjnego wieżowca. Oceniając dotychczasowe osiągnięcia budowlane, trudno jednak uwierzyć w składane przez niego na łamach "Gazety" zapewnienia, że w miejscu Hotelu Rzeszów powstanie budynek na miarę najnowszych osiągnięć architektonicznych Dubaju. Sceptyczni są też forumowicze, dyskutujący na portalu Gazeta.pl, którzy roztaczają przerażające wizje nowej inwestycji biznesmena: "tysiące metrów kwadratowych blachy falistej, papy, styropianu i eternitu oklejonego reklamami i światełkami".

Aż tak źle na pewno nie będzie, bo obowiązujący na tym terenie Miejscowy Plan Zagospodarowania Przestrzennego bardzo dokładnie określa zasady zabudowy i kształtowania formy architektonicznej, a nawet jakie materiały mają być użyte na fasadzie. Określona w nim wysokość zabudowy nie przekracza 45 m. Jeśli Podkulski zechce wybudować 25-kondygnacyjny wieżowiec, rada miasta musi wyrazić zgodę na zmiany w miejscowym planie zagospodarowania. Ale żadne przepisy nie wymuszą poczucia odpowiedzialności i dbałości o estetykę miasta. Jak więc uchronić miasto od kolejnego estetycznego bubla? Tak się to robi w Barcelonie: - Urzędnicy, architekci i inwestorzy muszą współpracować na wszystkich etapach rozwoju. To jedyna szansa na zachowanie charakteru i spójności miasta. Decydująca rola przypada tu urzędnikom. To od nich zależy kształt i przyszłość miasta, na nich spoczywa największa odpowiedzialność. Muszą nadzorować działania inwestorów i deweloperów, aby były one zgodne z przyjętą wizją rozwoju. Nie na odwrót - mówi Ignasi Riera, architekt w znanej barcelońskiej pracowni Alonso Balaguer Arquitectes Associats, który przyjechał do Krakowa na zaproszenie "Gazety". W Rzeszowie brzmi to jak science fiction. Nikt w urzędzie miasta nie analizuje ani nie ocenia wartości estetycznej budynków powstających nawet w centralnych punktach Rzeszowa.

Poniżej wszelkiej krytyki

Magdalena Mach: Jak ocenia Pan galerie postawione przez Ryszarda Podkulskiego w Rzeszowie?

Władysław Hennig*: - Tego typu obiekty w Europie lokalizuje się na obrzeżach miast - są to proste baraki, który szybko się buduje i łatwo rozbiera. Duże galerie handlowe stawia się jako realizacje prestiżowe, inwestorzy przywiązują ogromną wagę do wyglądu. Są to obiekty wielofunkcyjne, gdzie obok handlu jest miejsce na kulturę i rekreację. Inwestorzy rywalizują ze sobą podnosząc poprzeczkę w staraniach aby ich obiekty były jak najbardziej atrakcyjne dla użytkowników. Galerie Podkulskiego to skandal, poniżej wszelkiej krytyki. Zwłaszcza Galeria Rzeszów, w przypadku której inwestor zupełnie zlekceważył zalecenia konserwatora zabytków. Pstrokacizna na elewacjach ma przyciągać wzrok.

Wygląd galerii Podkulskiego wynika prawdopodobnie z oszczędzania na dobrych projektantach...

- Raczej z niedoświadczenia inwestora. Gdyby trzymał lepszy poziom architektoniczny galerii, inwestował w ciekawe rozwiązania brył budynków ale i ich wyglądu wewnątrz, mógłby przyciągać lepszych handlowców, firmy z wyższej półki, a to oznacza nie tylko prestiż ale i większe pieniądze dla inwestora. Gdy projektowano słynny poznański Browar, cały 50-osobowy zespół biura projektowego pracował tylko nad tym. Każde rozwiązanie analizowano pod kątem tego jak będzie odbierane przez użytkownika. Na przykładzie Galerii Graffica widać, że myślenie pana Podkulskiego zaczęło powoli się zmieniać. W środku pojawiła się próba ciekawszego rozwiązania przestrzeni ale to tylko namiastka takiego wnętrza jakie dziś robi się w dobrych galeriach handlowych.

W dużych miastach inwestorzy starają się aby galerie były ciekawe architektonicznie, bo konkurują między sobą, a w Rzeszowie Podkulski praktycznie nie ma konkurencji.

- Architektoniczną poprzeczkę w Rzeszowie podniósł Millenium Hall. Inwestor zdecydował się na wybranie projektu w drodze konkursu, stanęły do niego zespoły o dobrej renomie, wygrał dobry zespół krakowski, który stworzył ciekawą bryłę. Może Podkulski podejmie rywalizację?

Rywalizacja między inwestorami to ostatnia nadzieja na ciekawą architekturę w Rzeszowie? Czy to miasto nie powinno nad tym panować? Mamy przecież architekta miejskiego, czy funkcjonującą przy prezydencie komisję architektoniczno-urbanistyczną.

- Architekt miejski bada tylko, czy projekt jest zgodny z miejscowym planem zagospodarowania i nic poza tym. Jest urzędnikiem podległym prezydentowi - nie sprzeciwi się niczemu wbrew prezydentowi, podobnie jak większość członków tej komisji. A prezydent sprzyja każdemu, kto chce budować w Rzeszowie, choćby był to największy kretynizm.

W wielu państwach Europy władze przed wydaniem pozwolenia na budowę dają mieszkańcom miasta możliwość wglądu w projekt i wypowiedzenia się, co o nim sądzą. Czy to byłoby dobre rozwiązanie u nas?

- To miasto potrzebuje sprawnie działającej komisji architektoniczno-urbanistycznej. Taka działa np. w Przemyślu, gdzie opinie o nowych inwestycjach zlecane są niezależnym architektom a mieszkańcy przychodzą na posiedzenia komisji z ciekawości i mogą się wypowiadać. W Rzeszowie projekty są trzymane w ukryciu, nie ma możliwości zorientowania się jak wygląda projekt nowobudowanego obiektu zanim inwestor dostanie pozwolenie na budowę.

Dlaczego Stowarzyszenie Architektów Polskich nie interweniuje w Ratuszu w obronie architektury Rzeszowa?

- Robiłem to kiedy byłem prezesem SARP i nadal robię. Kilkakrotnie próbowałem rozmawiać o tym z prezydentem Tadeuszem Ferencem. Kiedyś złożył mi propozycję pracy ale odmówiłem, a wtedy powiedział, żebym nie zabierał więcej głosu, bo on nie potrzebuje takich co gadają, "nie mam czasu na pogawędki" - usłyszałem. Tymczasem właśnie należy o tym rozmawiać, bo to co powstanie w mieście teraz - zostanie na lata.

*Władysław Hennig - architekt, urbanista, wiceprezes rzeszowskiego SARP-u
Gazeta Wyborcza



Temat: [ŻW] "Trolleybus to symbol jest nowej Warszawy"
"Trolleybus to symbol jest nowej Warszawy"
Życie Warszawy, Rafał Jabłoński, 03-07-2009

Prawie 100 stacji do ładowania samochodów elektrycznych ma powstać w stolicy. Niektórzy uznali to za zapowiedź nowej epoki. Błąd. Już mieliśmy elektryczną komunikację na kołach, czyli trolejbusy. Ale z niej zrezygnowaliśmy. I to dwa razy!

Warszawiacy karmieni byli przez pół wieku dziwnymi informacjami na temat elektrycznych autobusów z pałąkami. Raz, że są tanie w eksploatacji, dwa, że drogie, innym razem, że dobre dla środowiska naturalnego, aby usłyszeć potem, że szkodliwe dla komunikacji.

Gdy je pierwszy raz likwidowano, twierdzono, iż są kosztowne, a poza tym nie pasują do nowej siatki ulic: przebudowanego placu Zawiszy i Wisłostrady. Potem, kiedy je reanimowano, miały służyć robotnikom dowożonym do fabryki telewizorów w Piasecznie, a także świeżemu powietrzu w Konstancinie, choć nigdy tam nie dojechały. I na koniec, kiedy je likwidowano drugi raz, dowiedzieliśmy się (zresztą z „Życia Warszawy”), że „zarząd miasta uznał, że trolejbusy są wyjątkowo deficytowe”.

Okrzyk obywatela Prezydenta
5 stycznia 1946 roku „obywatel Prezydent wzniósł okrzyk na cześć przyjaźni polsko-radzieckiej”. Po czym wsiadł do trolleybusa (jak to się wtedy pisało), który ruszył trasą wzdłuż „Al. Stalina i pl. Trzech Krzyży...”. Obywatel Prezydent – to Bolesław Bierut, wówczas prezydent Krajowej Rady Narodowej, a Aleje Stalina to nic innego, jak Ujazdowskie.

"Mieliśmy tych linii sześć - od „51” do „56”. Stąd wzięło się złośliwe porzekadło o kobietach 50-letnich, że są „w wieku trolejbusowym”. "

Jeśli zaś idzie o trolleybus – to pojazd elektryczny, pobierający prąd z sieci zawieszonej na wysokości 5,5 metra, wówczas nierzadko przymocowanej do drewnianych (!) słupów. Bo innych nie było. Okrzyk Bieruta wziął się stąd, że 30 pojazdów zostało nam „ofiarowanych przez Generalissimusa Stalina i miasto Moskwę”.

Po latach dowiedzieliśmy się, iż był to złom. Udało się uruchomić tylko 23, a po kilkumiesięcznym remoncie jeszcze pięć. Nasza gazeta zacytowała jednak pana Prezydenta, według którego był „trolleybus symbolem nowej Warszawy”. Początkowo istniały trzy linie, które często przesuwano na inne ulice, świeżo odgruzowane. Potem mieliśmy tych linii sześć, od „51” do „56”. I stąd wzięło się złośliwe porzekadło o kobietach 50-letnich, że są „w wieku trolejbusowym”.

W 1948 r. długość tras przekroczyła 15 kilometrów, a jeździły po nich też wozy francuskie; było ich 25 i nie psuły się tak jak sowieckie. Korzystaliśmy także z pojazdów niemieckich oraz czeskich. Apogeum ruchu trolejbusowego przypadło na rok 1962, kiedy to po stołecznych ulicach jeździło aż 127 wozów.

Miły pomruk silnika
Trolejbus był znacznie cichszy od tramwaju, bo miał gumowe koła. Silnik mruczał sympatyczniej niż w szynowym pojeździe, gdyż był ulokowany w innym miejscu. A z autobusem nie ma go co porównywać, ponieważ spalinowy motor nawet dziś robi mnóstwo szumu i generuje drgania. Wnętrze trolejbusu było podobne do autobusowego, tylko z tyłu poza karoserią wisiały dwa sznury przymocowane do pałąków.

"Trolejbus był znacznie cichszy od tramwaju, bo miał gumowe koła. A silnik mruczał sympatyczniej bo znajdował się w innym miejscu."

Pojazd miał przyspieszenie lepsze od autobusu i lepiej hamował od tramwaju. Problemy zaczynały się na skrzyżowaniach z trakcją tramwajową i tam, gdzie u góry były zwrotnice dla rozjeżdżających się linii. Najczęściej spadały pałąki, a kierowca wychodził z kabiny, łapał za sznur i ustawiał wszystko, jak należy. Zdarzały się też katastrofy polegające na zerwaniu trakcji przez pałąk, który wcześniej spadł z przewodu. Wtedy nie było szans na odjechanie z miejsca awarii, dlatego też zaczęto projektować wozy z dodatkowym małym, manewrowym silnikiem spalinowym. Oczywiście podwyższało to koszty.

W 1946 roku stołeczna prasa pisała, że robót jest przy trakcji „trzy razy tyle, co przy tramwajowej”, choćby z tego powodu, że wisiał nie jeden, a dwa przewody. Ale uznano to za cenę nowoczesności. W końcu „trolleybus był symbolem...”. Proszono też kierowców, żeby nie parkowali na trasie przejazdu, bo choć pałąków „wychylenie to 2 metry”, to jednak będzie kłopot z omijaniem.

Pamiętam ulicę Jasną, która nie dość, że dwukierunkowa, to miała jeszcze trakcję trolejbusową, a samochody nie mogły parkować na chodnikach. I jakoś to wszystko się mieściło. Do czasu. Na początku lat 60. miasto zaczęło się zmieniać. Trolejbusy coraz mniej nadawały się na stare, wąskie ulice. Upadek zaczął się w roku 1967, gdy zlikwidowano jedną linię. I w końcu 30 czerwca 1973 roku o godzinie 23.10 odbył się ostatni kurs (linii 52) z pl. Zawiszy do zajezdni przy Chełmskiej. Tego dnia jeżdżono za darmo. Z sentymentu sam skorzystałem. Nasza gazeta wspomniała wtedy, że trolejbusami „jeździło się najwygodniej”.

Zagadkowy renesans
Trzy lata później dowiedzieliśmy się o reanimowaniu trakcji, ale już nie w centrum, a z Dworca Południowego do Piaseczna. Wozy ruszyły dopiero dziesięć lat później – w 1983 roku. Plotka głosiła, że zawdzięczaliśmy je szefowi warszawskiej PZPR, który w pijanym widzie podczas wizyty w ZSRR słysząc, że mają oni nadprodukcję trolejbusów, powiedział, że może je wziąć do Warszawy. Człowieka ten nie był lubiany, i to nawet w PZPR, więc pewnie wiadomość ta była złośliwie skompilowana. W każdym razie towarzysze radzieccy drugi raz podarowali nam wozy i znów jak to było po wojnie – 30.

Po jakimś czasie zapowiedziano też budowę odcinka z Piaseczna do Konstancina, a dalej do Warszawy. I cała linia powieliłaby dawną trasę kolejki wilanowskiej oraz grójeckiej (lub do Piaseczna, jak kto woli). Dziś uważa się, że linia konstancińska, biegnąca dalej trasą wilanowską, rozwiązałaby kłopoty komunikacji masowej. I byłaby „bezspalinowa”. Ostatecznie trolejbusy zniknęły 31 sierpnia 1995 roku.Dziś ważne jest świeże powietrze, dlatego nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś znów zaczął promować trolejbusy.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alternate.pev.pl



  • Strona 2 z 2 • Znaleziono 60 wyników • 1, 2