Wyświetlono wiadomości wyszukane dla słów: Prokuratura Rejonowa Praga





Temat: [03.01/1006] 19-latek umarł, ale jednak żył...
Dużo szczęścia miał 19-latek, którego zgon w wyniku wypadku drogowego stwierdził lekarz stołecznego pogotowia. Po kilkudziesięciu minutach policjanci czekający na prokuratora zorientowali się, że chłopak jednak żyje. Trafił do szpitala.

Do wypadku doszło w nocy w poniedziałek na warszawskiej Pradze Południe. 19-letni student Uniwersytetu Warszawskiego Hubert N. zjeżdżając samochodem z wiaduktu stracił panowanie nad kierownicą, uderzył w krawężnik a później bokiem auta w słup trakcji elektrycznej.

Lekarz pogotowia - Andrzej M., tuż przed północą stwierdził zgon ofiary wypadku. "Nie wyciągaliśmy go więc z samochodu czekając na prokuratora" - powiedział Wojciech Pasieczny z wydziału ruchu drogowego Komendy Stołecznej Policji. Jak dodał, w pewnym momencie policjanci zabezpieczając ślady zauważyli jednak, że chłopak się poruszył.

Mimo, że lekarz stwierdził, iż jest to niemożliwe funkcjonariusze wezwali straż pożarną, by wyciągnęła rannego z wraku samochodu. Po ok. 40 minutach ten sam lekarz potwierdził, że 19-latek jednak żyje - przewieziono go do szpitala przy ul. Szaserów.

Policjanci mówią, że ze wstępnych ustaleń wynika, iż lekarz był trzeźwy. "Nic nie wskazuje też, że zrobił to umyślnie. Prawdopodobnie popełnił błąd" - dodają.

Szefowa warszawskiej prokuratury rejonowej Praga Południe Julita Turyk poinformowała , że decyzja, czy wobec lekarza zostanie wszczęte postępowanie zapadnie dopiero po przeanalizowaniu akt sprawy. Nie dotarły one jeszcze do prokuratury.

źródło: interia.pl



Temat: Ofiara wypadku "ożyła"
Ofiara wypadku "ożyła"

Dużo szczęścia miał 19-latek, którego zgon w wyniku wypadku drogowego stwierdził lekarz stołecznego pogotowia. Po kilkudziesięciu minutach policjanci czekający na prokuratora zorientowali się, że chłopak jednak żyje. Trafił do szpitala.

Jak poinformował Wojciech Pasieczny z wydziału ruchu drogowego Komendy Stołecznej Policji, do wypadku doszło w nocy w poniedziałek na warszawskiej Pradze Południe. 19-letni student Uniwersytetu Warszawskiego Hubert N. zjeżdżając samochodem z wiaduktu stracił panowanie nad kierownicą, uderzył w krawężnik a później bokiem auta w słup trakcji elektrycznej.

Lekarz pogotowia - Andrzej M., tuż przed północą stwierdził zgon ofiary wypadku. - Nie wyciągaliśmy go więc z samochodu, czekając na prokuratora - powiedział Pasieczny. Jak dodał, w pewnym momencie policjanci zabezpieczając ślady zauważyli jednak, że chłopak się poruszył.

Mimo że lekarz stwierdził, iż jest to niemożliwe, funkcjonariusze wezwali straż pożarną, by wyciągnęła rannego z wraku samochodu. Po ok. 40 minutach ten sam lekarz potwierdził, że 19-latek jednak żyje - przewieziono go do szpitala przy ul. Szaserów.

Policjanci mówią, że ze wstępnych ustaleń wynika, iż lekarz był trzeźwy. - Nic nie wskazuje też, że zrobił to umyślnie. Prawdopodobnie popełnił błąd - dodają. Wkrótce toczyć się będzie postępowanie wobec lekarza, dotyczące nieudzielenia pomocy rannemu.

Szefowa warszawskiej prokuratury rejonowej Praga Południe Julita Turyk poinformowała, że decyzja, czy wobec lekarza zostanie wszczęte postępowanie zapadnie dopiero po przeanalizowaniu akt sprawy. Nie dotarły one jeszcze do prokuratury.





Temat: Gwiezdny Cyrk-powiedz NIE cyrkom wykorzystującym zwierzęta!
Klub Gaja w dniu 25 marca 2008 roku złożył w Prokuraturze Rejonowej
Warszawa Praga - Południe zawiadomienie o naruszeniu prawa w związku z
występem w programie Telewizji Polsat "Gwiezdny cyrk" foki, jako działania
niezgodnego z zapisem art. 17 ust 4. ustawy o ochronie zwierząt.
Zdaniem Klubu Gaja podczas programu "Gwiezdny cyrk", który emitowany był
6 marca 2008 r. na antenie Telewizji Polsat w trakcie występu piosenkarza
Szymona Wydry, który wcielił się w rolę tresera dzikiego zwierzęcia doszło
do zmuszania foki m. in. "klaskania", podbijania piłki oraz stawania na
jednej z płetw. W ocenie Klubu Gaja, czynności te zabronione są zapisem
art. 17 ust. 4 ustawy o ochronie zwierząt, który brzmi "zabrania się
zmuszania zwierząt do wykonywania czynności, które powodują ból lub są
sprzeczne z ich naturą". Foka nie ma w swej naturze "klaskania", podbijania
piłki, a tym bardziej stawania na jednej płetwie. Zachodzi zatem
podejrzenie popełnienia wykroczenia w związku z art. 37 ust 1 ustawy o
ochronie zwierząt. Klub Gaja poinformował Prokuraturę Rejonową Warszawa
Praga - Południe o naruszeniu prawa oraz wniósł o wszczęcie postępowania w
tej sprawie jak również ukaranie sprawców czynu zabronionego art. 17. ust.
4 ustawy o ochronie zwierząt.



Temat: 1
Może mu walnąc tak mail?


Witam,
Jastrząb jest gatunkiem chronionym którego zgodnie z ustawą
o ochronie przyrody z dnia 16 kwietnia 2005 (Dz.U. nr 92 poz 880) oraz zgodnie z rozporządzeniem Ministra Środowiska z dnia 28.09.2004 (DZ.U. 220, poz 2237) zabrania się: (par 6 pkt 2)
"Zbierania, przetrzymywania i posiadania zwierzą martwych, w tym spreparowanych, a także ich części i produktów pochodnych"
oraz (par 6 pkt 9) "Zbywania, nabywania, oferowania do sprzedaży, wymiany i darowizny zwierząt żywych, martwych, przetowrzonych i spreparowanych, a także ich części i produktów pochodnych"

Aukcja została zgłoszona do serwisu Allegro jako nielegalna i jej przebieg jest monitorowany.
Zgłoszenie zostało wysłane także do Wojewódzkiego Konserwatora Przyrody (dla woj. opolskiego) a także do Prokuratury Rejonowej Warszawa Praga - Południe (jako dowód w sprawie zostały przesłane kopie aukcji na dysku CD). Prokurator niejako z urzędu _musi_ zająć sie takim zgloszeniem poniewaz lamie Pan prawo - zgodnie z rozporzadzeniem min. srodkowiska (podnym powyzej).

pozdrawiam i zycze milego dnia

Nie znam się na prawie ale ja bym się zastanowił nad dalszym losem aukcji



Temat: Pijani kolejarze na służbie!
Maszyniści prowadzący pociąg po pijanemu - aresztowani

Sąd Rejonowy w Brzezinach (Łódzkie) aresztował dziś na trzy miesiące maszynistę i jego pomocnika, którzy po pijanemu prowadzili prywatny skład towarowy.

Brzezińska prokuratura przedstawiła obu mężczyznom zarzuty sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym oraz prowadzenia w stanie nietrzeźwości pociągu towarowego. Wystąpiła też z wnioskiem o ich aresztowanie ze względu na grożącą im surową karę - do 8 lat więzienia.

Maszynista Andrzej R. w chwili zatrzymania miał 2,85 promila, a jego pomocnik Wiesław P. - 2,12 promila alkoholu w wydychanym powietrzu.

Do zdarzenia doszło w środę wieczorem. Na stacji Płyćwia pociąg towarowy prywatnego przewoźnika (relacji Warszawa Praga-Sosnowiec Jęzor) przejechał obok semafora wskazującego sygnał "stój". Po kilkunastu minutach maszyniści - po otrzymaniu polecenia - samodzielnie zatrzymali pociąg przed semaforem wjazdowym do stacji Rogów.

Zatrzymanie składu towarowego spowodowało zablokowanie na ponad dwie godziny linii kolejowej na trasie Łódź-Warszawa.

Źródło: PAP



Temat: Biedaczek nie wiedzial :P
Tak na wszelki wypadek
Wiem , że opierasz się tylko na dowodach

To nie mój materiałek , tylko kogoś zzzzaaaaaaaaaa

Pana " juhasa "

Pozwolę sobie przytoczyć :

http://ww6.tvp.pl/940,20070420488188.strona
Cytat:
Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga skierowała do sądu akt oskarżenia wobec siedmiu osób zamieszanych w tzw. aferę korupcyjną w Ministerstwie Finansów.
Wśród oskarżonych jest troje pracowników ministerstwa - Sławomir M., Andrzej Ż. i Elżbieta Z,; lobbysta - Tomasz J., pracownik urzędu skarbowego na warszawskim Targówku Jerzy W. i małżeństwo biznesmenów z Nidzicy Zdzisław i Halina B. Akt oskarżenia został przesłany do sądu rejonowego Warszawa-Śródmieście.
"Zarzuty dotyczą przede wszystkim korupcji, m.in. przy załatwianiu przez urzędników korzystnych rozstrzygnięć spraw podatkowych, ale też np. egzaminów na doradców podatkowych" - dodała Mazur. Grozi za to nawet do 12 lat więzienia.

Jak ustalili prokuratorzy, największa jednorazowa łapówka sięgnęła 100 tys. zł; jedna z oskarżonych osób dostała też samochód marki volvo. W grę wchodziły również drobne kwoty, słodycze, a nawet kosz wędlin.

"W sumie akt oskarżenia obejmuje 46 zarzutów i ma 383 strony" - podkreśliła Mazur. Dodała, że sprawa liczy 66 tomów akt, a w śledztwie przesłuchano 200 świadków.




Temat: Policja, CBŚ, ABW, wymiar (nie)sprawiedliwości i inne

Policja: - Pijany prokurator groził, że nas pozwalnia z pracy. Prokuratura: - Wyjaśniamy tę sprawę. A wszystko zaczęło się od awantury w knajpie, którą miał wszcząć syn prokuratora

W nocy z piątku na sobotę 17-letni Józef bawił się z kolegami w pubie w al. Niepodległości. A że się awanturował, został przez ochroniarzy poproszony o wyjście. Szło opornie, więc w pewnym momencie pilnujący porządku pracownik lokalu po prostu wypchnął go na zewnątrz. Wezwał też policję. Awantura przeniosła się na ulicę. Przyjechał jeden patrol, ale za chwilę musiał wzywać posiłki, bo nerwowemu 17-latkowi z pomocą przyszli trzej koledzy. - Szarpali za mundur, odpychali funkcjonariuszy - relacjonuje ich przełożony nadkom. Włodzimierz Kaczmarski, komendant mokotowskiej policji. - Cała czwórka została zatrzymana.

17-latek przechwalał się, że jest synem prokuratora i groził policjantom, że ojciec się nimi zajmie. W drodze na komendę zaczął uderzać głową o plastikową szybę w radiowozie, która oddziela policjantów od zatrzymanych. - Policjantom wyjaśnił, że robi to po to, by oskarżyć nas później o pobicie - dodaje komendant Kaczmarski.

Jako że żaden z zatrzymanych nie skończył 18 lat, policjanci powiadomili rodziców, którzy niedługo potem zjawili się na komendzie. Wśród nich ojciec 17-letniego Józefa - zgodnie z informacjami syna - prokurator z prokuratury rejonowej na Pradze Północ. Już "na dzień dobry" pokazał policjantom swoją legitymację służbową.

Później groził wszystkim policjantom (łącznie z dyżurnym jednostki) zwolnieniem z pracy. "Od mężczyzny czuć było woń alkoholu" - napisali policjanci w raporcie z incydentu. Chcieli przebadać prokuratora alkomatem, ale się nie zgodził. - Pan prokurator był agresywny i pobudzony. Popchnął jednego z policjantów. Używał słów powszechnie uważanych za obraźliwe - mówi komendant Kaczmarski. Żadne z nich nie nadaje się do zacytowania.

O całym zdarzeniu policja poinformowała przełożonych prokuratura. Natomiast jego synem zajmie się sąd rodzinny. Ma odpowiadać m.in. za czynną napaść na policjantów oraz podrobienie legitymacji szkolnej. Funkcjonariuszom wyznał bowiem, że zmienił w niej rok urodzenia (z 1989 na 1986), żeby bez problemów kupować alkohol.

Tak całe zdarzenie wygląda z relacji policjantów. Prokuratura do sprawy podchodzi bardzo ostrożnie i na razie nie chce jej komentować. - Została podjęta decyzja o wszczęciu postępowania służbowego - mówi jedynie prok. Renata Mazur z prokuratury okręgowej Warszawa Praga.

Nie ma to jak poczuć władzę ... w stanie po spożyciu




Temat: Wiadomości - materiały Łukasza
Delto z przyjemnością zapraszam Cię do mnie Twój post przeczytałem w całości i muszę teraz to przetrawić jednakże wpadł mi w oko temat który musi bulwersować jak kaczory chcą spętać Polskę, mówiłem już o tym że kaczor tak mocno osiądzie w niektórych działach naszej rzeczywistości że trudno będzie się go pozbyć nawet tracąc władze nie traci wpływu ot cały kaczor myślę a nawet jestem pewny ze PO zachowa instynkt samozachowawczy i po zmianie niektórych przepisów usunie zarazę ze zdrowej tkanki.

Oto artykuł

Newsweek": Ziobro szuka "wtyczek"

Zaufani ministra Zbigniewa Ziobry w pośpiechu wspinają się w hierarchii prokuratorskiej na stanowiska, z których kolejny szef resortu nie będzie mógł ich usunąć. Dzięki temu Ziobro zachowa wpływy i dostęp do źródeł informacji - informuje serwis newsweek.pl.
Według rozmówców "Newsweeka" z resortu sprawiedliwości jest niemal pewne, że do Prokuratury Krajowej jeszcze przed dymisją rządu trafią obecny szef ABW Bogdan Święczkowski oraz jego zastępca Grzegorz Ocieczek. Ziobro publicznie zasugerował, że w Prokuraturze Krajowej znajdzie się także miejsce dla wiceministra Andrzeja Kryże. Nieoficjalnie ustaliliśmy, że z Prokuratury Rejonowej Warszawa Praga Północ ma tam też zostać oddelegowany Andrzej Naumczuk, który przyjaźni się z urzędnikami z Prokuratury Krajowej.

Te awanse to gwarancja nietykalności dla zainteresowanych, bo tytuł i funkcja prokuratora prokuratury krajowej mogą być odebrane jedynie wyrokiem sądu dyscyplinarnego. Taki urzędnik ma zagwarantowane dożywotnie wynagrodzenie (obecnie ok. 15 tys. zł plus dodatki funkcyjne i za staż pracy). Liczba etatów w Prokuraturze Krajowej jest ograniczona i nowy minister będzie miał niewielkie możliwości doboru współpracowników.
Docierają do mnie sygnały o przygotowywanych awansach dla całej grupy zaufanych ministra Ziobry, szczególnie z prokuratur krakowskiej i katowickiej - potwierdza Kazimierz Olejnik, były zastępca prokuratora generalnego.

Minister Ziobro to pojętny uczeń Lecha Kaczyńskiego, który odchodząc ze stanowiska ministra sprawiedliwości też awansował najbardziej zaufanych prokuratorów. - To była słynna noc cudów w ministerstwie, kiedy awans na prokuratora prokuratury krajowej otrzymał Józef Giemza, obecnie szef Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie.

Awansowani zostali też inni prokuratorzy zaangażowani w słynne śledztwo przeciwko dziennikarzom - przypomina Olejnik w rozmowie z "Newsweekiem".



Temat: Nowy komisarz zaczyna rządy

Oświadczenie Urzędu m.st. Warszawy w związku z zarzutami radnych PiS

W odpowiedzi na zarzuty grupy radnych Prawa i Sprawiedliwości: Pani Olgi Johann, Marka Makucha i Macieja Maciejowskiego (doradcy byłego Wojewody Wojciecha Dąbrowskiego) odpowiadamy:

27 grudnia 2006 przewodnicząca Rady Dzielnicy Praga Północ – Pani Alicja Dąbrowska zarządziła przerwę w obradach. Następnie na sali obrad zebrali się radni PiS oraz Praskiej Wspólnoty Samorządowej i kontynuowali obrady poza sesją.

W czasie zebrania w sposób niezgodny z Ustawą o samorządzie gminnym, ustawą warszawską oraz regulaminem Dzielnicy Gminy Warszawa Centrum wybrali radnego seniora, przeprowadzili wybór Przewodniczącego Rady Dzielnicy, a następnie powołali Zarząd Dzielnicy.

3 stycznia 2007 na podstawie opinii prawnej przygotowanej przez Biuro Prawne oraz zewnętrznych ekspertów Prezydent m. st. Warszawy złożył skargę do Wojewody Mazowieckiego, by ten w trybie nadzoru rozstrzygnął o legalności podjętych uchwał. Biuro Prawne dysponuje opiniami prof. Jaroszyńskiego i prof. Kuleszy potwierdzającymi, iż działania radnych po zarządzeniu przerwy są sprzeczne z prawem.

10 stycznia 2007, w dniu sesji Rady Dzielnicy Praga Północ, odbyła się konferencja prasowa, na której Rzecznik Prasowy Wojewody Mazowieckiego zapowiedział, że do 3 lutego podejmie decyzję w tej sprawie. W tym samym dniu Wojewoda wydał jedynie oświadczenie w tej sprawie. Do dziś Wojewoda nie wydał rozstrzygnięcia, mimo iż termin ustawowy upłynął. Brak decyzji Wojewody uniemożliwia Urzędowi m. st. Warszawy skierowania wystąpienia do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego o skuteczne rozstrzygnięcie sprawy.

W dniu 18 stycznia 2007 do Kancelarii Urzędu m. st. Warszawy wpłynęło pismo skierowane z Sekretariatu Zarządu Dzielnicy Praga Północ m. st. Warszawy z załączonym stanowiskiem Rady Dzielnicy Pragi Północ m. st. Warszawy podjętym w dniu 10 stycznia 2007 z prośba o odczytanie go na Sesji Rady Warszawy. Do stanowiska załączona była opinia prawna sporządzona przez dr Maksymiliana Cherkę i dr Krzysztofa Wąsowskiego.

Z korespondencji Prokuratury Rejonowej Warszawa Praga Północ z Urzędem m. st. Warszawy wynika, że prokuratura podjęła działania w tej sprawie.

Sprawa Pragi Północ jest niezwykle skomplikowana i powinna zostać rozstrzygnięta przez niezawisły sąd. Nadawanie jej kolejnych zbędnych wątków może tylko zaszkodzić tak mieszkańcom Pragi Północ jak i całej Warszawy.

Apelujemy do Radnych Prawa i Sprawiedliwości o kierowanie takich pytań w drodze interpelacji, a nie przez media oraz o umożliwienie normalnej i rzeczowej pracy dla Warszawy.

2007-02-05, Biuro Prasowe




Temat: Czarna mafia
Prokuratura Krajowa nadzoruje śledztwo w PZPN



Prokuratura Krajowa będzie nadzorować śledztwo w sprawie zarzutów o niegospodarność i sfałszowanie statutu PZPN.

W grudniu Jan Tomaszewski zawiadomił prokuraturę, bo jego zdaniem PZPN stracił na sprzedaży praw do transmisji meczów reprezentacji (nieuzasadniona, 29-proc. prowizja dla pośrednika) oraz sfałszował statut przez dopisanie dwóch punktów w jednym paragrafie i zmianę kolejności punktów w innym, co miało pozwolić eliminować niewygodnych ludzi przed zjazdami, a także brać udział w głosowaniach delegatom, których mandat wygasł. Nowych zapisów miało dokonać Walne Zgromadzenie Sprawozdawczo-Wyborcze, które ponoć się nie odbyło. - Po analizie materiałów uznaliśmy, że są na tyle wiarygodne, że zleciliśmy wszczęcie śledztwa - mówił wtedy Piotr Woźniak, szef prokuratury rejonowej Warszawa Śródmieście.

Wczoraj śledztwo trafiło szczebel wyżej - przejęła je Prokuratura Okręgowa Warszawa Praga. Czy to oznacza, że zarzuty są prawdopodobne? - Niekoniecznie. Ale sprawa jest na tyle ważna, że zainteresował się nią prokurator krajowy Janusz Kaczmarek i co jakiś czas będzie prosić o szczegóły śledztwa - mówi Piotr Siekierski z Prokuratury Krajowej. Postępowanie ma potrwać przynajmniej miesiąc.

Tomaszewski alarmował również Ministerstwo Sportu. Co zrobiło od grudnia? Paweł Wiśniewski, rzecznik ministra: - Nic się nie zmieniło, ekspertyzy dokumentów ciągle trwają. Wszystko dokładnie oglądamy, analizujemy, prowadzimy konsultacje. Szczegółów nie zdradzę, bo po prostu ich nie znam.

Za działanie na szkodę stowarzyszenia grozi do pięciu lat więzienia, a jeśli szkoda jest wielka (minimum 1000-krotne najniższe wynagrodzenie - 899,1 zł) - do dziesięciu lat. Za sfałszowania statutu kara wynosi do trzech lat pozbawienia wolności.

źródło: Gazeta.pl




Temat: Ziobro: za Wołomin dymisje w prokuraturze
Ziobro: za Wołomin
dymisje w prokuraturze

(PAP/IAR)

Za niedociągnięcia w śledztwie
dotyczącym zabójstwa braci z Wołomina,
minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro
odwołał szefa prokuratury rejonowej w tym mieście
oraz wiceprokuratora okręgowego dla Warszawy-Pragi.

Postępowanie prowadzono w sposób niewłaściwy,
nie przystawało do charakteru sprawy
- zabójstwa z bronią
- powiedział dziennikarzom
minister sprawiedliwości.

Podkreślił też, że sprawa uchybień,
niedociągnięć i zaniedbań w tym śledztwie
będzie przedmiotem osobnego śledztwa,
które poprowadzi inna prokuratura,
spoza apelacji warszawskiej
- stosowne polecenie zostało już wydane.

"Prokurator powinien wykazać coś więcej" Ziobro dodał, że zaniedbania, o których informował brat zastrzelonych, Mariusz Cz., były wyjaśniane już od niedzieli. Z Mariuszem Cz. spotkał się i Ziobro, i zastępca prokuratora generalnego Tomasz Szałek. Minister zaznaczył, że jeszcze w grudniu zeszłego roku zobowiązał prokuratorów w specjalnych wytycznych, by w każdym przypadku, gdy pojawią się informacje o próbach wpływania na świadków, kierowali do policji wniosek o objęcie takich osób ochroną. To zobowiązanie nie wynika z przepisów prawa wobec prokuratora, bo to nie prokuratorzy, ale policja jest zobowiązanym ustawowo organem do zapewnienia bezpieczeństwa i ochrony świadkom. (...) Ale prokurator powinien wykazać coś więcej niż tylko to, co wynika z litery prawa - argumentował Ziobro. Zdaniem ministra sprawiedliwości, policja miała pełną wiedzę na temat zagrożeń i mimo to nie przedsięwzięła wystarczających środków by zapobiec tragedii. Naszym zdaniem, konieczne jest więc ustalenie odpowiedzialności karnej policjantów za ewentualne niedopełnienie obowiązków w tym zakresie - powiedział Ziobro.
( ... )

Wiadomość wydrukowana ze stron: wiadomosci.wp.pl

2007-03-12




Temat: Prasówka
a tymczasem...

będzie to woda na młyn dla naszych forumowych walczących ateistów
jest to najlepszy przykład na to, że dając palec można stracić całą rękę dzięki KRK


Narasta konflikt o rekompensaty dla Kościoła
"Gazeta Wyborcza": Ks. Mirosław Piesiur z Komisji Majątkowej przyznającej Kościołowi rekompensaty za nieruchomości utracone w PRL poczuł się zniesławiony przez warszawskich samorządowców i złożył doniesienie do prokuratury.
Dotyczy ono ujawnionej przez gazetę sprawy przyznania poznańskim elżbietankom 47 ha w warszawskiej Białołęce. Zdecydowała o tym Komisja Majątkowa przy MSWiA, której współprzewodniczy ks. Piesiur. Elżbietanki otrzymały grunty w ramach rekompensaty za utracone przez zakon ziemie w Poznaniu. Oburzyło to władze dzielnicy - na tym terenie miały powstać szkoły, przedszkola i boiska.

Samorządowcy wytknęli także, że Kościół wycenił ziemię jako rolną na 30 mln zł (65 zł za m kw.), a Komisja to zaakceptowała. Tymczasem władze Białołęki twierdzą, że grunt jest wart 240 mln zł. Decyzję Komisji uznały za rażącą niegospodarność i zawiadomiły prokuraturę.

Sprawa jest w toku. Ostatnio włączył się do niej sam ks. Piesiur, który jest również ekonomem katowickiej kurii metropolitalnej. Duchowny poczuł się zniesławiony i złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez władze Białołęki. Ksiądz uważa, że władze dzielnicy fałszywie oskarżyły Komisję i rzeczoznawców, poinformował Paweł Śledziecki, prokurator rejonowy dla Warszawy Pragi-Półno


za onetem

trzeba uczciwie przyznać, że działalność tej komisji jest zadziwiająca - sami sobie robią wyceny, sami orzekają o lokalizacjach i mają za nic lokalne władze którym wchodzą z buciorami w najlepsze działki które jeszcze należą do skarbu państwa. co najciekawsze to od decyzji tej komisji nie ma możliwości odwołania do wyższej instancji, ani chyba nawet paragrafu do tego by z tym iść do sądu....



Temat: Wszystko o Farmutilu i Henryku Stokłosie
Głos Wielkopolski
PROKURATURA - Stokłosa bez nowych zarzutów
26.11.2007
Henryk Stokłosa czeka wprawdzie w niemieckim areszcie na decyzję tamtejszego sądu o odesłaniu go do Polski, ale w jego sprawie sporo dzieje się w kraju. Pojawiły się wieści o kolejnych zarzutach wobec niego przygotowywanych przez prokuraturę, toczą się także wytoczone przez niego procesy.

Dwadzieścia dwa - to oficjalna liczba zarzutów, na podstawie których został wydany europejski nakaz aresztowania i doszło do zatrzymania Stokłosy. Jego synowie w wywiadzie dla "Tygodnika Nowego" twierdzą jednak, że podczas posiedzenia w sprawie wydania listu żelaznego dla ich ojca, prokurator prowadzący jego sprawę oświadczył, że ma przygotowanych dziewięć nowych zarzutów i może w każdej chwil dodać nowe.
- Nic mi na ten temat nie wiadomo - mówi Renata Mazur, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. - Z pewnością do czasu wydania przez niemiecki sąd ostatecznej decyzji w sprawie wykonania Europejskiego Nakazu Aresztowania, czyli przekazania podejrzanego stronie polskiej, liczba zarzutów nie ulegnie zmianie.

Na temat dotychczasowych zarzutów żona zatrzymanego biznesmena, Anna, ma własne zdanie.
- Część z nich dotyczy spraw już zakończonych - mówi Anna Stokłosa. - Inne postawiono na podstawie zeznań człowieka, który mówił wszystko, żeby zostać na wolności, a kolejne są wyssane z palca. Nie wiem, jak daleko jeszcze może posunąć się prokuratura w preparowaniu sprawy Stokłosy.

Tymczasem dzisiaj w Sądzie Rejonowym w Poznaniu odbyła się 13. rozprawa w procesie, w którym Jolanta Koper, Krystyna Lemanowicz i Teresa Orlińska, członkinie Stowarzyszenia Ekologicznego przyjaciół Ziemi Nadnoteckiej zostały oskarżone o zniesławienie byłego senatora wypowiedziami w telewizji Trwam i Radiu Maryja.



Temat: Wszystko o Farmutilu i Henryku Stokłosie
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/ ... 85086.html

Prokuratura wystawiła list gończy za Henrykiem Stokłosą
asz, ulast, cheko, IAR2007-01-30, ostatnia aktualizacja 2007-01-30 17:16
Stało się to możliwe po decyzji Sądu Rejonowego Warszawa-Praga o tymczasowym aresztowaniu byłego senatora na okres dwóch tygodni od chwili zatrzymania. Śledczy argumentowali, że zachodzi uzasadniona obawa, iż podejrzany ukrywa się przed organami ścigania i będzie czynił to nadal.

Prokuratura nie wyklucza, że w przyszłości konsekwencją wystawienia listu gończego będzie poszukiwanie Henryka S. europejskim nakazem aresztowania i międzynarodowym listem gończym.

Trzy tygodnie temu Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga zdecydowała o postawieniu biznesmenowi sześciu zarzutów. Według mediów, jeden z nich dotyczy korupcji w poznańskim Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym. Chodzi o przekupienie jednego z sędziów. "Rzeczpospolita" ustaliła, że był senator i jego żona zaskarżali głównie decyzje izb skarbowych z Wielkopolski, które kwestionowały prawidłowość ich rozliczeń w podatkach. Podejrzani i ich firmy od połowy lat 90-tych wygrali w poznańskim sądzie co najmniej 10 spraw.

Anna Stokłosa: Mąż wkrótce się ujawni

Dziś Anna Stokłosa, żona senatora zapowiedziała w rozmowie z radiem RMF FM, że mąż niebawem zgłosi się do prokuratury. - Mąż doskonale wie, że musi się pojawić. On chce i musi - powiedziała Anna Stokłosa.

Kobieta przyznała, że nie wie, gdzie obecnie przebywa jej mąż. - To jego problem. Zresztą żona zawsze dowiaduje się najpóźniej - stwierdziła. Anna Stokłosa nie potwierdziła też informacji, że były senator jest chory i odwiedził lekarza na Śląsku. - To wie tylko opatrzność - skomentowała w radiu RMF FM.

Żona Stokłosy oznajmiła, że w niedługim czasie ujawni dokumenty mające świadczyć o zainteresowaniu służb specjalnych firmą męża. - Mówi się dzisiaj o WSI i agentach w mediach. Jeszcze dużo na ten temat się dowiecie; przekonanie się, że prawda jest zupełnie inna - stwierdziła tajemniczo w wywiadzie dla RMF FM.




Temat: Motylek

Powinna ponieść konsekwencje...zbyt długo i zbyt nieudolnie w tym kraju alczy sie z czymś takiem na ulicach, żeby to odpuścić. Przestańcie sie litowac..to ona zabiła brata, powinna isc pod sad, jak kazdy człowiek, za "nieumyślnne spowodowanie śmierci".

Zerknijcie tu, jak to wygląda (pod linkiem jest więcej, ale za jakiś czas zniknie w archiwum GW)

Winny policjant czy pirat?

Cytat: Na dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat skazał w poniedziałek warszawski sąd rejonowy policjanta, który ścigając pijanego kierowcę sam spowodował śmiertelny wypadek. Rodzina poszkodowanej nie chciała oskarżać pirata drogowego, ale prokurator domagać się będzie dla niego surowej kary.

Nie było w tym roku trudniejszejszej sprawy o wypadek drogowy w stolicy. Na jednej ławie oskarżonych zasiedli obok siebie policjant i ten, który był ścigany. Naprzeciwko matka, mąż, najbliżsi Anny Cieślak, która 14 września 2003 r. zginęła na skrzyżowaniu ulic Odrowąża z Pożarową. Z prędkością 113 km/h uderzył w jej auto policyjny radiowóz. Ona wjechała na skrzyżowanie powoli, na zielonym świetle. On miał czerwone. Biegli, prokuratura, a wczoraj sąd uznali, że chociaż policjant jechał autem uprzywilejownym, nie zachował należytej ostrożności. A powinien.

Obok policjanta na ławie okarżonych znalazł się Paweł Sz. - pirat drogowy. Tamtego wieczora, zanim usiadł za kierwonicę wypił pięć, sześć piw, do czego się przyznał. Gdy na Modlińskiej chciał zatrzymać go policyjny patrol wcisnął pedał gazu. Zgasił światła. Kilkanaście kilometrów uciekał ulicami Pragi, często pod prąd. Dlaczego uciekał? - Przestraszyłem się odpowiedzialności za jazdę po pijanemu. Przestałem racjonalnie myśleć - tłumaczył wczoraj. Przepraszał rodzinę zmarłej.

Błędy będą się zdarzać

To nie piratowi pomstowała jednak matka zmarłej kobiety. - Zwróć mi żywą Annę! Zobacz zabójco coś zrobił! - pokazywała policjantowi, łkając, ostatnie zdjęcie ukochanej córki.



Temat: [Warszawa] Poszczuli psem, bo chciał przerwać bójkę
Już jest ciąg dalszy.


Właściciel amstaffa, który pogryzł kierowcę autobusu linii 137, pozostanie bezkarny. Chyba że pokrzywdzony sam wyśle przeciwko niemu do sądu prywatny akt oskarżenia.

Bulwersującą historię opisaliśmy wczoraj w "Gazecie". We wtorek wieczorem kierowca linii 137 czekający na odjazd z pętli przy ul. Dudziarskiej zobaczył, że dwóch mężczyzn bije pasażera autobusu. Ruszył mu z pomocą. W odpowiedzi bandyci poszczuli go psem. Amstaff rzucił się na kierowcę i trzykrotnie go ugryzł. Policjanci już następnego dnia wczesnym popołudniem odnaleźli napastników - mieszkańców cieszącego się złą sławą osiedla Dudziarska. Przesłuchania zatrzymanych odłożyli do czwartku, bo jeden z nich był kompletnie pijany, drugi zaś na lekkim rauszu.
Wczoraj do komendy przywieziono pokrzywdzonego kierowcę, aby rozpoznał, czy to właśnie ci mężczyźni brali udział w zajściu. Nie miał żadnych wątpliwości.

- Akta sprawy trafiły do prokuratury, która podejmie decyzję, co dalej - poinformowała nas wczesnym popołudniem mł. asp. Joanna Węgrzyniak z południowopraskiej komendy.
Zajmujący się sprawą policjanci chcieli, aby właściciel agresywnego psa odpowiadał z artykułu kodeksu karnego, który mówi o spowodowaniu uszkodzenia ciała. Kluczowa w takich sprawach jest opinia biegłego lekarza, który ocenia, na ile poważne są obrażenia.
W tym wypadku medyk uznał, że nie są zbyt poważne, czyli nie skutkują "naruszeniem czynności narządu ciała lub rozstrojem zdrowia trwającym nie dłużej niż siedem dni". Kilka godzin po otrzymaniu akt prokuratura podjęła decyzję, że śledztwa nie będzie. Kierowca, jeśli chce, aby właściciel psa stanął przed sądem, musi sam go przed nim postawić, czyli wysłać do sądu prywatny akt oskarżenia.
Joanna Węgrzyniak zaznacza: - Zebrane przez nas dowody mogą być wykorzystane w procesie z oskarżenia prywatnego.

Tylko jakie są szanse, że kierowca (obcokrajowiec) będzie chciał się ciągać po sądach z agresywnym właścicielem amstaffa? - Zapewne bliskie zera - podejrzewa jeden z policjantów. - I wcale się nie zdziwię, jeśli następnym razem na widok bójki w autobusie kierowca się odwróci.

Z poszkodowanym pracownikiem prywatnej spółki, która obsługuje linię 137, nie udało nam się skontaktować.

Co na to wszystko ZTM? Jego rzecznik odpowiada dyplomatycznie: - Nie wypada mi komentować decyzji prokuratury. Chciałbym jednak zapewnić pasażerów, że autobusem tej linii będą jeździć ochroniarze.

Tylko w pierwszym kwartale tego roku doszło do pięciu napadów na kierowców autobusów. W maju zaś do najpoważniejszego w ostatnich latach: grupa pijanych młodych mężczyzn zaatakowała kierowca linii 705 za to, że zwrócił im uwagę. Kierowca dźgnięty nożem był o włos od śmierci.
Nie udało nam się uzyskać wczoraj szczegółowych informacji z prokuratury rejonowej na Pradze-Południe. Od prok. Renaty Mazur, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga, usłyszeliśmy jedynie: - Prokurator może wszcząć postępowanie w sprawie ściganej z oskarżenia prywatnego, jeśli wymaga tego interes społeczny.

Dlaczego w tym wypadku prokurator nie dostrzegł interesu społecznego? Nie wiadomo.
Jest jeszcze szansa postawienia właściciela amstaffa przed sądem grodzkim. Policja może oskarżyć go o kilka wykroczeń: szczucie psem, niezałożenie mu kagańca i smyczy.


http://www.przegubowiec.pl/prasa/?wpis=1982



Temat: Bezpieczeństwo w pojazdach komunikacji

Kierowco, jeśli chcesz, sądź się sam

Gazeta Wyborcza, Piotr Machajski, 26-06-2009

Właściciel amstaffa, który pogryzł kierowcę autobusu linii 137, pozostanie bezkarny. Chyba że pokrzywdzony sam wyśle przeciwko niemu do sądu prywatny akt oskarżenia.

Bulwersującą historię opisaliśmy wczoraj w "Gazecie". We wtorek wieczorem kierowca linii 137 czekający na odjazd z pętli przy ul. Dudziarskiej zobaczył, że dwóch mężczyzn bije pasażera autobusu. Ruszył mu z pomocą. W odpowiedzi bandyci poszczuli go psem. Amstaff rzucił się na kierowcę i trzykrotnie go ugryzł. Policjanci już następnego dnia wczesnym popołudniem odnaleźli napastników - mieszkańców cieszącego się złą sławą osiedla Dudziarska. Przesłuchania zatrzymanych odłożyli do czwartku, bo jeden z nich był kompletnie pijany, drugi zaś na lekkim rauszu.
Wczoraj do komendy przywieziono pokrzywdzonego kierowcę, aby rozpoznał, czy to właśnie ci mężczyźni brali udział w zajściu. Nie miał żadnych wątpliwości.

- Akta sprawy trafiły do prokuratury, która podejmie decyzję, co dalej - poinformowała nas wczesnym popołudniem mł. asp. Joanna Węgrzyniak z południowopraskiej komendy.
Zajmujący się sprawą policjanci chcieli, aby właściciel agresywnego psa odpowiadał z artykułu kodeksu karnego, który mówi o spowodowaniu uszkodzenia ciała. Kluczowa w takich sprawach jest opinia biegłego lekarza, który ocenia, na ile poważne są obrażenia.
W tym wypadku medyk uznał, że nie są zbyt poważne, czyli nie skutkują "naruszeniem czynności narządu ciała lub rozstrojem zdrowia trwającym nie dłużej niż siedem dni". Kilka godzin po otrzymaniu akt prokuratura podjęła decyzję, że śledztwa nie będzie. Kierowca, jeśli chce, aby właściciel psa stanął przed sądem, musi sam go przed nim postawić, czyli wysłać do sądu prywatny akt oskarżenia.
Joanna Węgrzyniak zaznacza: - Zebrane przez nas dowody mogą być wykorzystane w procesie z oskarżenia prywatnego.

Tylko jakie są szanse, że kierowca (obcokrajowiec) będzie chciał się ciągać po sądach z agresywnym właścicielem amstaffa? - Zapewne bliskie zera - podejrzewa jeden z policjantów. - I wcale się nie zdziwię, jeśli następnym razem na widok bójki w autobusie kierowca się odwróci.

Z poszkodowanym pracownikiem prywatnej spółki, która obsługuje linię 137, nie udało nam się skontaktować.

Co na to wszystko ZTM? Jego rzecznik odpowiada dyplomatycznie: - Nie wypada mi komentować decyzji prokuratury. Chciałbym jednak zapewnić pasażerów, że autobusem tej linii będą jeździć ochroniarze.

Tylko w pierwszym kwartale tego roku doszło do pięciu napadów na kierowców autobusów. W maju zaś do najpoważniejszego w ostatnich latach: grupa pijanych młodych mężczyzn zaatakowała kierowca linii 705 za to, że zwrócił im uwagę. Kierowca dźgnięty nożem był o włos od śmierci.
Nie udało nam się uzyskać wczoraj szczegółowych informacji z prokuratury rejonowej na Pradze-Południe. Od prok. Renaty Mazur, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga, usłyszeliśmy jedynie: - Prokurator może wszcząć postępowanie w sprawie ściganej z oskarżenia prywatnego, jeśli wymaga tego interes społeczny.

Dlaczego w tym wypadku prokurator nie dostrzegł interesu społecznego? Nie wiadomo.
Jest jeszcze szansa postawienia właściciela amstaffa przed sądem grodzkim. Policja może oskarżyć go o kilka wykroczeń: szczucie psem, niezałożenie mu kagańca i smyczy.


http://www.przegubowiec.com/prasa/?wpis=1982



Temat: Wszystko o Farmutilu i Henryku Stokłosie
Prokuratura zajmie się działalnością Stokłosy

2006-09-07 Głos Wielkopolski

Czy firmy związane z byłym senatorem Henrykiem Stokłosą były zamieszane w pranie brudnych pieniędzy? Na to pytanie próbowała odpowiedzieć prokuratura w Złotowie, która w zeszłym roku umorzyła postępowanie. Być może sprawa zostanie jednak ponownie rozpatrzona. Prawdopodobnie zajmie się nią Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga, która prowadzi śledztwo dotyczące korupcji w Ministerstwie Finansów i związany z nimi wątek umorzenia podatków dla firm byłego senatora. Rzeczywiście zajmowaliśmy się rzekomym praniem brudnych pieniędzy przez firmy związane z Henrykiem Stokłosą opowiada Anna Pacholik, prokurator rejonowy ze Złotowa. Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa złożyli przedstawiciele izby skarbowej. W 2005 roku sprawa została umorzona. Nie znaleśliśmy dostatecznych dowodów, wielu dokumentów po prostu brakowało – dodaje prokurator Pacholik. Jak się nieoficjalnie dowiedział "Głos", chodziło o handel zbożem przez kilka przedsiębiorstw, w których Stokłosa posiadał udziały. Zdaniem urzędników skarbowych, część tych transakcji mogło być wirtualnych. To znaczy, że do handlu zbożem dochodziło wyłącznie na papierze. Prawdziwe były tylko pieniądze, które te firmy przelewały między sobą. Akta sprawy znajdują się cały czas w naszej jednostce. Słyszałam, że wystąpiła o nie warszawska prokuratura. Oficjalne pismo jednak do nas nie dotarło zaznacza Anna Pacholik. Wątek "zbożowy" prowadzony przez firmy związane z byłem senatorem jest na razie słabo znany śledczym. Jak się okazuje, już w latach 90. nazwisko byłego senatora przewinęło się w sprawie dotyczącej wyłudzenia zboża od rolników mieszkających w okolicach Wałcza. Henryk Stokłosa był świadkiem w tej sprawie przypomina Krzysztof Koczenasz, przewodniczący Wydziału Karnego w Sądzie Rejonowym w Wałczu. Na ławie oskarżonych zasiadł Adam. M. To on skupił zboże od rolników i sprzedał je firmie związanej z senatorem Stokłosą dodaje sędzia Koczenasz. Za sprzedane zboże rolnicy nie otrzymali pieniędzy. Adam M. został skazany. Były senator stwierdził, że w ogóle nie znał podejrzanego. Nic nie wiem, abyśmy wystąpili do złotowskiej prokuratury o akta prowadzonej przez nią sprawy. Wątek związany z Henrykiem Stokłosą jest cały czas badany. Na razie nic więcej nie mogę powiedzieć mówi śledczy z Prokuratury Okręgowej Warszawa Praga.

Podatkowe śledztwo
W maju 2006 roku funkcjonariusze Centralnego Biura śledczego zatrzymali dwóch wysokich urzędników resortu finansów. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro ogłosił wówczas, że rozbito układ panujący od wielu lat w tym ministerstwie. Okazało się, że Andrzej Ż. oraz Sławomir M. przyjmowali łapówki w zamian za podatkowe umorzenia. Obaj urzędnicy uchylali decyzje między innymi Izby Skarbowej w Pile, która w latach 90 nakazała ówczesnemu senatorowi zapłacić 8 milionów złotych zaległych podatków. Tą sprawą zainteresowała się Prokuratura Okręgowa w Poznania oraz Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Jeszcze w 2004 roku akt oskarżenia trafił do sądu. Obecnie postępowanie dotyczące umorzenia podatków przez urzędników prowadzi Prokuratura Okręgowa Warszawa Praga. Latem doszło do przeszukania firmy należącej do Henryka Stokłosy. śledztwo jest w toku.

edit:
Bernadetta, czy tak trudno jest poprawić tekst na taki jak ja to zrobiłem? Zajęło mi to 1 minutę. Nastepne niepoprawione kopiowane teksty z "krzakami" zamiast liter plskich będę usuwał.



Temat: Dęby z Białołęki (Warszawa)
Hmm, wydaje mi się, że to niestety nie jedyny przypadek marginalizacji przestępstw "przeciwko przyrodzie" przez polską prokuraturę:




Panie prokuratorze, niech pan mnie przesłucha!

Katarzyna Wójtowicz

2006-09-15, ostatnia aktualizacja 2006-09-15 22:00

Andrzej Krajewski widział robotników, którzy nielegalnie wycięli dęby w Białołęce. Prokurator zamiast go przesłuchać, umorzył śledztwo
Andrzej Krajewski jest policjantem. Specjalnie ze względu na zieleń kupił mieszkanie na osiedlu Winnica. Gdy obok jego domu przy ul. Poetów zaczęto wycinać drzewa, próbował sprawdzić, czy wycinka jest legalna. - Patrol policji ustalił, że jest na nią zgoda, ale potem okazało się to kłamstwem. Ktoś policję wprowadził w błąd i uśpił naszą czujność - mówi Krajewski. Od kilku miesięcy próbuje doprowadzić do ukarania winnych. O wycięcie ok. 40 dębów podejrzewa firmę BARC, która postawi tu bloki. Legalna wycinka kosztowałaby ok. 2 mln. zł. "Gazeta" pisała o tym w kwietniu. - To nie my je wycięliśmy - zaprzecza Katarzyna Murkowska, dyrektor ds. inwestycji BARC.

Przyszli z piłami w nocy

Widząc, że mieszkańcy patrzą im na ręce, robotnicy wycięli największe dęby w nocy. Pracowali po cichu, ręcznymi piłami. - Dopiero wtedy nas tknęło, że to jakiś szwindel. Razem z policjantami z Targówka próbowaliśmy ich złapać na gorącym uczynku. Niestety, wystawili czujkę i zdążyli uciec - irytuje się pan Andrzej. Jest pewny, że to ci sami ludzie, którzy wcześniej wycinali drzewa. - Widziałem ich potem, jak wywozili pocięte drewno. Bez trudu mogę rozpoznać przynajmniej jednego z nich - mówi Andrzej Krajewski. W lipcu złożył zeznania na komisariacie w Białołęce. Powiedział, że ma dowody i może doprowadzić do ukarania winnych. Osobne pismo o popełnieniu przestępstwa złożył w prokuraturze Praga Północ zarząd osiedla Winnica. Odpowiedzi nie ma do dziś. - W końcu nie wytrzymałem i zadzwoniłem do prokuratora. Powiedziałem, że chcę zeznawać, ale prokuratora w ogóle nie interesowało, co mam do powiedzenia. - mówi pan Andrzej. Nie wierzył, gdy po kilku tygodniach usłyszał, że sprawę "z braku dowodów" umorzono.

Nie umorzyłem na wieki

Prokurator Tomasz Święćkowski upiera się, że żadnych dowodów w tej sprawie nie ma. - Zapoznałem się z materiałami, ale nie wynika z nich nic konkretnego. Człowiek, który chciałby zeznawać, widział tylko mały wycinek rzeczywistości. Za mały do sporządzenia aktu oskarżenia - twierdzi prokurator. Gdy "Gazeta" spytała go, czy rozpoznanie osoby wycinającej i wywożącej drewno nie jest ważnym dowodem w sprawie, powiedział, że nic o tym nie wie. - Pierwsze słyszę, żeby ten pan chciał wskazać winnego - powiedział zdziwiony. - Jak to "pierwsze słyszę" - irytuje się pan Andrzej - przecież informacja o tym jest w notatce sporządzonej w komisariacie! Potwierdza to Agnieszka Hamelusz, oficer prasowy Komendy Rejonowej Policji Warszawa 6. - W zeznaniach jest wyraźna informacja o tym, że świadek jest w stanie rozpoznać przynajmniej jednego mężczyznę - mówi policjantka. Co na to prokurator Święćkowski? - No, jeśli są takie dowody, to niech ten pan do nas przyjdzie. Przecież to, że zamknąłem tę sprawę, nie oznacza, że będzie umorzona na wieki - stwierdza Tomasz Święćkowski.


Źródło

po małych kłopotach, znowu na forum.

Pozdrawiam,

Rysiek



Temat: Wycinka drzew - nowa inwestycja Barca (cd.)
Źródło: http://miasta.gazeta.pl/w...1.html?skad=rss

Panie prokuratorze, niech pan mnie przesłucha!
Katarzyna Wójtowicz2006-09-15, ostatnia aktualizacja 2006-09-15 22:00

Andrzej Krajewski widział robotników, którzy nielegalnie wycięli dęby w Białołęce. Prokurator zamiast go przesłuchać, umorzył śledztwo
Andrzej Krajewski jest policjantem. Specjalnie ze względu na zieleń kupił mieszkanie na osiedlu Winnica. Gdy obok jego domu przy ul. Poetów zaczęto wycinać drzewa, próbował sprawdzić, czy wycinka jest legalna. - Patrol policji ustalił, że jest na nią zgoda, ale potem okazało się to kłamstwem. Ktoś policję wprowadził w błąd i uśpił naszą czujność - mówi Krajewski. Od kilku miesięcy próbuje doprowadzić do ukarania winnych. O wycięcie ok. 40 dębów podejrzewa firmę BARC, która postawi tu bloki. Legalna wycinka kosztowałaby ok. 2 mln. zł. "Gazeta" pisała o tym w kwietniu. - To nie my je wycięliśmy - zaprzecza Katarzyna Murkowska, dyrektor ds. inwestycji BARC.

Przyszli z piłami w nocy

Widząc, że mieszkańcy patrzą im na ręce, robotnicy wycięli największe dęby w nocy. Pracowali po cichu, ręcznymi piłami. - Dopiero wtedy nas tknęło, że to jakiś szwindel. Razem z policjantami z Targówka próbowaliśmy ich złapać na gorącym uczynku. Niestety, wystawili czujkę i zdążyli uciec - irytuje się pan Andrzej. Jest pewny, że to ci sami ludzie, którzy wcześniej wycinali drzewa. - Widziałem ich potem, jak wywozili pocięte drewno. Bez trudu mogę rozpoznać przynajmniej jednego z nich - mówi Andrzej Krajewski. W lipcu złożył zeznania na komisariacie w Białołęce. Powiedział, że ma dowody i może doprowadzić do ukarania winnych. Osobne pismo o popełnieniu przestępstwa złożył w prokuraturze Praga Północ zarząd osiedla Winnica. Odpowiedzi nie ma do dziś. - W końcu nie wytrzymałem i zadzwoniłem do prokuratora. Powiedziałem, że chcę zeznawać, ale prokuratora w ogóle nie interesowało, co mam do powiedzenia. - mówi pan Andrzej. Nie wierzył, gdy po kilku tygodniach usłyszał, że sprawę "z braku dowodów" umorzono.

Nie umorzyłem na wieki

Prokurator Tomasz Święćkowski upiera się, że żadnych dowodów w tej sprawie nie ma. - Zapoznałem się z materiałami, ale nie wynika z nich nic konkretnego. Człowiek, który chciałby zeznawać, widział tylko mały wycinek rzeczywistości. Za mały do sporządzenia aktu oskarżenia - twierdzi prokurator. Gdy "Gazeta" spytała go, czy rozpoznanie osoby wycinającej i wywożącej drewno nie jest ważnym dowodem w sprawie, powiedział, że nic o tym nie wie. - Pierwsze słyszę, żeby ten pan chciał wskazać winnego - powiedział zdziwiony. - Jak to "pierwsze słyszę" - irytuje się pan Andrzej - przecież informacja o tym jest w notatce sporządzonej w komisariacie! Potwierdza to Agnieszka Hamelusz, oficer prasowy Komendy Rejonowej Policji Warszawa 6. - W zeznaniach jest wyraźna informacja o tym, że świadek jest w stanie rozpoznać przynajmniej jednego mężczyznę - mówi policjantka. Co na to prokurator Święćkowski? - No, jeśli są takie dowody, to niech ten pan do nas przyjdzie. Przecież to, że zamknąłem tę sprawę, nie oznacza, że będzie umorzona na wieki - stwierdza Tomasz Święćkowski.



Temat: Licealista oskarżony o rozpowszechnianie pornografii dzieci

Posiadanie i rozpowszechnianie za pośrednictwem internetu zdjęć oraz filmów pornograficznych z udziałem dzieci do lat 15 zarzuciła Prokuratura Okręgowa w Koninie (Wielkopolska) 18-letniemu Łukaszowi M., uczniowi trzeciej klasy jednego z warszawskich liceów.

Akt oskarżenia przeciw niemu został skierowany do warszawskiego Sądu Rejonowego Praga-Północ - poinformował rzecznik prasowy konińskiej prokuratury Jacek Górski.

Za przestępstwo, jakiego się dopuścił Łukasz M., grozi kara do 8 lat pozbawienia wolności. Jednak chłopak przyznał się do zarzucanych czynów i złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze: półtora roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery lata, dozór kuratora, 2 tys. zł grzywny oraz przepadek dysku twardego i płyt CD. Decyzję w tej sprawie podejmie sąd - powiedział prokurator.

Dodał, że licealista, podczas przesłuchania tłumaczył się, że nie zadawał sobie sprawy z tego, iż ściąganie i rozsyłanie innym zdjęć i filmów z pornografią dziecięcą jest karane.

Łukaszowi M. zarzucono w akcie oskarżenia, że od stycznia do września tego roku, ściągnął na swój komputer co najmniej sto zdjęć z pornografią dziecięcą, a także ściągnął i rozpowszechnił w sieci internetowej pliki o łącznej objętości blisko 2 GB (gigabajtów) ze zdjęciami i filmami pornograficznymi z udziałem dzieci do lat 15.

Warszawski licealista jest kolejną osobą, której postawiono zarzuty w związku ze śledztwem w sprawie siatki osób, prowadzących internetową wymianę filmów i zdjęć pornograficznych z udziałem dzieci i zwierząt. Śledztwo to od ponad roku prowadzą funkcjonariusze z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu pod nadzorem Prokuratury Okręgowej w Koninie.

Gang zajmujący się za pośrednictwem internetu ściąganiem, rozpowszechnianiem i wymianą zdjęć i filmów pornograficznych z udziałem dzieci i zwierząt rozbili wielkopolscy policjanci, wyspecjalizowani w ściganiu tego rodzaju przestępstw.

U kilkunastu zatrzymanych dotąd członków grupy znaleziono kilkadziesiąt twardych dysków komputerowych, na których było ponad 300 tys. zdjęć i ponad 3 tys. filmów pornograficznych z udziałem dzieci i zwierząt. Przestępcy założyli forum internetowe, dzięki któremu mogli między sobą wymieniać treści pornograficzne. Stworzyli też bibliotekę nagrań wideo, z której można było korzystać, udostępniając w zamian swoje zbiory.

Informacje o siatce internetowych pedofilów, poprzez Interpol, przesłano do 70 państw na całym świecie. Przy rozpracowywaniu grupy polska policja po raz pierwszy zastosowała tzw. podsłuch internetowy, umożliwiający, dzięki zaawansowanej technice, monitorowanie on-line jej członków. Dzięki temu funkcjonariuszom udało się rozbić hermetyczność grupy i zdobyć materiały dowodowe, które pozwoliły na zatrzymanie podejrzanych. (aka)

PAP






Temat: JAK "WYBORCZA"CHODZI NA PASKU DOCHNALA
JAK "WYBORCZA" CHODZI NA PASKU DOCHNALA
Dorota Kania,


fot. dziekujemy.pl

„Gazeta Wyborcza” opublikowała na mój temat kolejny, tendencyjny tekst, w którym wykorzystując materiały ze śledztwa w mojej sprawie „dorzuciła” ewidentne kłamstwa. I tak się dziwnie składa, że kilka tygodni wcześniej złożyłam wniosek o przesłuchanie w charakterze świadków wicenaczelnego „GW” Jarosława Kurskiego oraz Bogdana Wróblewskiego, autora szeregu pochlebnych artykułów na temat Marka Dochnala.
Wniosek do Prokuratury Okręgowej w Opolu złożyłam po zapoznaniu się z aktami sprawy, w których Aleksandra Dochnal powołuje się na "GW" i do których Aleksandra Dochnal dołączyła swoją korespondencję z redaktorem Jarosławem Kurskim z 2007 roku.
Kontakt z „GW” Aleksandra Dochnal nawiązała 15 maja 2007 roku. 26 lutego 2008 roku Marek Dochnal w TVN w programie „Teraz MY”, wytoczył pod moim adresem szereg bezpodstawnych oskarżeń. Na przestrzeni tego czasu czyli dziewięciu miesięcy w „Gazecie Wyborczej” ukazało się 76 tekstów, w których pojawiło się nazwisko Dochnala, w tym gloryfikujący lobbystę tekst Bogdana Wróblewskiego pt. „Łowca motyli” z lipca2007 roku. Dla przykładu podam, że w tym samym czasie w „Rzeczpospolitej” ukazało się 19 testów, w których pojawiło się nazwisko lobbysty.

Materiały ze śledztwa, które opublikował Wojciech Czuchnowski, autor artykułu na mój temat, nie zostały udostępnione przez Prokuraturę Okręgową w Opolu.
Mieli natomiast do nich dostęp pełnomocnicy Marka Dochnala w Sądzie Rejonowym Warszawa Mokotów oraz w Sądzie Okręgowym Warszawa Praga, gdzie toczą się sprawy, które wytoczyłam Dochnalowi. Sąd zwrócił się do prokuratury o udostępnienie akt i prokuratura - zgodnie z prawem - te materiały przesłała.

Przez cały okres toczącego się śledztwa prokuratura w Opolu nie udostępniła ani dziennikarzom ani też nikomu z rodziny Marka Dochnala żadnych materiałów. Artykuł w „GW” ukazał się dopiero po tym, jak pełnomocnicy lobbysty mieli w sądzie wgląd w te akta. Widać, że „GW” piórem Wojciecha Czuchnowskiego realizuje plan Marka Dochnala, bezkrytycznie przyjmując wszystko, co lobbysta im powie.

Nie będę się odnosiła do rzekomych „rewelacji”, które mają wynikać z akt śledztwa, ponieważ są one nieprawdziwe. Wiem, co zeznali świadkowe i co ja mówiłam w prokuraturze - to co napisał Czuchnowski jest po prostu ordynardym kłamstwem. Wiem, jak było naprawdę i wierzę, że prokuratura to ustali. Artykuł Wojciecha Czuchnowskiego jest rażącym przykładem braku rzetelności dziennikarskiej – nie zwrócił się do mnie o wypowiedź, nie zapytał o sprawę mojego adwokata, nie zadał pytania nikomu z Prokuratury Okręgowej w Opolu natomiast bezkrytycznie przyjął to, co przekazał mu Dochnal i rodzina lobbysty opatrując swój artykuł tytułem, który jest jednoznacznym wyrokiem.

PS. Informuję, że składam dodatkowy wniosek o przesłuchanie przez opolską prokuraturę Wojciecha Czuchnowskiego m.in. odnośnie jego kontaktów z lobbystą Markiem Dochnalem, jego rodziną oraz pełnomocnikami.

A oto link pod którym składamy „Serdeczne życzenia” dla wybiorczej i jej „nieomylnej” e-ekipy.

http://www.dziekujemy.pl




Temat: Wszystko o Farmutilu i Henryku Stokłosie
Radio Merkury
2009-02-16 15:47

Proces Henryka Stokłosy - od 1 kwietnia

1 kwietnia ruszy proces byłego pilskiego senatora i biznesmena Henryka Stokłosy - dowiedziało się Radio Merkury. Poznański Sąd Okręgowy wyznaczył właśnie termin rozpoczęcia sprawy. Po decyzji Sądu Apelacyjnego w Poznaniu, zajmie się on wszystkimi wątkami.

Wcześniej część zarzutów, jakie prokuratura postawiła Stokłosie, przekazano Sądowi Rejonowemu w Chodzieży. Podziałowi sprawy sprzeciwili się jednak obrońcy biznesmena i Sąd Apelacyjny przyznał im rację.

Były senator będzie odpowiadał z wolnej stopy. Wyszedł z aresztu w wigilię, po wpłaceniu trzymilionowego poręczenia. W celi przebywał rok. Wcześniej prawie rok był poszukiwany. Został zatrzymany w Niemczech w listopadzie 2007 roku.

Prokuratura postawiła Stokłosie 21 zarzutów - od korupcyjnych po stworzenie zagrożenia w środowisku naturalnym. Według prokuratury, w latach 1989-2005 uzyskiwał on nienależne, wielomilionowe umorzenia podatkowe, dzięki powiązaniom ze skorumpowanymi urzędnikami resortu finansów i sędzią sądu administracyjnego w Poznania. Oskarżony nie przyznaje się do winy.

Rzeczpospolita
16-02-2009

Policja zaniedbała ściganie Henryka Stokłosy

Europejski nakaz aresztowania za byłym senatorem wprowadzono do systemu informatycznego dopiero cztery miesiące po wystawieniu Poszukiwany od lutego 2007 r. międzynarodowym listem gończym Henryk Stokłosa przez niemal rok ukrywał się za granicą. Wpadł 12 listopada 2007 r. podczas rutynowej kontroli na autostradzie w Niemczech. - Policjanci sprawdzili jego dane w Systemie Informacji Schengen. Szybko się okazało, że wystawiono za nim europejski nakaz aresztowania - mówił wtedy Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendy Głównej Policji.
Dziś wiadomo, że Stokłosa miał pecha. Bo choć ENA obowiązywał od 23 lipca, jego dane trafiły do systemu poszukiwań sześć dni przed zatrzymaniem.
Potwierdza to dokument, do którego dotarła "Rz". To formularz A wypełniony przez policyjne biuro SIRENE w Polsce, które odpowiada za wymianę informacji o poszukiwanych w strefie Schengen. Wystawia się go w przypadku rozesłania ENA. Formularz zawiera m.in. szczegółowe informacje o poszukiwanym, jego rysopis i opis przestępstw, za które jest ścigany. Dane te powinny zostać wprowadzone do Systemu Informacji Schengen niezwłocznie.
W Polsce SIS zaczął działać dopiero od września. Dlaczego jednak z przesłaniem formularza zwlekano kolejne dwa miesiące? Policja długo się zastanawiała nad odpowiedzią, by wreszcie stwierdzić, że sprawa Stokłosy czekała w kolejce.
- Europejskie nakazy aresztowania wystawione przed14 sierpnia zostały uznane za historyczne i były wprowadzane do systemu po kolei, obok nakazów bieżących. Dotyczyło to aż 3,5 tysiąca przypadków - tłumaczy Krzysztof Hajdas z Komendy Głównej Policji.
Kiedy kilka miesięcy wcześniej "Rz" pytała o tę kwestię (nie mieliśmy wtedy jeszcze dokumentu), Sokołowski odpowiedział: - Sprawa ta była przedmiotem szczegółowej kontroli Biura Kontroli KGP oraz Prokuratury Okręgowej Warszawa Praga-Północ. Oba te postępowania nie wykazały żadnych nieprawidłowości.
Dziś trudno te słowa zweryfikować. Renata Mazur, rzecznik prokuratury, jest na urlopie, a akta związane z ENA wędrują z sądu w Warszawie do Poznania.
Jarosław Marzec, szef Centralnego Biura Śledczego od lutego do sierpnia 2007 r., odpisał "Rz" tylko: "Wiem, że został taki nakaz wystawiony, ale nie znam daty jego publikacji i przekazania decyzji". Dodał, że nie miał już wpływu na datę wprowadzenie ENA do systemów policyjnych. "Za swój osobisty sukces uważałem (...), że możliwe było działanie w Ministerstwie Finansów i wykrycie procederu korupcyjnego obejmującego nie tylko Stokłosę" - podkreślał.
Były senator wkrótce zasiądzie na ławie oskarżonych. Prokuratura postawiła mu przeszło 20 zarzutów. Będzie odpowiadał za korupcję, łamanie przepisów dotyczących ochrony środowiska i prześladowanie pracowników swoich firm.
Stokłosa nie przyznaje się do winy. Grozi mu do dziesięciu lat więzienia. W Wigilię po roku opuścił areszt. Przed sądem ma odpowiadać z wolnej stopy.

Izabela Kacprzak , Łukasz Zalesiński



Temat: Wszystko o Farmutilu i Henryku Stokłosie
Stokłosa nie wyjdzie z aresztu
12-02-2008,

Henryk Stokłosa, były senator i biznesmen, podejrzany o skorumpowanie sędziego i urzędników skarbowych, pozostanie w areszcie - postanowił Sąd Okręgowy Warszawa- Praga, oddalając zażalenia obrony Stokłosy na decyzję I instancji.

"Obawa matactwa ze strony podejrzanego, wbrew temu co twierdzi obrona, nie jest tylko hipotetyczna" - uzasadniał sędzia Adam Bednarczyk mówiąc, że zeszłoroczny wniosek Stokłosy o tzw. list żelazny to tylko "stworzenie pozorów, że jest do dyspozycji organów ścigania". Sąd przyznał też, że nie da się na tym etapie sprawy wykluczyć, że podejrzanemu grozi surowa kara - ma 22 zarzuty, w tym korupcji, za co grozi do 10 lat więzienia.

Dzisiejsze orzeczenie jest prawomocne. Termin aresztowania Stokłosy upływa 19 marca. Śledztwo przeciwko niemu - według prokuratury - dobiega końca.

Stokłosę zatrzymała w grudniu zeszłego roku hamburska policja. Przez rok - po opuszczeniu przezeń kraju, był poszukiwany międzynarodowym listem gończym. Jednocześnie Stokłosa - twierdząc, że przebywa w Niemczech (śledczy mieli wątpliwości co do jego miejsca pobytu), występował o tzw. list żelazny, pozwalający na odpowiadanie z wolnej stopy.

Biznesmen jest podejrzany o udział w aferze w Ministerstwie Finansów. Prokuratura podejrzewa, że Stokłosa w latach 1989-2005 uzyskiwał nienależne wielomilionowe umorzenia podatkowe dzięki powiązaniom ze skorumpowanymi urzędnikami resortu finansów, a także sędzią sądu administracyjnego z Poznania Ryszardem S. (obecnie emeryt). Ma on już zarzuty przyjęcia od Stokłosy ok. 40 tys. zł łapówek w zamian za pomaganie mu w uzyskiwaniu korzystnych wyroków w sprawach podatkowych.

Latem 2006 r. zabezpieczono dokumenty finansowe firm byłego senatora. W grudniu 2006 r. zarzut korupcji przedstawiono doradcy prawnemu biznesmena, który teraz go obciąża. Poszczególne wątki sprawy są już w sądzie; trwa główny proces w sprawie afery w ministerstwie finansów.

Obrona Stokłosy chciała uchylenia decyzji Sądu Rejonowego dla Warszawy-Pragi Północ, który 21 grudnia aresztował podejrzanego na 3 miesiące. Adwokaci podnosili, że w tej sprawie orzekał asesor, a Trybunał Konstytucyjny uznał za sprzeczne z konstytucją, że asesorzy mogą sądzić (choć odroczył wejście w życie swego wyroku). Podkreślali też, że ich klient chce współpracować z organami ścigania, bo występował o list żelazny.

"Sąd I instancji przecenił fakt wyjazdu z kraju pana Stokłosy" - uważa mec. Jarosław Majewski. Podkreślił, że gdy Stokłosa opuszczał Polskę, nie było wobec niego żadnych zarzutów. "Żądanie, by się zgłosił do organów ścigania, jest niezrozumieniem istoty listu żelaznego" - mówił adwokat.

Drugi obrońca, mec. Marcin Boruc, wskazywał, że sąd I instancji gdy podejmował decyzję o aresztowaniu Stokłosy, miał 4 godziny na analizę 65 tomów akt sprawy. "Tutaj sąd na zbadanie zażalenia dał sobie ponad 40 dni i to jest realny termin na przeczytanie akt" - mówił.

Sąd zażalenia obrony oddalił, podkreślając, że w mocy pozostają wszystkie ustalenia I instancji - o groźbie surowej kary oraz obawie matactwa ze strony Stokłosy i tego, że będzie się ukrywał, gdy wyjdzie na wolność. Komentując wyjazd podejrzanego do Niemiec pod koniec zeszłego roku sędzia Bednarczyk zauważył, że trudno uwierzyć, by było tak, jak mówił podejrzany - że wyjeżdżając "na leczenie" zerwał wszelkie kontakty z rodziną i nikt nie mógł ustalić gdzie jest.

"Obawa matactwa nie jest hipotetyczna, bo już wcześniej pan Stokłosa usiłował ukryć swój majątek i wymuszać fałszywe oświadczenia na swoją korzyść. Najpierw ukrył majątek, a potem ukrył się sam. Wniosek o list żelazny to stworzenie pozorów, że jest do dyspozycji" - mówił sąd.

Stokłosa w 1980 r. założył rzemieślniczą firmę utylizacji odpadów rolno-hodowlanych Farmutil, dzięki której dorobił się znacznego majątku. Zespół firm Stokłosy obejmuje przetwórnie przemysłu rolno-spożywczego, ale także lokalną prasę i radio oraz sieci handlowe.

W roku 2007 r. Stokłosa - z majątkiem wycenianym na 750 mln zł - uplasował się na 33. miejscu na liście najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost" (rok wcześniej był 16.).

Źródło : PAP



Temat: Nowe Oblicze Sądu
Sądy pracują od rana do nocy

Piotr Machajski, Bogdan Wróblewski
2007-03-11, ostatnia aktualizacja 2007-03-11 21:54

Pełna gotowość w policji i wymiarze sprawiedliwości. Od poniedziałku sprawców drobnych przestępstw można sądzić w trybie przyspieszonym
Pijani kierowcy (uwaga! także rowerzyści), drobni złodziejaszkowie, dilerzy narkotyków, pseudokibice i inni chuligani, sprawcy domowych i dyskotekowych burd - wszyscy oni mogą od dziś trafić błyskawicznie przed oblicze temidy. Policja i prokuratura będzie miała 48 godzin, by postawić ich w stan oskarżenia. Sąd - 24 godziny, by wydać wyrok. Reforma prawa ogłoszona przed rokiem i uchwalona przed kwartałem już obowiązuje.

Mniej papierów, szybsza kara

Policjanci czekają na nowe przepisy bardziej z nadzieją niż z obawami. Mł. insp. Jacek Kędziora, komendant stołeczny policji: - Sądzę, że jesteśmy dobrze przygotowani. Ale trudno powiedzieć, jak nowy tryb się sprawdzi. Myślę jednak, że będzie z korzyścią dla policji.

Dlaczego? Bo dla funkcjonariuszy oznacza mniej dokumentów do wypełnienia. Nie będą musieli pisać decyzji o wszczęciu śledztwa, o przedstawieniu zarzutów, nie będą musieli przesłuchiwać podejrzanego.

- Trzeba tylko będzie zebrać komplet dowodów i wypełnić wniosek do sądu o zastosowanie trybu przyspieszonego - opowiada nadkom. Sławomir Piekut, wiceszef śródmiejskiej policji. - To, że mamy na to 48 godzin, nie jest problemem. Tyle samo wystarczało nam przy poważnych sprawach, które kończą się wnioskami o aresztowanie - dodaje.

- Bardzo liczę na to, że ta zmian pozwoli nam jeszcze skuteczniej walczyć ze stadionowymi przestępcami - mówi mł. insp. Marek Maruchniak, komendant ze Śródmieścia. Pierwszy poważny sprawdzian stołeczną policję czeka jednak dopiero za dwa miesiące. 12 maja do Warszawy na mecz z Polonią przyjeżdża Jagiellonia Białystok. Dzień później Legia zmierzy się z Widzewem Łódź. Na dodatek to rocznica zeszłorocznej zadymy pseudokibiców na warszawskiej Starówce, która skończyła się zatrzymaniem ponad 200 osób. Nie wszyscy zostali oskarżeni, a 40 osób jeszcze nie stanęło przed sądem. Temu właśnie ma zaradzić szybki sąd. Komendant Maruchniak: - Najważniejsza jest szybkość i nieuchronność kary.

Wszyscy w pogotowiu

Jakie pułapki niosą ze sobą nowe przepisy?

- Widzę dwa problemy: osadzeni i świadkowie - mówi oficer komendy na Mokotowie. - Do tej pory np. pijany kierowca spędzał noc w izbie wytrzeźwień, potem był przywożony na komendę na przesłuchanie, stawialiśmy mu zarzut i szedł do domu. Teraz trzeba będzie go trzymać na "dołku" [policyjnej izbie zatrzymań - red.] aż do procesu. Może brakować miejsc, albo trzeba ich będzie szukać w sąsiednich powiatach. Z kolei świadków musimy uprzedzać, żeby np. jeszcze przez dwa dni byli na miejscu. Dzwonić, gdy termin rozprawy będzie znany. A co zrobimy, jeśli ktoś powie, że jest akurat w Szczecinie?

Wszystkie warszawskie prokuratury i sądy rejonowe dyżury będą pełnić codziennie (także w sobotę i święta) od godz. 8 do 20. A w sądach co dzień ma też dyżurować 32 adwokatów. Bo każdy z oskarżonych będzie miał zagwarantowane prawo do obrońcy. Najwięcej adwokatów trafi na Pragę, bo tam sędziowie spodziewają się największej liczby spraw w przyspieszonym trybie. Czekają już wydzielone sale rozpraw. Czekają dziennikarze (rozprawy są jawne), by sprawdzić, jak rozpatrywane będą sprawy w nowym, przyspieszonym trybie.

Źródło:
Gazeta Wyborcza
Gazeta.pl > Warszawa > Aktualności



Temat: Policjancie, staraj się bardziej!
Warszawiacy zgłaszają coraz więcej skarg na pracę funkcjonariuszy. Policjanci chwalą się, że coraz lepiej ich oceniamy. Ale jest też inna rosnąca statystyka: skarg wpływających na ich pracę.

Oto przykład z piątku: Biuro Spraw Wewnętrznych (policja w policji) zatrzymała 34-letniego policjanta z Bemowa. Prokuratura zarzuca mu, że w wakacje 2006 r. z trzema kolegami (cywilami) włamał się do hotelu w Hrubieszowie.

To niejedyny przypadek, gdy policjant zostaje oskarżo-ny o przewinienia. Do komendy stołecznej wpływa coraz więcej skarg na pracę policjantów. W 2005 r. były średnio prawie cztery zgłoszenia dziennie – tylko od zwykłych ludzi. Rok później – już średnio pięć pism co dnia. W 2007 r. (mamy dane do września) ta liczba dalej rośnie.

– Tylko znikoma cześć ze złożonych skarg potwierdza się. Z tych, które wpłynęły w tym roku, zasadnych są tylko 73 – pociesza się komisarz Marcin Szyndler z Komendy Stołecznej Policji.
Czego najczęściej dotyczą zażalenia? – Zasadności lub sposobu przeprowadzenia interwencji, sposobu lub terminowości wykonywania czynności czy też bezczynności lub opieszałego załatwiania spraw – mówi Szyndler.

Jak przyznają policjanci, najwięcej skarg jest na niekulturalne komentarze ze strony funkcjonariuszy. Mieszkańcy stolicy narzekają także na zbyt długi czas dojazdu do wezwania. – Nie zapominajmy, że nie wszystkie błędy popełniane przez funkcjonariuszy są zgłaszane. Powód? Ludzie się boją późniejszej reakcji lub wiedzą, że nie ma to sensu, ponieważ i tak nie uda się niczego udowodnić. Dotyczy to głównie narkomanów czy bezdomnych – przyznaje oficer komendy stołecznej.

Tymczasem według ostatnich badań, jakie przeprowadziła komenda stołeczna, aż 96 proc. warszawiaków dobrze ocenia kulturę interweniujących policjantów. Ponad 87 proc. pozytywnie oceniło chęć udzielania pomocy.

Skąd zatem te skargi? – Polacy mają większą świadomość swoich praw i oczekują wyższych standardów od policji. To, co niedawno było u policjanta akceptowalne, teraz jest powodem do skargi. Dlatego mundurowi powinni się bardziej starać – mówi Joanna Heidtman, psycholog. Skargi można składać – nawet kilka lat po zdarzeniu – w centrum skargowym przy ul. Rysiej 3, w Komendzie Stołecznej Policji (ul.Nowolipie 2) i w komendach rejonowych.

ONI KALALI MUNDUR POLICJANTA
We wrześniu po skardze kierowcy udało się zatrzymać dwóch funkcjonariuszy z Bielan. Podczas kontroli trzeźwości użyli lewego alkomatu, który wskazywał, że kierowca pił alkohol, mimo że ten nie był pijany. Od zatrzymanego szofera zażądali tysiąca złotych łapówki i obiecali zapomnieć o sprawie. Mężczyzna miał tylko pojechać do bankomatu po gotówkę, ale na szczęście zamiast tego zgłosił się na komendę. 32-letni sierżant sztabowy i 40-letni starszy sierżant (z 9- i 12--letnim stażem służby) zostali tymczasowo aresztowani. Grozi im do 10 lat więzienia. Śledztwo ma ustalić, ilu kierowców zdołali w ten sposób oszukać.

W lutym wpadł 46-letni Dariusz S., zajmujący się w Komendzie Stołecznej Policji odbiorem prac wykonanych przez zewnętrzne firmy. Mężczyzna żądał od przedsiębiorców łapówek za zatwierdzenie kosztorysów z wykonanych robót i szybką wypłatę gotówki za zlecenia. Na trop nieuczciwego pracownika policji udało się wpaść dzięki skargom od kilku przedsiębiorców. Mężczyzna został zatrzymany na gorącym uczynku. Trafił do aresztu.

W kwietniu opisaliśmy brutalną interwencję mundurowych na Starówce. Na oczach przechodniów śródmiejscy funkcjonariusze uderzyli leżącego bezdomnego, ponieważ ten nie chciał wstać. Niestety, sprawa została umorzona, ponieważ nie zgłosił się poszkodowany.

Podczas poszukiwania wspólnika zabójców dwóch braci z Wołomina antyterroryści w marcu weszli do domu polityka lewicy Włodzimierza Czarzastego. Rzucili go oraz jego żonę na ziemię, przystawili broń do skroni i przeszukali dom. Nic nie znaleziono. Okazało się, że policjanci nie mieli nakazu rewizji.

W maju w komendzie na Pradze-Południe powiesił się 31-letni mężczyzna. Jego rodzice zgłosili sprawę prokuraturze, twierdząc, że przed samobójstwem ich syn został pobity.
SEBASTIAN SULOWSKI



Temat: Z cyklu Sędzia potrafi..


| Znany sędzia Dariusz Czajka z największego w Polsce sądu gospodarczego
| czerpie korzyści materialne z ogłaszanych przez siebie upadłości firm.
(...)

Lubisz odrzewaną zupę, spamerze?
Czajka juz od dawna nie jest sedzią - ani w warszawskim sądzie upadłościowym
(XVII Wydział Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy), ani w żadnym innym sądzie
w
Polsce.


Widzę że temat Ciebie zafrapował - gdyby nie te wyzwiska, to uwieżyłbym że
jesteś moim przyjacielem.

Co do meritum:
sędzia nie został wykluczony z zawodu, nie poniósł żadnej kary.

Może robić co chce i jak chce bo jest wolny i czysty jak łza. Na przykład może
ponownie sędziować, bo obecnie z własnej inicjatywy postanowił zająć się
biznesami, które wcześniej zakładał. Przypomnę, że chodzi między innymi o
zarzut ogłoszenia upadłości firmy przez sędziego Czajkę, której majątek został
przejęty przez biznes powiązany z tym samym sędzią Czajką. Dzisiaj tam mieści
się "uczelnia prawa" EWSPA, w której Dariusz Czajka "uczy prawa" młode czajki.
W tej samej uczelni urzędują również sędziowie, którzy współorzekali z Czajką
inne kontrowersyjne upadłości firm (CLiF i Eko-Mysiadło). Takich powiązań jest
znacznie więcej i wszystkie one funkcjonują dzisiaj bez zmian - co jak śmię
twierdzić zagraża bezpieczeństwu obrotu gospodarczego.

Skoro jest wina; musi być też i kara. Dotychczas prokuratura okręgowa w
warszawie umorzyła wszystkie postępowania w sprawie i Dariusz Czajka jest
czysty i wypolerowany jak wzór i autorytet. Pisze nawet książki
pt. "przestępstwa menadżerskie" - widać dużo wie.

http://www.upadloscian.org.pl/prasa/dariuszczajka/wyborcza02.html

Sędzia się wykaraskał
Gazeta Wyborcza  18-03-2005

To mógł być honorowy koniec jednego z dwóch z czarnych symboli polskiego
sądownictwa. Bo tak o Dariuszu Czajce mówili wczoraj w Sądzie Najwyższym
przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości. Drugi symbol to toruński sędzia
Zbigniew Wielkanowski, którego prasa oskarżała o związki ze światem
przestępczym.

Czarna sława Czajki szybko nie przeminie. Wczoraj Sąd Najwyższy uznał, że
za "grzechy", jakich dopuścił się, pełniąc przez wiele lat funkcję
przewodniczącego stołecznego sądu upadłościowego, wystarczy go relegować za
stolicę. Przepadł jednomyślny wniosek Krajowej Rady Sądownictwa, Ministerstwa
Sprawiedliwości i rzecznika dyscyplinarnego o wydalenie go z zawodu. Czym
zawinił Czajka? Pracę sędziowską doskonale połączył z jednoczesnym budowaniem
układu towarzysko-biznesowego.

Co dalej będzie z sędzią? Dwa miesiące temu sam odszedł z zawodu, po 20 latach
pracy. Teraz może zostać adwokatem lub radcą prawnym, a po pięciu latach - jak
kara się zatrze - znowu ubiegać się o sędziowską togę, np. w stolicy. Do tego
czasu może zarządzać Europejską Wyższą Szkołą Prawa i Administracji na Pradze
Północ, którą zakładał (notabene mieści się ona w budynku byłego zakładu Leda,
którego upadłość współogłaszał jako sędzia). Będzie pracować z siostrzenicą
oraz sędziami, których uczelnia pozatrudniała, gdy Czajka trząsł bankructwami.
Na liście wykładowców są koledzy, z którymi orzekał w upadłości, sędziowie NSA
oraz sądu okręgowego, który go zatrudniał. Okazyjnie gościli tu politycy SLD:
Józef Oleksy, Jerzy Jaskiernia czy Ryszard Kalisz, obecnie minister spraw
wewnętrznych. Dziekanem wydziału prawa jest były prezes Sądu Najwyższego
Tadeusz Szymanek. Jeden z trzech obrońców Czajki w procesie dyscyplinarnym,
prywatnie ojciec Jolanty Szymanek-Deresz, szefowej Kancelarii Prezydenta RP.

Czajka w wolnych chwilach będzie mógł popływać na żaglowcu uczelni "Fryderyku
Chopinie", na którym przed laty gościła pani prezydentowa Jolanta Kwaśniewska,
w ramach akcji dla uczniów "Płyniemy ku Europie". To od niego zaczęły się
kłopoty Czajki. Zainteresowała się nim prasa. Na jaw wyszło, że współorzekał o
upadłości Centrum Leasingu i Finansów, o co wnosił m.in. Kredyt Bank, który
tanio sprzedał uczelni żaglowiec.

Czy wyrok Sądu Najwyższego jest sprawiedliwy? Na pewno ostateczny. I pomyśleć,
że gdyby Dariusz Czajka choć trochę sobie pofolgował i usiadł za kierownicą po
kielichu, z zawodu sędziowskiego wyleciałby z hukiem.

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alternate.pev.pl



  • Strona 1 z 2 • Znaleziono 30 wyników • 1, 2