Wyświetlono wiadomości wyszukane dla słów: programy z fizyki





Temat: o co chodzi??? do mam nauczycielek
Jestem nauczycielką w liceum (jednego z przedmiotów ścisłych).
W naszym systemie szkolnictwa wiele się zmienia (czy na lepsze czy na gorsze to
zupełnie inna sprawa). Programy ciągle ulegają zmianie. Dlaczego wyzsze uczelnie
tego nie zauważają? Trudno się przestawić?
Rozumiem, że nie każdy musi skończyć studia ale według mnie chwała mu za to, że
próbuje (nawwet jesli zupełnie mija się ze swoim "powołaniem"). Użyte przez
Ciebie określenie dotyczące ludzi zaczynających studia oburzyło mnie. Jesli tak
uważasz najwyższa pora może aby odejść z uczelni i zająć się czymś innym
(sfrustrowani wykładowcy nie są nikomu potrzebni). Z osób, z takim podejściem
jak Ty z biegiem lat robią się starzy, nieuprzejmi, zapatrzeni w siebie i w swój
geniusz "pseudonaukowcy" mający za nic młodych ludzi.
Próbowałaś z tymi studentami porozmawiać, ustalić co sprawia im największy
problem i zająć się najpierw tym bez sztywnego podchodzenia do tematu.
Nie tak dawno skończyłaś studia a nie pamiętasz już niektórych swoich
wykładowców? Ja odrzuciłam propozycję bycia doktorantką na PG bo m.in nie
odpowiadało mi takie skamieniałe, przedmiotowe podejście do studenta.

sylwiksylwik napisała:

> Na forum tym i innych ciagle sie przewija temat taki, ze dzieci w szkolach sa
> przeladowywane niepotrzebna wiedza, ze program jest przeladowany, ze biedne
> dzieci itd...
> Jestem doktorantka i mam zajecia ze studentami - na ogol analiza matematyczna
> i powiem szczerze ze wiedza z jaka przychodza uczniowie ze szkol jest
> zatrwazajaca...
> Z roku na rok coraz wiecej przychodzi idiotow, za przeproszeniem, ktorym
> trudnosc sprawiaja zadania, ktore ja mialam pod koniec podstawowki (takie
> trudniejsze zadania na ulamkach - skracanie ulamkow). Studenci ci maja byc
> przyszlymi nauczycielami matematyki, fizyki, informatyki.
> Kurcze chodzilam do liceum w malym miasteczku i moi znajomi z profilu
> humanistycznego mieli wyzszy poziom wiedzi matematycznej niz Ci z ktorymi sie
> spotykam.
> To nie jest moja prywatna opinia, ale wszystkich pracownikow uczelni, z jakimi
> rozmawialam na ten temat.
> Ze coraz wiecej przychodzi ludzi, ktorzy nic soba nie reprezentuja. A ich
> obroncy krzycza, ze biedactwa sa przeladowane wiedza...
> O co chodzi?




Temat: informatyka - agh czy uj?
> Studiuję informatykę na AGH i zdecydowanie nie polecam! Ponoć w rankingach
> uczelni nie wypadamy najgorzej, ale jakość nauki na AGH jest chwilami
> conajmniej zła. Porównywałem programy zajęć pierwszych dwóch lat między
> uczelniami i okazuje się wielkim kłamstwem jest mówienie, że AGH jest
bardziej
> praktyczne. Jest zupełnie odwrotnie. Poza tym na AGH trzeba uczyć się fizyki,
> na UJ nie. Powinienem też dodać, że lepsi wybierają jednak UJ.
Za przeproszeniem twoje ostatnie zdanie jest funta kłaków warte.
Jestem studentem informatyki AGH, w sumie mam już absolutorium, a niebawem
składam pracę magisterską i pomimo, że nie mam miłych wspomnień ze studiowaniem
informatyki na AGH (deficyt kobiet na kierunku, czasami przynudzający i
nieprofesjonalni wykładowcy, trudność w znalezieniu znajomych etc.) To muszę
stwierdzić, że
cała ta szopka jest naprawdę warta zachodu. Od pierwszego roku cały czas
zastanawiałem się czy nie zmieniać kierunku, bo miałem dość. Na pierwszym roku
matematyki, której jest tu najwięcej ze wszystkich kierunków z którymi się
spotkałem. Fizyka była rewelacyjna, a to dzięki świetnemu prof. Maksymowiczowi,
który potrafił nas zarazić ciekawością do przedmiotu, który w liceach jest
(delikatnie mówiąc) nieodpowiednio uczony. Na drugim roku też miałem dosyć
matematyki i elektroniki. Potem było zapieprzanie z projektami. Ale jak
znajdzie się dobrą grupę znajomych (nawet to nie jest potrzebne)
i przy minimum chęci można przez to wszystko przejść. Teraz kończąc tą uczelnię
nie patrzę na nią różowo i będę w ósmym niebie jak już nie będę musiał się
tu pojawiać, ale z drugiej strony wiem, że nikt po informatyce na AGH nie
ma probelmu ze znalezieniem pracy, a dodatkowo po pięciu latach zauważam,
że pomimo niechęci i oporów z mojej strony ta uczelnia naprawdę bardzo dużo mi
dała i myślę, że jednak pomimo jej ewidentnych minusów, to warto na niej
studiować informatykę.
To tyle.

Pozdrawiam
Marek Rabenda





Temat: Są nowi konfidenci astronomowie na toruń.uniwersyt
Prawda o profesorze wyjdzie z pancernej szafy
Władze uczelni zapowiadają: kadra Uniwersytetu Mikołaja Kopernika
znajdzie się pod czujnym okiem studentów
Alicja Cichocka, Poniedziałek, 5 Stycznia 2009

Żacy będą oceniać swoich wykładowców w sieci. UMK pracuje nad nowym
internetowym systemem, w którym uczeń wystawi swojemu mistrzowi
cenzurkę.

Na UMK studenci do tej pory mogli skomplementować albo zganić
swojego profesora na papierze. Na koniec zajęć wypełniali anonimowe
ankiety, w których oceniali jakość wykładów i ćwiczeń.

- Dziekan kończył semestr z górą papierów, w dodatku niekompletnych,
bo studenci nie przykładali się do ich wypełniania - przyznaje
dziekan prof. Stanisław Chwirot z Wydziału Fizyki, Astronomii i
Informatyki Stosowanej.

Z ankietami był zresztą inny problem. - Pora skończyć z etapem, gdy
były zamykane w szafie pancernej na klucz - prof. Danuta Janicka,
nowa prorektor UMK, w opublikowanym niedawno filmie o sobie zdradza,
co zmieni się w sprawie studenckich ankiet. - Będą nie tylko
odczytywane, ale na ich podstawie zostaną sformułowane wnioski.

Reklama
Na UMK przyznają, że z reakcją na anonimowe uwagi studentów
rzeczywiście bywało różnie. Interweniowano dopiero, gdy skarga
powtarzała się dwa, trzy lata z rzędu. Tak było z wykładowcą na
Wydziale Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej, który wymagał
bardzo dużo w stosunku do niewielkiej wiedzy, przekazywanej na
zajęciach. Sprawa wyszła na jaw dzięki ankietom.

Nowy system oceny wykładowców ma być lepszy. Do tej pory każdy
wydział sam układał zestaw pytań, teraz powstanie jedna ankieta, tak
by poziom nauczania na poszczególnych wydziałach można porównywać i
wyciągać z tego wnioski.

- Zbadamy, czego oczekują od nas studenci, będziemy zbierać ich
głosy i na tej podstawie unowocześniać na przykład programy studiów -
zapowiada prof. Piotr Petrykowski, prodziekan pedagogów i członek
Komisji Dydaktycznej UMK, która pracuje nad zmianami.

W Uniwersytecki System Obsługi Studiów, gdzie każdy z studentów ma
swoje konto, wrzucono już testową wersję. Jak na razie, nie ma ona
wzięcia. Ma poważną wadę.

- Studenci boją się ją wypełniać, bo nie jest anonimowa - mówi prof.
Stanisław Chwirot.

System jest cały czas udoskonalany. Formularz ankiety studenci mają
znaleźć w systemie USOS z końcem zimowego semestru. Za pośrednictwem
Internetu wystawią cenzurkę wykładowcom, na których zajęcia właśnie
uczęszczają.




Temat: MEN sprawdzi, ilu uczniów wagaruje
Zmieńmy System Edukacji
WPROWADŹMY WRESZCIE COŚ Z CZEGO MŁODZIEŻ SKORZYSTA
Witam,
dla informacji wszystkich zainteresowanych niemiecki system tez jest dziurawy,
a problem polega na tym, że tak jak w Polsce z dnia na dzień (i na każdy inny
dzień tygodnia) uczeń jest zmuszony uczyć się czego innego. Wybija to go z
rytmu i za każdym razem powoduje strach przed jakimiś konkretnymi zajęciami.
Chcąc uniknąć takich patologi, jak również tych związanych z "wagarowaniem"
konieczne są zmiany systemowe. Konkretnie:
1) walka z wagarami, skutecznie prowadzona jak w Niemczech, bądz USA (system
bardzo podobny do opisanego w tym artykule).
2) podniesienie komfortu i wyników ucznia przez to, aby wprowadzić ujednolicone
programy. Co to znaczy...? Już tłumaczę. Gdy uczeń rozpoczyna nauka w danym
typie szkoły (podstawowa, gimnazjum czy średnia) ma on przed sobą listę zajęć
obowiązkowych, które są mu konieczne jako podstawy do studiów wyższych
(humanistycznych, technicznych, kierunkowych bądź tylko, aby osiągnąć poziom
technika). Poza nimi uczeń ma do wyboru przedmioty dodatkowe, które pozwalają
mu rozwijać swoje zainteresowania, przygotowując do przyszłego kierunku na
studiach i w życiu.
Oto przykład dla 6-ciu zajęć dzień w dzień przez cały semestr, dla szkoły
wielkości 1400-1600 uczniów, aby nauczyciele pracowali w pełnym wymiarze. Uczeń
ma w 3-letnim liceum do zaliczenia (w tym różne zajęcia w ramach danego
przedmiotu):
- 4 semestry matematyki (algebra 1,2,3 ; geometria; liczby wymierne; etc., ...
do wyboru przez ucznia)
- 5 semestrów języka polskiego (w tym oddzielnie: gramtyka, literatura,
wypracowania, poezja ... do wyboru przez ucznia)
- 5 semestrów języka angielskiego (gramatyka 1,2,3,4; konwersacje codzienne,
biznesowe; język techniczny, ... do wyboru przez ucznia)
- 2 semestry innego języka obcego (gramatyka 1,2,3,4; kowersacje 1,2,3,4 ... do
wyboru)
***- POZOSTAJE 20 SEMESTRÓW ZAJĘĆ DO WYBORU - WEDLE ZAINTERESOWAŃ, co daje:
- 4 semestry biologi (różne dziedziny) - 2 obowiązkowe
- 4 semestry historii (różne okresy) - 2 obowiązkowe
- 4 semestry wychowania fizycznego - 2 obowiązkowe
- 4 semestry fizyki (różne poziomy) - 1 obowiązkowy
- 4 semestry chemii (różne poziomy) - 1 obowiązkowy
- 4 semestry informatyki (pisanie, serwis, zaawnsowane, etc.) - 1 obowiązkowy
- 2 semestry historii nauki - 1 obowiązkowy
- 4 semestry zajęć ręcznych - 2 obowiązkowe (stolarka, gotowanie, malowanie,
projektowanie, grafiti, muzyka, filozofia, negocjacje, itp. do wyboru)




Temat: Biały Dom: zniknięcie Columbii to nie zamach
Gość portalu: Jacek napisał(a):

> Jak nie trudno i ze smutkiem zauwazyc "homo-sovieticus" ciagle
> pozostaje w mentalnosci wielu z nas.
>
> Rzad amerykanski nie dyktuje NASA jak ma prowadzic swoje
> programy. Administracja finansuje dzialalnosc Agencji po
> zatwierdzeniu budzetu. NASA calkowicie odpowiada za wdrozenie
> swoich wlasnych wytycznych. Decyzja czy flota promow kosmicznych
> nadaje sie do ruchu nie zapada na szczeblu politycznym w
> Waszyngtonie, ale w wyniku prac rzeszy naukowcow i inzynierow
> NASA, wspomaganych najlepsza dostepna technologia.
> Dwudziestoletnia "Columbia" to nie to samo co stary samochod
> zwyklego zjadacza chleba. Atesty i kontrola remontow podlegaja z
> gory ustalonemu procesowi, ktory zostal wypracowany w ciagu
> wielu lat badan (nie tylko w NASA ale takze budowniczych promu),
> a nie czyjegos widzimisie. Wiek samolotow i innych statkow
> powietrznych liczy sie nie w latach kalendarzowych, lecz w
> liczbie lotow oraz ich dlugosci. Czas spedzony w hangarze nie
> jest tym samym co start lub ladowanie. Minuty takiego lotu
> zuzywaja prom bardziej niz miesiace na ziemi.
> Jednym z celow progamu badan z udzilem "Columbii" jest ustalenie
> przydatnosci danej technologi na przestrzeni lat jej
> eksploatacji. Decyzja, ktory prom jest przeznaczony to kolejnego
> lotu zapada w wyniku analizy aktualnego stanu floty oraz zadan
> nadchodzacej misji, na podstawie danych naukowych i
> technicznych. Przypadkowosc lub lekkomyslnosc nie maja miejsca w
> gospodarce amerykanskiej, szczegolnie w organizacji o tak
> wysokim profilu jak NASA.
>

Poczytaj sobie załącznik do raportu komisji prezydenckiem w sprawie katastrofy
Challengera. Sporządzony został przez członka tej komisji, wybitnego profesora
fizyki i noblisty Richarda Feynmana. Skądinąd był on żydem (o ile ma to dla
Ciebie znaczenie). Wtedy się wypowiedz na temat braku lekkomyślności lub
przypadkowości.... Bo mnie z lekka ciarki przeszły po plecach...




Temat: Niedziela
Zbyszku

Mnie wystarcza jedno nieraz zdanie, aby wiedzieć "wszystko" o umiejetnosciach
danej osoby, która sama o sobie coś pisze, przynajmniej jak się chwali.
Przykład? Jak sobie przypominasz, zadałem kiedyś dość podchwytliwe pytanie -
"czy przyspieszenie narciaża zjeżdzającego ze skoczni zależy od masy?" To było
pytanie chyba skierowane do Ciebie, wiedziałem, że nie będziesz wiedział tego,
ale niespodziewanie odpowiedział na nie nasz szanowny administrator tego forum.
Napisał jednym zdaniem - "jak pominąć opór powietrza to nie zależy, jak wieje
wiatr to zależy" (coś w tym stylu). To jedno krótkie zdanie pozwoliło mi
zorientować się, że nasz administrator jest bardzo dobry z fizyki, przynajmniej
z zakresu praw Newtona. Nie tylko odpowiedział prawidłowo ale dał "dowód", że
dobrze rozumie prawa Newtona. Krótko, jest "gosciem", więcej "Gościem" przez
duże G. Ja podałem wyprowadzenie matematyczne na wzór końcowy czemu się równa
to przyspieszenie itd. zapewne pamietasz.
Twoje natomiast "zdziwienie" co to jest przesuń w lewo, przesuń w prawo w
zapisie dwójkowym daje mi też mozliwość oceny Twojej "wiedzy" w tym zakresie.
Tak "ładne" Twoje stwierdzenie o sobie - cytuje - "Do dziś pisuję, poza swoimi
obowiązkami, programy, z których korzysta z pożytkiem spora grupa osób w mojej
firmie." mozna między bajki włozyć. Cały nastepny Twój tekst inwektyw pod moim
adresem miał zamaskować Twoją niewiedzę, ogłupic innych, przestraszyć mnie itd.
Jak ktoś jest łysy i założy perukę, może oszukać, niby udać, że ma włosy,
natomiast brak wiedzy nie da się zamaskować, jak ktoś jest jak "dętka" i to
taka bez powietrza, tego nie ukryje. Chcesz chodzić "w piórach" jskie Ci nie
przysługują? Nazwijmy umownie, ostatnim poziomem gdzie jest "rozumienie" dla
maszyny i programisty jest system szesnastkowy. Tu jeszcze programista może
wprowadzać zmiany. Do operacji na procesorze następuje kompilacja do systemu
dwójkowego i tu rola programisty się kończy, działa już tylko "maszyna".
W systemie dwójkowym (jest prąd, nie ma, czyli 1,0) operacja przesuń w lewo
przesuń w prawo, odpowiada dzieleniu i mnożeniu. Pomijając już działanie na
procesorze, podawałeś, że jesteś inżynierem chemikiem, czyli masz wykształcenie
wyższe politechniczne, a przecież z matematyki uczyli działań na systemie
dwójkowym, a Ty nie wiesz "czym się to je". Co mogę sobie myśleć dalej?




Temat: MEN sprawdzi, ilu uczniów wagaruje
WPROWADŹMY WRESZCIE COŚ Z CZEGO MŁODZIEŻ SKORZYSTA
Witam,
dla informacji wszystkich zainteresowanych niemiecki system tez jest dziurawy,
a problem polega na tym, że tak jak w Polsce z dnia na dzień (i na każdy inny
dzień tygodnia) uczeń jest zmuszony uczyć się czego innego. Wybija to go z
rytmu i za każdym razem powoduje strach przed jakimiś konkretnymi zajęciami.
Chcąc uniknąć takich patologi, jak również tych związanych z "wagarowaniem"
konieczne są zmiany systemowe. Konkretnie:
1) walka z wagarami, skutecznie prowadzona jak w Niemczech, bądz USA (system
bardzo podobny do opisanego w tym artykule).
2) podniesienie komfortu i wyników ucznia przez to, aby wprowadzić ujednolicone
programy. Co to znaczy...? Już tłumaczę. Gdy uczeń rozpoczyna nauka w danym
typie szkoły (podstawowa, gimnazjum czy średnia) ma on przed sobą listę zajęć
obowiązkowych, które są mu konieczne jako podstawy do studiów wyższych
(humanistycznych, technicznych, kierunkowych bądź tylko, aby osiągnąć poziom
technika). Poza nimi uczeń ma do wyboru przedmioty dodatkowe, które pozwalają
mu rozwijać swoje zainteresowania, przygotowując do przyszłego kierunku na
studiach i w życiu.
Oto przykład dla 6-ciu zajęć dzień w dzień przez cały semestr, dla szkoły
wielkości 1400-1600 uczniów, aby nauczyciele pracowali w pełnym wymiarze. Uczeń
ma w 3-letnim liceum do zaliczenia (w tym różne zajęcia w ramach danego
przedmiotu):
- 4 semestry matematyki (algebra 1,2,3 ; geometria; liczby wymierne; etc., ...
do wyboru przez ucznia)
- 5 semestrów języka polskiego (w tym oddzielnie: gramtyka, literatura,
wypracowania, poezja ... do wyboru przez ucznia)
- 5 semestrów języka angielskiego (gramatyka 1,2,3,4; konwersacje codzienne,
biznesowe; język techniczny, ... do wyboru przez ucznia)
- 2 semestry innego języka obcego (gramatyka 1,2,3,4; kowersacje 1,2,3,4 ... do
wyboru)
***- POZOSTAJE 20 SEMESTRÓW ZAJĘĆ DO WYBORU - WEDLE ZAINTERESOWAŃ, co daje:
- 4 semestry biologi (różne dziedziny) - 2 obowiązkowe
- 4 semestry historii (różne okresy) - 2 obowiązkowe
- 4 semestry wychowania fizycznego - 2 obowiązkowe
- 4 semestry fizyki (różne poziomy) - 1 obowiązkowy
- 4 semestry chemii (różne poziomy) - 1 obowiązkowy
- 4 semestry informatyki (pisanie, serwis, zaawnsowane, etc.) - 1 obowiązkowy
- 2 semestry historii nauki - 1 obowiązkowy
- 4 semestry zajęć ręcznych - 2 obowiązkowe (stolarka, gotowanie, malowanie,
projektowanie, grafiti, muzyka, filozofia, negocjacje, itp. do wyboru)




Temat: moze jednak usprawiedliwic?
Ja zawsze mialam wolną rękę w kwestii chodzenia do szkoły i usprawiedliwiania
nieobecności - za zgodą rodziców, robiłam to zawsze sama.
Sprawa byla postawiona jasno - jeżeli zawalę, sama poniosę konsekwencje. Gdybym
nadużywała zaufania rodziców zasady pewnie by się zmieniły. Chodziłam czasami na
wagary, opuszczałam sprawdziany, gdy uważałam, że nie napiszę ich dobrze,
opuszczałam lekcje, na których mogłabym być odpytywana, a nie byłam dobrze
przygotowana. Uczyłam się wtedy naprawdę dużo i miałam trochę zajęć
pozalekcyjnych, w szkole też lekcji było dużo. Gdybym chciała karnie chodzić do
szkoły non-stop, musiałabym uczyć się codziennie do nocy i czasami zawalać
przedmioty, które były dla mnie ważne. A mnie akurat zależało na stopniach (taka
dziwna byłam ), zdawałam sobie sprawę, że wiedza z biologii, chemii czy
fizyki nigdy mi potrzebna nie będzie. Tak strasznie byłam wychowywana przez
rodziców, w rezultacie czego maturę zdałam z wyróżnieniem (starą, średnią z
matury miałam powyżej 5 - w naprawdę dobrym liceum) i dostałam się za pierwszym
podejściem na dzienne prawo na dwóch renomowanych uczelniach. I wiedzę z
interesujących przedmiotów miałam (i mam) sporą.

Ja bym nie robiła tragedii z powodu postępowania syna. Usprawiedliwiłabym go na
pewno, przeprowadziwszy z nim uprzednio poważną rozmowę - chłopak jest na tyle
dorosły, by brać odpowiedzialność za swoją naukę. Nawet opuszczać lekcje trzeba
z głową i nie powinno się to odbijać na końcowych wynikach.

Czytam powyższe wpisy i dziękuję Opatrzności, że mam normalnych rodziców. Polska
szkoła i programy nauczania są chore i kompletnie nieprzystosowane do
rzeczywistości. Można się bezmyślnie uczyć na blachę wszystkiego, choćby nie
dało się w określonym czasie dogłębnie opanować materiału - tylko po co?




Temat: USA...praca?...brak znajomosci
Amerykanie mają 4 lata college'u i 4 medycyny, my studiujemy 6 lat, więc w sumie
tylko 2 mniej. Na mojej uczelni w Poznaniu jest 4 letni wydział dla Amerykanów,
którzy przyjeżdżają tu studiować ze względów finansowych i wszyscy się zgadzają
że nasz poziom nie jest gorszy. Inny jest natomiast sposób nauki i chcąc się
dobrze przygotować do usmle trzeba uczyć się z książek napisanych wyłącznie do
tego egzaminu, robić masę testów, najlepiej wykupić dostęp online. Tak robią też
Amerykanie. Bez sensu byłoby płacenie za 8 lat studiów w USA skoro po 6 latach
nauki w Polsce zdaje się ten sam egzamin. Na usmle nie ma ani chemii ani
biologii, jest trochę liczenia z farmy, fizjo czy biostatystyki ale do tego
świetnie przygotowują książki takie jak BRSy, Kaplan itp. Poza tym Polak
startujący na medycynę też musi się wykazać świetną znajomością biologii, fizyki
i chemii. A znajomość języka po prostu trzeba ćwiczyć - Amerykanów jest u nas
całkiem sporo, poza tym są programy takie jak Skype gdzie można sobie gadać za
grosze dowoli. Są w necie wykłady video z amerykańskich uczelni. Poza tym co
roku można wyjechać na wakacje. Nie wydaje mi się żeby Polacy mieli więszy
kłopot niż inni cudzoziemncy w zdawaniu usmle, znam pare osób które zdały z
maksymalnym wynikiem. Po prostu te egzaminy są u nas mniej popularne. Ludzie
wolą wyjeżdżać do Europy bo jest bliżej i kosztuje mniej wysiłku, nie trzeba
nostryfikacji, nieraz jeszcze pracodawcy opłacają kurs języka, można wyjechać z
rodziną. W USA o wszystko trzeba się starać samemu, jeśli jedzie się na H1 to
żona czy mąż dostaje H4 i nie ma prawa do pracy, rezydentura to harówka, potem
harówka żeby dostać GC, w dodatku wszystko niepewne, wielu ludzi nie ma na to
ochoty. Moja koleżanka wyjechała do Danii, przez pół roku płacili jej tylko za
to że uczy się duńskiego.



Temat: małachowiacy - matura 94
Iwański niezapomniany wykładowca od fizyki, zawsze na klasówce siadałw oknie i
palił papierosy twierdząc, że i tak nic nie napiszemy ciekawego i tak.

A pamiętacie PSZCZÓŁKĘ od wf, ile chłopów się nabrało że z niej
fajna "dupeczka" /z całym szacunkiem to tylko określenie -bardzo ją lubiłem/ a
tu się odwracała i okazuje się że to pani profesor, a tak od tyłu to nikt by
jej więcej jak 17 lat nie dał. A ilu cwaniaków zgasiła robiąc szpagat w wieku
50 lat. Szkoda tylko, że już nie żyje.

A Bieńkowska od chemi, jak się człowiek zapytał na początku lekcji "Co tam Pani
profesor w polityce słychać" to potem można było się spakować i spokojnie do
końca lekcji słuchać jej monologu o obecnej sytuacji w Państwie polskim.
Albo dla odmiany żeśmy się jej pytali jak to było z tym robieniem spirytusu
retyfikowanego o mocy 100 Volt. No i ona wtedy krędę i dalej po tablicy wzorami
jak to ona pracując w labolatorium razem z kolegami ten spirytus robiła no i
ile trzeba go było użyć żeby miał później 100 Volt.

A picie na studniówkach z psorami i między sobą, ja to miałem tą przyjemność że
w trakcie nauki żadnej studniówki nie opuściłem ale z ich czterech to najlepiej
swoją wspominam bo była niezła.

A pamiętacie naszą super skomputeryzowaną pracownię informatyczną w internacie
z z psor /kurde jak ona miała, uczyła też matematyki, zawsze zapominam/ co nas
uczyła pisać programy w Turbo Pascalu na papierze, bo się bała że się komputery
popsują.

A lekcje Biologi z Chudymą, jak uczyła nas o wychowaniu młodzieży w ramach
kontaktó obu płci, jak to dziewczyna nie powinna wyciskać pryszczów chłopakowi
bo mu się pory pootwierają /te w skórze???/ i nie będzie ich jak zamknąć. Albo
jak to chłopaki myjąc swoje przyrodzenie żadko kiedy zsuwają napletek by mycie
było skuteczne.

Oj tyle można by mówić i mówić................................

Pozdrawiam
Krzysiek.




Temat: PADI Scuba Diver - powazniejsza dyskusja
PADI Scuba Diver - powazniejsza dyskusja
Jedne z forumowiczow sie pytal o Scuba Diver oferowany przez PADI czyli co to
jest i co mozna. Prawde powiedziawszy zgadzam sie z Wojtkiem ze nie wiadomo
co to jest i kurs ten doprowdza mnie do szalu.

Po pierwsze SD nie upowaznia do nurkowania z partnerem tylko z pro. Po drugie
nie upowaznia do nurkowania do 18 metrow. To teoretycznie mowiac.
Praktycznie rzecz biorac wiekszosc SDivers bedzie nurkowalo glebiej z
logistycznych powodow bo nie wiadomo co z nimi zrobic i z mojego doswiadczenia
beda nurkowali ze swoimi znajomymi z OWD lub AOWD. Biorac pod uwage ze maja
bardzo ograniczony training nurkowanie z partnerem posiadajacym tez podstawowe
uprawnienia jest nieco absurdalne. Nie potrafia oni planowac nurow i czesto
nurkuja z partnerami z OWD ktorzy niestety maja takie samo zrozumienie tabel
nurkowych (z powodu lenistwa instruktorow) jak fizyki kwantowej.

Osoba ktora nie ma czasu na zrobienie kursu nie powinna moim zdaniem nurkowac.
Nie zas pozwalac jej nurkowac robiac nadmierne ulatwienia pod warunkiem
przestrzegania zasad bezpieczenstwa ktore w realnosci przestrzega moze 20%
nurkow. PADI o tym doskonale wie.

Jesli chodzi o cene to w moim przypadku jest to dodatkowe 450 zl. Cena raczej
niska jesli chodzi o bezpieczenstwo i zdobycie wystarczajacej wiedzy nurkowej
(o ile jest ona wystarczajaca do samodzielnego nurkowania - bo moim zdaniem
nie jest).

Czyli: nie chcesz zrobic OWD, kup sobie rower nie nurkuj.

Jak ktos nie jest pewien swojego zachowania pod woda sa do tego programy w
stylu intro czy dsd. Tam mozna doswiadczyc i potem albo kontynuowac dsd przez
reszte zycia lub zrobic normalny kurs.

OWD jest moim zdaniem kursem oferujacym minimum wiedzy potrzebnej do
nurkowania. Podkreslam niec wiecej tylko bezwzgledne minimum!!! PADI moze
uwazac inaczej ale kazdy ma prawo do opini. A na tym forum jest paru nurkow
pro i oni tez moga mnie zjechac jak sie nie zgadzaja.



Temat: Pomozcie! Gdzie na studia? (dlugie)
Pomozcie! Gdzie na studia? (dlugie)
Mam nielada problem. W zasadzie cale zycie bylem pewien, ze bede
informatykiem. Matma to dla mnie zadne problem, od dzieciaka tak
naprawde jakies sukcesy (Kangur, w 8 klasie podst. zwyciezca olimpiady
i wolny wstep do LO). Fiza podobnie, z tym, ze matematyka to moja
pasja i wiedza moja z tej dziedziny wykracza znacznie poza to, co mnie
obowiazuje i nabywam ja dalej, gdy sprawie mi to przyjemnosc, a
zarazem fascynuje. Z fizyki zly nie jestem - jak sie naucze to umiem,
ale nie sprawia mi to takiej radosci jak matma. Podobnie inne
przedmioty scisle - jak trzeba to i chemii sie naucze itp... Z
humanistycznych natomiast jestem noga jakiej malo, ale to inna
historia... Na dniach bede po maturce i nadchodzi nieublaganie czas
skladania podan na studia, a tu pojawiaja sie refleksje... Otoz
zaczalem sie niedawno zastanawiam czy to co chce robic to faktycznie
informatyka - powiem szczerze: lubie to, od dzieciaka siedze w
kompach, jak moi rowiesnicy zagrywali sie na Amigach w Mortal Kombat
to ja pisalem relatywnie skomplikowane programy w Pascalu... kompy tak
naprawde to moj zywiol, ale mam watpliwosci co do studiowania tej
dyscypliny... Jakos nie podoba mi sie wizja siedzenia cale zycie w
kompach; chetnie rzucilbym sie na matematyke, ale po tym z praca nie
teges... Poradzcie wiec: CO STUDIOWAC?! Dodam jeszcze, ze procz tego
co napisalem, odkad pamietam zajmuje sie muzyka. Gram na paru
instrumentach, a nauka gry na jakims nowym nie sprawia mi trudnosci, a
niekiedy przyjemnosc; mam tez (podobno) prawie doskonaly sluch.
Obecnie zaniedbalem troche moje wyczyny instrumentalne na rzecz
bawienia sie muzyka na kompie! Dla znajomkow z osiedla, co lubia
rapowac robie bity, mixuje troche muzy tanecznej (szczegolnie
house/trance) i mam z tego wielka radoche, poza tym tne sample i robie
na kompie wiele, wiele innych rzeczy zwiazanych z dzwiekiem... podobno
calkiem niezly w tym jestem (tak ludzie mowia). Moze wiec jakis
kierunek studiow zwiazany z jakas inzynieria dzwieku, akustyka itp.
??? Szukalem jednak, ale takich kierunkow wydaje sie, ze nie ma na
polskich uczelniach... Poradzcie cos i z gory dzieki za fatyge.

P.S. Sorry za dlugosc... rozpisalem sie...




Temat: Zatem o szkołach i nauczaniu od nowa:)
lomek2 napisał:
Obecne nauczanie zintegrowane jest jak wyrzucanie
> dzieci na śmietnik.

T.zw. nauczanie zintegrowane nie odnosi się do "integracji" uczniów. Odnosi się
do skorelowanego nauczania pewnych przedmiotów, pewnych dziedzin wiedzy - np.
biologii i chemii, języka i historii literatury polskiej oraz historii Polski,
matematyki i fizyki.
Pomysł swego rodzaju "szkół specjalnych" dla uzdolnionych uczniów dla mnie jest
wątpliwy. I bez tego istnieją już dla nich sposoby "ułatwiania" uczenia się i
osiągania szybszych postępów: indywidualne programy nauczania i indywidualny
tok nauczania. Ta możliwość jest więc zapewniona.
Żaden uczeń nie będzie po prostu w stanie wchłonąć większej porcji wiedzy, niż
potrafi. Ma to zapewnione i w obecnym systemie szkolnym. Inna rzecz, że często
wchłania w nim mniej niżby mógł.
Istnieją też osobne szkoły dla uczniów wyjątkowo mało zdolnych, nie dających
sobie rady.

Wreszcie, sama ocena zdolności nastręcza czasem kłopoty.
Znałem niegdyś młodego człowieka, wykazującego bardzo, bardzo wyraźne
uzdolnienia matematyczne i wyprzedzającego pod tym względem wszystkich
rówieśników.
Ale też na tym się kończyło. Nie był w stanie opanować np. geografii lepiej
niż na "miernie", a polski zaliczał dzięki litości kolejnych nauczycieli.
O tym, żeby na wuefie potrafił kopnąć piłkę w pożądaną stronę inaczej niż
przypadkiem - też nie bardzo. BYł wybitnie uzdolniony, czy może nie?
Był - jednostronnie.
W takim razie, w szkołach tego rodzaju trzeba by chyba tworzyć osobne klasy dla
uzdolnionych matematycznie, polonistycznie czy językowo, itp. Ale takie klasy
już są i w dzisiejszych liceach.



Temat: Niepubliczne szkoły mają uczyć jak inne
Niepubliczne szkoły mają uczyć jak inne
Niepubliczne szkoły mają uczyć jak inne

Zbigniew Pendel 18-02-2003 02:00

Ministerstwo Edukacji szykuje zamach na nasze kreatywne, twórcze nauczanie -
alarmują "Gazetę" szkoły niepubliczne. Chodzi o "drobny" zapis w
nowelizowanej właśnie ustawie o systemie oświaty.

Do tej pory było (i wciąż jest) tak: szkoły niepubliczne muszą zrealizować z
uczniami na każdym przedmiocie ministerialne podstawy programowe, takie same
jak w szkołach publicznych. Podstawa to w ogólnym zarysie dokument, który
mówi, jaką wiedzę z danego przedmiotu ma wynieść ze szkoły uczeń.

- Od kiedy powstały szkoły niepubliczne, ten zapis to najlepszy sposób
kontroli ich poziomu. Muszą nauczyć tego co wszystkie szkoły w Polsce -
tłumaczy nam Wojciech Starzyński, prezes Społecznego Towarzystwa Oświatowego,
które skupia około dwustu niepublicznych szkół. - A o tym, jak wypełniamy
podstawy programowe, świadczą m.in. wyniki końcowych egzaminów zewnętrznych -
sprawdzianu po podstawówce czy egzaminu gimnazjalnego. Uczniowie szkół
niepublicznych wypadają w nich bardzo dobrze. To oznacza, że wszystko, co
ministerstwo zaplanowało w podstawach, nasi uczniowie potrafią - dodaje Ligia
Krajewska z Krajowego Forum Oświaty Niepublicznej (zrzesza ok. dwustu szkół).

O co więc chodzi? Szkół niepublicznych nie obowiązuje tzw. ramowy plan
nauczania (zwany też siatką godzin). Określa on, ile godzin każdego
przedmiotu powinni mieć uczniowie w szkołach publicznych. - My możemy to
robić w sposób bardziej autorski, np. zamiast trzech godzin fizyki w tygodniu
kreatywny nauczyciel bez problemu zrealizuje program z fizyki na dwóch
godzinach. Zaoszczędzoną godzinę uczniowie mogą przeznaczyć na dodatkowe
zajęcia z przedmiotu, którym się szczególnie interesują, który będą zdawali
na maturze albo z którego wiedza przyda im się już na studiach - dodaje
Krajewska.

- I nagle nasze metody nauczania najwyraźniej obecnemu Ministerstwu Edukacji
przestały się podobać - mówi "Gazecie" Krystyna Starczewska, dyr. I
Społecznego LO. przy ul. Bednarskiej w Warszawie.

Co zaplanował MENiS w nowej oświatowej ustawie? - Chce narzucić nam tę samą
siatkę godzin, jaka obowiązuje szkoły publiczne. Nieważne są dla urzędników
autorskie programy i metody nauczania, dzięki którym dzieciak może mieć
więcej innych zajęć. Teraz ministerstwo zaleci cztery godziny matematyki w
tygodniu, to wszędzie ma być cztery! - opowiada "Gazecie" Starczewska. - To
powrót do jakiejś zabójczej centralizacji, upodabniania wszystkich szkół do
siebie nawzajem - dodaje.

- Autorskie programy, rozszerzanie jednych przedmiotów, ale nie kosztem
realizacji programu z innych, to wielki atut szkół niepublicznych. To dzieło
kilkunastu lat ich pracy. Nowe rozwiązanie minister Łybackiej to ograniczenie
naszej autonomii w organizowaniu nauki. Jakaś urawniłowka - mówi Starzyński.

O motywy zmiany zapytaliśmy wczoraj Annę Zawiszę, dyr. departamentu
kształcenia ogólnego MENiS. - Ministerstwo ma obowiązek zadbać, żeby
uczniowie wynieśli podstawową wiedzę z każdej szkoły. Podstawy programowe
tworzą eksperci. Ci ludzie powiadają, że aby zrobić i utrwalić podstawę
programową, trzeba na to poświęcić określoną liczbę godzin. Jeśli się
zmniejsza liczbę godzin z jakiegoś przedmiotu, to może zdąży się zrobić
podstawę, ale czy uczniowie będą ją mieli utrwaloną? Nie mam takiej
gwarancji. My musimy dbać, żeby uczniowie wychodzący ze wszystkich szkół
mieli porównywalną wiedzę.

"Gazeta": - Przecież właśnie uczniowie szkół niepublicznych wypadali bardzo
dobrze w porównywalnych egzaminach zewnętrznych!

Zawisza: - Mogę teraz tylko tyle powiedzieć, że znamy zdanie szkół
niepublicznych. Ustawa jest w toku legislacji i pewno nie zlekceważymy ich
opinii.




Temat: tekst "wal sie, szkoło" - jaką macie o tym opinię?
Wiecie co, strasznie to sie pokalapuckalo, uporzadkujmy wiec te dyskusje
A. Zimale sa trudnym elementem nie przecze ,ale ci ziomale, ktorzy sa
przedstawieni w artykule moim zdaniem swoim ,dosc ,przyznam chamskim
zachowaniem, demonstruja nieprzystawalnosc oferty do potrzeb.Jasne ,ze ich
potrzeby edukacyjne nie sa zbyt wygorowane ,ale oferta czyli standartowy
program gimnazjum kompletnie nie przystaje do tych nawet tak skromnych
potrzeb.O ich inteligencji i dowcipie swiadcza te, byc moze, malo
eleganckie ,ale jakze trafne odzywki przytoczone na poczatku art.(nie chce mi
sie wracac i cytowac)
B. Podejscie przecietnego znekanego nauczyciela do tego typu delikwentow jest
typowe i powtarza sie jak mantra w wypowiedziach na tym forum-debil i
degenerat .....
C. Nie dziwie sie nauczycielom ktorzy chca UCZYC i zwiewaja z takiej
szkoly,natomiast dziwie sie tym co zostaja i usiluja wciskac "klientowi"
wiedze kompletnie nieprzystajaca do niczego w tej sytuacji ,metodami jak za
krola Cwieczka.Wide pani od francuzkiego ze swoimi cwiczeniami - mozna nauczyc
paru potrzebnych zwrotow ,ubarwic odrobina slangu i jakos pojdzie .Ziomal musi
widziec sens wysilku umyslowego jesli juz ma sie don zmusic
D. Wiem,ze w szkole obowiazuja programy itd i ze na to ani dyrekcja ani
nauczyciele nie maja wplywu.Tylko,ze w kazdej szkole klasy sa wyposarzone w
drzwi.i to co tam sie odbywa to tylko sprawa nauczyciela.A Papier jest
cierpliwy ,do dziennika mozna wpisywac tematy wg wykazu.
E. Moim zdaniem wymowa artykulu jest taka, ze te sytuacje nalezy
zmieniac ,przystosowywac szkole do rzeczywistosci,a nie odwrotnie i dlatego
mnie dziwi chor glosow palajacy swietym oburzeniem na te zdeprawowana mlodziez
bo nie o tym jest ten artykul.
F.Zdaje sobie sprawe ze wszelkie wypowiedzi typu "powinno byc ...." sa
teoretyzowaniem,ale moze z tego teoretyzowania cos wreszcie wyniknie.
Mialam kiedys ucznia zimala nad ziomale ,ktory byl niesamowicie utalentowanym
akustykiem-zasuwal takie mowy ,ze nikt z doroslych kompletnie NIC nie
rozumial,oswiadczal uroczyscie ,ze nie bedzie czytal lektur bo go to nie
interesuje tu dodawal jeszcze dluga litanie przedmiotow szkolnych ktore go
kompletnie nic nie obchodza,ale jednoczesnie pracowal w klubie i cichutko
doskonalil swoje umiejetnosci -teraz jest gwaizda w swoim zawodzie.Myslicie ze
znalazl w szkole jakiekolwiek wsparcie -jakies zajecia rozszerzone z muzyki
(Ha,ha ha ha) rozszerzony program z fizyki pod katem akustyki....skad, pani
polonistka z pania od przyrody nie mogly sie wprost z oburzenia pozbierac,ze
taki debil.A chlopakl robil swoje. I o to chodzi.Dlatego szkola w Polsce
sobie ,a zycie sobie -a mlodziez ma to do siebie ,ze potrafi wprost,z grubej
rury ale b.trafnie definiowac sytuacje.
Natomiast sprawa przemocy,dyscypliny sensu istnienia giomnazjow,obowiazku
szkolnego,miejsca dzieci zdolnych i przcowitych i niezdolnych i leniwych oraz
zdemoralizowanych w tejze to sa tematy rzeki na szereg kolejnych
dyskusji.POzdrawiam




Temat: wywiadówka w gimnazjum
Na czym polega problem nauczania fizyki w Polsce?
Problem jest i nie da sie tego ukryc . Z kimkolwiek kto ma dziecko w
gimnazjum , czy liceum ,nie rozmawiam o fizyce to skarzy się ,że dziecko ,źle
trafiło pani (lub pan) jest jakaś dziwna nic nie tłumaczy dziecko nic nie
rozumie , nie potrafi zrobić najprostszego zadania itp. Nagle się okazuje ,że
wszyscy fizycy szkolni sa do bani. Skąd to sie wzięło ? Odpowiedż jest prosta.
Fizyka jest przedmiotem , w którym reforma poczyniła najdotkliwsze spustoszenia.
Zabrano jeden rok nauki 6 klase . Co prawda elementy fizyki pojawiają się na
przyrodzie w 6 klasie podstawówki, ale przyroda jest z reguły uczona przez
geografów , czy biologów i tematy fizyczne mają niski priorytet i jest ich mało.
Zabrano więc rok nauki i dorzucono astronomię ,która była kiedyś odrębnym
przedmiotem w liceum, dorzucono jeden dział nazwany przesyłanie informacji.
Ograniczono ilość godzin poniżej dopuszczalnego minimum. Po prostu tego
materiału przy takiej liczbie godzin Nie da się przerobić. Koniec kropka,
mógłbym tu zakończyć wywód. Ale jeszcze parę faktów. Przyznane godziny na
fizykę to 4 w gimnazjum i 3 w liceum ( dla profilu tzw podstawowego w
rozszerzonym jest trochę lepiej) 4 w gimnazju oznacza ,że przez dwal lata jest
po godzinie tygodniowo fizyki ,a w jednej klasie 2 godziny tygodniowo. 3
godziny w liceum to oznacza ,że w każdym roku uczymy sie fizyki przez godzinę w
tygodniu. Teoretycznie w roku szkolnym jest 35 tygodni do przepracowania czyli
powinno być 35 lekcji w ciągu roku. Z mojego doświadczenia wynika ,że nigdy nie
ma 35 lekcji , a średnio wypada to 28 godzin na rok bo są święta, akademie ,
rekolekcje, wyścia do kina, wycieczki itp. Jak ja sie kiedyś jeszcze uczylem w
szkole to pewną zasadą było robienie powtórzenia przed sprawdzianem potem
sprawdzian , a potem omówienie sprawdzianu . Gdyby to zastosować teraz i
zakładając ,że w semestrze są tylko dwa sprawdziany to z omówieniami przed i po
zajmą one 12 godzin. Na przerabianie nowych tematów zostaje 16 godzin.
Natomiast programy zatwierdzane przez ministerstwo , są rozpisywane na około 33
godziny z teoretycznych 35. Idżmy dalej ile czasu nauczyciel może poświęcić z
45 minut lekcji na omówienie nowego tematu?Jak wam się wydaje?. Zanim uczniowie
łaskawie zejdą się do klasy bo niesłyszeli dzwonka , sprawdzenie obecności,
odpytywanie z poprzednich lekcji, sprawdzanie prac domowych, wyjasnianie
pojawiających sie problemów, wpisywanie uwag do dziennika i uspakajanie klasy
wierzcie mi ,że jeżeli stanowczo i momentalnie nie reaguje się na wybryki
uczniów to grozi to osławionym koszem na głowę za jakis czas. Suma sumarum na
nowe treści zostaje średnio 20, a napeno nie więcej niż 30 minut na lekcji.
Czyli w wersji optymistycznej mamy 0.5h *16 = 8h na nauczanie państwa pociech
fizyki w ciągu roku.Jeżeli ktoś uważa ,że nie jest to parodia to gratuluję
samopoczucia. Co więcej kiedyś bylo 3 lata fizyki w szkole podstawowej , gdzie
uczeń dowiadywał się zupełnych podstaw jak dźwignie , magnesy prawo archimedesa
itp, a potem 4 lata w liceum była poważna fizyka w rozsądnym czasie, gdzie o
dziwo był czas i miejsce na pokazy eksperymentów i dyskusje problemów.
Jakiś programowy geniusz z ministerstwa wymyslił,że obecnie najpierw przez 3
lata gimnazjum uczymy się wszystkiego wszystkich działów fizyki za wyjatkiem
relatywistyki , a później przez dwa i pół roku liceum uczymy się jeszcze raz
tego samego + relatywistyka w czasie jeszcze krótszym (3/4 czasu). Jest to
jawna kpina bądź sabotaż. Chyba chodzi tylko o to by większośc do fizyki zrazić
bądź udowodnić im ,że to jest czarna magia niemożliwa do nauczenia się.
Naprawdę nie ma w tym winy nauczycieli z reguły są dobrzy lub bardzo dobrzy
robią co mogą ale dostali zadanie niewykonalne realizację programu w zakrótkim
czasie. Nie ma winy autorów podręczników, naprawdę niektóre są wspaniałe.
Jest t5u ewidentna wina ministerstwa , które nic sobie nie robi z apelów i
analiz Polskiego Towarzystwa fizycznego.
Jaka jest skala durnoty ministerialnej niech pokaże przykład. Lekcja według
programu opracowanego przez metodyków ( ale to nie ich wina) i zatwierdzona
przez ministerstwo. Do realizacji przewidziano dwadzieścia pare punktów, każdy
jest omówieniem jakiegoś pojęcia bądź umiętności . Jeden z punktów brzmi rola i
znaczenie odkrycia Mikołaja Kopernika. Dwadzieścia parę punktów do dyspozycji
30 minut. Średnio mamy 80 sekund na realizacje punktu.
PROSZE PAŃSTWA, UPRZEJMIE INFORMUJĘ ,ŻE PANOWIE MINISTROWIE PRZEWIDZIELI NA
REALIZACJĘ PUNKTU ROLA I ZNACZENIE ODKRYCIA mIKOŁAJA KOPERNIKA , 80 SEKUND.
Mikołaj Kopernik największy polski uczony dostał 80 sekund w programie
gimnazjum od ministerstwa. To jest skala problemu pod tytułem fzizyka wszkole
średniej w Polsce.



Temat: 10 000 cytowan pracy pary polskich naukowcow
10 000 cytowan pracy pary polskich naukowcow
Para polskich naukowcow pracujacych w USA, profesorowie Wladek Minor i Zbyszek
Otwinowski (nie pisze zdrobnialych imion, by sie pochwalic, ze ich znam - oni
sami KAZA sie tak nazywac!!!) w tych dniach osiagnie imponujacy wynik - liczba
cytowan jednej z ich prac przekroczy 10 000.

Otwinowski i Minor specjalizuja sie w rentgenowskiej krystalografii bialek.
Jest to obecnie podstawowa metoda wyznaczania struktury tych molekul,
pelniacych podstawowa role w procesach zycia, wraz z DNA i kilku jeszcze
innymi rodzajami makromolekul. W tej chwili istnieja dwie metody badania
atomowej struktury takich obiektow. Jedna to dyfraktometria rentgenowska.
Druga metoda wykorzystuje tzw. Efekt Overhausera w magnetycznym rezonansie
jadrowym. Dyfraktometria jest jednak zdecydowanie dominujaca metoda w tych
badaniach.

Wyznaczenie struktury bialkowej molekuly jest potwornie zmudnym zadaniem.
Zaczac trzeba od wychodowania krysztalu danego bialka. Nastepnie przeprowadzic
pomiary dyfraktometryczne. Trzeba zmierzyc kolosalna liczbe tzw. "fefleksow
Bragga", czyli odbic dyfrakcyjnych - rzedu kilkuset tysiecy. Jesli uzywac do
tego celu konwencjonalnych lamp rentgenowskich, to taka praca moze sie ciagnac
latami. Dlatego w tej chwili badania takie robi sie raczej przy
synchrotronach, ktore produkuja wiazki promieni X o setki czy tysiace nawet
razy wiekszych natezeniach. Syncrotrony sa ogromnymi urzadzeniami, w ksztalcie
obwarzanka o promieniu kilkuset metrow. Koszt takiej zabawki moze byc rzedu 10
miliardow $$. Dlatego, niestety, dlugo jeszcze nie bedzie takiego urzadzenia w
Polsce. W Polsce sa dobre zespoly zajmujace sie krystalografia bialek - np.
grupa prof. Mariusza Jaskolskiego z Poznania. Jednak na pomiary musza jezdzic
do innych krajow. Najblizej maja do Drezna. Inni Polacy chcacy sie
specjalizwoac w takich badaniach wybrali inny wariant - prace za granica. W
USA poza Panami O. i M. pracuje jeszcze kilku krystalografow "rodem znad
Wisly" i o ich osiagnieciach tez jest glosno.

Jesli juz sie zmierzy te wszystkie refleksy, to trzeba jeszcze na ich
podstawie rozszyfrowac strukture atomowa. No i tego sie oczywiscie nie zrobi
bez pomocy komputerow i bardzo wyrafinowanego software'u.

Osiagniecie Otwinowskiego i Minora polegalo wlasnie na opracowaniu takiego
software'u. Wiele grup zajmujacych sie krystalografia bialek tworzylo wlasne
programy komputerowe i w swoim czasie byloich w obiegu sporo. Az pojawil sie
program slynny program "denzo" Otwinowskiego i Minora. Okazal sie on zmiejsca
takim przebojem - byl o tyle lepszy od wszystkich innych - ze ponad 80%
laboratoriow te swoje "wlasne" programy schowalo do szafy na pamiatki i
zaczely uzywac tylko "denza". W kazdej opublikowanej pracy, do wykonania
ktorej uzyto programu, autorzy oczywiscie umieszczaja stosowny odnosnik do
oryginalnego naukowego doniesienia Panow O. i M. W ostatnich latach tych
cytatow potrafiloprzybywac w tempie dochodzacym, o ile sie orientuje, do 150
na miesiac.

W tej calej sprawie jest jeszcze jeden "zabawny" element. Panowie O. i M.,
gdy studiowali, to do glowy im w ogole nie przyszlo zapewne, ze stana sie
"gwiazdami" w biologii molekularnej. Obaj studiowali na Wydziale Fizyki
Uniwersytetu Warszawskiego. Otwinowski zrobil doktorat z fizyki czastek
elementarnych i poznie jeszcze jakis czas pracowal w tej dziedzinie. Minor
studiowal fizyke ciala stalego i zanim stal sie biochemikiem, pracowal wiele
lat nad materialami magnetycznymi - ostatnie jego prace w tym kierunku
dotyczyly tzw. "metglassow", czyli metalicznych szkiel magnetycznych. O tym,
ze zajeli sie biologia molekularna, zadecydowal w duzym stopniu splot
okolicznosci. Ale, jak wiadomo - FIZYK WSZYSTKO POTRAFI!!! Szczegolnie fizyk
rodem z Instytutu przy ulicy Hozej 69 w Warszawie.

Graficzny dowod na to, ze fizyk wszystko potrafi, bedzie za chwile w nastepnym
poscie.




Temat: wszechstronnosc versus specjalizacja
Wpadamy w błedne koło. Wszyscy muszą uczyć się wszystkiego, albo iść do
zawodówki, bo takie szkoły są. Umowę mogę podpisać tylko z takimi szkołami,
jakie istnieją. A mnie się wcale nie podobają. A może wcale nie są ani dobre,
ani ogólnokształcace? Nie rozumiem, dlaczego nie można narzekać. Jakby ludzie
nie narzekali, to program dzisiejszych szkół byłby taki sam jak w
średniowieczu. Trzeba własnie narzekać i działąć, bo przyszedł czas na zmiany.
Przedmioty, jakich uczą w szkole (poza dodaniem informatyki) praktycznie nie
zmieniły się od KEN - a to już ponad 200 lat. Chyba swiat się zmienił?
Podręczniki puchną z roku na rok. Przed wojną podręczniki były o 2/3 cieńsze
niż dziś, a ludzie z maturą mieli wykształcenie znacznie bardziej gruntowne niż
dzisiejsi maturzyści. No, ale dawniej można było wybierać - były gimnazja
klasyczne, realne - wcale nie uważano że wszyscy muszą umieć wszystko.
A może właśnie walczyć o to, żeby były licea i ogólnokształcące i bardziej
wyspecjalizowane - takie jak np. Staszic w Warszawie, kształcący głównie w
naukach ścisłych.
A poza tym, chciałabym trochę zburzyć mit o wszechwiedzy tych, którzy programy
układają. W szkole dzieci uczą się przez 6 lat fizyki - a ani jednego roku
filozofii. Gdzie tu wiedza ogólna? W życiu raczej przyda się podstawowa wiedza
o filozofii, socjologii czy ekonomii niż sześć lat fizyki i pięć chemii.
Szkoła komunistyczna uciekała od nauk społecznych - i słusznie - ustrzegała się
tym jeszcze większej indokrynacji. Przez to, ze istnieje karta nauczyciela nie
bardzo można gruntownie zmienić profil wykształcenia - nie mozna bowiem zwolnić
sporej części nauczycieli np. fizyki, a zatrudnić na to miejsce filozofów.
I dlatego LO nie jest wcale O.
Sama pisałam programy. I zaręczam - programy np. historii (na tym się znam), są
nudne, przeładowane, nieciekawe, nie do ogarnięcia i nie uczą historii. W
wiekszości uczą dat i faktów - a to nie cała historia.
Zapytajcie np. swoje starsze dzieci, czy uczyły się o podziale dzielnicowym i
czy rysowały mapki podziału dzielnicowego. Pewnie tak. A historycy wcale nie
znają tych granic, których uczą się dzieci w szkole.
A zapytajcie od czego pochodzi nazwa Hakata. Chór wyrecytuje nazwiska trzech
założycieli. Po co? Prowadzę kursy przygotowawcze na UW. Co roku gdy pytam
kursantów -z najlepszych warszawskich LO (Batory, Witkacy, Czacki, Dabrowski
itd) kiedy coś miało miejsce - odpowiada chór. Kiedy pytam dlaczego coś miało
miejsce - sala milczy. To ma być wykształcenie? Ci ludzie nauczyli sie w szkole
faktów, myślenia się nie wymaga.
Zareczam że 99% profesorów nie porusza się pewnie na poziomie licealnym
większośći przedmiotów. Dlatego mogą być profesorami.



Temat: obserwatorium astronomiczne w LO w Lesku
obserwatorium astronomiczne w LO w Lesku
"Na wakacjach na dachu leskiego liceum wyrośnie biała kopuła: będzie obrotowa
i rozsuwana. A wszystko po to, by można było w niej umieścić teleskop i
obserwować niebo nad Bieszczadami.

To miała być tylko zwykła wymiana dachu na mocno nadwyrężonym przez czas
budynku szkoły. - Jesteśmy w trakcie dużych remontów: wymieniamy centralne
ogrzewanie, modernizujemy kotłownię - mówi Bernard Baran, dyrektor LO im.
gen. Andersa w Lesku. Kiedy okazało się, że w końcu uda się też sfinalizować
także wymianę dachu dyrektor pomyślał, że przy okazji może uda się
zaadaptować pomieszczenia na poddaszu, bo w szkole ciasno. A może także uda
się wybudować obserwatorium atronomiczne? - Tak dużo teraz się mówi o tym, że
uczniowie nie chcą wybierać na maturze fizyki (to przedmiot brany pod uwagę
przy rekrutacji na techniczne kierunki studiów - red.). To dlatego, że
programy szkolne nie pokazują piękna tego przedmiotu. Może jeśli uda się ich
przekonać do astronomii, to i fizyką się zainteresują - marzy dyrektor.

Dyrektor obliczył, że remont dachu nie będzie wiele droższy, jeśli przy tej
okazji zamontuje się na nim kopułę obserwatorium. - W sumie zapłacimy o około
25 tys. zł więcej za całą tę inwestycję. To w całym koszcie remontu wcale nie
tak dużo - zapewnia Bernard Baran.

Szkole udało się przekonać do tego wydatku starostwo. Teraz gotowy jest już
projekt, rozstrzygnięty nawet został przetarg. Za kilkanaście tygodniu na
dachu w południowej części dachu szkoły pojawi się biała poliestrowa kopuła o
średnicy 3,2 metra. Będzie rozsuwana i obracana napędem elektrycznym. To
właśnie w jej w rozsuwanej części umieszczony zostanie teleskop.

Szkoła marzy, by był to na tyle dobry sprzęt, by można go było połączyć do
komputera. - Tak by obraz, który pokazuje teleskop mogło oglądać jednocześnie
wielu uczniów - wyjaśnia Bernard Baran. Szkoła ma część pieniędzy na zakup
teleskopu. - Dostaliśmy 20 tys. zł z amerykańskiej fundacji "Wolność" na
realizację programu nauczania przedmiotów ścisłych poprzez nowoczesne
technologie, m.in. poprzez obserwacje astronomiczne. 80 proc. tych środków
musimy przeznaczyć na szkolenia, a 1,9 tys. zł przeznaczymy na teleskop -
wyjaśnia dyrektor.

Tego typu sprzęt dobrej klasy kosztuje jednak znacznie więcej - około 7,5-8
tys. zł. - Część z tej kwoty na pewno uda się nam zaoszczędzić, ale 4-5 tys.
zł nam braknie. Będziemy szukać sponsorów - zapowiada dyrektor Baran i liczy
na zbliżający się jubileusz 60-lecia istnienia szkoły.

Dyrektor marzy, by stworzone w jego szkole obserwatorium nie tylko zachęciło
uczniów do nauki fizyki, ale było promocją całego środowiska. - Chcemy
zapraszać naukowców z Uniwersytetu Jagiellońskiego, by uczyli nas, jak
korzystać z obserwatorium. Planujemy także organizować zajęcia z wykładowcami
Uniwersytetu Rzeszowskiego - mówi Bernard Baran. Uczniowie, dzięki środkom z
programu amerykańskiej fundacji, będą także mogli wyjeżdżać na zajęcia na
wyższe uczelnie.

Jak dowiedzieliśmy się zainteresowana powstającym w Lesku obserwatorium jest
PAN, która być może będzie mogła pomóc w wyposażaniu go i prowadzić tu własne
badania."
miasta.gazeta.pl/rzeszow/1,34962,3404426.html




Temat: Pomoc UE dla przedsiębiorców
snajper55 napisał:
> >
> > Jak wygladaja przewidywane wplywy z cel, przekazywane do Brukseli, oraz cz
> y i
> > jaka czesc z VAT jest przekazywana do Brukseli (kwotowo i procentowo)
>
> Wiesz co, chciałeś bilans, znalazłem Ci bilans. Dane o cłach i VAT znajdź sobie sam.
> S.
Tak myslalem, opierasz sie wylacznie na najpopularniejszych informacjach zawierajacych podstawowe dane o korzysciach i jak tylko pojawia sie zapytanie o bardziej szczegolowe, wyciszane przez media koszty akcesji uciekasz z krzykiem i udajesz, ze tematu nie ma.
Tu masz przyklad jak dzialaja mechanizmy dania i brania w unii z jeszcze innej dzialki. Mozesz sobie ta pozycje dopisac do bilansu. Twoje informacje absolutnie mnie nie przekonuja - musisz sie lepiej postarac.
kiosk.onet.pl/art.html?DB=162&ITEM=1165083&KAT=1293
Ile damy, a ile weźmiemy?

Z prof. Robertem Gałązką z Instytutu Fizyki PAN rozmawia Anna Leszkowska
Otóż Polska będzie płacić 2,5% budżetu UE, czyli w każdym z obszarów tego budżetu będziemy mieli swoje 2,5%, także w nauce. Do obliczenia wysokości naszego wkładu w finansowanie działalności naukowej można posłużyć się 6. Programem Ramowym. Unia na ten program (obliczony na 4 lata) przeznacza 20 mld euro, czyli 5 mld euro na rok, a to nie są wszystkie pieniądze, jakie UE przeznacza na naukę, bo są jeszcze inne programy. Ale zostańmy przy 5 mld euro. Oznacza to, że nasze 2,5 % to jest ok. 600 mln zł według obecnego kursu. Tyle będziemy płacić rocznie do budżetu UE na badania naukowe.

A trzeba pamiętać, że jest to zaniżony szacunek, bo według moich obliczeń powinno to być 700 mln zł lub więcej. I teraz jest bardzo ważne pytanie ? ile my z tych naszych składkowych pieniędzy potrafimy odzyskać? W 5.PR, kiedy mieliśmy już wszystkie uprawnienia członkowskie, bo płaciliśmy składkę, przy dużym wysiłku KBN, który dał bardzo dużo zachęt, aby środowisko naukowe chciało uczestniczyć w tym programie ? w ostatnim roku udało się odzyskać z UE nieco poniżej 100 mln zł. A trzeba pamiętać, że był to najlepszy dla Polski rok w realizacji tego programu. Powiedzmy, że teraz umiemy już pisać projekty, znamy zasady poruszania się w biurokracji brukselskiej ? ile będziemy mogli odzyskać z tych 600 mln zł rocznie? Przy bardzo optymistycznym rachunku, uważam, że nie będzie to więcej niż 200 mln zł. Ale nie w pierwszym, ani drugim roku po wstąpieniu do UE. Oznacza to, że 400 mln zł dajemy UE na finansowanie nauki w dużo bogatszych niż my państwach.

? Można to zmienić?

? Podczas wszystkich spotkań, sympozjów, seminariów upewniamy się w przekonaniu, że mamy ? i to w każdej dziedzinie ? bardzo dobrych naukowców i bardzo dobre ośrodki naukowe, co jest prawdą. Ale jest ich mało. Potencjał naukowy w Polsce jest za mały na to, aby móc odzyskać te 400 mln zł składki do budżetu UE. Lata niskiego finansowania nauki, odpowiedniej polityki naukowej doprowadziły do tego, że potencjał naukowy w Polsce, w zderzeniu ? dodatkowo ? z konkurencją zachodnią ? nie pozwala na konkurencję skuteczną. Bo projektów dobrych mamy mało, a słabe w Unii się nie przebiją.




Temat: niesamowite , prawie nikt nie wierzy w Boga
> 1. Stare pytanie - a kto skonstruował informatyka?
Może i stare pytanie, ale czy coś wnosi? Skoro sam Informatyk nie
jest bezpośrednio obserwowalny z wnętrza świata to trudno jest już
cokolwiek powiedzieć na temat ewentualnego jego stwórcy.

> 2. Co właściwie tłumaczy bóstwo? Logikę? Umysł sam ją zakłada jako
> sposób swego funkcjonowania. Matematykę?? Prawdopodobnie tak samo.
> Fizykę?
Bóg mógł również stworzyć i matematykę. Oczywiście ewentualna inna,
alternatywna matematyka nie jest przez nas wyobrażalna, bo w tym
świecie akurat nie istnieje. Nasz Informatyk mógłby jakoś zhackować
procesor, że 2x2 byłoby 3 zamiast 4 i nasze wirusy uważałyby to za
oczywiste uniwersalne prawo matematyczne i twierdziły, że nie
potrzeba Informatyka, żeby 2x2 było 3, bo to wynika przecież ogólnej
logiki.

A z naukami przyrodniczymi to już w ogóle nie wiem w czym problem.

>Jakimże sposobem z istnienia bóstwa wynika na przykład
> teoria względności?? bóstwo może wyjaśniać jeno to że świat ma

Tak jak ten Informatyk mógł zainstalować Linux albo Windows albo sam
napisać nowy OS, Bóg mógł sobie stworzyć świat na bazie sprawdzonego
systemu o nazwie "E=mc2", który ma bardzo pomysłowe prawa Fizyki, i
który fajnie działa. Ale to nie znaczy, że nie ma innych światów z
innymi prawami fizyki.

> 3. Dodatkowo samo prównanie nas do komputera jest dyskusyjne.
Wirusy
> na komputerze nie powstają przez ewolucję. Organizmy tak.

Ale jakby te wirusy naukowo wykryły, że istnieje dysk i stworzyły
"teorię ładowania", że się z tego to dysku mianowicie załadowały do
RAMu i takie jest ich pochodzenie, a nie żaden Informatyk, którego
nikt z resztą nie widział. W związku z tym tylko głupie wirusy mogą
wierzyć bajki o Informatyku a mądre wierzą w naukową teorię ładowania
z dysku i to im wystarcza.

Dlaczego akurat ewolucja czegoś ma dowodzić? A jak ktoś napisze
wirusa, który rozmnaża się płciowo i ewoluuje? To te ewoluujące
wirusy mogą już ustalić, że nie było Informatyka, bo jest przecież
ewolucja i stąd ich pochodzenie. Bardzo mądrze.

>Komputer
> zakłada istnienie naszej fizyki + jeszcze jakichś dziwnych
własności
> jak spontaniczne i raczej nieprzypadkowe generowanie informacji.
> Samo istnienie złożonej struktury komputera to też problem - nie ma

Komputer nic nie zakłada - to po prostu system działający wg. praw
nadanych przez jego twórcę. Nie wiem, czy bardziej czy mniej złożony
niż nasz świat, raczej mniej. Zakładając, że pojawią się programy,
które mają coś w rodzaju świadomości można je łatwo otoczyć
wirtualnym światem o dowolnych właściwościach. Może mieć 3 wymiary+
czas, tak jak w naszym świecie, a można bez problemu zrobić 6
wymiarów + coś a'la czas, ale np. z możliwością częściowego cofania
czasu poprzez wypakowanie jakiegoś pliku z kopii zapasowej. I może
się zdarzyć, że jakiś wirus spotka siebie za młodu, ale nikogo to nie
zdziwi, bo to będzie normalne. Wszystko zależy od woli i pomysłowości
Informatyka.

Fajne są badania naukowe, ale nie oczekuję od nich informacji n/t
Boga. Nauki przyrodnicze badają tylko świat, a Bóg jest poza nim.
Mogą przybliżyć nam wzory na działanie świata, ale raczej nie
odpowiedzą na pytanie po co w ogóle świat istnieje. A jak nie wiemy
po co istnieje świat to jak mamy wiedzieć po co istniejemy my? A jak
tego z kolei nie będziemy wiedzieli to jak mamy sensownie żyć?



Temat: POLSKA vs USA
Droga "ja"!
Tak sobie mysle, ze kazdy po swojemu moze tu opisac swoje spostrzezenia na
temat roznic lub podobienstw w systemie edukacji obu krajow, wiec pisz i daj
pisac innym :-)
Moje spostrzezenia jako bylej nauczycielki (do niedawna w Polsce) i mamy 9,5
latka, ktory wlasnie powoli konczy pierwszy rok nauki w amerykanskiej
podstawowce sa takie, ze nie da sie latwo porownac obu systemow nauczania. Nie
da sie rowniez jednoznacznie powiedziec, ktory jest lepszy lub gorszy. Jest po
prostu inaczej...
W Polsce mieszkalismy w Warszawie i Maciek chodzil do calkiem dobrej,
panstwowej podstawowki. W zasadzie warunki byly bardzo dobre - malo dzieci w
klasie, duzo zajec dodatkowych na miejscu, reedukacja na miejscu, etc. Mimo to
mialam sporo zastrzezen - nie do szkoly, czy systemu edukacji - ale do sposobu
pracy Macka nauczycielki...
Od lipca mieszkamy na przedmiesciach Chicago, od sierpnia Maciek chodzi do
tutejszej postawowki...przed wyjazdem duzo nasluchalam sie o kiepskim poziomie
tutejszych szkol, a tymczasem...coz, ogolnie mozna powiedziec, ze poziom
nauczania zalezy od tego, gdzie mieszkasz...czym wieksze sa podatki w twojej
okolicy, tym wiecej pieniedzy idzie na szkoly, tym lepszych nauczycieli szkola
moze zatrudnic i tym wiecej ma pieniedzy na rozne programy...na bogatszych
przedmiesciach wyniki corocznych testow stanowych sa wyzsze niz w miescie...
Drugi typ roznic wynika z innej (czasem lepszej, czasem gorszej) organizacji
systemu edukacji. Minusy: 1) duzo dzieci w klasie (28), 2)dzieci nie
przebieraja sie przed tutejszym WF (czyli cwicza spocone w normalnych
ubraniach...nikt mi nie powie, ze to jest higieniczne...) 3)o wiele mniej wyjsc
na zewnatrz (wycieczki, kino, teatr)
Plusy: 1)programy zachecajace do czytania (nagrody za przeczytanie okreslonej
ilosci ksiazek...skutek jest taki, ze Maciek czyta naprawde duzo, w obu
jezykach 2) doskonale programy nauki jez. angielskiego jako drugiego jezyka
(Maciek jest w normalnej klasie, ale oprocz jednaj nauczycielki - wychowawczyni
pracuja z nim jeszcze 2 inne panie, 3)weekendy wolne od pracy domowej - wiecej
czasu na odpoczynek i zycie rodzinne (przy okazji nie jest prawda, ze dzieci w
tutejszych szkolach nie maja zadawanych lekcji do domu, choc ich ilosc zalezy
od nauczyciela danej klasy), 4) dzieci nie musza codziennie targac ze soba
ciezkich ksiazek, tylko jesli jest to niezbedne do odrobienia lekcji lub
przygotowania sie do testu, 5) dzieci maja cos w rodzaju kalendarza- notatnika,
w ktorym codziennie zapisuja, co maja zadane, co zmniejsza szanse zapomnienia,
6)"wywiadowki" nie sa grupowe, rodzic umawia sie na konkretna godzine z
nauczycielem i ma pol godziny tylko dla siebie, moze spokojnie porozmawiac o
swoim dziecku, dostaje bardzo starannie przygotowany raport (oprocz tego po
kazdym trymestrze dostaje szczegolowy raport o wynikach w nauce i zachowaniu
dziecka)
Generalnie troche trudno porownywac sam poziom nauczania przedmiotow, bo
odmienny jest styl uczenia, np: w matematyce kladziony jest wiekszy nacisk na
umiejetnosc logicznego myslenia, dzieci ucza sie pewnych rzeczy w innej niz w
Polsce kolejnosci. W kazdym razie nie moge powiedziec, ze poziom nauczania w
amerykanskiej szkole mojego syna jest niski, maja ciekawe programy z Geografii,
Fizyki czy Srodowiska. Tak jak wszedzie bardzo duzo zalezy od nauczyciela
(Maciek w 3 klasie ma relatywnie wyzszy poziom nauczania, niz jego przyrodni
brat w 4 klasie tej samej szkoly...jedna pani duzo wymaga i duzo zadaje <i
bardzo dobrze>, druga pani - jak sama mowi - "nie lubi stresowac dzieci", wiec
prawie nic im nie zadaje i wymaga malo...
Podsumowujac - kluczem do poziomu nauki jest przede wszystkim nauczyciel i to,
czy dzieci chca sie uczyc, a w mniejszym stopniu kraj...choc jesli ktos
naprawde sie stara, to napewno w USA latwiej mu cos osiagnac (stypendia). Ale
to juz kwestia ekonomii chyba...Przeciez w Polsce jest cala masa dobrych szkol
i uczelni...



Temat: o zdolnej młodzieży i dobrych pomysłach
o zdolnej młodzieży i dobrych pomysłach
Grupa nauczycieli, przepojona chęcią edukacyjnego i wychowawczego działania,
postanowiła wyjść ze szkół, by promować najzdolniejszą młodzież.

W szkołach ogół uczniów nie docenia, niestety, w pełni swoich kolegów, którzy
dobrze się uczą i swoją wiedzę pragną pogłębiać. Mówi się o
nich “kujony”, “lizusy”, a przecież właśnie oni powinni być elitą szkoły. To
ich powinno się chwalić i stawiać za przykład. - Chcąc przygasić nieco tę
modę, postanowiliśmy zorganizować wyjazd dla tzw. prymusów do Hannoveru
na “Expo 2000” - mówi Ireneusz Krzyżanowski, nauczyciel w Technikum
Nukleonicznym i jeden z inicjatorów powstania w 2000 roku Komitetu “Europa
2000”. Ma on na celu promowanie zdolnej młodzieży z powiatu otwockiego. -
Pracę dydaktyczną zaczęliśmy w 1999 r., organizując spotkania z ludźmi nauki,
sztuki, przedstawicielami samorządów, politykami... - mówi Krzyżanowski. -
Nasze działania spotkały się z dobrą opinią ze strony nauczycieli, rodziców i
dyrektorów szkół. Ukoronowaniem rocznej pracy z młodzieżą był wyjazd do
Hannoveru.
Liczne seminaria, spotkania i panelowe dyskusje Komitet koronuje wycieczkami.
W roku 2001, ze względu na brak funduszy młodzież nie pojechała niestety do
Anglii na warsztaty językowe, ale przez cały rok starano się zachęcać ją do
nauki języków.
Rok później Komitet postanowił zainteresować młodych fizyką jądrową. Instytut
Badań Jądrowych w Świerku umożliwił 15-osobowej grupie młodzieży wyjazd do
Międzynarodowego Ośrodka Badań Jądrowych w Dubnej koło Moskwy, z którym
współpracuje. Tam młodzi mieli okazję dowiedzieć się, nad czym pracują
naukowcy, jakie mają programy, sprzęt... oprócz fizyki mówiono również o
historii. Zorganizowano bowiem wyjazd do Miednoje, podczas którego niektórzy
po raz pierwszy usłyszeli o tragedii Polaków tu poległych.
Dla uczczenia 100. rocznicy otrzymania Nagrody Nobla przez Marię Curie-
Skłodowską, Komitet opracował bogaty program obchodów. Chcąc utrwalić wiedzę
o życiu i pracy sławnej rodaczki, ogłosił m.in. konkurs. - Wzięło w nim
udział niemal 200 osób - mówi Krzyżanowski. - Do finału zakwalifikowało się
aż 40 osób, z których 6 laureatów otrzymało pamiątkowe czeki, uprawniające
ich do wyjazdu do Paryża. Młodzież na własne oczy przekonała się, że w
paryskim panteonie, wśród wielu znamienitych Francuzów, spoczywa jako jedyna
cudzoziemka nasza rodaczka.
W Otwocku, chcąc zostawić trwały ślad obchodów 100. rocznicy otrzymania
Nagrody Nobla przez Skłodowską i jej związków z Otwockiem, Komitet postanowił
stworzyć miejsce pamięci. Dzięki przewodniczącej Rady Miasta Otwocka Alicji
Azulewicz-Rek i przewodniczącemu Rady Powiatu Juliuszowi Minakowskiemu na
czele, zebrano fundusze i 10 grudnia dokonano uroczystego odsłonięcia tablicy
pamięci przed Technikum Nukleonicznym. W uroczystości wzięła udział młodzież
ze wszystkich szkół powiatu.
Ale na tym nie koniec. - Przygotowujemy się do wyjazdu szlakiem miejsc
pamięci narodowej na Wschodzie. Pragniemy bowiem złożyć hołd pomordowanym
Polakom w Katyniu i poległym pod Lenino. Zamierzamy pokazać, że Polacy ginęli
za tę samą sprawę, bez względu na to, jak to dziś historycy wartościują -
mówi Krzyżanowski.
Do Komitetu może przystąpić każdy, kto chce pracować z młodzieżą na polu
rozszerzania jej wiedzy o tematy niekiedy pobieżnie traktowane w szkołach.
Wszystkich chętnych do tej działalności zapraszają członkowie “Europa 2000”.

Andrzej Kamiński




Temat: Same pieniądze nie pomogą uczelniom
toja3003 napisała:

> Samo zwiększanie budżetowych nakładów to zbyt słaby warunek, bo nie gwarantuje
> sensownego wydawania pieniędzy. Np. w ostatnich dziesięcioleciach wydano
> mnóstwo na załogowe loty kosmiczne co było błędem i sama NASA ostatnio to
> przyznała.

Mam lepszy przykład. Popatrz, co sie dzieje na takich wydziałach, jak prawo czy
ekonomia. Kto tam jeszcze para sie nauką? Pewien ekonomista zaproszony do nas
(jestem fizykiem) wyrazil zdziwienie, ze u nas sa jeszcze seminaria naukowe,
bo "u nas wszyscy maja drugie etaty i nie maja juz czasu na seminaria".
Tak więc ten ogromny strumien pieniedzy zupelnie nie przeklada sie
na poziom naukowy, a wrecz go dlawi. Faktem jest co prawda, ze ten strumien nie
ma nic wspolnego z nauka (placi sie za papier i stopien naukowy z ktorego wynika
prawo do prowadzenia zajec), ale dowodzi to niezbicie, ze wydzialy zasobne w
pieniadze nie musza byc "bogate w nauke".

To zakrawa na absurd, ale na polskich uczelniach najbiedniejsi sa
pracownicy wlasnie tych wydzialow, ktore maja osiagniecia naukowe
(mat-fiz-chem). Biedni sa wlasnie dlatego, ze zamiast dorabiac,
pracuja naukowo i jedyna metoda reperowania budzetu to wyjazd.

> Z dugiej strony, budżetowy naukowiec, jeśli nie ma mechanizmów kontrolujących
> jego efekty, będzie marnotrawił pieniądze – tak np. często dzieje się w n
> auce
> polskiej i w tych krajach gdzie nauka jest zdominowan przez instytucje
> państwowe.

Oczywiscie! To jest sedno sprawy! I ta kontrola musi byc w zasadniczym
(acz niekoniecznie decydujacym) stopniu sprawowana z zewnatrz nauki.

Ale u nas przyjelo sie, ze o wszystkim decyduje administracja
i urzednicy. A ci z reguly nie znaja sie na niczym. Wiec nauka
sama sobie sterem i zeglarzem. Przy czym wiekszosc glosow
we wszelkich cialach kolegialnych maja wydzialy "komercyjne"
i "geriatryczne",
ktore nie pozwola sobie zrobic zadnej krzywdy (czyli rzeczywistej reformy).
Ta musi przyjsc z zewnatrz. Ale kto ja zrobi, skoro
ministrowie mysla tylko o tym, kogo urzadzic w jakiej radzie
nadzorczej, komu wyciagnac teczki i kiedy przyjdzie
dzielic sie wladza z dr hc Lepperem.

> Nie rozumiem zatem przeciwstawiania nauki i komercji.
> Nauka musi być przecież dla kogoś, bo kosztuje
> i ten ktoś własnie musi decydować na co idą środki.

To jest bardziej skomplikowane. Badania podstawowe (tak, to ja)
sa niezbedne do rozwoju, ale jednoczesnie obciazone
sa tak wielkim ryzykiem, ze chyba rzadko kiedy sponsorowane sa przez
kapital prywatny - chyba ze jako akcja charytatywna.
Badania podstawowe z zalozenia bowiem nie maja charakteru
komercyjnego i ich celem nie sa wdrozenia.
A o innych rodzaju prac badawczych wypowiadac sie nie bede.
Z drugiej strony dopuszczenie do komisji
przyznajacej granty ludzi spoza "akedemii" byloby nielada rewolucja...

> Kto jest tym kimś? My. Konsumenci i podatnicy. I naszymi
> portmonetkami czy wyborami politycznymi mamy prawo głosować
> czym ma się nauka zajmować. A wiec właśnie komercja czyli
> wolny, demokratyczny rynek jest najlepszą gwarancją,
> że podatnicze pieniądze nie bedą marnotrawione.

Spojrz na programy telewizyjne. Na pewno podoba ci sie ten
efekt wrzucenia wszystkiego - wlacznie z tzw. TV publczna -
na wody komercji?
Cieszy cie, ze 15% tych co glosowali, glosowalo na Leppera?
Grubo ponad 50% na progamy populistyczne?
Ktory z kandydatow na prezydenta chocby zająknął się w sprawie
kondycji nauki polskiej? A kogo to do cholery obchodzi?
Ilu jest górników, ilu rolnikow, a ilu naukowcow?
Szczegolnie ze ci ostatni moga pojsc w biznesy albo wyjechac za granice?
Czy horyzont czasowy mysli pzrecietnego osła w sejmie przekracza jego kadencję?

Wspolczesna nauka jest tak skomplikowana, ze nie ma mowy, by
o kierunkach jej rozwoju decydowali "konsumenci" - fanowie i fanki
Idola, Baru i Samoobrony. Jesli ja nie rozumiem, czym zajmuje sie
kolega z pokoju obok, to o czym tu w ogole mowa?

A co do marnowania pieniedzy - wiekszosc pieniedzy inwestowanych w studia
prywatne "kosmiczej informatyki i nieziemskiego marketingu w
wyzszej szkole biznesu i dobrobytu" to wlasnie wywalanie kasy w bloto.

Zeby nauke postawic na nogi, trzeba najperw zadac sobie pytanie, po co
sa uczelnie, PAN-y, rozne tam placowki badawcze,
wyznaczyc im zadania, wydzielic srodki,
i doprowadzic do reformy majacej horyzont czasowy jednego pokolenia.

> Znam wielu „naukowców”, którzy nie umieją obsłużyć komputera i nie
> znają języków obcych (wstyd!)

U nas takich nie ma.
Nikt nie publikuje prac z informatyki, fizyki, matematyki czy chemii po polsku.




Temat: co nowego we Glywicach?
W Gliwicach działa pierwszy w Polsce serwis porównujący ceny - kupujemy.pl

Arkadiusz Dydo (z lewej) i Mateusz Korniak stworzyli serwis porównujący ceny
Fot. MARCIN TOMALKA / AG

Tomasz Głogowski 23-10-2005 , ostatnia aktualizacja 23-10-2005 22:34

Arkadiusz Dydo i Mateusz Korniak, dwóch absolwentów Politechniki Śląskiej,
stworzyło pierwszy w Polsce serwis porównujący ceny - kupujemy.pl. Dziś portal
zestawia ceny ponad miliona towarów i pomaga klientom ze Śląska kupować lodówki
w Szczecinie!

Mają po 29 lat. Są pasjonatami komputerów, mieszkają w Zabrzu, ale na siedzibę
firmy wybrali Gliwice. Zaczynali od pisania specjalistycznych programów dla
firm, w czasach, gdy handel w Internecie jeszcze nie istniał, a jeżeli już ktoś
kojarzył jakiś serwis aukcyjny, to było to tylko Allegro. Jednak już wtedy, na
początku 2002 roku, aby znaleźć najtańszy procesor, stację dysków czy chociażby
książkę trzeba było się nieźle namęczyć. Postanowili więc ułatwić sobie życie i
stworzyli pierwszy w kraju serwis porównujący ceny - kupujemy.pl. Dziś portal
tak się rozrósł, że porównuje już ceny miliona towarów - od aparatów cyfrowych,
książek i płyt, aż po... szczoteczki do zębów. - Na początku baliśmy się, że
sklepy internetowe wystraszą się i nie będą chciały z nami współpracować.
Stworzyliśmy więc system, który sam "skanuje" ceny i porównuje oferty w sieci.
Później okazało, że niepotrzebnie się baliśmy. Bo zawsze jest tak, że sklep coś
ma droższego, ale też coś tańszego niż konkurencja i chętnie chce się
zaprezentować - mówi Dydo.

Serwis rozkręcał się powoli. Dydo, absolwent ekonomii, i Korniak, informatyk,
pamiętają czasy, gdy odwiedzało go zaledwie sto osób dziennie. Wtedy
zastanawiali się, czy aby nie zwinąć działalności. Z czasem jednak nauczyli się
tak pisać programy, by największe wyszukiwarki wyrzucały ich serwis na
pierwszym miejscu. Poskutkowało. Dziś na kupujemy.pl zagląda 200 tys.
użytkowników miesięcznie, a serwis przeszukuje 500 sklepów internetowych. To
połowa wszystkich działających w kraju. - Coraz częściej ktoś siedzący przed
komputerem w Gliwicach czy Katowicach kupuje pralkę albo lodówkę w sklepie w
Gdańsku czy Szczecinie. Nawet po doliczeniu kosztów transportu płaci mniej, niż
kupując na miejscu - zapewnia Dydo. Dodaje, że prowadzenie "porównywarki" cen
to czasem zabawna praca. - Co jakiś czas odbieramy telefony od ludzi, którzy
zobaczyli w Internecie telewizor i dzwonią do nas z pytaniem, jak możemy im go
dostarczyć. Ale my nie jesteśmy sklepem - uśmiecha się Dydo.

Korniak przymierza się do napisania doktoratu z fizyki. Dydo, gdy nie porównuje
cen, pisze biznesplany dla firm. Zapowiadają, że będą dalej ulepszać serwis
kupujemy.pl.

Serwisy porównujące ceny w sklepach internetowych (tzw. shop boty) powstały
siedem lat temu w Stanach Zjednoczonych. Do największych na świecie należą:
kelkoo.com, shopping.com i bizrate.com, które obsługują sklepy w kilku krajach.
W Polsce największym ośrodkiem, gdzie działają "porównywarki", oprócz Gliwic
jest Wrocław.
miasta.gazeta.pl/katowice/1,35019,2982321.html



Temat: Nowy przedmiot "Patriotyzm" - za czy przeciw?
ernest_pinch napisał:

> Ale zdziwilem sie Twoja wypowiedzia Romanie. Sadzilem ze po ostatniej
> burrzliwej debacie jestes blizszy zmianie sposobu wychowania, tak by
> uksztaltowac obywatelowi patriotyczny kregoslup.

To pewnie dlatego, że w poprzedniej wypowiedzi zostawiłem pewne
niedopowiedzenia, po to, żeby dyskusji nie zdusić zaraz po jej zainicjowaniu.
Zgadza się, że po ostatnim seminarium z filozofii politycznej jestem dużo
głębiej niż wcześniej przekonany do potrzeby kształtowania postaw patriotycznych
w społeczeństwie. W pracy Bocheńskiego znalazłem sformułowane w sposób prosty i
oczywisty uzasadnienie konieczności kształtowania w sobie uczuć patriotycznych,
a jednocześnie przekonałem się, że patriotyzm wcale nie musi oznaczać tego, czym
wycierają sobie gęby LPR, MW i inne tym podobne organizacje. Patriotyzm nie musi
oznaczać nacjonalizmu i szowinizmu.

> Mozliwe ze na dzisiejsze czasy nie ma pojecia patrotyzmu. To co napisal
> dominikanin Innocenty Bochenski osadzone bylo w innych realiach. Teraz
> istnieje pewna proznia pojeciowa, wiec moze ten przedmiot moze bedzie pewnym
> naginaniem. Hmmm. Nie wiem.

Podniesiony przeze mnie problem nie sprowadza się do zmiany realiów lub do
próżni pojęciowej. Moim zdaniem słowa Bocheńskiego są nadal aktualne. Może
jedynie wątek religijny może mieć dziś mniejsze znaczenie, bo nie można odmawiać
patriotyzmu ludziom niewierzącym, poszukującym lub wywodzącym swoje normy
etyczne z innych źródeł niż Biblia.
Wracając do tematu napisze, że patriotyzmu należy nauczać w ramach innych
przedmiotów, a nie jako oddzielnego przedmiotu. Postawę patriotyczną można
właściwie ukształtować tylko wtedy, jeśli będzie ona naturalna, kształtowana
przez wiele różnorodnych bodźców, a nie szkolona raz w tygodniu na nudnej
lekcji, z przedmiotu, który trzeba będzie zaliczyć na koniec semestru, czy roku,
żeby zdać. Patriotyzmu można uczyć na lekcjach historii, polskiego, ale takie
fizyki, matematyki, chemii, itp. (sic!). Można przecież przy okazji nauki tych
przedmiotów prezentować wkład polskich uczonych w rozwój tych nauk budząc dumę z
osiagnięć polskiej myśli. Nawet na studiach stricte technicznych można przemycać
akcenty patriotyczne. Nie zaszkodzi przecież napomnknąć, że pierwszy w Europie
spawany most żelazny wybudował polski profesor Stefan Bryła z Politechniki
Lwowskiej. Właśnie takie małe przyczynki skuteczniej ukształtują poczucie dumy z
osiągnięć Polaków i wkładu Polski do światowego dziedzictwa niż jedna tygodniowo
lekcja "Patriotyzmi" ogołoconego z kontekstu kulturowego. Własnie dlatego jestem
przeciwny temu przedmiotowi, ale uważam za to, że powinno się wzbogacić programy
innych przedmiotów o treści patriotyczne. Przy okazji chemii można wspomnieć o
braciach Śniadeckich, przy okazji fizyki nie koniecznie trzeba wspominac
wyłącznie Kopernika, ale można powiedzieć choćby o polskiej szkole hodowania
rzadkich kryształów i niebieskim laserze, na lekcjach matematyki można wspomnieć
o Banachu i wkładzie polskich matematyków w rozpracowanie Enigmy i szyfrów
radzieckich w czasie wojny 1920 roku. Lepiej napomykać o tym przy okazji, a
wtedy efekt będzie lepszy, niż zamierzona indoktrynacja na wyznaczopnych
lekcjach, na którą to indoktrynację młodzież bardzo szybko się uodporni, tak jak
na politruków w minionym systemie. A to by idei krzewienia patriotyzmu bardzo
zaszkodziło. Niewykluczone, że wręcz by ją ośmieszyło, a to jest najgorsze, co
może ją spotkać. :-))
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alternate.pev.pl



  • Strona 3 z 4 • Znaleziono 166 wyników • 1, 2, 3, 4