Wyświetlono wiadomości wyszukane dla słów: Projektowanie sieci komputerowych
Temat: Uczeni liczą księżyce Jowisza, a Cassini fotogr...
Gość portalu: pioc napisał(a):
> Panie inżynierze, prawo Ohma nie mówi o zużyciu prądu,
a jedynie o natężeniu
> prądu. To bardzo istotna różnica. Zwiększenie napięcia
w sieci wpłynie
> zauważalnie - ale w niewielkim stopniu - jedynie na
wzrost zużycia prądu
> zasilającego źródła światła, a więc żarówki. W
grzejnikach (zaopatrzonych w
> termostaty) i silnikach (lodówka, klimatyzator etc.)
zużycie prądu będzie takie
>
> samo, a ich parametry pracy się polepszą. Wyższe
napięcie to też mniejsze
> straty na 'ogrzewanie' drutów przesyłowych etc.
> pozdrawiam
> P.C.
Panie Piotrze,
Zuzycie energii wynika bardzo scisle z prawa Ohma o czym
pisalem na forum Komputery, gdyz w tamtym czasie nie bylo
forum zwiazanego z kazdym artykolem. Otoz wlasnie pobor
pradu decyduje o poborze energii.
Dla pana wiadomosci. Wszystkie zarowki podlegaja prawu Ohma.
Z fizyki wiemy ze moc wyraza sie wzorem: P=U*I
Zapewne jak sie Pan teraz domysla z prawa Ohma (R=U/I)
bedzie wynikac ze zarowka pobierze energie:
P=U^2/R
Temu Pan nie jest w satanie zaprzeczyc. To jest szkola
srednia.
Zarowki sa projektowane na okreslona moc nominalna a wiec
zaklada sie konkretne napiecie, przy ktorym zarowka
pracuje. Chyba nie sugeruje Pan, ze wlokno zarnika zmieni
swoja rezystyancje (no poza pewnym ubocznym procesem
kiedy to wlokno zmienia swoje parametry pod wplywem
temperatury w pierwszej fazie ustalania oraz pozniejszym
fluktuacjom, ale zeby o tym wiedziec to trzeba skonczyc
odpowiedni kierunek).
Tak wiec jesli Pan dalej nie widzi zwiazku mocy pobranej
z prawem Ohma to Panu podam ten zwiazek:
P1 - moc przy napieciu U1
P2 - moc przy napieciu U2
DP - roznica mocy przy wzroscie napiecia.
DP = P2-P1 = U2^2/R - U1^2/R = (U2^2-U1^2)/R
Czy dalej pan twierdzi ze nie ma zwiazku z prawem Ohma i
ze przy przyroscie napiecia moc zmaleje? Jesli pan pisuje
artykuly o ksiezycach Jowisza to zapewne juz Pan widzi
matematyczny zwiazek.
Zarowka jest dominujacym odbiornikiem na rynku energii.
Owszem pobor energii w wielu urzadzeniach z grubsza nie
zmieni sie (np. tych z termostatami)... ale jak zapewne
Pan zauwazyl przewaznie tych ktore maja termostaty lub
NIE PODLEGAJA PRAWU OHMA. Powiem szczerze, ze gdyby Pan
powiedzial na wydziale elektroniki PW profesorowi Teorii
Obwodow na pierwszym roku, ze prawo Ohma nie ma nic
wspolnego z moca to by Pan po prostu nie zaliczyl
przedmiotu.
Owszem wyzsze napiecie to mniejsze straty tylko w tym sie
zgodze, ale z cala pewnoscia nie na tyle wyzsze przy
domowych napieciach. Jakos chyba Pan zauwazyl ze wciaz
wiele krajow nie zmienilo tego napiecia ze 110V na 220V a
my tu mowimy o zmianach z 220V na 230V. Straty sa
znacznie mniejsze ale gdy mowimy o sieciach
energetycznych gdy w gre wchodza wysokie napiecia.
No i dla przecwiczenia na koniec (zmaina napiecia z 220
na 230 V, ta sama zarowka):
DP = (230^2-220^2)/R = 52900-48400/R = 4500/R
(czyli dodatni a wiec wzrost)
O ile procent?
DP/P1*100 = 4500/220^2 * 100 = 9.3%
O tyle pan bedzie mial wieksze zuzycie dzieki samym zarowkom.
Z powazaniem,
M.
inzynier
Temat: Nauka i komercja. Co bierze górę?
Bez badań podstawowych nie będzie stosowanych
Rynek, co piszę jako skrajny liberał, nie jest w stanie motywować do
dokonywania odkryć naukowych. Tych przełomowych, nie piszę tu o zastosowaniach.
Rzecz w tym, że nauka to nie inżynieria. W przypadku inżynierii można robić
biznes zgodnie z paradygmatem "wezmę istniejący stan wiedzy, zatrudnię
fachowców od projektowania, dam im 5 lat, następne 5 będzie się amortyzowało i
potem mogę oczekiwać zysku (bo o zysk przecież chodzi)". Nauka jednak, to z
definicji poruszanie się po obszarze nie zbadanym. O nie zbadane nie można
oprzeć biznesplanu. Ergo, każdy rozsądny przedsiębiorca będzie bardziej
zainteresowany zastosowaniem istniejących technik i powiększaniem marży o parę
procent metodami sprawnego zarządzania, niż inwestowanie w badania, które BYĆ
MOŻE, KIEDYŚ, pozwoliłyby na skokowy postęp. A już ŻADEN przedsiębiorca nie
zainteresuje się możliwościami, o których nikt jeszcze nie ma zielonego
pojęcia, nie ma więc na nie rynkowego zapotrzebowania (wyobraźmy sobie naukowca
próbującego znaleźć dwadzieścia lat temu wsparcie przemysłu dla Internetu!).
"Rynek" to nie słowo-wytrych. Owszem, też czytałem Friedmana, ale dlatego
właśnie wiem, co powoduje, że dobrowolna (z cenami w roli efektorów) współpraca
jednostek tworzy sprawnie działającą całość, zwaną gospodarką. Ten element nie
istnieje w przypadku badań podstawowych. Nie było ceny (bo nie było
zapotrzebowania) na badania kosmiczne, konstrukcję pierwszego komputera, teorię
Einsteina itp. Cieszymy się efektami tych odkryć, bo naukowcy nimi się
zajmujący robili to "dla idei" lub byli finansowani przez państwo (głównie
wojsko), a dopiero PÓŹNIEJ biznes dostrzegł, że "hej, na tym mozna by zrobić
interes!" (zresztą, czasem te biznesowe uparte łby trzeba pozachęcać - jeden
mój znajomy, emerytowany generał, pracował w komisji, mającej za zadanie
komercjalizację niktórych odkryć i wynalazków, dokonanych przy okazji prac nad
SDI).
Przykłady: internet (początkowo projekt ARPA, redundantnej sieci łączności
mogącej działać po zniszczeniu części w wyniku ataku jądrowego), komputery
(bomba atomowa i program kosmiczny), tworzywa sztuczne (program kosmiczny).
Gdyby oczekiwać, że w latach 50-tych i 60-tych konsumenci zdecydują
portmonetkami o powstaniu tych wynalazków, to by ich po prostu nie było.
Konkluzja na koniec: postępowi technicznemu potrzebne sa dwa elementy:
finansowanie badań podstawowych przez państwo, ewentualnie prywatne fundacje
nie nastawione na zysk, oraz sprawny, nie ograniczony biurokracją i fiskalizmem
wolny rynek, robiący znakomity biznes na sprzedaży i popularyzacji dóbr i
usług, wyprodukowanych w oparciu o dokonane odkrycia o charakterze podstawowym.
B.
forum.gazeta.pl/forum/71,1.html?f=15562
Temat: Matematyka Nicei
Matematyka Nicei
Czy warto umierac za Nicee? Pytanie wazkie i nielatwe - spory na ten temat sa
nawet bardziej zaciekle niz niedawne spory o wstapienie do Unii. Nic zreszta
dziwnego - o ile w tamtej kwestii znakomita wiekszosc byla zgodna, o tyle w
kwestii Nicei gdzie dwoch Polakow, tam trzy opinie. Osobiscie uwazam, ze
umierac warto tylko w naprawde skrajnych przypadkach, a korekta systemu
glosowania w jednym z cial unijnych takowym raczej nie jest. Niemniej
pomiedzy umieraniem a obojetnoscia jest spora przestrzen - umierac nie warto,
ale moze zaryzykowac mala bijatyke by sie oplacilo? Innymi slowy - jak bardzo
powinno nam zalezec na Nicei? Czy faktycznie projekt konstytucji tak bardzo
sie od niej rozni? Przeanalizujmy te roznice.
W obu przypadkach minimalna liczba panstw, ktore musza poprzec jakas decyzje,
jest taka sama - dwie trzecie wszystkich, czyli na poczatek 18 (ewentualne
odejscie od Nicei nastapi najwczesniej w 2009, czyli najprawdopodobniej juz
po wejsciu Rumunii i Bulgarii). Pierwsza roznica pojawia sie przy liczbie
ludnosci - w systemie nicejskim wymagane jest 60% ludnosci Unii, w systemie
konstytucyjnym 62%. Roznica niewielka, ale nie przez takie blahostki
krolestwa padaly. Duzo wazniejsza jest druga roznica - system nicejski wymaga
zebrania 258 glosow w radzie UE, w ktorej Polska ma, jak wiadomo, 27 glosow.
Jak latwo zauwazyc, Nicea jest we wszystkich punktach tak samo lub bardziej
restrykcyjna od Konwentu. Wniosek oczywisty - ewentualne korzysci dla Polski
z jej utrzymania moga wynikac tylko z utrudnienia podjecia niekorzystnej dla
nas decyzji. Ale jest i druga strona medalu, o ktorej jakos malo kto
wspomina - nam rowniez bedzie trudniej przepchnac wlasne propozycje. No
dobrze, ale jak duze beda te ulatwienia i utrudnienia? Policzmy.
Jezeli 18 lub wiecej krajow Unii liczacych sobie ponad 60% jej ludnosci
forsuje jakas decyzje (jesli te warunki nie beda spelnione, decyzja nie
przejdzie, niezaleznie od przyjetego systemu) oraz jezeli kraje te maja mniej
niz 62% ludnosci lub/i mniej niz 258 glosow (jesli te warunki nie beda
spelnione, decyzja przejdzie, niezaleznie od systemu), mamy dwie mozliwosci:
1. Polski nie ma wsrod tych krajow, gdyz jestesmy przeciwni tej decyzji.
Wowczas system nicejski ratuje nas przed jej przyjeciem.
2. Polska jest jednym z tych krajow, bo popieramy te decyzje. Wowczas system
nicejski nam szkodzi, uniemozliwiajac podjecie decyzji.
Pytanie jest zatem nastepujace: Jak czesto wszystkie wspomniane warunki beda
spelnione i jak czesto wystapi opcja pierwsza, a jak czesto druga? Tu wlasnie
tkwi sedno sprawy - jesli prawdopodobienstwo wystapienia pierwszej opcji jest
niewielkie, nie ma sie o co klocic, z kolei jesli jest spore, moze jednak
byloby warto umierac za Nicee; analogicznie z druga opcja, ktora moze
pokrzyzowac nasze plany.
Niestety, nie da sie rozwiazac tego problemu w piec minut na kartce papieru.
Panstwa maja rozna liczbe mieszkancow i glosow, nie da sie tego sprowadzic do
jednego wzoru. Jedyne co da sie zrobic, to sprawdzenie wszystkich mozliwych
koalicji i policzenie, ile razy zachodza odpowiednie warunki. Unia po 2009
bedzie sobie liczyc 27 krajow, kazdy moze popierac dana decyzje, lub nie.
Wszystkich mozliwosci jest razem 2^27 = 134 217 728. Troche za duzo, zeby
liczyc to recznie, ale od czego sa komputery. Napisalem wiec program, ktory
to wszystko liczy (kod zrodlowy w nastepnym poscie, kompilatory Pascala latwo
dostepne w sieci). Na moim przedpotopowym sprzecie (300 MHz pod maska)
liczenie trwalo prawie pol godziny (nie wysililem sie z optymalizacja,
przyznaje sie bez bicia), ale w koncu na ekranie pojawil sie upragniony
wynik, ktory brzmi nastepujaco:
Opcja 1: 1 851 162
Opcja 2: 3 500 127
Co sie okazuje - opcja pierwsza, korzystna dla nas, to raptem 1.4% wszystkich
przypadkow, a druga (niekorzystna) to 2.6% przypadkow. Czyli nie dosc, ze w
sumie wiecej na Nicei tracimy niz zyskujemy, to jeszcze walczymy jak lwy o
marne 4%. I co, warto umierac za Nicee?
Owszem, uproscilem sprawe zakladajac, ze wszystkie mozliwosci sa jednakowo
prawdopodobne, ale nie jest to chyba zbyt dalekie od prawdy - sojusze w Unii
zmieniaja sie jak pogoda w marcu i nawet Francja z Niemcami nie zawsze sie
zgadza. Dodatkowo trzeba zwrocic uwage, ze w Unii tak czy siak popularne sa
kompromisy - jak dotad nawet w kwestiach nie wymagajacych jednomyslnosci byla
ona niemal zawsze osiagana. Nie ma w tym zreszta nic dziwnego - nikt tu nie
ma przeciez interesu w dokopywaniu przeciwnikom, ktorzy moga w nastepnym
glosowaniu byc sojusznikami, czy tez siedziec okrakiem na barykadzie i sie
wahac kogo poprzec. I jeszcze jedno - Rada UE to tylko jedna z unijnych
instytucji, a wraz z postepujaca integracja jej rola bedzie malec, wiec nasza
walka jest tym bardziej bezcelowa. Quod erat demonstrandum.
Temat: nowa droga coraz bliżej
tylko jedna jezdnia
Przed Euro 2012 w Gdańsku ma powstać obwodnica. Dwujezdniowa arteria
zapewni szybki dojazd na Baltic Arenę, lotnisko, do portu czy na
autostradę A1. Ale jest problem: urbaniści planują na niej
jednojezdniowe, wąskie gardło
Pierwsza w historii Gdańska pełna obwodnica oparta będzie na kilku
drogach: istniejącej obwodnicy Trójmiasta oraz projektowanej
Obwodnicy Południowej, Trasie Sucharskiego z tunelem pod Martwą
Wisłą i zamykającej te trzy arterie Trasie Słowackiego.
Pieniądze na budowę obwodnicy południowej i Trasę Sucharskiego są
już zagwarantowane w programach unijnych. Gdańscy urzędnicy liczą
także, że rząd PO-PSL przychylnie spojrzy na Trasę Słowackiego i
także ta arteria - dzięki funduszom unijnym - powstanie przed Euro
2012.
- Liczymy na powodzenie, bo ta droga zapewni dojazd z lotniska do
stadionu Baltic Arena, a dodatkowo dzięki niej powstanie obwodnica
zapewniająca połączenie z portem i autostradą - mówi Marcin Szpak,
wiceprezydent Gdańska.
Sytuacja jednak nie jest tak różowa. Biuro Rozwoju Gdańska,
jednostka podległa magistratowi, przygotowało nową wersję Studium
Uwarunkowań i Kierunków Zagospodarowania Przestrzennego. Dla
urbanistów to kluczowy dokument - na podstawie wytycznych studium
tworzone są plany zagospodarowania przestrzennego. A one określają,
co i gdzie można zbudować.
Nowe studium przewiduje, że możemy zapomnieć o komfortowej
obwodnicy, bo odcinek Trasy Słowackiego pomiędzy al. Rzeczpospolitej
a Trasą Sucharskiego ma mieć tylko jedną jezdnię - czyli dwa,
zamiast czterech pasów ruchu.
- Nie będzie tam ruchu, który wymaga budowy dwóch jezdni - twierdzi
Tadeusz Mendel, projektant gdańskiej sieci drogowej z Biura Rozwoju
Gdańska.
Kierowców jeżdżących na zakorkowanych na co dzień gdańskich ulicach
takie stwierdzenie może zdziwić. Stanowisko BRG wyjaśnia jednak
fakt, że pracownicy biura korzystają ze specjalnego modelu
komputerowego, który oblicza obciążenie dróg w przyszłości, przy
założeniu, że wszystkie planowane drogi w mieście są już zbudowane.
To tzw. układ docelowy, na którym są drogi istniejące dzisiaj tylko
na planszach planistów - np. Trasa Zielona z tunelem pod wzgórzem
Pachołek, Droga Czerwona wzdłuż torów PKP czy Nowa Abrahama (z Zaspy
do Ujeściska).
- Zakładamy, że układ docelowy będzie gotowy w 2030 r. Ale w
praktyce, jeśli powstanie w 2050 r., to i tak będzie dobrze - uważa
Mendel.
Nie wszyscy podzielają takie podejście do budowy dróg w Gdańsku.
- Uważam, że Trasa Słowackiego powinna mieć dwie jezdnie na całym
odcinku - mówi wiceprezydent Szpak. - Szykujemy specjalną
ekspertyzę, która wykaże, jaki będzie ruch na tej trasie. Ale zdrowy
rozsądek podpowiada, że jeśli ma to być obwodnica, to powinna mieć
dwie jezdnie po dwa pasy ruchu na całym odcinku.
Jeśli radni przyjmą studium w proponowanej wersji, będzie to jednak
niemożliwe. Wtedy ostatnią deską ratunku będzie tzw. specustawa
drogowa. Ten akt prawny pozwala budować drogi na przekór miejskim
planom zagospodarowania przestrzennego. Choć ustawa nie była
pomyślana jako instrument sporu między urzędnikami jednej gminy, to
może być do tego celu wykorzystana.
- Będziemy starali się uelastycznić zapisy w studium, które ciągle
jest w fazie konsultacji. Specustawa to ostateczność - zapowiada
Szpak.
- Nasze projekty to nie prawda objawiona, jesteśmy gotowi do
dyskusji - zapewnia także Mendel z BRG.
To nie pierwszy raz, kiedy miasto nie zgadza się z planami
zaproponowanymi przez podlegające mu BRG. Tak było ostatnio w
przypadku Trasy W-Z. Odcinek dochodzący do obwodnicy - zgodnie z
planami BRG - miał być zwykłą dwujezdniową ulicą z kolizyjnymi
skrzyżowaniami. Władze miasta zarzuciły te plany i postanowiły, że
tak jak na pozostałych odcinkach "wuzetki", będzie to droga
szybkiego ruchu, ze skrzyżowaniami bezkolizyjnymi.
Michał Tusk, Mikołaj Chrzan Gazeta Wyborcza
Temat: Czteropasmówka
Dwujezdniowa arteria
Przed Euro 2012 w Gdańsku ma powstać obwodnica. Dwujezdniowa arteria
zapewni szybki dojazd na Baltic Arenę, lotnisko, do portu czy na
autostradę A1. Ale jest problem: urbaniści planują na niej
jednojezdniowe, wąskie gardło
Pierwsza w historii Gdańska pełna obwodnica oparta będzie na kilku
drogach: istniejącej obwodnicy Trójmiasta oraz projektowanej
Obwodnicy Południowej, Trasie Sucharskiego z tunelem pod Martwą
Wisłą i zamykającej te trzy arterie Trasie Słowackiego.
Pieniądze na budowę obwodnicy południowej i Trasę Sucharskiego są
już zagwarantowane w programach unijnych. Gdańscy urzędnicy liczą
także, że rząd PO-PSL przychylnie spojrzy na Trasę Słowackiego i
także ta arteria - dzięki funduszom unijnym - powstanie przed Euro
2012.
- Liczymy na powodzenie, bo ta droga zapewni dojazd z lotniska do
stadionu Baltic Arena, a dodatkowo dzięki niej powstanie obwodnica
zapewniająca połączenie z portem i autostradą - mówi Marcin Szpak,
wiceprezydent Gdańska.
Sytuacja jednak nie jest tak różowa. Biuro Rozwoju Gdańska,
jednostka podległa magistratowi, przygotowało nową wersję Studium
Uwarunkowań i Kierunków Zagospodarowania Przestrzennego. Dla
urbanistów to kluczowy dokument - na podstawie wytycznych studium
tworzone są plany zagospodarowania przestrzennego. A one określają,
co i gdzie można zbudować.
Nowe studium przewiduje, że możemy zapomnieć o komfortowej
obwodnicy, bo odcinek Trasy Słowackiego pomiędzy al. Rzeczpospolitej
a Trasą Sucharskiego ma mieć tylko jedną jezdnię - czyli dwa,
zamiast czterech pasów ruchu.
- Nie będzie tam ruchu, który wymaga budowy dwóch jezdni - twierdzi
Tadeusz Mendel, projektant gdańskiej sieci drogowej z Biura Rozwoju
Gdańska.
Kierowców jeżdżących na zakorkowanych na co dzień gdańskich ulicach
takie stwierdzenie może zdziwić. Stanowisko BRG wyjaśnia jednak
fakt, że pracownicy biura korzystają ze specjalnego modelu
komputerowego, który oblicza obciążenie dróg w przyszłości, przy
założeniu, że wszystkie planowane drogi w mieście są już zbudowane.
To tzw. układ docelowy, na którym są drogi istniejące dzisiaj tylko
na planszach planistów - np. Trasa Zielona z tunelem pod wzgórzem
Pachołek, Droga Czerwona wzdłuż torów PKP czy Nowa Abrahama (z Zaspy
do Ujeściska).
- Zakładamy, że układ docelowy będzie gotowy w 2030 r. Ale w
praktyce, jeśli powstanie w 2050 r., to i tak będzie dobrze - uważa
Mendel.
Nie wszyscy podzielają takie podejście do budowy dróg w Gdańsku.
- Uważam, że Trasa Słowackiego powinna mieć dwie jezdnie na całym
odcinku - mówi wiceprezydent Szpak. - Szykujemy specjalną
ekspertyzę, która wykaże, jaki będzie ruch na tej trasie. Ale zdrowy
rozsądek podpowiada, że jeśli ma to być obwodnica, to powinna mieć
dwie jezdnie po dwa pasy ruchu na całym odcinku.
Jeśli radni przyjmą studium w proponowanej wersji, będzie to jednak
niemożliwe. Wtedy ostatnią deską ratunku będzie tzw. specustawa
drogowa. Ten akt prawny pozwala budować drogi na przekór miejskim
planom zagospodarowania przestrzennego. Choć ustawa nie była
pomyślana jako instrument sporu między urzędnikami jednej gminy, to
może być do tego celu wykorzystana.
- Będziemy starali się uelastycznić zapisy w studium, które ciągle
jest w fazie konsultacji. Specustawa to ostateczność - zapowiada
Szpak.
- Nasze projekty to nie prawda objawiona, jesteśmy gotowi do
dyskusji - zapewnia także Mendel z BRG.
To nie pierwszy raz, kiedy miasto nie zgadza się z planami
zaproponowanymi przez podlegające mu BRG. Tak było ostatnio w
przypadku Trasy W-Z. Odcinek dochodzący do obwodnicy - zgodnie z
planami BRG - miał być zwykłą dwujezdniową ulicą z kolizyjnymi
skrzyżowaniami. Władze miasta zarzuciły te plany i postanowiły, że
tak jak na pozostałych odcinkach "wuzetki", będzie to droga
szybkiego ruchu, ze skrzyżowaniami bezkolizyjnymi.
Michał Tusk, Mikołaj Chrzan Gazeta Wyborcza
Temat: Lepsze wykorzystanie Twojego komputera
Gdybym chciał zamanipulować to tak jak IBM, producent BlueGene zrobiłbym
porównanie z
Earth Simulator
a o BlueGene nawet bym nie wspomniał.
Rzeczywiście laptopy są bardziej energooszczędne, ale nie myślę, że z tego
względu trzeba je porównywać z najbardziej energooszczędnym komputerem świata,
dlatego, że generalnie małe są szanse by dowolny problem rozwiązywany był
właśnie na BlueGene. Aktualnie różne projekty będą alternatywnie rozwiązywane na
komputerach istniejących w uczelniach, a nie na BlueGene, który pod względem
energooszczędności i oszczędności reprezentuje nowy kierunek w projektowaniu
superkomputerów.
Najlepiej byłoby oczywiście porównać i laptopa, i każdy inny sprzęt przynajmniej
ze średnią wydajności MFLOPS/W ważoną mocą obliczeniową i zmierzoną dla tych
superkomputerów, na których realne byłoby przetwarzanie projektów BOINC, albo
przynajmniej zmierzoną dla wszystkich uczelnianych superkomputerów. Takich
danych nie znałem i nie znam więc i tak na wyraźną niekorzyść BOINC-a wziąłem do
porównania ówczesny początek list superkomputerów i energooszczędnych, i szybkich.
Zwróćmy jednak uwagę, że sama zużywana energia to tylko część zjawiska. W
dalszym ciągu pomijamy np.:
-całość energii i co bardziej istotne surowców potrzebnych na wyprodukowanie
superkomputera i potrzebnej mu infrastruktury i to tylko ze względu na brak danych.
-zupełnie nieliczoną energię odtworzenia surowców użytych do produkcji
superkomputerów, przy założeniu, że nasze prywatne komputery mają większe prawo
istnieć niż one (może jest na odwrót ;) )
-wpływ BOINC-a na świadomość społeczeństwa i jego stosunek do nauki (dosyć
trudno mierzalne) a w przypadku ekologicznego BOINC-a również na świadomość
ekologiczną +rola edukacyjna BOINC-a
-alternatywne do BOINC-a zużycie energii i surowców, które następuje, gdy dany
BOINC-owiec zaoszczędzoną, zwykle niewielką zresztą część rachunku za prąd
przeznacza na kompletnie bezsensowne zużycie energii lub surowców.
-możliwość dokonania istotnych odkryć, rekompensujących zużycie energii nawet
dzięki "gorszym" projektom BOINC (a priori niemierzalne).
-możliwość wyrównywania krzywej obciążenia sieci energetycznej (w niewielkiej
części bezpośrednio + w istotniejszej części pośrednio poprzez świadomość) przy
założeniu, że ludzie mogą ekologicznie mądrzeć. O to chodzi z nieliczeniem w
szczycie - nie o przyczyny szczytów.
Możemy wziąć pod uwagę wszystkie istotne skutki istnienia BOINC-a, ale gdy do
porównania w jakimś konkretnym przypadku laptopa w określonym momencie
wystarczył jeden wskaźnik, to nie było potrzeby posługiwania się innymi.
Poza tym myślę, że za Twoimi założeniami leżą bardzo bliskie mi intencje, by
faktycznie uzyskać lepszy efekt biorąc udział w aktualnie bardziej istotnych
projektach i by w imię szczytnych celów nie dokonywać bezsensownych zniszczeń,
bo za takie uważam właśnie kupowanie sprzętu specjalnie dla BOINC-a. To
kompletny nonsens i głupota w sytuacji, gdy moc obliczeniową można pozyskać
alternatywnie nie dokonując takich zakupów.
Temat: Pancerny krab wraca do łask
Pancerny krab wraca do łask
Rzeczpospolita
Pancerny krab wraca do łask
Samobieżna armatohaubica Krab, zwana lekceważąco armatą Szeremietiewa i przez
to wyklęta, trafi do armii. Wojsko chce zamówić 48 luf i pojazdy o wartości
prawie miliarda złotych
Za rządów Jerzego Buzka i obecności w kierownictwie MON Romualda
Szeremietiewa kupiono od brytyjskiej BAE Systems (wcześniej GEC Marconi)
licencję na budowę wieży AS 90 z armatą 155 milimetrów. Gliwicki Ośrodek
Badawczo-Rozwojowy Urządzeń Mechanicznych opracował specjalnie przystosowane
gąsienicowe podwozie wykorzystujące elementy czołgu T-72. Polska prywatna
firma WB Electronics stworzyła dla kraba komputerowy system kierowania ogniem
Azalia. Andrzej Kiński, ekspert i wydawca "Nowej Techniki Wojskowej",
twierdzi, że zwłaszcza elektronika, wykorzystująca dane i zewnętrzne
informacje, np. z bezpilotowych samolotów zwiadowczych czy radarów
artyleryjskich, do automatyzacji i korygowania ognia, to patent unikalny,
dopiero testowany przez zachodnich sojuszników.
Współczesne wojny odkryły zalety haubic
Precyzją trafień na odległość 20 kilometrów latem tego roku krab zaimponował
nawet wybrednym hinduskim generałom. Dzięki specjalnej amunicji haubica może
strzelać na odległość ponad 40 kilometrów - jest przy tym orężem zabójczo
skutecznym i wielokrotnie tańszym w użyciu od kierowanych rakiet (każda warta
setki tysięcy dolarów) czy lotnictwa. Świat odkrył zalety artylerii tego typu
w Bośni, Iraku, a także w czasie niedawnego konfliktu w Libanie - tu
sięgnięto do niezawodnych haubic, gdy pogoda i przelatujące ptaki
paraliżowały rajdy izraelskiego lotnictwa.
Krab, zwalczany przez polityków różnych opcji, bo kojarzył się z
Szeremietiewem, występuje dziś tylko w dwóch egzemplarzach. Na zrealizowanie
w prototypowej fazie programu armatohaubicy wydano 87 mln zł i projekt
zakończono, a jedna z haubic o mały włos nie trafiła do muzeum.
Dziś najlepsze armie na świecie doceniły zalety elektronicznie celowanej,
precyzyjnej artylerii wyposażonej dodatkowo w inteligentną, na przykład
samoposzukującą celu, czy kasetową amunicję. O krabie przypomnieli polskim
decydentom żołnierze wracający z zagranicznych misji i hinduscy generałowie.
Handlujący bronią Bumar szacuje, że Indie potrzebują przynajmniej kilkuset
systemów tej broni. - Niewykluczone, że na życzenie klientów zamontujemy
polskie wieże na podwoziu indyjskiego czołgu Arjun - mówi Mirosław Bryska,
prezes HSW. Prezes Bryska taktownie nie wspomina, czy podczas pokazów kupcy z
Indii pytali, ile krabów służy już w polskiej armii.
Odpowiedź na to pytanie podsuwa już teraz decyzja Rady Uzbrojenia MON o
zamówieniu 48 haubic.
- Jeśli podpiszemy umowę, to kontrakt postawi na nogi produkcję wojskową HSW -
mówi prezes Bryska. Oznacza to przyjęcie nowych ludzi (HSW ma 1200
pracowników) i zamówienia dla rozległej sieci kooperantów, z twórcą
elektroniki, czyli WB Electronics, na czele.
Zamówienia polskiego wojska czynią cuda
HSW natychmiast też zainstaluje nowe obrabiarki do produkcji nowoczesnych luf
nie tylko do kraba, ale także do różnych typów uzbrojenia i kalibru od 155 do
25 milimetrów. - To odświeży naszą markę - mówi prezes huty. Zamówienie
armii, choć jeszcze nie na papierze, już działa cuda. Prezes Bryska: - Do HSW
wracają zagraniczni klienci, pytają, czy nie przyjęlibyśmy nowych zleceń. Ton
zmieniły też kredytujące HSW banki.
ZBIGNIEW LENTOWICZ
Temat: Miasteczko nowych technologii w Polanicy Zdroju
Gość portalu: B.T., Zabrze napisał(a):
> 2. Na poczatku lat 90' zdecydowano, że w każdym ośrodku uczelnianym w Polsce
> powstaną parki technologiczne. Wydano na te parki dużo pieniędzy z budżetu
> państwa, parki technologiczne powstały głównie na papierze i trochę w Poznaniu
> ale tylko front jakiegoś budynku, taki dobry do robienia zdjęć tego parku.
Tylko, że robiono to za pieniądze podatników. Tu mają ludzie sami zainwestować od zera. Nie widzisz różnicy?
> 5. Takie pytanie, dlaczego to naraz będą opracowywane nowoczesne technologie
> projektowanym nieistniejacym jeszcze ośrodku, a czemu one nie powstają w
> istniejących już przecież bardzo licznych ośrodkach uczelni wyższych? W tym
> uczelni wrocławskich. Czyżby złe powietrze miast akademickich źle wpływało na
> umysły rzeszy naszych profesorów, a w Polanicy będzie inaczej?
Brak funduszy. By przejść od badań podstawowych do wdrożenia potrzeb pieniędzy pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy.
> 6. Ciekawym skąd tę tanią siłę roboczą będzie brać Polanica, skoro nie ma do
> zaoferowania np. darmowych mieszkań tak jak to było w czasach PRL-u, kiedy to
> ośrodki PAN-owskie dostawały co roku do swej dyspozycji po kilka mieszkań
> spółdzielczych do natychmiastowego zamieszkania.
Widać zatrzymałeś się na etapie Gomułki. Nikt nie daje nic za darmo wierz mi.
> 7. Skąd też będzie Polanica brać pracowników badawczych skoro obecni pracownicy
>
> badawczy za gotówkę z budżetu państwa ok. 3 miliardy złotych rocznie produkują
> jedynie publikacje? Przy czym większość prac dyplomowych, doktorskich,
> habilitacyjnych to symulacje komputerowe i wyniki badań brane z sufitu bądź to
> z podłogi. Jedyne możliwe źródło doświadczonych technologów to technolodzy z
> przedsiębiorstw przemysłowych i z instytucji. Ale czy oni będą chcieli pozbyć
> się dotychczasowej pracy?
Nauki ścisłe i doświadczalne nie produkują tylko publikacji. Śmiem przypomnieć, że tak samo wyśmiewano się z Maimana w 1960 roku. Tego od lasera. Na co to komu? Teraz bez lasera nie mógłbyś pisać tych swoich cierpkich uwag.
> 8. Ciągle namawiam ludzi do zakładania prywatnych ośrodków badawczych.
> Zapewniam, korzystając z mojego przykładu, pełen sukces takiego przedsięwzięcia
>
> na tej pustyni techologicznej jaka wytworzyła się po 1990 roku na terenach
> Polski. Marzenie moje to sieć takich prywatnych ośrodków badawczych zdolnych do
>
> wspólnej realizacji dużych przedsięwzięć badawczych. Niestey nie można liczyć
> na pieniądze z budżetu państwa bo te Kleiber przeznacza na publikacje naukowe,
> oczywiście nikomu niepotrzebnych w czasopismach amerykańskich.
Potrzeba kapitału. Z chęcią założyłbym firmę HiTech. Mam materiał i pomysł. Ale skąd wziąć miliony na samą aparaturę? Elsevier czy Springer nie są amerykańskie.
Kończę bo widać, żyjemy w innych epokach.
Temat: KAGAN, prezent dla Ciebie od Stworcy...
Sztuczna inteligencja
Gość portalu: hip napisał(a):
> > K: To ty belkoczesz! Slyszales o tescie Turinga?
> > Jesli maszyna produkuje inteligentne wyniki, to jest inteligentna.
> > Tyle, ze to do religiantow nigdy nie trafi. Oni wola slepo
> > wierzyc w bajki zebrane przez zydkow w Biblii...;(
>
>
> hip: Co ma wspólnego test Turinga z religią? Inteligencję produkuje Zywy
mózg.
> Maszyna nie ma mózgu.
Kagan pomieszal zbytnio z testem Turinga. Czlowiek moze byc inteligentny tylko
dlatego, ze popelnia bledy. Tylko tego mozemy tez wymagac od sztucznej
inteligencji. Inteligentny wynik jest pewnego rodzaji pozorem. Materialny
nosnik jak mozg lub komputer nie ma zupelnie zadnego znaczenia. No moze poza
szybkoscia i gestoscia upakowania. Teoretycznie stworzenie inteligentnego
komputera jest mozliwe. Praktycznie jeszcze droga bardzo dluga. Obecny poziom
to inteligencja pszczoly. Niby malo ale bardzo duzo. Z chrzescianstwem ma to
wiele wspolnego. Jezus mowil, zeby pierwszy rzucil kamieniem ten kto jest bez
grzechu. Pojmowal, ze omylnosc jest podstawowa cecha czlowieka. To naprawde
genialne odkrycie. Ciekawe czy bog tez jest inteligentny w taki sam sposob?
> > K: NIE! Ja nie tylko Lema czytalem i o nim pisalem, ale tez przez wiele la
> t
> > programowalem komputery (np. systemy oblsugujace sieci bankomatow czy tez
> > bankowosc internetowa), i nieco czytalem na temat sztucznej inteligencji.
>
> hip: To posługuj się precyzyjnymi sformułowaniami. Sztuczna inteligencja to
nie
> inteligencja tylko produkt myśli człowieka.
Niestety nie. Produktem czlowieka bedzie tylko nosnik - komputer oraz zasada
jego dzialania. Inteligencja bedzie wlasna - tego komputera. Na tym polega
inteligencja.
> > Moze wasza (i moja) rola w procesie ewolucji ma polegac wlasnie na stworze
> niu
> > jakiejs wyzszej formy (jakosci) inteligencji?
Ateista Kagan mowi o roli w ewolucji. Swiecenia juz blisko. Jak sie da to
wyzsza forma sama sie stworzy. I napewno bedzie to wbrew woli ludzkosci
i "woli" ewolucji. Byc moze ludzkosc bedzie sie musiala najpierw unicestwic.
Dla dwoch tak drapieznych gatunkow nie ma miejsca na tej malej planecie.
> > K: Czlowiek tez jest "jedynie skomplikowanym urządzeniem zaprojektowanym
> i
> > wykonanym przez NATURE w procesie EWOLUCJI".
Wykonanie odbywa sie zupelnie bez projektowania. Kagan chyba juz ukonczyl
nowicjat.
Czy dla ciebie jest wazniejsz
> y
> > material, czy tez koncowy produkt?
Na ogol wole zloto od tombaku. Oraz mlodke od tredowatej.
> hip: Czy nie dostrzegasz jakościowej różnicy między żywym organizmem jakim
jest
> homo sapiens a komputerem czy łódką? Żart to czy kpina?
Osobiscie wole PC od tysiaca Chinczykow sprawnie liczacych.
Pozdrawiam
Strona 4 z 4 • Znaleziono 145 wyników • 1, 2, 3, 4