Wyświetlono wiadomości wyszukane dla słów: projekt wycieczki szkolnej





Temat: przedszkole w Birczy
konkurs Fundacji Rozwoju Dzieci !!!
Unia dla edukacji maluchów

"GW", Agata Kulczycka, 29-05-2005

Tylko co 13. podkarpacki maluch mieszkający na wsi chodzi do przedszkola. Już
wkrótce może się to zmienić. Wszystko w rękach gmin, które powinny wystartować
w konkursie ogłaszanym przez Fundację Rozwoju Dzieci im. Komeńskiego. Do
wygrania są pieniądze z Unii Europejskiej na edukację dzieci przedszkolnych

Fundacja Rozwoju Dzieci im. Komeńskiego wygrała ministerialny konkurs
na "Alternatywne formy edukacji przedszkolnej" zorganizowany w ramach
Europejskiego Funduszu Społecznego. Jego celem jest upowszechnienie edukacji
przedszkolnej dla dzieci 3-5-letnich we wsiach, w których nie ma przedszkoli. -
Na początku czerwca ogłosimy konkurs dla gmin, które chciałyby wziąć udział w
projekcie - zapowiada Ewa Rościszewska z Fundacji Rozwoju Dzieci im.
Komeńskiego.

Program ma objąć sześć województw, w których najmniej dzieci chodzi do
przedszkoli. Oprócz Podkarpacia są to województwa: podlaskie, warmińsko-
mazurskie, mazowieckie, lubelskie i świętokrzyskie. W sumie zostałoby tam
utworzonych 90 ośrodków dla 1600 dzieci.

Fundacja chce w gminach, które zgłoszą się do projektu, utworzyć ośrodki
przedszkolne. Zajęcia z dziećmi odbywałyby się w nich przez 12 godzin
tygodniowo, po trzy lub cztery godziny przez trzy lub cztery dni. - Do zadań
gminy należałoby przygotowanie odpowiedniego miejsca, a my pokrylibyśmy koszty
wynagrodzenia nauczycielki, które zawsze stanowią najpoważniejsze obciążenie, a
także wyposażylibyśmy te ośrodki w stoliki i krzesła dla dzieci - wyjaśnia
Rościszewska. Fundacja chce przeszkolić 120 nauczycielek, które prowadziłyby
zajęcia w ośrodkach według autorskiego programu "Gdy nie ma przedszkola". W tej
chwili ten program jest realizowany w 46 placówkach w Polsce. - Głównym jego
celem jest edukacja dzieci, ale nie w tradycyjnym rozumieniu tego pojęcia.
Nacisk położony jest nie na czytanie i pisanie, a na to, by dzieci stawały się
śmiałe, otwarte, potrafiły ze współdziałania z innymi czerpać radość. To
umiejętności, które trudno zdefiniować, lecz to właśnie one rzutują na przyszłe
życie dziecka. Bez przygotowania przedszkolnego nie sposób ich wykształcić -
twierdzi Rościszewska.

Horyniec Zdrój już to robi

Na Podkarpaciu jest tylko jeden ośrodek, w którym dzieci uczą się według zasad
proponowanych przez warszawską fundację. To działający od września ubiegłego
roku Klub Przedszkolaka przy gminnej bibliotece w Horyńcu Zdroju. - Przed laty
mieliśmy przedszkole. Ale w 1990 r., gdy coraz więcej osób traciło pracę,
frekwencja w przedszkolu tak spadła, że musieliśmy je zlikwidować - opowiada
Edward Rogala, wójt Horyńca Zdroju. Gmina na nowo utworzyła je dwa lata temu.
Działało przy szkole, ale koszty przewyższyły możliwości finansowe samorządu.

- Dowiedzieliśmy się o propozycji Fundacji im. Komeńskiego i zainteresowaliśmy
się jej programem - opowiada wójt. - Najpierw sam pojechałem zobaczyć taki
ośrodek w Jastkowie w województwie lubelskim, a później na wycieczkę zabrałem
rodziców - wspomina wójt. W horyńskim Klubie Przedszkolaka codziennie po cztery
godziny uczy się 30 dzieci. - To zajęcia nastawione tylko na edukację i rozwój
społeczny dziecka - mówi Edward Rogala. Dla rodziców to koszt 20 zł miesięcznie
oraz - raz na kilka tygodni - obowiązkowy dyżur. - Rodzic dyżuruje jako
asystent nauczyciela - wyjaśnia Rogala. Wójt jest zadowolony, bo taka forma
przedszkola jest tańsza od tradycyjnej, i zapewnia, że nie tylko jemu, ale
także rodzicom i dzieciom podobają się zajęcia w Klubie Przedszkolaka.

miasta.gazeta.pl/rzeszow/1,34962,2735562.html




Temat: Kilka słów wyjaśnień.
Kilka słów wyjaśnień.
Przez jakiś czas nie miałem dostępu zarówno do internetu jak i
telefonu (taka forma odpoczynku), dlatego nie miałem okazji
komentować wypowiedzi umieszczonych na tym forum, a widzę, że
troszkę się działo. A więc od początku:
• maja280 napisała „… nie rozumiem jednak dlaczego członkowie
komitetu nie dostają żadnego dokumentu potwierdzającego wzrost
ceny”. Wyjaśniam: o wzroście cen poinformował nas Burmistrz
Radzymina na spotkaniu z mieszkańcami 09.12.2008 r. Jak wynika z
listy obecności na spotkaniu uczestniczyło 126 osób, a więc znaczna
większość zainteresowanych. Ponadto prosiłem wszystkich obecnych na
spotkaniu o poinformowanie o tym fakcie swoich sąsiadów, jak również
wywiesiłem ogłoszenia na tablicach ogłoszeń. Tyle mogłem zrobić,
natomiast chciałbym przypomnieć, że wszystkie osoby wchodzące w
skład tzw. „zarządu Komitetu” działają społecznie, każdy z nas
poświęcił bardzo dużo czasu na dotarcie do Państwa i zachęcenie do
przystąpienia do Komitetu, a wszystkie materiały jakie
wydrukowaliśmy i przygotowaliśmy były drukowane na naszym prywatnym
papierze i sprzęcie. Dlatego proszę nie wymagać od nas, żebyśmy
jeszcze raz zapukali do drzwi każdego z członków komitetu.
• Prawdopodobnie w piątek 06.01.2009 r. odbędzie się ostatecznie
spotkanie w siedzibie Zarządu ZTM na temat rozkładu jazdy autobusu
740. W spotkaniu mają uczestniczyć Burmistrzowie Radzymina, radny z
Załubic i ja. Rozmowy będą dotyczyły dwóch linii, ale w mojej
wypowiedzi skupię się tylko na linii 740. Otóż chciałbym, żeby w dni
powszednie przybyło dwa kursy kosztem świąt i sobót. Nie chce się na
to zgodzić ZTM, pomimo iż z badań przeprowadzonych przez przewoźnika
wynika, ze w weekendy rzeczywiście korzysta mniej osób. Wstępnie
umówiliśmy się, że jest możliwość zrezygnowania z pierwszego i
ostatniego kursu w soboty i święta (6:07 i 21:57 z Nadmy) na rzecz
jednego dodatkowego kursu w dni powszednie. Wstępna propozycja
zmiany kursów z Nadmy do Warszawy to 5:10, 6:20, 7:30, 8:45. Reszty
nie pamiętam, ale tak jak napisałem jest to wstęp do dalszych rozmów.
• kasia_niebieska pisze o zagrożeniach wynikających z lokalizacji
trasy S8. Dla minie projektowana trasa jest szansą rozwoju dla
Nadmy. Nie ukrywam, że ta wypowiedź troszkę mnie zdziwiła, biorąc
pod uwagę, że na rozprawie z wojewodą w sprawie lokalizacji trasy
S8, które miało miejsce w sierpniu 2008 r. w Kinie w Radzyminie,
oprócz mnie, było dwóch mieszkańców Nadmy. Na tej rozprawie złożyłem
wniosek (każdy z zebranych miał prawo złożyć wniosek, skargę,
protest), żeby GDDKiA w ramach tego projektu wybudowała również
chodniki wzdłuż ulicy Szkolnej, Jaworówka i Starej.
• O problemach mieszkańców ulicy Kozia Góra dowiedziałem się
oficjalnie po raz pierwszy na tegorocznym spotkaniu seniora, od
jednego miłego seniora Nikt z mieszkańców tamtej okolicy nigdy do
mnie wcześniej nie zadzwonił w tej sprawie. Ulicą Kozia Góra jeżdżę
głównie latem na wycieczki rowerowe z dziećmi, dlatego problem znam
powierzchownie. Pomimo tego muszę powiedzieć, że wspólnie z sołtysem
z Pólka składaliśmy wniosek o porządne utwardzenie tej ulicy
destruktem, ale niestety w budżecie gminy nie znalazła się taka
pozycja. Nie oznacza to, że nie uda się w tym roku utwardzić tej
ulicy.
• Na temat monitoringu pracy radnych nie wypowiadam się, bo każdy z
mieszkańców zapewne sam ma już jakieś zadnie na temat tego co się
dzieje w jego okolicy. Zazwyczaj najłatwiej jest krytykować, ale
czasami można zauważy coś dobrego. Czego sobie i Państwu życzę.

Pozdrawiam,
Marek Brodziak






Temat: TYLKO SZCZERZE MOI DRODZY !!
wydajnosc
maksimum napisał:

> Ty chyba zartujesz?
Nie nie zartuje :) Tak wlasnie zyja kobiety w Polsce, przy czym doktorat to nie
jest rozszerzenie magisterki, jak w Stanach czy w Niemczech tylko nadal porzadny
egzamin z wielu przedmiotow (oczywiscie mam na mysli nauki scisle i
eksperymentalne nie doktorat p. Luczywo z socjalizmu stosowanego ;) ani
doktoraty inzynierskie, ktore wygladaja bardziej jak te na zachodzie i robi sie
je niejako ´po drodze´.

> W Niemczech wydajnosc jest duzo wyzsza i dlatego place sa wyzsze,ale ostatnio
> bezrobocie tam rosnie.
> Z tego co czytam,to szkolnictwow Polsce jest slabo zorganizowane,bo w Stanach
> jest wczesna selekcja i w szkolach publicznych mozna niezle wyksztalcic dzieci.
Po pierwsze- wlasnie spadlo tu gdzie jestem- nie pytaj dlaczego bo nie wiem. Po
drugie z ta wydajnoscia jest tak , ze ona rosnie tam gdzie nie ma macicieli,
zlodziei i gdzie sprzet jest pod reka. Nikt tu nie musi biegac z numerem
projektu i karta zeby zrobic kopie, a do robienia rzeczy tasmowych ma
pracownikow technicznych. Organizacja zawsze sprzyja wydajnosci. A standard
zycia jest wyzszy tyle ze to znaczy, ze wiele rzeczy (poza fryzjerem,
nauczycielem muzyki prywatnym i tradycyjnie w Niemczech chlebem) jest po prostu
tanszych.
Ztymze z nauczyciela mozna skorzystac w szkole i wcale nie trzeba miec go
prywatnego.
Szkoly panstwowe sa bardzo kiepskie (jak w bardzo wielu Stanach- nawet tych z
dobrymi instytutami i poziomem nauki na wyzszym szczeblu) ale prywatne sa za to
sporo tansze niz w Polsce. Poza tym jest wiele szkol czesciowo prywatnych -
czesciowo dotowanych przez panstwo i to bardzo dobre rozwiazanie dla takich
krajow jak Polska - jesli nie chca postawic edukacji na ruletke...
Drogie sa wycieczki dzieci po Niemczech ale juz zagraniczne - w tym kontekscie
tansze niz Polskie. Do Austrii za 90 Euro? Prosze bardzo. Bilet do San Diego za
600? Bulka z maslem. Moj maz organizujac to z Polski (ponoc na super warunkach)
zalatwil w zeszlym roku za 900. Takie to sa realia...Super garnitur za 100 Euro?
Prosze bardzo- do wyboru do koloru z najlepszej jakosci welenki i numeracja
niestandardowa...
A pojedz do Zakopanego za 90 euro na 10 dni ;)...

Ze szkolnictwem w Polsce - nie zgadzam sie. Wszyscy ktorzy tu przyjezdzaja z
Polski nie musza niczego zdawac dodatkowo... Ztymze mowie o uczelniach z W-wy,
Krakowa i Politechnice Gdanskiej.
Zdaja Rosjanie, Hindusi, nie my. Niemcy zas jadac do Stanow tez raczej blyszcza
wiedza... Z tymze chetnych na te wyzsze poziomy jest malo- i mowie o tych po
prywatnych szkolach i tych co w nauce cos robia...
Moze mieszkasz w N.Y - i tam jest inaczej, ale ja wiem co mowia moi koledzy z np
Kalifornii. Wielu z nich sie stamtad powynosila - wlasnie z tego powodu. Znam z
kolei Polakow ktorzy po wieloletnim pobycie w USA- tez wrocili do Polski ze
wzgledu na dzieci.. Po prostu ´superficity´. Jak przychodzi do dzieci to jednak
bierze sie pod uwage jakosc wiedzy a nie jej aktualne bycie na fali.
Bo jest cos jeszcze- my tu w Europie dzieki temu bezrobociu musimy byc bardziej
elastyczni, a przez to i zaradniejsi zyciowo. Ot i wszystko.
W Stanach jest wygodnie- ale jak dla mnie zbyt ubogo wlasnie w to ´cos´ i w
roznorodnosc. A hiszpanski kunszt jezdziecki te ogiery, ktore jak stoja w stajni
to widac ze spogladajac na sasiednie konie maja wypisane na pysku ´ja to cos- a
reszta to bekarty´. Nie mow mi ze poganiacze krow potrafili tego nie zmarnowac..
Ta rozrzutnosc, na ktora nie stac nas w Europie, te polamane - zalosnie brzydkie
pola wiatrakow. Widziales wiatraki w Europie? Sa zupelnie inne. Nie robia
takiego przygnebiajacego wrazenia, i moze sa wydajniejsze.
Po prostu w Europie musimy stosowac taktyke Holendrow i Japonczykow, szanowac
kazdy skrawek, kazda piedz ziemi a nie wywalac wszystko i robic domki z papieru.
Dlatego nie wszystko co jest w Stanach u nas sie moze sprawdzic.
Mamy juz torebki foliowe w supermarketach, ktorym zastapiono nasze tradycyjne
koszyki- wiesz co sie z nimi dzieje? Moj sasiad w Polsce spala je w kominku i
mam co weekend trojacy odor gdy jestem w Polsce.
Poza tym jest jeszcze jeden powod dla ktorego nie moglabym zyc w stanach.
Umarlabym z braku dobrej i pachnacej czekolady i kawy prosto z portow w Hamburgu
czy Rotterdamie, z braku dobrych serow (ktore procz jarzyn sa podstawa mojego
wyzywienia) i braku roznorodnosci dobrego chleba. Albo tez musialabym pol zycia
i srodkow finansowych wydawac na zdobywanie tych rarytasow w Stanach...
I jeszcze te drogi...
My potrafimy juz brykac z Niemiec do W-wy w 6 godzin. Jak beda autostrady bedzie
to jeszcze krocej. Pare kilometrow i inny swiat. A w Stanach - gdzie nie
pojedziesz- setki kilometrow i te same malle:)
Stany sa dla ludzi specyficznych. Jest typ ´stanowy´i jest on jednakowy wszedzie
na swiecie. Ludzie ktorzy jada na zawsze do Stanow sa identyczni i w Niemczech i
w Polsce pod jednym wzgledem- maja gdzies szczegoly.
A ja - nic nie poradze- jestem do nich przywiazana :).




Temat: CHcialam dac prace:)))
Witam, widzę,że spór toczy się o to czy pracować czy oglądać
telewizję...Okazuje się, że w dyskusi biorą udział trzy grupy: pracowdawca,
ktory ma ograniczoną pulę pieniędzy, ludzie, którzy się "szanują" i nie pracują
za "pół darmo", oraz ci, którzy chcą robić cokolwiek żeby nie być darmozjadami.
Osobiście najbardziej z dwóch ostatnich cenię tę grupę, która woli robić coś
niż nic. Zostanę za chwilę zbesztany bo przyznam się, że jestem właśnie tym
złym pracodawcą, który nie ma niograniczonych funduszy na pensje. Zatrudniam a
raczej staram się zatrudniać w branży projektowejludzi z wykształceniem,
operatywnych, z aspiracjami, tych, którzy uczą się szybko ( bo po studiach
niestety nic nie umieją) i nie boją się wyzwań. Być może spore wymagania ( a z
jakiej racji ja chce takich ludzi??!!), ale po kilku miesiącach pracy bez
zarzutu perpektywy też całkiem niezłe. Spytacie dlaczego "staram się"
zatrudniać, otóż przychodzą do mnie na rozmowę elementy z dyplomem politechnik,
uczelni rolniczo-technicznych i ...tu zaczyna się problem. Niby spełniają
podstawowe wymagania ale co z tego kiedy przez kilka dni nie potrafią nauczyć
się obsługi faxu!!! Dstaję telefon, że do odbiorcy docierają czyste kartki!
Boże, ten człowiek nie potrafi zrozumiec czemu papier maszynowy nie jest
przeżroczysty i czemu trzeba go wsadzać tak anie inaczej! Drugi przykład: na
spotkanie z potencjalnym klientem przychodzi mój (były całe szczęście)
pracownik. Fakt, że spóźniony ale jednak z zamówionym pojektem i mówi: "
spóźniony ale przyszłem i projekt wzielem"!! Jezu!!! Był taki z siebie dumny a
jak mi było wstyd! Klient uśmiechnął się pod wąsem...Nie sądzę żeby pomyślał,
że to żart. I teraz pytanie: czy jeśli istnieje możliwość żeby ktoś nas
dokształcił, nie ważne czy w zawodzie cy nie, nie ważne czy szef w wielkim
przedsiębiorstwie czy klient w supermarkecie, który kupił od nas jogurt w
promocji to czemu mamy z tego nie skorzystać?? Jeżeli zawodzą rodzice, szkoła
nie wpoiła odpowiednich wartości i nie nauczyła podstaw a jednostka jest na
tyle myśląca, że zauważa swoje braki niech idzie do byle jakiej pracy! Niech
zarobi 4,6,8 zl za godzin,e i niech się uczy. Niech uczy się punktualności,
splidności, kontaktu z ludźmi. Od tego właśnie są tego typu prace. Nikt nie
wymaga na promocjach ludzi z doktoratem czy z magistrem, tylko tych, którzy
chcą się czegoś nauczyć a przy okazji zarobić pieniądze. Spytacie a co to za
pieniądze?? Na tyle duże, że taka osiemnastka czy dwudziestka jest w stanie
sama kupić sobie lakier do włosów, kolejną kieckę czy siódme kozaki. Może
wyjechać na wycieczkę czy iść ze znajomymi na piwo. I właśnie po to są
promocje, ulotki czy inne tego typu prace. POWTARZAM: SZANUJĘ LUDZI
PRACUJĄCYCH. A od jakiegoś czasu zatrudniam tylko tych, którzy oprócz
odpowiedniego wykształcenia mają w cv wpisane: "wychowawca
kolonijny", "promocje" " wakacyjna praca w barze".
Marek



Temat: Jak oszczędzać w magistracie, to oszczędzać!
Jak oszczędzać w magistracie, to oszczędzać!
Kolejne cięcia wydatków wprowadza Urząd Miasta w Piotrkowie! - zachwyca się, bezkrytycznie - jak zwykle - polskojęzyczna, lecz niemiecka Polska Dziennik Łódzki.

Piotrkowscy rajcy nie napiją się już na sesji Rady Miasta coca-coli, fanty ani sprite'a - płacze autor informacji prasowej.

Kolorowych napojów radni na sesji już się nie napiją - obrazuje materiał gustownym zdjęciem fotoreporter.

Autor prasowej enuncjacji współczuje urzędnikom: - Nie będą też podjadać słonych paluszków, które serwowano na sali obrad jeszcze do końca minionego roku. Urzędnikom jeszcze bardziej ograniczono dostęp do i tak nielicznych już egzemplarzy prasy. Na czym jeszcze oszczędza urząd?

- Piotrkowscy urzędnicy czytelnictwa prasy nie poprawią, chyba że w czasie wolnym od pracy - ubolewa reporter. - Za sprawą trwającego od ubiegłego roku wszechobecnego w magistracie zaciskania pasa, liczbę tytułów gazet, czasopism i poradników (w tym m.in. dzienników ustaw, monitorów, itp.) ograniczono aż o połowę - z 54 w ubiegłym, do 27.

Magistrat zamawia też mniej egzemplarzy każdego tytułu. Zostały już np. tylko dwa z dostępnych wcześniej ośmiu egzemplarzy "Rzeczpospolitej" - jeden trafia do budynku przy pasażu Rudowskiego, drugi na ul. Szkolną. Mniej zamawianych jest też wszystkich innych tytułów. Jakie ma to przynieść oszczędności? Nie tak małe, jak mogłoby się wydawać, bo wartość dostaw prasy spadła z 33,5 do 12,5 tys. zł.

Kolejne mniej więcej 20 tys. udało się zaoszczędzić na ograniczeniu zamówień materiałów biurowych i papieru. Ich wartość, wg umów obowiązujących od stycznia, spadła z ponad 66 tys. do ponad 46 tys. zł.

Takie oszczędności nie podobają się urzędnikom. - To już gruba przesada. Oszczędności są pozorne, bo oszczędzamy grosze na wkładach do długopisów, a gdzie indziej nie zawsze z sensem wydajemy setki tysięcy - zżyma się jeden z miejskich urzędników (dane do wiadomości redakcji).

Inaczej widzi to Mariusz Magiera, szef referatu gospodarczego w piotrkowskim Urzędzie Miasta: - Była widoczna pewna rozrzutność w powielaniu i drukowaniu dokumentów, zwłaszcza że mamy elektroniczny obieg informacji - tłumaczy.

Na tym nie koniec. Kilka kolejnych tysięcy złotych oszczędzić zamierza biuro Rady Miasta. W jaki sposób? Rezygnując z serwowania radnym słonych paluszków i kolorowych napojów, jak coca cola, fanta i sprite.

- Od nowego roku na stoły trafia tylko woda mineralna, gazowana oraz niegazowana - przyznaje Anna Tłustwa, kierowniczka biura Rady Miasta. - Uprzedzaliśmy, że będzie taka sytuacja i protestów nie było. Raczej zrozumienie ze strony radnych, bo wszyscy jesteśmy zobligowani do oszczędzania.

Biuro obcięło też fundusze rozdzielane na działalność 13 rady osiedli. Każda straciła około 500 zł z budżetu przeznaczonego na turystykę i rekreację, czyli głównie na organizację wycieczek. Jakie jeszcze wydatki można by ograniczyć? Przede wszystkim kosztowną produkcję wielu kilogramów papieru, na którym radnym dostarczane są projekty uchwał oraz inne materiały potrzebne na komisje i sesje.

- To by się zmieniło, gdyby wyposażyć radnych w laptopy. Oczywiście to spory jednorazowy wydatek, ale myślę, że już po roku mógłby się zbilansować - uważa Anna Tłustwa.

Oszczędności w mieście na większa skalę spodziewane są dzięki przetargowi, jaki urząd przygotowuje na dostawy prądu. Spodziewa się zaoszczędzić nawet 20 proc. z wydawanego miliona złotych rocznie.

- Zlecimy weryfikację zużycia prądu i myślę, że w kwietniu wyłonimy dostawcę - ma nadzieję Mariusz Magiera.

Tyle Polska Dziennik Łódzki.




Temat: Ciekawostka zapachowa ;)
Ciekawostka zapachowa ;)
Zapach pieczonych bułeczek może zwiększyć sprzedaż pieczywa w piekarni o 30
procent. Pracodawcy wiedzą, że zapach może poprawiać wydajność pracy albo
wprowadzać nastrój relaksu opowiada Łukasz Macioła, który razem z Arielem
Kuźniewskim z Poznania prowadzą pierwszą polską firmę zajmującą się
marketingiem zapachowym.

Przed świętami Bożego Narodzenia najpopularniejsze są zapachy szarlotki,
czyli goździków i cynamonu, pierników i świerku - powiadamia "Głos
Wielkopolski".

W samochodach branża motoryzacyjna najchętniej wykorzystuje zapachy cytrusowe
lub orzeźwiające, a biura podróży najczęściej wybierają zapachy tropików,
czyli mango, marakui, które sprawiają wrażenie, że chętniej wybierzemy
wycieczkę do ciepłych krajów. Nie zdajemy sobie sprawy, że wiele naszych
zakupów zależy właśnie do zapachu, a także od kolorystyki wnętrza, w którym
się znajdujemy opowiada Łukasz Macioła.

Na pomysł, aby w Polsce uruchomić firmę zajmującą się marketingiem
zapachowym, czyli sprzedażą zapachów do wnętrz sklepów, firm i agencji,
Łukasz wpadł półtora roku temu. Byłem w Stanach Zjednoczonych i tam
zaobserwowałem, że w wielu sklepach i kawiarniach unosi się przyjemny zapach.
Już w Polsce pomyślałem, dlaczego u nas nie spróbować tego samego wyjaśnia.

Po powrocie tą myślą podzielił się z kolegą Arielem Kuźniewskim, z którym do
czerwca tego roku studiował w Wyższej Szkole Nauk Humanistycznych i
Dziennikarstwa na kierunku zarządzanie zasobami ludzkimi. Pomysł spodobał mi
się. Uznałem, że warto spróbować dodaje Kuźniewski.

Ze swoim projektem marketingu zapachowego wystartowali w konkursie Pomysł na
biznes, zorganizowanym przez Poznański Park Naukowo-Technologiczny przy
Fundacji UAM (PPNT FUAM). Pokonali w nim kilkudziesięciu konkurentów. Jako
początkująca firma w tym roku otrzymali dotację, dzięki której kupili
komputery, drukarkę i fax, a siedzibę swojej firmy zlokalizowali w otwartym
właśnie kilka dni temu poznańskim Inkubatorze Przedsiębiorczości.

Każdy zapach dobieramy pod kątem konkretnego klienta, a także branży i
kolorystyki wnętrza opowiada Ariel Kuźniewski. Innego zapachu trzeba użyć,
aby wzmóc sprzedaż, innego, aby orzeźwić pracowników i stymulować ich do
wydajnej pracy. Jeśli kontrahentowi zależy na sprzedaży owoców w markecie,
wtedy dobieramy zapach cytrusowy, ale w sklepie z odzieżą luksusową
najodpowiedniejszy jest zapach drogich perfum, jak Hugo Boss czy MEXX.

Zapach rozpylany jest przez metalowe urządzenie, które zostało zaprojektowane
przez inżynierów z Poznania, a wyprodukowane w Wysogotowie. Koszt kompozycji,
która zamawiana jest w firmie perfumeryjnej zamyka się w kwocie od 100 do 700
złotych za 250 gram. Taka ilość wystarcza na utrzymanie zapachu w
pomieszczeniu o powierzchni 100 metrów kwadratowych przez dwa miesiące.

(PAP)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alternate.pev.pl



  • Strona 4 z 4 • Znaleziono 135 wyników • 1, 2, 3, 4