Wyświetlono wiadomości wyszukane dla słów: projekty ubraniu
Temat: Ewa urządza garderobę
Szafa i garderoba
Parę uwag mi się nasunęło bo zaprojektowałam kilkaset szaf z funkcją garderoby i
kilkanaście garderób. Przestrzeń warto wykorzystać maksymalnie i z pomysłem.
Jeśli mamy wysokie pomieszczenie a nie czujemy potrzeby posiadania tzw pawlacza
to jeśli jest taka możliwość radzę zastosować pantograf czyli drążek ściągany na
dół. Na ogół jednak taka półka ponad wieszakami bardzo się przydaje na np torby
podróżne, zapasową pościel itp. Ze swojej strony doradzam dużo drążków bo
większość rzeczy można powiesić na nich, ubrania tak się nie gniotą itp, należy
jednak pamiętać o szufladach (półki znacznie gorzej się tu sprawują) na bieliznę
a i dodatki praktyczniej tam umieścić. Przy czym ja zabrałabym je z szafy bo
znacznie łatwiej umieścić niewielką komodę na nie w sypialni niż zawalać całość
dużą szafą (chyba że ładnie wkomponowaną ale aby to zrobić należy wcześniej
pozwiedzać aranżacje różnych producentów i to nie tylko polskie strony, ze
swojej strony polecam słowacką stronę dość znanej polskiej firmy - Google
przyjacielem jest a ja kryptoreklamy nie lubię). W takiej szafie jeśli nie mamy
na to oddzielonego miejsca w innej części mieszkania powinno być też miejsce na:
deskę do prasowania, żelazko, rurę od odkurzacza i sam odkurzacz. O ile się nie
mylę wszystkie firmy mają nawet specjalne uchwyty na tego typu elementy
(konieczne tylko w przypadku rury do odkurzacza, którą można na nim ładnie
ułożyć) ich wybór należy do klienta, nie zwiększają znacznie kosztu szafy czy
garderoby a naprawdę pomagają uporządkować przestrzeń. Co do przestrzeni na
ubrania wiszące: policzyć dokładnie ile sztuk garderoby dłuższej posiadamy przy
czym z tej ilości odliczyć sukienki które po złożeniu na pół (letnie np) mogą
wisieć jako krótkie ubrania; przekonamy się że potrzeba niewiele miejsca na
długie ubrania. W przypadku wyłącznie krótkich ubrań doradzam aby wieszak na
długie ubrania też miał swoje miejsce, szafa to wydatek na lata a jakiś dłuższy
płaszcz czy suknia może się domownikowi zdarzyć, wystarczy wtedy 30cm szerokości
na kilka sztuk. Zdolny projektant zauważy takie zapotrzebowanie i odpowiednio
zorganizuje przestrzeń. Przy czym wykonanie kilku, kilkunastu projektów wraz z
wyceną nic nas nie kosztuje bo takie projekty w większości z tych firm są
bezpłatne, można je zrobić na ekspozycji, czy nawet zlecić telefonicznie podając
wymiar przestrzeni i prosząc o przesłanie projektu na maila. Do tego należy
projektować to z myślą o wszystkich członkach rodziny czyli np dzieci powinny
mieć możliwość powieszenia swoich kurtek samodzielnie, tak więc drążek na
krótkie ubrania np podwójny - góra i dół, gdy dzieci podrosną można tam wieszać
np spodnie. Buty to oddzielna bardzo ważna i sprawa, jednak tu na szczęście jest
wiele rozwiązań, sprawdźmy jednak ile butów musimy rozmieścić, jakiej szerokości
i wysokości (szpilki i kozaki są różnej wysokości a rozmiar 38 jest znacznie
węższy niż 49 więc tych drugich zmieści się mniej). Ogólnie do projektu szafy
czy garderoby trzeba się dobrze przygotować a wówczas efekt może być wspaniały,
a przede wszystkim praktyczny i dopasowany do osób/osoby a nie masowy który
szybko zaczniemy przeklinać.
Pozdrawiam serdecznie i życzę sukcesów przy urządzeniu wnętrza mieszkania.
Temat: jak dlugo chodzicie w tych samych ciuchach?
Dobra, Richelieu, pomoge Ci. Z calym szacunkiem, Uasiczko, ale kompletnie sie
nie zgadzam z twoimi argumentami i uwazam, ze nieograniczone kupowanie rzeczy,
ktore nie sa nam niezbednie potrzebne, jest po prostu niewlasciwe; a dlaczegoz
to, postaram sie pokrotce wylozyc. Widzisz; pracuje, to jest, hm, myje podlogi
w hali maszyn i wietrze smrody z laboratoriow w instytucji, ktora ma bardzo
charakterystyczne: restrykcyjne, a przy tym naukowe podejscie do spraw ochrony
srodowiska i tzw. zasobow naturalnych. Ostatnio, jak kleczalam skulona za
zbiornikiem cisnieniowym i szorowalam plamy z lugu posiarczanowego, to
podsluchalam rozmowe autorytetow na temat nowych projektow dla mlodych adeptow
instytucji; jeden z nich dotyczyl kompleksowego porownania wplywu na srodowisko
ubran z nylonu i wiskozy. Tak mi sie temat spodobal, ze w dzien prezentacji
projektu wzielam moja szmate i, niby to sprzatajac w kaciku, posluchalam sobie
troche (nawiasem mowiac, wstyd sie przyznac, ale nie mialam pojecia, ze wiskoze
sie robi (tez) z drewna!). Koncowe przeslanie bylo zatem takie, ze mianowicie:
kupowanie rzeczy, ktorych a) kompletnie nie potrzebujesz, b) nie spelniaja
swojej funkcji, c) szybko sie zuzywaja i musza byc ciagle zastepowane przez
nowe jest po prostu szalonym marnotrawstwem zasobow naturalnych i energii, to
tak jakbys wychodzila z domu i zostawiala wlaczone swiatlo i wode odkrecona na
full. Oczywiscie, mozesz sie spierac, ze konsumpcja nakreca koniunkture
gospodarcza, ze nowe ubrania daja ci zadowolenie itp. Ja tez moge powiedziec,
ze woda odkrecona na full daje prace panom w wodociagach a oswietlone okna domu
wygladaja tak przytulnie... Nie wyklinam cie zatem za to, ze kupujesz sobie
stada ubran przy kazdej okazji, chcialam tylko zapytac uprzejmie:
- czy kiedy kupujesz te ubrania, zwracasz uwage na jakosc - tzn. czy beda sie
dlugo nosily, czy nie rozleca sie po pierwszym praniu?
- czy zastanawiasz sie, czy twoje ciuchy beda praktyczne nie na jeden, a na
kilka sezonow? czy tez od razu zakladasz, ze za kilka miesiecy je wyrzucisz?
- czy nowy ciuch 'zestawiasz' w myslach z reszta szafy, czy tak kupujesz na
chybil-trafil, a nuz bedzie do czegos pasowac?
- czy naprawiasz lekko zepsute rzeczy - czy np. wymieniasz zamek w spodnicy a
sandaly z urwanym paskiem oddajesz do szewca, czy od razu wyrzucasz i kupujesz
nowe?
- czy starasz sie kupowac rzeczy z materialow odnawialnych (bawelna, wiskoza)
zamiast z nieodnawialnych (nylon, poliester)?
- czy zastanawiasz sie, czy ubranie jest warte swojej ceny? A moze, w
porownaniu z realnymi kosztami produkcji, cena jest zanizona? Kto za to placi,
kto na tym zarabia?
Dobra, nie bede ci juz truc o takich sprawach jak wyrab lasow tropikalnych pod
plantacje bawelny czy wykorzystywanie dzieci do pracy przy toksycznych
barwnikach, bo pomyslisz, ze jestem jakas 16-toletnia nawiedzona ekolozka-
wegetarianka i mnie zignorujesz. Jezeli cie stac, kupuj, prosze bardzo. Pomysl
tylko czasami, ze bezmyslne wydawanie pieniedzy moze byc bardzo szkodliwe, dla
ciebie i twojego otoczenia. Pozdrawiam i przepraszam za przydlugi post
Temat: Żeglarze walczą o liberalizację prawa
Żeglarze walczą o liberalizację prawa
Sława!
www.portalmorski.pl/caly_artykul.php?ida=5457
Żeglarze walczą o liberalizację prawa
Opublikowano: 22 marca, 2007
Niedorzeczne przepisy zmuszają polskich żeglarzy do ucieczki pod obcą
banderę. Szwecja, Niemcy, Anglia czy Belgia okazują się bardziej przyjazne.
W Polsce żegluje około 2 milionów osób, w tym kilkadziesiąt tysięcy po morzu.
Niestety, skomplikowane procedury rejestracyjne, coroczne przeglądy oraz
wciąż rosnące wymagania i koszty sprawiają, że żeglarze coraz częściej
zamiast polskiej wybierają zagraniczną banderę.
- Zarejestrowałem swój jacht w Szwecji - mówi Andrzej Mazurek z Towarzystwa
Żeglarskiego Bryfok. - Powód jest prosty - drogi kraj okazał się tańszy od
Polski. Nie muszę płacić za inspekcje, mogę ubezpieczyć się za granicą, gdzie
stawki są niższe niż u nas, mniej płacę za rejestrację, a wyposażenie mam na
miarę jachtu, a nie statku, czyli np. kamizelki zamiast pasów ratunkowych.
Wystarczy, że wsiądziemy na jacht pod obcą banderą i możemy pływać bez
przeszkód.
Rośnie liczba żeglarzy, którzy podobnie jak pan Andrzej decydują się uciec ze
swoim jachtem za granicę. Tym bardziej że jest to łatwe i całkowicie legalne.
Wystarczy, że jeden ze współwłaścicieli jest obywatelem danego państwa bądź
mieszka w nim i pracuje. Często wystarczy tylko wyznaczyć przedstawiciela.
Tymczasem ślepi na to ustawodawcy planują wprowadzenie jeszcze bardziej
restrykcyjnych przepisów. Na biurkach dyrektorów urzędów morskich pojawił się
właśnie projekt rozporządzenia porządkowego, które regulować ma m.in.
wyposażenie jachtów. Obostrzenia dotyczą szczególnie jachtów czarterowych i
szkoleniowych. Jeśli projekt wejdzie w życie, ich właściciele będą musieli
wydać co najmniej 20 tysięcy złotych.
- Moja łódka ma 6 metrów długości - mówi Michał Piwosz ze Stowarzyszenia
Armatorów Jachtowych. - Nie jest nowa - kosztowała 12 tysięcy złotych.
Tymczasem zgodnie z nowymi wymaganiami nawet najtańsze wyposażenie
przekroczyłoby wartość jachtu dwukrotnie.
- W myśl nowych przepisów jeśli Michał chciałby wypożyczyć odpłatnie swoją
łódkę koledze, aby ten kolega popłynął sobie z Pucka do Władysławowa, to na 4-
osobowym, 6-metrowym jachcie musiałby zainstalować aparaturę godną dużego
statku - mówi Mazurek.- Między innymi specjalistyczną tratwę ratunkową, radar
i pasy ratunkowe jak na promach - człowiek ubrany w taki pas nie zmieści się
przez zejściówkę, aby wejść do kabiny.
Jacht musi przejść liczne inspekcje, które należy powtarzać corocznie.
Jednostka używana jest przeciętnie przez 5 miesięcy w roku, średnio przez dwa
tygodnie przez jedną załogę. Obostrzenia dotkną także tych ludzi, bo aby
płynąć jachtem, trzeba będzie posiadać nie tylko patent żeglarski, ale
skończyć drogi kurs operatora stacji VHF oraz operatora radaru.
Jachty, które nie spełnią tych wymogów, przestaną być dostępne w czarterach.
Szkolenia dla przeciętnego zjadacza chleba staną się zbyt drogie, już teraz
więcej osób wyrabia sobie patent morski w Chorwacji, zamiast w Polsce.
- Nie chcemy hamować rozwoju jachtingu, ale go wspierać - broni projektu
Andrzej Królikowski, dyrektor Urzędu Morskiego w Gdyni. - Chodzi nam przede
wszystkim o bezpieczeństwo. A żeglarze nie mogą wiedzieć, czy ich sytuacja
się pogorszy, ponieważ do tej pory nie istniał podział na jachty czarterowe i
rekreacyjne. Przecież nie możemy mówić o czymś, co nigdy nie istniało.
Forum Słowiańskie
gg 1728585
Temat: Hmm... Francja a laickość
liloom napisała:
> Piotrze, jestes katolikiem. Czy wziales pod uwage, ze we Francji jest m.in
> wielu muzulmanow (nie mowiac o innych kolorowych)?
Odpowiem przewrotnie:
Nie, ponieważ odpowiedziałem tylko dlaczego Francja obstawała za takim a nie
innym projektem konstytucji europejskiej .... Nie wysunąłem postulatu, żeby się
znalazły słowa o chrześcijańskich korzeniach Europy. Wyraziłem swoją opinię ...
Czy wziąłem pod uwagę muzułmanów - tak. Niestety nie mogę się za nich
wypowiadać. Znam raptem kilkudziesięciu muzułmanów ..... Trudno mówić więc o
jakiejś mocnej reprezentacji ich poglądów. Choć niektórzy mają bardzo radykalne ...
A inni obywatele tzw. "kolorowi" - niestety nie lubie tego słowa, bo mam złe
skojarzenia, to tez chrześcijanie, katolicy, buddyści, animiści - obywatele
Francuscy, którzy przybyli min. z Algierii.W Maroku jest wielu katolików- arabów.
> To pytanie ma dwie strony. Gdyby przyjeto przewodnictwo religijne we Francji
> ktora z istniejacych religii nalezalo by przyjac jako te "wlasciwa"?
Przecież nie chodzi o "przewodnictwo religijne we Francji", chodzi o 2 zania
preambuły o udziale chrześcijan w tworzeniu zjednoczonej Europy! Nie wiem czy
chrześcijaństwo jest właściwą religia dla naszego kontynentu. Jednak jest ono
obecne i wywołało duży wpływ na kształt unii europejskiej (patrz poglądy R.
Schumanna)
A moze dopuscic wszystkie? Czy nie widzisz, ze wycofanie sie z religii w
panstwie jest tutaj jedynym mozliwym wyjsciem, wlasciwie salomonowym ?
O którym wyjściu salomonowym mówisz ? Stwierdzenie "jedynym możliwym wyjściem"
przypomina mi jedyną i słuszną linię pewnej partii, która rządziła naszym krajem
...
Bo jesli narzucasz panstwu swoj katolicyzm to wlasciwie dlaczego akurat katolicyzm?
Czy ja go narzuciłem ? Czy chce kogoś nawrócić swoim postem .... Raczej tłumaczę
państwo francuskie dlaczego tak postąpiło Jak wiemy z historii narzucanie
religii (islamu, chrześcijaństwa, judaizmu) czy demokracji, świeckiego poglądu
(też laickiego) wiąże się z przemocą i wojnami. Niestety Rewolucja Francuska nie
jest wyjątkiem.
> To byla jedna strona.
> A ta druga strona to skutki decyzji dot. laickosci i problem z zewnetrznymi
> objawami roznych religii - pytalam o tym w jakims poscie...
Decyzja Francji o laickości jest niepodważalna .... zawarte jest to w
konstytucji V Republiki. Ciekawe tylko, że to państwo ma wiele problemów z
zachowaniem tej laickości.
Kiedyś widziałem reportarz dotyczący przejawów religijności w Wielkiej Brytanii.
Tam w szkole publicznej są hindusi (ubrani np. w turban), katolicy, anglikanie
(obie grupy niczym się szczególnym nie wyróżniają), także prawowierni żydzi a
problemy (jeśli są) rozwiązywane są w duchu wzajemnego poszanowania. Dziwne ?
"Skutki zewnętrzne różnych religii " bedą zawsze problemem, np.: czy muzułmanin
powinien jeść w szkole średniej (publicznej) obiad w czasie ramadnu? Czy władze
mogą wspomagać kult przez remont świątyni ? Przecież część kościołów i kaplic we
Francji należy do państwa laickiego !!!! Przykłady (pozytywne i negatywne) można
mnożyć.
Zaczęłaś wypowiedź powtórzeniem, że jestem katolikiem .... Napisałem to
specjalnie, by czytający moje wypowiedzi umieli się odnieść do moich poglądów.
Dla ciebie chyba słowo "katolik" oznacza tego, który narzuca (czasami siłą)
swoje racje. Znam i "takich" katolików .... Na świecie katolicyzm jest
różnokolorowy (nie chodzi mi o kolor skóry), różnorodny, szczery i obłódny,
zachwycający i odpychający. Ale pomiędzy tymi skrajnościami jest bardzo wielu
ludzi, którzy nie mieszczą się w tych ocenach; czasami możemy ich nazwać
zwykłymi ludźmi. Odeszłem trochę od tematu, ale próbuje nakreślić złożoność
problemu. Nawet w niewielkiej grupie katolików francuskich (mówi się o 6-8 %
praktykujących, spośród 65 % Francuzów deklarujących się katolikami) jest bardzo
wiele poglądów na temat laickości państwa.
A jako ciekawostkę Ci powiem, że muzułmanie, katolicy i część żydów mieli
podobne (lub nawet takie same) poglądy na temat ustawy o symbolach religijnych w
szkole publiczenj. Czytałem to w którymś wydaniu "Le Figaro".
Czy udało by się pogodzić wszystkich w kwestii konstytucji europejskiej ?
Nie wiem .... Może ...
Nasuwa mi się kilka pytań: czyż to nie laickość (francuska) zwyciężyła w
uchwaleniu projektu konstytucji? Co powinny zrobić osoby wierzące (muzułmanie,
żydzi, katolicy, a także inne religie) ? Przyjąć laicką konstytucje czy nie ?
Czy podzielić swoje poglądy (a czasami życie) na prywatną wiarę i publiczną
niewiarę ? Może lepiej pozostać obojętnym ? Czy laicyzm francuski nie
przekształca się w "nową religię" (jedyną słuszną i niepodważalną)?
Są to pytania prowokujące i "zaczepne", ale stawiane także przez moich znajomych.
Pozdrawiam Cie i mam nadzieję, że z uwagą przeczytasz moją poprzednią wypowiedź.
p.
Temat: Tym razem płaczą w Pakistanie
"MILIARDY DOLARÓW WYRZUCONE W BŁOTO"Rz9
MILIARDY DOLARÓW WYRZUCONE W BŁOTO
Luksusy i rozrzutność organizacji humanitarnych
Międzynarodowe agencje humanitarne często marnotrawią pieniądze darczyńców. Za
dużo wydają na koszty własne i realizację nieprzemyślanych projektów.
Szejk Osman Mohamed, przywódca muzułmańskiej administracji w dotkniętym
powodziami somalijskim mieście Jowhar, wygłosił niedawno dramatyczną mowę.
Według niego pracownicy zachodnich agencji zamiast pomagać Somalijczykom,
rozbijają się drogimi samochodami i budują sobie piękne rezydencje. - Oni
marnotrawią pieniądze, podczas gdy tysiące ludzi przeżywa straszne cierpienia -
mówił szejk Mohamed. Światowe media zignorowały jego słowa. Sprawę opisała
tylko w jednej depeszy Agencja Reutera.
Nieprzemyślane inwestycje
Lokalny somalijski przywódca w swoich opiniach nie jest odosobniony. Zarzuty
wobec organizacji humanitarnych wysuwane są coraz częściej w rozmaitych
miejscach świata. Głównym problemem jest to, że ich pracownicy nie są w stanie
zrezygnować z luksusów, do jakich przywykli w swoich krajach. Wyjątkowo
jaskrawo wygląda to na Sri Lance, w regionach przed dwoma laty dotkniętych
tsunami. Ludzie są rozgoryczeni i niezadowoleni z mających im pomagać
obcokrajowców.
- Widzą, że pracownicy zachodnich organizacji przyjeżdżają do nich wspaniałymi
klimatyzowanymi samochodami, świetnie ubrani, podczas gdy oni żyją w bardzo
złych warunkach - mówiła Janina Ochojska, szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej,
w wywiadzie udzielonym niedawno "Rz".
Co gorsza, zachodnie agencje działają na Sri Lance w ramach bardzo
restrykcyjnych przepisów. Zgodnie z nimi wszystkie pieniądze przeznaczane co
roku na pomoc muszą wydać do 31 grudnia. W efekcie często na ostatnią chwilę
dokonują wielkich, nieprzemyślanych inwestycji. Nie ma mowy o niezbędnych,
dalekosiężnych inicjatywach.
Na Sri Lance dochodzi do rozmaitych innych patologii. W wielu miejscach na tym
samym terenie działa po kilka grup, dublując swoją pracę. Ludzie wciąż siedzą
w "przejściowych" obozach, gdzie są całkowicie uzależnieni od pomocy
humanitarnej.
Zamiast pomagać szkodzą
Organizacje humanitarne ostro skrytykował również znany afgański ekonomista,
były minister finansów Aszraf Ghani. W wywiadzie udzielonym BBC podkreślił, że
bardzo często ich pracownicy nie tylko nie pomagają, ale nawet szkodzą lokalnym
społecznościom.
Problemem jest szerząca się w strukturach agencji humanitarnych biurokracja i
rozrzutność. Na przykład podczas gdy afgański rząd jest w stanie wybudować nową
szkołę za 40 tysięcy dolarów, za taki sam budynek organizacja płaci 250 tysięcy
lub więcej. Władze zatrudniają lokalnych pracowników, podczas gdy agencje 80
procent pieniędzy wydają na wynagrodzenia dla zagranicznych inżynierów. - 90
procent z miliarda dolarów, wydanego przez ONZ na 400 rozmaitych projektów w
Afganistanie, zostało zmarnowanych - podkreśla Ghani.
PIOTR ZYCHOWICZ
Temat: zbieramy pytania do współautorki serii Hurra!!!
Witam wszystkich forumowiczów. Nazywam się Agnieszka Jasińska i mam
przyjemnośc śledzić dyskusję o jezyku polskim jako obcym od
dłuższego czasu. Zbierałam się dość długo do zalogowania na tym
forum, ale wreszcie udało się. Skłonili mnie do tego właściciele
portalu ilovepolish, z którymi mam przyjemnośc współpracować,
dlatego postaram się bardziej aktywnie udzielać w kwestii tego
portalu. Ponieważ jednak pojawiają sie również pytania o Hurra,
postaram sie odpowiedzieć na nie. Najczęściej piszecie o duzym
stopniu trudności Hurra!!Po POlsku2 w stosunku do Hurra!!Po polsku
1. Był to celowy zabieg z naszej strony, ideą serii było bowiem
przygotowanie do egzaminu na poziomie B 1. Naszym celem było
doprowadzenie studentów do tego poziomu. Takie zresztą były wymogi
Komisji Europejskiej, kotra finansowała projekt Hurra!! i, ktora,
ostatecznie, oceniła ksiązki bardzo pozytywnie. Jak pewnie wiecie,
egamin ten jest dośc trudny, stąd nasz wybór. Należy jednak
podkreslić z całą moca fakt, że HURRA!!!PO POLSKU 2 jest
propozycją, ktora wykracza poza tzw."survival polish", a więc po
jedynce, student wchodzi na wyższy stopień wtajemniczenia, który
zresztą zostaje dość prezycyjnie określony w Europejskim Systemie
Opisu kształcenia językowego. Probujemy więc realizować zadania
trudniejsze, w zamian za to oferując bardzo dużo ćwiczeń, ktore
pwinny osłodzić Wam, nauczycielom, trud przedzierania się przez
teksty. Lekcje w dwójce są bardzo obszerne, skłądają się z sześciu
modułów, z ktorych możecie swobodnie wybierać to, co wydaje Wam się
ważne i co powinno znaleźć się w programie na poziomie A2. Przy
okazji zaznaczam, ze jedynka jest przeznaczona na 120 godzin nauki
(dwa standardowe semestry) i po przeuczeniu (uczciwym przeuczeniu od
początku do konca) całego materiału z owej części pierwszej, nie
powinniście miec problemów z wdrożeniem i realizowaniem dwójki.
Dwójka jest również napisana "pod 120 godzin", ale, jak pisałam
wcześniej,podział lekcji na moduły umożliwia dokonanie wyboru.
Zrwóccie uwagę na fakt, ze w kazdej lekcji proponujemy jeden tekst
preparowany (łatwiejszy, na ogół na uzytek słownictwa, a więc
zadania związanego z podsystemem języka, z roziwjaniem kompetencji
lingwistycznej) a drugi z tekstów do czytania jest na ogól tekstem
autentycznym, ktory sprawdza sprawnośc czytania ze zrozumieniem,
traktujemy więc zawarte w nim treści SELEKTYWNIE. Ważną kwestia jest
długośc tesktów, bardzo dbałyśmy o to, zeby nie były to zadania
dłuższe niz przewidziane na tym poziomie. POza tym jak pisałam
wcześniej, mozecie "wałkowac" materiał na różne sposoby, bo macie
wszystkie typy ćwiczeń i te, rozwijające kompetencję lingwistyczną
(gramatyka, słownictwo, fonia, grafia) jak i komunikacyjną (pisanie,
czytanie ze zrozumieniem, rozumienie ze słuchu i mówienie) W ogóle
starałyśmy się postępować zgodnie z tym, co sugeruje wspomniany
powyżej ESOKJ, a także co mówi na ten temat ustawa o języku polskim
(Dziennik ustaw nr 191, rozporządzenie nr 1871 z 15 października
2003), standardy wymagań egzaminacyjnych dla polskiego jako obcego.
Lada moment na rynku ukaże się Hurra!!! Po polsku 3, w ktorej to
części jest stosunkowo mało nowego materiału z katalogu
intencjonalno -pojeciowego, a także gramatycznego. Właściwie tylko
tematy są nowe. Ten podręcznik zawietra jednak bardzo dużo zadań
egzaminacyjnych, bo jest on typową propzycją podręcznika
przygotowujacego do egz. na wspomnianym poziomie B1. Ksiązka też
jest przeznaczona na 120 godzin. Zapytacie po co tak dużo materiału?
otóż, jak się pewnie zorientowaliście, przygotowanie do tego
egzaminu wymaga MINIMUM 360 godzin, ktore "ubrałyśmy" w serię
Hurra!!! Wydaje mi sie, ze trudnośc ze wdrożeniem Hurra!! Po polsku
2z wynika z faktu, ze bardzo rzadko mamy do czynienia z "czystym"
A2. Na ogół do takich grup trafiają ludzie, na dośc już nierównym
poziomie, wiemy bowiem wszyscy z doświadczenia, ze powyżej A1 trudno
jest utworzyć grupę. Często owe grupy sa wynikiem
rozmaitych :kompromisów". zreszta oni tez przyjezdzają z różnych
szkół, krajów,.roznie sa uczeni gdzieś indziej, nie przestrzega się
poziomów i wymogów poziomowych, wciąz stosuje sie "wolna amerykanke"
w doborze materiału i poziom A 2 bardzo brutalnie to obnaża. Stąd ta
masa trudności, ktora spada na nas nauczycieli. To na razie
wszystko, rozpisałam się okrutnie, ale mam nadzieje, ze przynajmniej
w części udało mi się odpowiedzieć na Wasze pytania.
Pozdrawiam AJ
Temat: UWAGA OSZUŚCI!!!
UWAGA OSZUŚCI!!!
Jesteśmy studentami Szkoły Wyższej Rzemiosł Artystycznych w Warszawie
prowadzonej przez panią Inę Powązką i jej córkę Paulę. Obie panie nie
posiadając odpowiednich kwalifikacji podpisują się kolejno pani Ina-Rektorem
uczelni a pani Paula (posiadając zaledwie maturę)-Dyrektorem Szkoły Wyższej.
Z przerażeniem uczęszczamy do tejże uczelni! Zajęcia odbywają się w warunkach
skrajnej nędzy, mimo niebotycznego czesnego [8500zł ( I i II rok) i 9500zł
(III i IV rok)+ 2000zł wpisowego i 200zł rekrutacyjnego]. Ze ścian wystaja
kable elektryczne, zaplecze sanitarne jest poniżej krytyki, a zabezpieczenia
przeciwpożarowego prawie wogóle nie ma, nie mówiąc już o należytym
oświetleniu sal, które jest tak niezbędne przy realizacji materiału np. z
rysunku, gdzie jest potrzebne dobre oświetlenie. Dwie salki, jakimi dysponuje
uczelnia są tak małe, że ledwo mogą pomieścic się wszyscy studenci (7 osób!).
Nie ma także należytej cyrkulacji powietrza, ponieważ nie możemy nawet
otwożyć okna, bo jest strasznie zimno i musimy dogrzewać sobie piecykiem, a
malując farbami olejnymi z przeróżnymi chemikaliami nie możemy wręcz znieść
unoszącego się odoru chemii. Z zajeć wychodzimy z bólem głowy! Wszelkie
przepisy BHP nie są przestrzegane! Na podłogach w „pracowniach” polożona jest
wykładzina, gdzie jak się wyleje np. terpentyna, to nie można pozbyć się
przykrego, chemicznego zapachu. Ponadto nie ma zatrudnionej w szkole
sprzątaczki, a rektor kazała studentom samym sprzątać, odkurzać itd. również
przy „meblowaniu pracowni” studenci musieli transportować i przenosić
wszelkie ciężary, stoły, sztalugi i inne bezsensowne graty, wożąc je również
prywatymi samochodami przez pół miasta. Poza tym program nauczania nie jest
należycie realizowany, ponieważ zajęcia są, ale jak by ich nie było, a kadra
nauczycielska w większości nie istnieje inaczej niż na papierze. Jest tak w
przypadku choćby Xymeny Zaniewskiej-Chwedczuk, która w ofercie uczelni
powinna prowadzic zajęcia z projektowania ubrań, a tego nie robi. Natomiast
zajęcia te prowadzone są przez panią Dorote Taranek, której merytoryczne
przygotowanie pozostawia, mało powiedzieć, wiele do życzenia. W dodatku,
część naszych pomysłow przy realizacji projektów jest kwitowana „nie, bo
nie!” bez jakiegokolwiek uzasadnienia! A to jest wybitnie niemerytoryczne
podejście! Ostatnio wynikła również afera związana z trójką nowych
studentów, którzy spóźnili się z opłatą czesnego nie więcej niż o tydzień! Od
razu zostały na nich nałożone kary w kwocie 2102zł każda, bez jakiegokolwiek
wcześniejszego ponaglenia! Jest to bezprawne, ponieważ egzekwowanie
należności odbywa się po wcześniejszym wysłaniu ponaglenia do zapłaty, jeżeli
to ponaglenie zostanie przez dłużnika zbagatelizowane i nie zostanie dokonana
należna płatność. Tak samo jest z odsetkami, gdzyż są one ustawowo naliczane
po upłynięciu miesiąca zwłoki a nie 2 czy 3 dni, tak jak w tymże wypadku.
Studenci zwracali się z odwołaniami i wyjaśniali przyczyny opóźnień, ale
pisemne odpowiedzi dyrekcji uczelni były tak chaotyczne i niewiążące, że
trudno dopatrzeć się w nich jakiegoś głębszego sensu. Poza tym studenci ci,
byli zastraszani niedopuszczeniem do sesji, jeżeli nie uregulują kary. Co
jest z dydaktycznego punktu widzenia karygodne. Studenci boja się
niedopuszczenia do sesji, oraz usunięcia z uczelni, poprzez niezapłacenie
iluzorycznej kary, na którą ich najzwyczajniej nie stać, bo z trudem
uzbierali pieniądze na pokrycie kwoty czesnego, są przerażeni sytuacją, jaka
ich spotkała na wymarzonych studiach, które okazały się być jedynie utopijna
iluzją i dydaktycznym koszmarem! Co wy na to??? STUDENCI
Temat: trudności z wyjazdem - może ktos coś poradzi
Cóz, pewnie to jest bardzo rozsądne wszystko co mówicie. Rozsądnie brzmi. I
macie rację, on jest "nieudacznikiem-artystą", tak jak kolega wyżej napisał. Ja
też, tylko jestem jeszcze bardziej nieudana niż on, bardzo rzadko udawało mi
się wyzyć jakoś ze sztuki, tak czy inaczej rozumianej, a moja główna idee fixe
czyli literatura, zaprowadziła mnie donikąd, bo okazało się koniec końców, że
bogowie dali mi literackie ambicje i pewną lekkośc pióra, lecz nie dali
talentu. On przynajmniej potrafi się utrzymać z fotografii, ja z pisania nie
mogłabym się utrzymać nigdy, bo nikt by moich gniotów nie czytał. Jest
silniejszy, mądrzejszy, rozsądniejszy i bardziej utalentowany ode mnie, a
jednak jest z mojej planety, jest najlepszym facetem jakiego mogłam w życiu
spotkać, jest wspanialszy niż mogłam sobie wymarzyć. Wiem, że razem jakoś sobie
poradzimy, nakręcając się nawzajem i wspierając w naszych quasi-artystycznych
projektach. Na pewno nie poradzę sobie z nim gorzej niż bez niego, bo teraz
wcale sobie nie radzę przecież, mieszkam u rodziców i chodzę z przymusu do
beznadziejnej pracy, której nienawidzę z całego serca i z której z najwyższym
trudem mogę siebie i dziecko utrzymać, o żadnych extrasach nie ma mowy, ani o
żadnej przyszłości, nie mogę tak żyć ani nawet nie powinnam i co gorsza nie mam
alternatyw. I kolega ma rację, w tej wypowiedzi gdzieś powyżej, tak mam taki
durny sposób myslenia czasem jak 17-latka, bo taki mam własnie wadliwie
działający mózg. Nie zacisnę zębów i nie zdecyduję się na "karierę w
hotelarstwie dla dobra dziecka", bo nienawidzę obsługiwać durnych burzujów i
drżeć pod czujnym okiem dyrektorki. Nie zakocham się nigdy w żadnym niewolniku
systemu, bez urazy, ale nie pokocham listonosza, murarza ani bankowca, ani
nikogo, kto nie jest z mojej planety i świetnie sobie radzi z parszywą
rzeczywistością. I nic na to nie poradzę, tak działa mój umysł i moja droga do
szczęścia jest przez to trudna i zawiła. Jasne, że myślę o moim biednym
dziecku, które przez głupi kaprys losu ma za matke osobę, która się do tej roli
zupełnie nie nadaje. Ale pocieszam się, że ona jest już duża i jak dotąd
wytrwałyśmy i rośnie zdrowo i jakoś się trzyma, przetrwała osiem lat, gdy był z
nami jeszcze jej tata, a ten to był dopiero freak, zupełnie jakbym miała dwoje
dzieci czasem, przetrwała cztery lata odkąd jesteśmy same (a on nigdy nie dał
ani grosza na utrzymanie dziecka odkąd się rozstaliśmy)...Jest mądrym, dobrym
małym człowieczkiem, radzi sobie w szkole i wygląda na to, że niewiele jej
brakuje do szczęścia przeważnie. Pocieszam się, że jakoś to będzie, choć to,
zeby jej dać jeść i ubrać ją jakoś w tej chwili kosztuje mnie wysiłek niemalże
przerastający moje możliwości. Staram się jakoś zrównoważyć myślenie o niej i o
sobie, to trudna sztuka, bardzo trudna, bo nie cierpię się poświęcać i gdybym
jej nie kochała jak szalona nigdy w życiu bym nie zniosła dla niej wielu
rzeczy, które zniosłam. Gdybym nie kochała tak bardzo mojego miłego też bym nie
zniosła na przykład pół roku celibatu, odkąd ostatnio się widzieliśmy, z moimi
skłonnościami do nimfomanii, i nie zniosłabym też tych wszystkich
biurokratycznych szykan, przez które musieliśmy przejść. To wszystko jest
trudne jak diabli i momentami mnie przerasta i nie ma sensu się za bardzo
wdawać w światopoglądowe dyskusje o odpowiedzialności, rozsądku itp., Wy nie
możecie zrozumieć mojego głupiego sposobu myślenia, a ja nie dam się przekonać
do Waszego i nie o to Was proszę, żebyście mi przypomnieli, ze mam dziecko na
głowie, bo pamiętam, że mam, tylko, żebyście mi poradzili jak pokonać rózne
bariery w systemie, które ja z trudem obłażę naokoło, podczas gdy Wy bierzecie
je w galopie lekkim skokiem. To wszystko.
Temat: jak sie zmusic do normalnego funkcjonowania?
jak sie zmusic do normalnego funkcjonowania?
No własnie, od jakichs 3-4 tygodni mam ciągi jedzeniowe z niewielkimi
przerwami. Po takim obżarstwie (najczęściej wieczornym) nie moge sie zmusić
następnego dnia do pójscia na uczelnie. Już kolejny raz narobiłam sobie z
tego powodu kłopotów... Jednak nie umiem inaczej... wstaje rano, maluje sie
ubieram po czym przed wyjsciem patrze w lustro i w placz na widok
spuchnietego jak balon brzucha. Widze grubego potwora, który nie powinien
straszyć swoim wyglądem, wiec zostaje w domu. Za nic nie dam sie zaciagnac do
znajomych (obcy na ulicy mnie nie obchodza, nie przejmuje sie ze mnie widza)
Mam obsesje na punkcie figury (moze dlatego ze nie mam ladnej twarzy jak
wiele dziewczyn tutaj i figura byla raczej moim atutem) czuje sie niczym. Nie
nawidze w glownej mierze swojej osobowosci, charakteru, gardze soba, zalet
zadnych u siebie nie widze (nie chce chyba widziec bo zapewne by sie
znalazly) ale mialam chociaz taki okres ze nie wstydzilam sie tak swojego
wygladu. Teraz utylam i nie chce sie nikomu na oczy pokazywac. Po prostu nie
potrafie wyjsc rano z domu, stoje ubrana do wyjscia w drzwiach i zostaje...
Jak juz pojde jednak to przemykam zeby nie trafic na znajomych zeby nie
musiec sie zatrzymywac, rozmawiac z nimi. Tak naprawde to moje zycie sklada
sie w 70% z czasu w ktorym jem, spie, siedze na necie i placze i w 25% z
czasu w ktorym nadrabiam zaleglosci z uczelni (ledwo sie z tym wyrabiam). W
sumie to i tak sie sobie dziwie ze znajduje w sobie ochote do nadrabiania
zaleglosci. To chyba taka asekuracja na wypadek gdyby ktoregos dnia cos sie
odmienilo i zebym mogla jeszcze chociaz czesc rzeczy naprawic. Ale coraz
wyrazniej widze ze to sie nie zmieni, wiec chyba zupelnie odpuszcze. Tylko ze
wtedy zostaje tylko sie zabic a ja jestem strasznym tchorzem i bardzo sie
boje smierci.
Ech, jutro znow uczelnia na 8sma, ja jestem obzarta i juz czuje ze znow nie
pojde mimo ze musze (nadzoruje projekt) i wiem ze w ten sposob zawiode troche
innych a przede wszystkim sama bede miec problem. Moglam o tym pomyslec
wczesniej zanim sie objadlam, jednak wtedy liczylo sie tylko jedzenie i nic
innego nie mialo znaczenia. A jutro nic innego nie bedzie na tyle wazne zebym
musiala wyjsc do ludzi. Boze, to tak tragicznie i pusto brzmi. A zawsze
podchodzilam z ironia do "panienek" ktore zwracaja tak duża uwagę na swój
wygląd. Sama (kiedys idealistka..) stalam sie o wiele gorsza. Nadprogramowych
kilogramow za nic nie zaakceptuje, jest to tez powod dla ktorego nie mam tez
w czym chodzic (mam jedna spodnice i jedne spodnie). Ale coz..sama sie
dorobilam, tym znienawidzonym i ukochanym jednoczesnie jedzeniem. Ciekawa
jestem ile problemow odeszloby mi gdybym byla chuda z powodu jakiegos
schorzenia (swoja droga to wprost marze o chorobie, najchetniej smiertelnej
bo rozwiazaloby to moj problem pt "co zrobic z zyciem")? Ech wiem, zamkne sie
juz i nie bede denerwowac swoimi glupimi slowami ludzi. w sumie nie wiem po
co to wszystko napisalam. Jak ktos dobrnal do konca to pozdrawiam.
Temat: wewnętrzne sprawy Chin
Gość portalu: marynat napisał(a):
> Lupus, ty wredny komuchu, skorumpowany złodzieju, najpierw ruski, a potem
> amerykański kolaborancie - militarysto, okupujacy Irak i torturujący więźniów!
> No i jak? Miło Ci? Czy raczej czujesz się bez sensu zwyzywany epitetami
> należnymi władzy, której nie tylko osobiście nie znosisz, ale też czujesz się
> ofiarą?
Zastanawiam się co poza chęcia dokopania chciałeś tym udowodnić?
> To czemu o Chinach i Chińczykach wypowiadasz się z subtelnoscią celowniczego
>z bombowca, zwalniajacego ładunek nad miastem - bez zastanawiania się czy
>trafisz w przedstawicieli reżymu, czy w zgnębionych opozycjonistów, czy w
>zwykłych ludzi, którym zamierzasz pomóc?
Nie zamierzam tłumaczyć się z tak postawionych zarzutów. Wielokrotnie używałem
w tym wątku zwrotu: "Chiny okupowane przez komunistów". Powinieneś wyczuć do
kogo skierowana jest moja niechęć.
> Ludzie o takiej skłonności do uproszczeń i uogólnień potrzebują świata
> podzielonego przez biurokratów na "dobry" i "zły". Dobry RFN - złe NRD, dobra
> Korea Południowa - zła północna KRLD, dobry Wietnam Południowy (nie licząc
> złego Vietcongu) - zły Północny. Albo odwrotnie - wedle sympatii politycznych
i ideologicznych. A głupieją, kiedy historia wymaże tę sztuczną "thin red
line", oddzielajacą politycznie poprawne "right" od niepoprawnego "wrong".
> I teraz mas kłopot.
To cudowne, że mam kolejnego psychoanalityka, który zna mnie lepiej niż ja sam.
Ostrzegam,ż ekonkurencja jest spora. Bratek i Wartburg to także wybitni
specjaliści.
> Lupus. Piszesz z intelektualnym wdziękiem troglodyty:
Czy to było konieczne? Przykre.
> > Nie zmartwiłbym się gdyby Chiny spotkał los Kartaginy.
> To znaczy dokładnie - gdyby wymordowano 1,3 miliarda ludzi, ich domostwa
> zrównano z ziemią, teren zaorano i posypano solą, tak - żeby nawet trawa nie
> rosła.
eee. wymordować tylko mężczyzn. Kobiety i dzieci sprzedać w niewolę...
Puknij się w czoło Marynacie! Chyba sam masz w sobie coś z troglodyty skoro
zabiegi retoryczne odbierasz w tak dosłowny sposób. Pewnie liczysz, że Rokita
popełni spektakularne samobójstwo na mównicy sejmowej po przyjęciu projektu
Konstytucji UE.
> Za co? Za to, że maja za sobą historię, której nie akceptujesz? Że są
>wychowani w kulturze, której nie rozumiesz? Że w ciagu 6 tysięcy lat nigdy nie
>było tam demokracji opartej na wzorach greckich i rzymskich? Że przeżyli
>koszmar maoistowskiego komunizmu i związanych z nim niehumanitarnych
> eksperymentów "inżynierii społecznej"? Że szukają własnej drogi wydobywania
>się z upodlenia? Co im masz za złe? Że pracują po 16 godzin na dobę? Że im
>kiepsko płacą? Że chińskie dzieci się pilnie uczą? Że maja nadzieję lepszego
>życia - eśli nie w tym, to w następnym pokoleniu?
To temat na dłuższą rozowę, do której odeszłą mi ochota po tym "troglodycie".
Najprościej ustawić kogoś w roli ignoranta, któremu obce są historia i
zagadnienia ustrojowe Chin. Po chwili znowu nakładasz mi maskę sinożercy.
Wytłumacz tą "własną drogę wydobywania się z upodlenia" rodzinom zamordowanych
na Placu, więzionym za przekonania, matkom, na których oczach zabija się ich
dzieci.
Zupełnie nie rozumiem Marynacie, skad ten agresywny ton. Moje pokolenie ma
prawo do szczegolnej pamięci pomordowanych na Placu.Byłem wtedy w tym samym
wieku i mimo tysięcy kilometrów nas dzielących podobnie jak oni wierzyłem ,że
wspólnie można coś zmienić. My za nasze marzenia płaciliśmy tylko mokrymi od
armatek wodnych ubraniami, oni rozjechaniem przez czołgi.
Temat: depresja....?
Dzieki za odpowiedzi horlaa i annaa3.. hmm psycholog...nie sadze zebym do
takiego specjalisty dotarla, wole nawet nie pytac jaka jest lista oczekujacych
na wizyte u lekarza z NFZ a na prywatnego nie mam pieniedzy. Nie pracuje,
utrzymuja mnie rodzice, nie mam oszczednosci (jedyne pieniadze ktorych staram
sie nie przejesc to te ktore odlozylam na powtarzanie przedmiotow na studiach,
ale czuje ze z tego semestru tez sie troche uzbiera i nie wiem skad wezme
pieniadze :-( ). Rodzicow stac jeszcze co prawda na prywatnych lekarzy jak jest
taka potrzeba, ale nie mam zamiaru o niczym im mowic, rozmawiac a tym bardziej
prosic o pieniadze.
A NFZ? Ponad wszystko boje sie osmieszenia, zlekcewazenia, niezrozumienia. Poza
tym ludzie maja gorsze problemy, realne powody do depresji. A ja? Nie lubie
histeryzowac i zawracac niepotrzebnie glowe lekarzom.
Moja wymarzona choroba pozostaje od dluzszego czasu nadczynnosc tarczycy, bo
jak sie czlowiek nie leczy to sie chudnie i mozna wykorkowac na serce :-)
Ech, teraz wlasnie powinnam byc na laboratorium (obecnosc obowiazkowa, trzeba
sie nabiegac i naprosic by odrabiac w innym terminie) ale siedze w domu i sie
obzeram. Juz mi wszystko jedno. Zreszta codziennie podczas zajec mam napady
rozpaczy, ni stad ni zowad w srodku wykonywania cwiczenia ogarnia mnie
mieszanka uczuc: smutek, rozpacz i panika. Chce zerwac sie z krzesla, bez slowa
wyjsc z sali i schowac sie w domu. Zdarzaly mi sie juz takie "ucieczki", a jak
czulam ze moga sie zdarzyc to w ogole nie szlam na uczelnie i zostawalam w
domu. Latwiej wytlumaczyc ogolna nieobecnosc niz opuszczenie sali bez slowa w
srodku zajec. A co najlepsze to w ogole nie w moim stylu...zawsze bylam bardzo
rozsadna osoba, odpowiedzialna, solidna... A teraz nie ufam juz sobie, i nie
mozna juz chyba na mnie polegac...:-( Ech, czuje sie tak otepiala...nie
pojmuje rzeczy z ktorymi inni sobie radza, nie jestem w stanie: skoncentrowac
sie, uczyc sie, pisac sprawozdan, robic projektow, rysowac (rys.techniczny) a
nade wszystko zorganizowac sobie czas zeby z tym wszystkim zdazyc. Wiec nie
robie juz nic...
Ech, a jeszcze 2 dni temu nie bylo tak zle. Wkoncu po 4 miesiacach odkad
stwierdzilam ze musze sobie kupic spodnie bo nie mam w czym chodzic (bo
naprawde nie mam, nie jestem zblazowana panienka ktora lata po sklepach i ma
szafe pelna ciuchow, a mimo wszystko mowi ze nie ma w co sie ubrac). I dwa dni
temu udalo mi sie wkoncu pojsc poszukac czegos. Poraz pierwszy na chwile
pozbylam sie uczucia ze nie warto juz sobie niczego kupowac, ze juz mi sie nie
przyda, ze nie zasluguje itp Tak wiec mam juz w czym chodzic, moge wychodzic z
domu.. tylko problem w tym ze znowu nie chce...:-/ Ech, coraz bardziej w tym
wszystkim jedzenie schodzi na plan dalszy, mimo ze to od tego wszystko sie
zaczelo... ciagle to robie, objadam sie, ale to juz nie jedyny problem...:-(
Temat: 14 Włochów
A poza tym jeszcze to
Reuter: wielkie bezrobocie najgroźniejszą bombą zegarową w Iraku (reportaż)
(PAP) 10-11-2003, ostatnia aktualizacja 10-11-2003 13:07
10.11.Bagdad (PAP/Reuters) - Zapomnijcie o fedainach Saddama Husajna i o
cudzoziemskich bojówkarzach atakujących codziennie wojska USA. Najgroźniejszą
bombą zegarową tykającą w Iraku jest ogromne bezrobocie. Tak mówią zwykli
Irakijczycy
Na stołecznym bazarze Tajeran, gdzie co rano setki mężczyzn gromadzą się w
nadziei na otrzymanie dorywczego zajęcia, dwóch bezrobotnych pobiło się w
poniedziałek stalowymi prętami, bo jeden z nich nie mógł znieść tego, że to nie
jego wybrał przedsiębiorca szukający robotnika na budowę
Koledzy szybko opatrzyli ranę głowy jednego z uczestników bójki, podczas gdy
drugi szybko opuścił bazar. Świadkowie zajścia powiedzieli reporterowi Reutera,
że takie rzeczy często się zdarzają: o pracę bardzo tu trudno
Według wspólnego raportu ONZ i Banku Światowego z października, w Iraku, który
ma 26 milionów mieszkańców, połowa siły roboczej kraju jest bezrobotna lub ma
tylko dorywczą pracę
Ta mieszanka wybuchowa jest tym groźniejsza, że tworzy ją także liczne młode
pokolenie Irakijczyków oraz przeszło 400 tysięcy irackich żołnierzy, którzy
stracili pracę, gdy amerykański administrator Iraku Paul Bremer jednym
pociągnięciem pióra rozwiązał w maju siły zbrojne wkrótce po upadku Saddama
Husajna
"Praca jest najważniejszą rzeczą potrzebną do uczynienia Iraku krajem
stabilnym. Obecna sytuacja, kiedy tylu nie ma zajęcia, popchnie ludzi do
buntu" - powiedział 37-letni Husajn Mankhi, były żołnierz, który nie zdołał
zatrudnić się w charakterze strażnika
********************************************************************************
Iracki minister handlu Ali Alawi powiedział, że winę za bezrobocie ponosi
obalony dyktator Saddam Husajn. Zapewnił, że władze robią wszystko co mogą, aby
stworzyć jak najwięcej nowych stanowisk pracy
"Jednak bez pomocy i bez pożyczek nie możemy nic uczynić" - oświadczył
Międzynarodowi darczyńcy na konferencji w Madrycie obiecali w październiku
znaczną pomoc. We wrześniu Irak ogłosił zaś bardzo atrakcyjne dla
przedsiębiorców cudzoziemskich warunki inwestowania. Czynią one z Iraku jeden z
najbardziej otwartych dla kapitału zagranicznego krajów świata
Jednak samobójcze ataki bombowe sprawiły, że w Iraku pozostało bardzo niewielu
pracowników organizacji pomocy. Jeszcze bardziej wystraszeni są inwestorzy
zagraniczni
Inną trudnością jest to, że sektor naftowy, główne potencjalne źródło bogactwa
Iraku, jest kapitałochłonny, czyli wymaga kosztownych urządzeń, ale niewielu
robotników. Irak ma ogromne złoża ropy naftowej, ustępujące wielkością tylko
saudyjskim
Projekt budżetu irackiego na rok 2004 przewiduje po stronie dochodów własnych
12 miliardów dolarów ze sprzedaży ropy naftowej, ale niewiele więcej
"Uporanie się z wysoką stopą bezrobocia jest jednym z najtrudniejszych i
najważniejszych zadań transformacji" - głosi raport ONZ i Banku Światowego
Faris Muhsin siedzi na chodniku na bazarze Tajeran, obok położył swe narzędzia
do pracy na budowie: różnego rodzaju młotki. Razem z współtowarzyszami narzeka
na ciężką sytuację. Nikt nie chce powrotu Saddama, ale wszyscy mówią, że za
Saddama przynajmniej było łatwiej o zatrudnienie
Muhsin, który ma czwórkę dzieci, mówi, że jeśli dopisze mu szczęście, ma pracę
dwa dni w tygodniu. Sytuację pogarsza to, że w ostatnich miesiącach podwoiły
się ceny materiałów budowlanych
Były żołnierz Mankhi zdezerterował przed inwazją Iraku na Kuwejt w 1990 roku i
następne 10 lat spędził jako kierowca taksówki
Teraz nie chce zatrudnić się w tym charakterze, bo kradzieże samochodów stały
się nagminne, i jeśli ktoś ukradłby mu taksówkę, musiałby zapłacić za stratę
właścicielowi
"Jest gorzej niż za Saddama, bo nie ma pracy, a my na utrzymaniu mamy dzieci" -
powiedział schludnie ubrany Mankhi, stojąc razem z pięcioma przyjaciółmi przed
kierowanym przez Amerykanów Urzędem Spraw Cywilnych, gdzie bez powodzenia
próbowali dostać pracę
Wszyscy oni - pisze Reuter - czują się upokorzeni
"Po upadku Saddama wszędzie szukałem zajęcia, ale bez skutku
Wypowiadam się w imieniu tysięcy Irakijczyków" - powiedział Mankhi. (PAP) xp/
skr/ 1381
Temat: Bialystok - lzy plyna noca .
Bialystok - lzy plyna noca .
Podaje za www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20030318&id=my11.txt
Fragmenty :
(...)Bezrobotnych przychodzących do urzędu po pomoc jest coraz więcej.
Niestety, jest wśród nich coraz więcej osób załamanych - ludzie nie
wytrzymują stresu spowodowanego brakiem pracy, samorealizacji, perspektyw.
Warunki pracy w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie w Białymstoku stają się
coraz bardziej niebezpieczne. Niezadowolenie ludzi przeradza się często w
agresję, która w pierwszym rzędzie uderza w pracowników socjalnych. -
Przybiegają do nas ludzie z siekierami, nożami, walą pięściami w stół. Aż tak
źle nigdy nie było - mówi pani Zdzisława Sawicka, dyrektor MOPR w Białymstoku.
(...)
Do drzwi domu, w którym mieszkają siostry ze Zgromadzenia Sióstr Misjonarek
Świętej Rodziny, często pukają ludzie potrzebujący wsparcia, nie tylko
duchowego. - Jest coraz więcej osób potrzebujących wsparcia materialnego -
zauważa siostra Alodia Jabłonowska. - Nierzadko są to matki samotnie
wychowujące dzieci. Skarżą się, że państwowe zasiłki są tak niskie, iż nie da
się za nie godnie żyć. Jednak częściej przychodzą do nas po pomoc mężczyźni,
i to coraz młodsi. Jest ich coraz więcej, 20-30 dziennie. Nie ma wśród nich
alkoholików czy narkomanów. Są to zdrowi, młodzi mężczyźni, którym nie
stworzono warunków, aby mogli normalnie pracować i zarabiać. To bardzo smutny
widok: młody człowiek, w pełni sił, proszący ze spuszczoną głową o kanapkę
czy zupę. Płakać się chce - mówi siostra Alodia.
(...)
Ojciec Edward Konkol, werbista, jest założycielem i dyrektorem
Stowarzyszenia "Droga", którego pracownicy i woluntariusze od wielu lat
zajmują się rodzinami dotkniętymi biedą. Ojciec Edward mówi, że ludzi, którzy
nie mają na chleb, nie brak w Białymstoku. Najwięcej, paradoksalnie, mieszka
ich w centrum miasta. - Tuż za pięknie utrzymanymi kamienicami przy głównych
ulicach Białegostoku są domy przypominające rudery. Tam mieszka największa
bieda miasta - podkreśla ojciec Konkol. Powoli przesiedla się te rodziny do
mieszkań komunalnych, znajdujących się na specjalnie dla nich budowanych
przez miasto osiedlach na peryferiach metropolii. Ojciec Edward twierdzi, że
nie jest to najszczęśliwsze rozwiązanie problemu. Wprawdzie warunki
mieszkaniowe tych rodzin ulegają poprawie, ale w ten sposób kumuluje się tę
całą biedę. - Ubóstwo bardzo często, ale nie zawsze, związane jest z
chorobami w postaci uzależnień, z niewydolnością wychowawczą rodziców. W
efekcie te osiedla, które się tworzy, stają się czymś w rodzaju slumsów. A
więc nie jest to dobre rozwiązanie - uważa ojciec Edward. - Moim zdaniem,
powinno się ratować rodzinę tam, gdzie ona jest, a nie wrzucać wszystkich do
jednego, bezdusznego blokowiska - podkreśla.
(...)
Po wyglądzie zewnętrznym trudno poznać, że są biedni. Chodzą porządnie
ubrani, czyści, dbają o siebie. - To bieda głęboko schowana.
Najszlachetniejsze łzy bólu, rozpaczy, zagubienia, łzy płynące z oczu ludzi
szlachetnych, płyną nocą. Nad ranem już wysychają i nikt tego nie widzi.
(...)
Główną przyczyną niedostatku w podlaskich rodzinach jest plaga bezrobocia.
Wprawdzie oficjalne rządowe statystyki podają, że stopa bezrobocia w
województwie podlaskim wynosi 15,6 proc., jednak nie oddają one prawdziwego
stanu rzeczy. - Rządowe statystyki są celowo zawyżone, aby lepiej wypaść w
oczach Unii - powiedział mi statystyk, który z powodu obawy utraty pracy nie
chce podawać swego nazwiska. Pracownicy Wojewódzkiego Urzędu Pracy mówią, że
faktyczne bezrobocie na Podlasiu sięga ponad 30 proc.
(...)
O zamożności mieszkańców miasta powinien świadczyć stan jego budżetu.
Tymczasem z powodu obaw większości radnych dotyczących zbytniego zadłużenia
miasta nowym budżetem prezydent Białegostoku musiał przygotować już trzecią
wersję planu miejskich dochodów i wydatków na 2003 rok. W projekcie budżetu
na bieżący rok o 1,5 mln zmniejszono wydatki na kulturę fizyczną i sport.
Milion złotych mniej miasto przeznaczy na budowę ulic. Mniej wybudowanych
będzie mieszkań socjalnych. O 400 tysięcy zł mniej dostanie komunikacja
zbiorowa. O taką samą sumę zmniejszono nauczycielskie pensje. Budżet
zredukowano by jeszcze bardziej, gdyby nie cięcia, jakich dokonało państwo w
subwencjach finansowych przeznaczonych dla miasta. O 4,5 mln zł zmniejszyło
wydatki na oświatę, zredukowało też poważnie kwoty przeznaczone na utrzymanie
domów opieki społecznej i budowę dróg. Planowane dochody miasta w roku 2003
to 475 milionów złotych, a wydatki 519 milionów złotych. Deficyt wyniesie
więc 44 mln. Na taką kwotę miasto będzie musiało zaciągnąć kredyty.
(...)
koniec fragmentow.
CZY KTOS MA OCHOTE NA KOMENTARZ ?
Temat: Ocena przedprojektu (mojego własnego)
Kurcze a już było tak przyjemnie. A tu ups i od razu personalne wycieczki. Ale
nic to.
1. To że jest setki domów w katalogach nie jest żadnym argumentem za tym że nie
ma m pomysłu na ten dom. ŻADNYM. To tak jakbym powiedział że np. Mroczna Wieża
Kinga jest książką bez żadnego pomysłu bo isnieje setki książek w których fabuła
się zapętla. Taka logika się nie broni.
2. Odnośnie krytyki pomysłu - nie można krytykować czegoś czego nie ma - a za
tem pomysł jest. Oczywiście że niedoskonały ale właśnie liczyłem że ktoś mi coś
tu doradzi. Pomysł ciemnego salonu (moim zdaniem wcale taki strasznie ciemny nie
będzie, mieszkałem już z oknami tylko na północ i nie oślepłem :-) już
tłumaczyłem. Wiem że to nie jest najlepsze rozwiązanie ale godzę się na to z
innych względów (układ działki, większa intymność w salonie skierowanym nie w
stronę drogi, itd). Wejście umieściłem tu gdzie umieściłem ponieważ wydawało mi
się to sensowne. Wchodzą do domu najczęściej jego mieszkańcy i nie koniecznie
kierują się od razu do salonu. Owszem fajnie mieć reprezentacyjne wejście ale
ono tak naprawdę gra swoją rolę głównie dla osób trzecich, a nie mieszkańców.
Moje wejście jest blisko kuchni ze spiżarnią bo przeważnie tam się kieruję z
zakupami, jest blisko garażu bo często wychodzę prosto z samochodu do domu i
chciałbym się znaleźć w miejscu gdzie mogę zostawić ubranie wierzchnie itd.
Owszem blisko są schody ale wg mnie to akurat jest zaleta. Bo fajne schody mogą
być ozdobą i jakoś tak wg mnie przynależą do komunikacji która musi się zbiegać
przy wejściu. Kuchnia jest przy wejściu (jak pisałem wyżej) oraz przy salonie bo
być może będzie otwarta. Łazienka jest tam gdzie jest dlatego że jest blisko z
salonu i kuchni czyli z pomieszczeń gdzie głównie spędza się czas. Dodadkowo
wydawało mi się że jak będzie przy ścianie dzielącej połówki to może uda się coś
oszczędzić na wspólnym ciągu wodno/kanalizacyjnym. Garaż jest tu gdzie jest bo
chciałem ograniczyć do minimum wykorzystanie działki na dojazd.
Jak widzisz za położeniem każdego pomieszczenia mam jakieś argumenty. Nie
rozrzuciłem ich losowo. Myślałem nad tym. Pewnie popełniam jakieś błędy ale Ty w
swej wielkiej mądrości wytykasz mi coś bez żadneo uzasadnienia. Bo co to za wada
że po wejściu do domu widzę schody? Uzasadnij to jakoś.
Może nie wiem "jaką ten dom opowiada historię" ale mniej więcej wiem jak i do
czego ma mi służyć. I do tego starałem się dostosować układ pomieszczeń idąc
często na kompromisy (jak z kierunkiem salonu). Więc nie zarzucaj mi że nie wiem
dlaczego. Wiem. To jest moje "dlaczego". Liczyłem że tu na forum właśnie ktoś mi
podpowie jeszcze inne aspekty których pod uwagę nie wziąłem i wtedy wezmę.
PS. Wogóle nie jestem architektem. I nie zamierzam być. Zamierzam jedynie
przemyśleć sprawy w których będę podejmował decyzję. Architekt (z całym
szacunkiem) jest tylko doradcą i wykonawcą. Za to czy kuchnie mam z lewej czy z
prawej on odpowiedzialności nie bierze żadnej. Nie będę go mógł za 5 lat
zaskarżyć że mi jest niewygodnie bo mam za daleko do łazienki. Wyśmieje mnie i
powie - "panie, sam pan się zgodziłeś". Jedyne za co on odpowiada to że dom
zrobiony zgodnie z projektem wypełni wszystkie normy, przepisy i się nie zawali.
Tyle. Reszta to moja odpowiedzialność a jego funkcja usługowa. A jeśli ja
odpowiadam to chcę podjąć decyzję świadomie a nie na zasadzie że robi architekt
a ja przyjmuje wszystko i biorę odpowiedzialność na siebie. Dziwne?
Temat: wklejam
Propozycja jeszcze bardziej
Palnick napisał: "Paradoksalnie wystarczy realizacja pierwszego postulatu.
Drugi nie będzie, w krótkim czasie, miał kogo dotyczyć ) To pewne przy
obecnym poziomie frustracji i nienawiści w narodzie."
Każda cząstkowa propozycja będzie mało wydajna, a im propozycja będzie lepsza,
bardziej komleksowa, tym bardziej będzie nierealistyczna, nierealizowalna wobec
uwarunkowań silniejszych od dobrej woli czy argumentów. Gdy lekarze i urzędnicy
są skorumpowani, gdy jest na to rodzaj społecznego przyzwolenia (poprzez branie
udziału, mniejsza o deklaracje...), gdy pchani są do władzy dawni totalitarni
aparatczycy (względnie ich żona razem z córką...), to i policjanci są
skorumpowani, gdy oni są, to nie pracują dobrze, a gdy nie pracują dobrze, to
wzmacnia chuliganów.
Jasną jest sprawą, że mojej prozycji "jeszcze bardziej NASTĘPUJĄCEJ" nie należy
rozumiec dosłownie. Przy dosłownej interpretacji głównie zakaz swobodnego
posiadania kamery i robienia własnego filmu raziłby swoją bzdurną
restrykcyjnością przypominającą utrudniony internet w krajach braku wolności.
Co zatem było intencją mojego drugiego postulatu? Znacznie dalej idąca ochrona
prywatności. Ograniczenia, a pewnych sytuacjach restrykcje i kary dla podmiotów
filmujacych osoby bez tych osób zgody, wyśrubowane w górę kary dla używających
urządzeń technicznych do podsłuchiwania wydarzeń w prywatnych mieszkaniach i
samochodach, itd.
Przedstawione uwagi mają raczej dać wyjasniający zarys moich intencji niż byc
projektem (który ktos by krytykował: dlaczego tylko w samochodach, a pluskwa
podczepiona do ubrania czy rejestrujaca rozmowę w biurze czy na spacerze, to
może być?)
W sprawie pierwszego postulatu: lepsza w tym Ameryka od Anglii (czy Polski) i
tyle. Gdy gnat nielegalny, to ma go osobnik nielegalny. W ten sposób przewaga
osobnika nielegalnego nad kimś, kto nie pali się do łamania prawa, dodatkowo
mocno rośnie. Przy okazji dodam, choć ma to nieco mniejsze znaczenie, że w ten
sam sposób rośnie przewaga państwa nad jednostką, a dalej - potencjalnie -
państwa okupanta (przegrana war i w efekcie okupacja to coś, co się zdarza na
tym świecie).
Co można jeszcze dodać, już bliżej szkoły. Na pewno zgłoszona przez Doku uwaga,
że przenoszenie nie wypelniających wymogów szkoly uczniów do młodszej klasy
celem powtarzania rocznego kursu, to głupota, która nie przystaje do
wspólczesnych problemów. Dalej to, o czy ja wczesniej pisałem. Obowiązek
szkolny rozciągnięty aż na poziom obowiązującej w tym kraju konstytucji to
kolejna glupota. Oznacza ona, że uczeń, który atakuje dzieci i nauczycieli musi
pójść do szkoły. Oznacza ona, że uczeń atakowany przez innych uczniow musi
pójść do szkoły.
Może tyle na dzisiaj, pozdrawiam (i, jak zwykle, ubiegam się o możliwość
pozdrowienia Ady08 z tego miejsca, które ona nazywa Katedrą i sugeruje, że z
katedry stukam, a może nawet jestem czarnym klechą..., jak widzisz - nie ma
lekko, a które ja nazywam postem bedącym bezpośrednią reakcją na post Palnicka).
sen li
Temat: Tupolew: kolejny słowiański geniusz awiacji
Tupolew był konsekwentny, choć nie był uparty. W kilku przypadkach poparł
konstrukcje maszyn zbudowanych według starej technologii, mimo iż jego
autorytet w sporach z dieriewianszczikami był niepodważalny. O pozycji Tupolewa
i jego Doświadczalnego Biura Konstrukcyjnego w tamtych latach świadczyć może
prestiżowe zamówienie na wykonanie... pierwszych gwiazd na kremlowskie wieże.
Inżynier od Boga, wróg ludu
W imperium robotników i chłopów żadne gwiazdy nie miały jednak gwarancji, że
utrzymają swoją wysoką pozycję. Nawet wielce zasłużony, odznaczony w 1933 r.
Orderem Lenina, główny inżynier GUAP (Gławnoje Uprawlenije Awiacyjonnoj
Promyszlennostiu – Główny Zarząd Przemysłu Lotniczego, branżowe quasi-
ministerstwo) Andriej Tupolew.
„Była druga połowa 1937 roku – wspomina w swej książce Saukke (syn Borysa
Saukke, konstruktora i współpracownika Tupolewa, również represjonowanego).
Tupolew pełen był twórczych pomysłów. Jego sława dotarła za granicę. Naturalny
lider, inżynier od Boga (...) zdołał zjednoczyć w swym biurze utalentowanych
inżynierów i konstruktorów. (...) Przechodził testy TB-7 (ANT-42) – bombowiec
nowego pokolenia. Miał bronić kraju już nie w latach 30. (jak TB-3), ale w 40.
Wiedziało o nim niewielu, był tajnym projektem. (...) Z niecierpliwością
oczekiwano go w Wojskach Lotniczych. Takie sukcesy można było osiągnąć jedynie
dzięki racjonalnej organizacji pracy całego biura konstrukcyjnego”.
21 października 1937 r., wieczorem, do gabinetu Tupolewa w budynku GUAP weszli
ludzie w cywilnych ubraniach. Rozpętana w 1937 r. przez Stalina i NKWD czystka
skierowana przeciwko „zdrajcom narodu” w siłach zbrojnych nie mogła też ominąć
środowiska konstruktorów, podporządkowanych, jak cała gospodarka, strategicznej
produkcji wojskowej.
Pisze Saukke: „Nad krajem rozbrzmiał niesłyszalny dla ludzi i tym straszniejszy
dla ich losów żałosny dźwięk nocnych dzwonków. Wkrótce okazało się, że w ZSRR
jakby nie było samolotów znanych milionom ludzi, oznaczonych symbolem ANT (od
pierwszych liter Andriej Nikołajewicz Tupolew; dopiero w czasie wojny
nazewnictwo nowych serii samolotów związano z biurami konstrukcyjnymi i
pojawiły się Tupolewy – Tu – czy Antonowy – An – produkowane przez zakłady
lotnicze Antonowa pod Kijowem – przyp. red.). Zamiast nich zaczęto mówić o
samolotach z symbolami CAGI: CAGI-25, CAGI-4... Wkrótce fala bezprawia lat 1937–
1938 zmiotła nie tylko Tupolewa, ale praktycznie cały przemysł lotniczy”.
Państwu przyszło zapłacić za to szaleństwo hekatombą ofiar w wojnie fińskiej i
ojczyźnianej.
Pozdrawiam i zapraszam na:
Forum Słowiańskie
Temat: Relacja ze spotkania z Panią Joanną.:)
Relacja ze spotkania z Panią Joanną.:)
Domyślam się, że nieobecnych zżera ciekawość. Prezentuję tu moją część
relacji i proszę, by inni w miarę możliwości uzupełnili ją w częściach przeze
mnie "przegapionych".
Stawiłam się w Szpulce sporo przed ustaloną godziną "zero". Szpulka (wielkie
Ci dzięki i mrowie pochwał) mnie wpuściła, nawet nie zaglądając do listy
gości. Juz kłębił się dość spory tłumek ludzi, odzianych w całości, bądź
częściowo w czerwone szmatki.
Dobrnęłam do salki, przeznaczonej dla osób, udzielających się na stronce,
zostałam rozpoznana i w atmosferze ogólnej euforii i oczekiwania na
pojawienie się głównej Bohaterki spotkania, upchnięta za stolikiem z bobem i
orzeszkami. Jeszcze raz przepchnęłam się, by wziąć darmowe piwo, nabyłam trzy
książki Autorki, promocja których stanowiła clou spotkania. Bardzo mi się
podobał pomysł wydania wersji kieszonkowej książeczek. A już mój rzeczywisty
podziw wzbudziła książka, będąca drugą częścią przygód Pafnucego. Bardzo
eleganckie, doskonale zilustrowane dzieło. Następnie oddałam się pogawędkom
towarzyskim.
Czas leciał szybko, ale nie zapomniałam zrobić rekonesans i wyłowić z tłumu
gości z przyjaznego naszemu forum - "Dziupla", których też zabrałam do salki.
Pani Joanna nie zawiodła - okazała się taka, jak Joanna, opisywana przez nią
w książkach, choć przejawiała oznaki charakterku, bo nie wszystkie pytania
jej pasowały i na niektóre nie udzieliła odpowiedzi. Wyglądała tak, że ja też
chcę w jej wieku wyglądać tak, jak ona. Była ubrana niezmiernie elegancko, i
przyszła na szpilkach. A przecież ma 71 lat!!! (Upsss, może nie warto było
mówić - może to nietakt?) Na tyle nie wygląda.
Ludzie natychmiast zajęli się zadawaniem pytań, dotyczących jej twórczości.
M.in. zadałam pytanie o tym, czy zwierzaki, występujące w jej opowieściach
dość licznie, mają swoje realne pierwowzory. Tak. Pies Chaber istnieje w
rzeczywistości, choć losy jego potoczyły się trochę inaczej - został oddany
myśliwemu. Natomiast Pani Joanna pochwaliła się, że ma 14 kotów
na "dochodzące", w tym 7, buszujących po jej domu. Opowiadała, że gdy przez
dłuższą chwilę nie wpuszcza ich do domu, to drabią łapkami w szybkę, a z rana
siedzą pod drzwiami, myjąc pyszczki, by je wypuściła na dwór.
Pani Joanna także powiedziała, że nie podoba się jej pomysł kręcenia filmów
na podstawie jej powieści. Jedynie "Romans wszechczasów", który uważa za
najgorszą swoją książkę, "rzuca" na pożarcie telewizji. Mi też "Romans..."
nie podoba się i tu jestem zgodna z Autorką, iż powieść ma dwa punkty
załamania nastroju opowieści. Chmielewska opowiedziała także o tym, że
nieudane opowieści też ma, istnieją w szczątkach, ale nie są wyrzucane do
kosza, tylko utykane po kątach szuflad. Do jej ulubionych książek, napisanych
przez nią należą "Wszystko czerwone" i "Skarby". Autorka powiedziała, że
pracuje nad nową opowieścią, ale tematu nie zdradziła.
Zapytana o gusta czytelnicze, stwierdziła, że czytała książki Grocholi i jej
się podobają, natomiast nie czytała twórczości Masłowskiej, nawet trochę
zdziwiła się, bo chyba nie słyszała o tej Autorce. Wydawca powiedział, że
użyczy jej książkę Masłowskiej, choć nie jest to literatura, która może
podobać się Pani Joannie.
Był oczywiście poruszany temat jej książek damsko-męskich. Tych poradniczków
z przymróżeniem oka. Chmielewska nawoływała, by nie tępić męskiego rodzaju,
gdyż potem zostaną Paniom tylko ciamajdy. Powiedziała, że w planach ma
napisanie książeczki dla Panów o Paniach.
Fani Chmielewskiej w atmosferze żartu i zabawy zapytali, czy poznaje sprzęt
biurowy, który dostarczyli na imprezę, a mianowicie przykładnicę i dziurkacz
(choć nie był on czerwony). Ponadto był zaprezentowany tłuczek z czerwoną
kokardką. Zaobserwowałam też Pana, piastującego w dłoni tłuczek, zakończony z
drugiej strony zgrabnym tasaczkiem.
Ogromne słowa podziękowania i podziwu dla możliwości organizatorskich należą
się Starej.Gropie, Kkiecam i oczywiście - przewspaniałej Anecie
(Cafeszpulka). Bez tych cudownych ludzi impreza by nie wypaliła, jak też bez
obecności wielu - wielu osób z forum fanów, którzy swoimi osobowościami i
pomysłami przysłużyli się temu, iż spotkanie naprawdę było udane.
Przygotowana książeczka "Wszystko Chmielewskie", jak też projekt legitymacji
członkowskiej Klubu Fanów Twórczości Pani Joanny - to majstersztyki.
Oficjalną część imprezy zakończyło rozdawanie autografów przez Panią Joannę i
robienie z nią zdjęć. Byłabym wdzięczna, gdyby zdjęcia Falconetty dotarły do
mnie na skrzynkę. Wiem, że proszone przeze mnie osoby je robiły.
Jeszcze raz ogromne dzięki wszystkim, dzięki którym odbyła się ta impreza.
Pozdrv.
Temat: program polityczny dla jarugi nowackiej
> nie jestem prawnikiem, wiec nie wiem, jakie procedury
> powinno sie stosowac. gdy ktos da mi przyklad, to moge
> dyskutowac, czy mi 'sie podoba' czy nie.
No ale jakiś podstawową wiedze i umiejętnośc myślenia chyba posiadasz.
Więc powiedz. Czy wyobrażasz sobie np. taki przepis, któy w praktyce
umożliwiłby kobiecie zrzeczenie się pewnych przywilejów a jednocześnie
gwarantowałby, że będzie to się działo rzeczywiście na jej życzenie?
Wg. mnie albo
1) uniemożliwiasz prawnie takie rozwiązanie (czyli nici z Twoich postulatów w
tej kwestii)
albo
2) wprowadzasz taką możliwość i liczysz sie z konsekwencjami.
Ja oczywiście skłaniam sie ku tej drugiej opcji (podkreślam: SKŁANIAM SIĘ a nie
ŻĄDAM) ale jestem w stanie zaakceptować także tą pierwszą.
Słucham za to Ciebie.
> to tak samo, jak ja bym sie Ciebie zapytala: jakie
> widzisz mozliwosci zwiekszenia enegii w akceleratorach
> kolowych, ktore nie bylyby niemozliwe do zrealizowania ze
> wzgledow finansowych? raczej nie wiesz, poniewaz nie
> jestes specjalista. oni od tego sa. a ja moge dyskutowac
> 'zdroworozsadkowo' z tym, co mi zaproponuja.
No to dyskutuj zdroworozsądkowo jakie powinno wyglądac prawo żebyś nie musiała
byc ofiarą przywilejów, z któych i tak nie zamierzasz korzystać.
Przecież nie każę Ci pisać projektu ustawy.
> w sprawie konstytucji: rozumiem, ze wobec tego mam prawo
> chodzic po ulicy w ciuszkach ku-klix-klanu i, poniewaz
> nie jestem zadna instytucja panstwowa, nikt nie ma prawa
> mnie ukarac?
Wiesz. Jeśli ktoś ubierze kaptur z dziurami na oczy to nawet nie sądze żeby
były jakieś szanse podciągnięcia tego pod dyskryminację.
> to jest dopiero moralnosc kalego... konstytucja dla
> instytucji, ale nie dla osob prywatnych...
Jak najbardziej dla osób prywatnych. Zadna instytucja nie ma prawa
dyskryminować Cie za ubiór nawet jeśli jest to biały kaptur.
Zadam Ci jeszcze raz pytanie.
Dlaczego nie uważasz za konieczny zakaz dyskryminacji przy zawieraniu innych
umów?
Na przykładzie:
Czy moznaby konstytucją uzasadnić zakaz dyskryminacji przy zawieraniu małżeństw?
Spokojnie, bez nerwów i analitycznie wytłumacz mi dlaczego zakaz dyskryminacji
przy zatrudnianiu jest OK a zakaz dyskryminacji przy wyborze małżonka byłby
nonsensem.
Tylko nie pisz mi że małżeństwo to prywatna sprawa bo ja się chce właśnie
dowiedzieć dlaczego umowa o prace nie może byc prywatna sprawą.
Nie pisz mi że takie porównanie to absurd bo ja się właśnie chce dowiedzieć z
czego wynika ten absurd.
I jeszcze raz proszę:
Spokojnie, krok po kroku, bez nerwów wytłumacz mi na czym polega różnica
pomiędzy małżeństwem a umową o pracę i co powoduje, że w sprawie małżeństwa
nikt nie proponuje zakazu dyskryminacji a w sprawie pracy jak najbardziej się
proponuje.
Temat: "Faszystowskie matoły przecz ze szkoły"
"Faszystowskie matoły przecz ze szkoły"
Wczoraj w Warszawie:
"Roman Giertych musi odejść"
Kilkanaście osób, głównie młodych, demonstrowało w sobotę w Warszawie przed
siedzibą Ministerstwa Edukacji Narodowej i przed pomnikiem Romana Dmowskiego
przeciwko osobie Romana Giertycha jako ministra edukacji.
Pikietę zorganizowała nieformalna grupa młodych ludzi pod nazwą Kampania
Giertych Musi Odejść (GMO). Protestujący skandowali m.in. "Roman Giertych musi
odejść - Roman Dmowski musi runąć", "Brunatne mundurki precz ze szkoły" i
"Faszystowskie matoły przecz ze szkoły".
"Roman Giertych jest najgorszym ministrem edukacji od 1989 roku, nie możemy
pozwolić by nadal rujnował polską edukację" - uważa jeden z organizatorów
pikiety Kuba Machaj. - Nie da się ukryć, że jest dzisiaj zimno, ale pod
ministerstwem edukacji od czasu jak kieruje nim Giertych jest zawsze lodowato,
nie zależnie od pory roku (...) Paraliżujący, zimny wiatr głupoty i
niekompetencji płynie z ministerstwa cały czas - powiedział.
Zdaniem Machaja, "skrajna prawica opanowała polską szkołę". Jak mówił, trzeba
się temu przeciwstawić. Zarzucił Giertychowi m.in., że ten nie odciął się
publicznie od niedawnej publikacji swego ojca eurodeputowanego Macieja Giertycha.
Oceniana jako antysemicka 30-stronicowa książeczka M.Giertycha pt. "Wojna
cywilizacji w Europie", wydana z logo Parlamentu Europejskiego, wywołała
skandal. Potępiły ją organizację żydowskie i izraelski MSZ, które zaapelowało
o to samo do polskiego rządu. Potępiające stanowisko zajęła Komisja
Europejska, a szef Parlamentu Europejskiego Hans Gert Poettering nakazał
wszczęcie dochodzenia w sprawie jej publikacji. Z poważnym niepokojem treść
broszury przyjął też prezydent Lech Kaczyński.
Demonstrujący w sobotę krytykowali też założenia rządowego projektu "Zero
tolerancji dla przemocy w szkole", który przygotował i wprowadza w życie
minister edukacji.
- Nie chcę by moje dziecko musiało chodzić do szkoły, w której uczniów
traktuje się jako potencjalnych przestępców, a nie jak partnerów - a na tym
polega szkoła propagowana przez Giertycha. Nie chcę by moje dziecko chodziło w
mundurku do szkoły, w której w mundurkach będą też nauczyciele, gdzie wszyscy
są ubrani tak samo i panuje ostry reżim - powiedziała Anka Brudzińska z GMO.
Podkreśliła, że jest to dla niej szczególnie ważne gdyż spodziewa się dziecka.
- Osoba o tak skrajnych poglądach jak Roman Giertych nie może być ministrem
edukacji. Moje dziecko za siedem lat pójdzie do szkoły i nie chcę by była to
szkoła taka jaką proponuje Giertych. Jego pomysły i decyzje nie są dobre-
zaznaczyła Patrycja Dołowy, która przyszła na protest ze swoim kilku
miesięcznym dzieckiem z wózku.
Program "Zero tolerancji dla przemocy" przewiduje m.in. utworzenie ośrodków
wsparcia wychowawczego dla uczniów uniemożliwiających normalną, spokojną naukę
innym, rozszerzenie pomocy psychologiczno-pedagogicznej, organizowanie
specjalnych szkoleń dla rodziców, monitoring w szkołach, wprowadzenie
mundurków szkolnych czy nałożenie na szkoły obowiązku korzystania z
oprogramowania blokującego dostęp uczniów do niewłaściwych treści w Internecie.
(PAP)
wiadomosci.o2.pl/?s=257&t=332994
Temat: Koniec raju dla emerytów
Koniec raju dla emerytów
Trude i Kurt, emeryci z Duisburga, skończą wkrótce osiemdziesiąt lat.
Wyglądają jednak młodziej, niż wynikałoby to z ich metryk – nadal energiczni
i modnie ubrani. On był suwnicowym w hucie Mannesmanna, ona prowadziła dom i
wychowała dwójkę dzieci. Żyją od ponad 20 lat z jego emerytury, która
wystarcza na niewyszukane, ale dobre jedzenie, komorne za niewielkie
dwupokojowe mieszkanie i utrzymanie dwunastoletniej Toyoty Starlet. Nadal
jeżdżą co roku na urlop do znajomych w dolnosaksońskiej wsi, bo szastanie
pieniędzmi uważają zgodnie za grzech. Być może z tego powodu nie wydają na
papierosy, alkohol, kino, teatr i zakup książek. Obojgu wystarcza lektura
dziennika „Bild Zeitung” i telewizja. Ich domowego budżetu nie obciążają
koszty związane z leczeniem – za lekarza płaci kasa chorych, a opłaty za
lekarstwa i masaże – choć coraz wyższe, są nadal w zasięgu ich finansowych
możliwości. – Mamy teraz wszystko – mówi Trude – ale co będzie, jak dobiorą
się do naszych emerytur?
Niepokój jest uzasadniony. Jesień 2003 r. upływa w Niemczech pod znakiem
debat nad zmianami funkcjonowania państwa, które przygniata ciężar wydatków
bez pokrycia i 4,5-milionowe bezrobocie. Rząd kanclerza Gerharda Schrödera
uznał, że polityka półśrodków nie wystarczy i przygotował program AGENDA
2010, pakiet reform mających odbiurokratyzować gospodarkę niemiecką, a także
zmienić działanie systemów – podatkowego, służby zdrowia i emerytalnego w
starzejącym się coraz bardziej społeczeństwie.
Atmosfera zaczęła gęstnieć, gdy projekty przybrały formę uzgodnień
koalicyjnych bądź ustaw zawierających zmiany, które uzmysłowiły Niemcom, że
opiekuńcze państwo dobrobytu nieodwołalnie odchodzi w przeszłość.
Fakty są jednak nieubłagane. W minionych 40 latach życie statystycznego
Niemca wydłużyło się średnio o 8 lat, za to przyrost naturalny zmniejszył
się prawie o połowę. Oznacza to, że coraz mniej osób płacić będzie składkę
emerytalną na coraz większą liczbę potrzebujących – co stawia pod znakiem
zapytania ideę solidaryzmu, w myśl której młodzi finansują emerytury swoich
rodziców.
Niemiecki system emerytalny oparty jest na związku między wysokością
płaconych składek, a sumą przyszłych świadczeń. Wysokość składki wynosi
obecnie 19,5 proc. miesięcznego uposażenia i jest już czterokrotnie wyższa
od powojennej. Niestety, z każdych wpłaconych 100 euro należy oczekiwać
jedynie 48 centów renty (przed półwiekiem – odpowiednik 5 euro). Pracująca
dziś generacja musi się dodatkowo liczyć z tym, że im młodsza, tym więcej
będzie płacić na fundusz emerytalny, mając w perspektywie niewystarczającą
na życie emeryturę
Temat: "Reiseland Deutschland"
"Reiseland Deutschland"
Ponieważ temat nieoczekiwanie ożył, a niemiecki wariant wakacji zrealizowałem ,
więc pozwalam sobie przedłożyć fragment podróżnych notatek AD 2006:
01.09 2006. Herzbolheim okazuje się być sporym miastem, przez które w drodze na
nasz kemping trzeba przejechać. Kemping położony malowniczo na stoku, namioty,
domki i mobilohome'y; pełno Holendrów i Anglików. Obsługę Eurocampu stanowią tu
młodzi ludzie, prowadzą nas do naszej Verony nr 123. Zaraz po rozpakowaniu się
jedziemy do miasta na zakupowy rekonesans, bo w kempingu nie ma sklepu, jest
tylko restauracja. W odległości jednego kilometra jest duży market E : kupujemy
dwie butelki wina po 1,20, Bratwurst, piwo po 0,30, masło i doskonałe,
chrupiące bułki - 6 za 1,19 € - musimy przestawić się na nową walutę, ale
wszystko wydaje się tańsze, niż w Szwajcarii, a chyba nie jest. Przez cały
dzień bezchmurna pogoda i ciepło, przebieramy się w lżejsze ubrania, a kawę
pijemy przed domkiem.
02.09.06
Noc ciepła, bo w ogóle ciepło, a na dodatek mamy tu wspaniałe, grube koce w
szkocką kratę, śpimy dobrze. Rano jedziemy na zakupy, głównie po bułki, ale
spostrzegamy, że korzystając z dolnych półek i "Action’ów" można by tu wyżyć za
nasze dochody (np. kilo makaronu Barilla 0,99 €). Na śniadanie - kupione
wczoraj bratwursty - przy okazji odkrywam, że kuchenka nad klapą piekarnika ma
osobne uchylne drzwiczki do typowego grilla. I nagle w drzwiach staje piękny
kotek-burasek, witamy go z entuzjazmem i częstujemy szynką, którą on bez
entuzjazmu wącha i oblizuje, ale nie je pomimo serwowania mu jej na różne
sposoby. Już zaczynamy podejrzewać, że to rzadki okaz kota-wegeterianina, gdy
on, wymywszy sobie łapki zjada jeden, a potem drugi plasterek, widać nauczono
go, że przed jedzeniem trzeba umyć łapki, a nie od razu rzucać się na żarcie.
Jedziemy do Breisach, miasta nad Renem, na którego drugim brzegu - Francja.
Zauważyłem, że tu Ren ma bardzo płaskie brzegi, więc w razie przyboru.... Po
drodze bardzo miło i malowniczo, cały czas wśród winnic, wreszcie dojeżdżamy do
celu, w mieście oczywiście targ, owoce i jarzyny nieprzyzwoicie drogie np.
pomidory po 2,50 (oczywiście €, nie zł). Ale mimo to zjadamy duże porcje
dobrych lodów i wspinamy się na wyniosłe wzgórze Górnego Miasta (Oberstadt),
gdzie stoi katedra (St.Stephansmünster), której budowę rozpoczęto w 1270 r.,
ukończono w XIV w., zburzono w 1945 i odbudowano w 1956. Wewnątrz pomimo to
dużo zachowanych, choć bardzo wyblakłych fresków, wspaniały szafowy trójdzielny
ołtarz (Matka Boska, aniołowie itp.), postacie nie pomalowane, ładne stalle. Na
środku prezbiterium skrzynia z relikwiami św. Gerwazego i Protazego, które
dostały się tu w cudowny sposób. Katedra gotycka, ale z wieloma elementami
romańskimi np. okna dwu- i czteroforalne w wieży, a w ogóle zbudowana na
rzymskich fundamentach. Elementy obronne wzgórza katedralnego projektu
oczywiście Vaubana. Stąd do Freiburga czyli Fryburga Bryzgowyskiego ("am
Breisgau” ... tu dygresja : skąd w tych okolicach Europy tyle miast ma polskie
odpowiedniki swych nazw: Freiburg am Breisgau= Fryburg Bryzgowyski,
Mainz=Moguncja, Moulhouse=Miluza itd.?). To duże miasto, dziś pełne
zwiedzających, parkowanie możliwe tylko w podziemiu (za 2,40). Łatwo trafiamy
pod katedrę, gdzie ... ( tak,tak) ... trwa jarmark, więc tłumy, pełne też są
restauracyjne ogródki. Katedra z ciemnoczerwonego piaskowca w różnych
odcieniach jest ogromna i najeżona przyporami, pinaklami oraz gargulcami (1200
r.) znowu z elementami romańskimi. Wewnątrz ciekawe półślepe arkady, liczne
posągi, bardzo ładne witraże, szczególnie podobała mi się rozeta. Münsterplatz
ma dwie piękne fontanny i śliczny, czerwony i ozdobny Kaufhaus. W całym
mieście wzdłuż i w poprzek ulic i uliczek pełno wąskich, odkrytych kanałów,
którymi bystro płynie woda, trzeba patrzeć pod nogi. Kolejką linową wyjeżdżamy
dwuosobowymi wagonikami na Schloβberg, skąd podziwiamy widok na miasto, dobrze
widać filigranową konstrukcję przypór katedry. W restauracji pijemy latte
macchiato i stąd już dom domu. słoika za 0,65€.
Strona 3 z 3 • Znaleziono 139 wyników • 1, 2, 3