Wyświetlono wiadomości wyszukane dla słów: Prokuratura Rejonowa w Lublinie





Temat: Tajemnica śmierci Marka Karpia
Co wiedział Marek Karp?
Jacek Brzuszkiewicz, Wojciech Czuchnowski 23-09-2004, ostatnia aktualizacja 22-
09-2004 22:34

Marek Karp przed śmiercią zaoferował komisji śledczej ds. Orlenu informacje o
tajemniczym człowieku związanym z biznesem paliwowym. - Wiedza Karpia na temat
Wschodu, kontraktów na dostawy gazu i ropy była ogromna - mówi były szef
wywiadu Zbigniew Siemiątkowski

Kiedy w ostatnią sobotę powiedzieliśmy Zbigniewowi Wassermannowi, wiceszefowi
komisji śledczej ds. Orlenu, że Marek Karp nie żyje, poseł PiS był w szoku. Nie
wiedział o sierpniowym wypadku Karpia i o jego śmierci 12 września w szpitalu.-
Byłem na wakacjach, nie czytałem prasy - mówi.

Wassermann był umówiony z Karpiem na spotkanie. Karp obiecał przekazać mu
bardzo ważne informacje.

Miał to być ich trzeci kontakt.

Interesuje mnie ten człowiek

Po raz pierwszy spotkali się na początku lipca w Ośrodku Studiów Wschodnich,
którego Karp był twórcą i szefem do początku 2004 r. Zbigniew Wassermann prosił
ekspertów Ośrodka o pomoc. - Chodziło przede wszystkim o ekspertyzy oparte na
ogromnej wiedzy pracowników OSW - tłumaczy Wassermann.

Według posła Karp skontaktował się z nim później już sam, 10 sierpnia. -
Zaoferował osobistą pomoc w pracach komisji i materiały na temat bardzo ważnego
w sprawach paliwowych człowieka. Byłem zaskoczony, bo nie mówiłem mu wcześniej,
że interesuje mnie właśnie ten człowiek - relacjonuje Wassermann.

To w czasie tej rozmowy Karp mówił, że czuje się zagrożony. - Myślałem, że jest
to związane z jego kłopotami z prawem. Tym bardziej że oczekiwał ode mnie
jakiejś pomocy, ale nic nie mogłem tu zrobić - kończy Wassermann.

We wczorajszej "Gazecie" pisaliśmy, że Marek Karp miał kłopoty finansowe i był
oskarżony o nadużycia. Szukał wsparcia u znajomych polityków, przedstawiał
dokumenty na dowód, że oskarżenia są krzywdzące.

Pomoc Karpia byłaby bezcenna

Co Marek Karp mógł wiedzieć na temat paliwowych kontraktów ze Wschodem?

Według źródeł "Gazety" wiosną tego roku, gdy Karp jeszcze kierował Ośrodkiem,
zorganizował w Magdalence spotkanie z przedstawicielami Agencji Wywiadu i MSZ.
Ośrodek przedstawił im szczegółowy raport o zmianach w rosyjskich firmach
należących do skarbu państwa - kontrolę nad nimi przejęli właśnie ludzie
prezydenta Rosji Władimira Putina. Tych ludzi nazywano "siłownikami" - Putin
otacza się bowiem osobami z kręgu służb specjalnych i tzw. resortów siłowych.
Raport dotyczył przede wszystkim spółek zajmujących się eksportem paliw,
energii i surowców.

- Raport bardzo szczegółowo przedstawiał zmiany w rosyjskich firmach, składach
rad nadzorczych i zarządach, przepływ kapitału, a przede wszystkim wpływ tej
sytuacji na polski rynek. Te informacje miały charakter poufny i tajny -
podkreśla jeden z rozmówców "Gazety".

Zbigniew Siemiątkowski, b. szef UOP i Agencji Wywiadu, zastrzega, że nie może
się wypowiadać na temat takich spotkań: - Mogę powiedzieć, że Marek Karp był
jednym z najlepszych w Polsce specjalistów od rynków wschodnich. Zrobiony pod
jego kierownictwem raport na temat dywersyfikacji dostaw gazu był rewelacyjny.
Myślę, że jego pomoc byłaby dla komisji ds. Orlenu bezcenna. Na pewno sprawę
jego śmierci należy dokładnie zbadać.

Kto jest winien zaniedbań?

Tymczasem "Gazeta" zdobyła kolejne dowody na nieprawidłowości w śledztwie
prokuratury dotyczące wypadku Marka Karpia. Wczoraj napisaliśmy, że białoruski
kierowca tira, który spowodował wypadek, został szybko wypuszczony i zniknął.
Odkryliśmy, że pod adresem we wsi koło Mińska, który zostawił polskiej policji,
nikt taki nie mieszka. Prokuratura dysponuje tylko kserokopią jego dokumentów.

Wczoraj dowiedzieliśmy się, że policja powiadomiła prokuraturę o wypadku
dopiero cztery dni po fakcie, gdy Białorusin już od dawna był na wolności. -
Nie występowaliśmy o zastosowanie środków zapobiegawczych, gdyż nic nie
wskazywało, że ofiara wypadku umrze - tłumaczy Zbigniew Lisiecki, rzecznik
bialskiej policji.

Jak już informowaliśmy, Prokuratura Krajowa objęła nadzorem śledztwo w sprawie
wypadku. - Na razie nic nie wskazuje, by mógł to być zamach - powiedział
zastępca prokuratora krajowego Kazimierz Olejnik. Po naszym wczorajszym tekście
śledztwo przekazano z Prokuratury Rejonowej w Białej Podlaskiej do Prokuratury
Okręgowej w Lublinie.




Temat: www.raportnowaka.pl - Zapraszam!
wystapienie w dniu 24 czerwca w Sejmie

Dosłownie dwie karteczki grubo zapisane.

Panie premierze, minister finansów musi w końcu zbadać, w jakiej skali
podmioty produkujące skażony spirytus sprzedają go fikcyjnym podmiotom. Brak
takiej kontroli rodzi podejrzenie, że nie jest on faktycznie skażony, że jest
on wprowadzony do obrotu przez zorganizowaną przestępczość. Minister finansów
odmawia wydania takiej informacji.

W tej sprawie, panie premierze, wydaje się prawdopodobne, że pewne grupy
trzymające władzę w ministerstwach rolnictwa i finansów chronią jakieś układy.
Niedawno jeden z wysokich urzędników w odpowiedzi na moje pytanie, kiedy zrobi
się z tym porządek, powiedział: ˝Pan to chyba chce zamknąć połowę gorzelni˝.
Wczoraj byli tu przedstawiciele jednego z ugrupowań i chcą liberalizacji
przepisów w tym zakresie. Nie powiem, jakiego, można się domyślić.

I teraz najważniejsze. Panie premierze, wnoszę do pana o to, żeby pan
zainteresował się sprawą nie do końca wyjaśnionej śmierci prezesa Sądu
Okręgowego w Rzeszowie Andrzeja K. i spowodował podjęcie umorzonego w tej
sprawie śledztwa prowadzonego do niedawna przez Prokuraturę Apelacyjną w
Katowicach, a także żeby pan przekonał ministra sprawiedliwości do wszczęcia
kolejnego śledztwa w sprawie mataczenia przez prokuratorów: Wrzosa, Wojnara i
Michalczyszyna, na początkowym etapie tego dochodzenia. Osoby te dopuściły się
tego typu uchybień, że na wstępnym etapie nie wyjaśniono w sposób wiarygodny
faktycznych przyczyn śmierci. Odwołany przez minister Piwnik prokurator Wrzos z
PO w Przemyślu niedawno ponownie został powołany na stanowisko przez ministra
Kurczuka.

Panie premierze, to jest skandal.

W aktach wznowionego i ponownie umorzonego postępowania znajdują się
ewidentne dowody na okoliczność tego, że sędzia nie zginął - jak chce
prokuratura - na skutek nieszczęśliwego wypadku, lecz przyczyniły się do jego
śmierci osoby trzecie.

Ostatnia sprawa, panie prokuratorze, dotyczy AWS. Wnoszę do pana, aby
spowodował pan, by Prokuratura Okręgowa w Tarnowie wyraziła zgodę na wgląd do
umorzonego w roku 2002 postępowania przygotowawczego prowadzonego w sprawie
kampanii wyborczej Mariana Krzaklewskiego na prezydenta RP. Prokuratura w
sposób ewidentny narusza prawo do informacji publicznej. Badamy afery SLD,
sprawdźmy więc, od kogo i za co tak naprawdę Marian Krzaklewski otrzymał na
kampanię wyborczą, po terminie, 2 mln dolarów. Może to też były gry losowe.
(Poruszenie na sali)

Panie Premierze! Należy też zrobić porządek z nieprawidłowym opiniowaniem
sądowo-psychiatrycznym, o co wnosi Polskie Towarzystwo Psychiatryczne.

Jeszcze dosłownie minuta, panie marszałku.

Ministerstwo Sprawiedliwości zachowuje się tak, jakby chciało, a nie mogło.
Należy przyjąć postulaty Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Przypadki
takie, jakie zdarzyły się w Rybniku, Ciborzu, Lublinie, Łodzi lub Krakowie,
pokazują, że tysiące opinii jest sfałszowanych. Każda z tych spraw, panie
premierze - a wiem, co mówię - w ciągu następnego roku, podobnie jak afera
starachowicka, afera dotycząca gier losowych, może być przyczyną kolejnej
sensacji, co zapewne będzie też powodem spadku i tak marnych notowań SLD.

Panie Premierze! Premier Miller nie wsłuchał się dokładnie w mój głos
podczas identycznego głosowania rok temu, skończyło się to Starachowicami i
kłopotami posła Jaskierni.

Panie Marszałku! Na zakończenie mojego wystąpienia pragnę podziękować w
imieniu moich wyborców panu Bogusławowi Słupikowi, prokuratorowi apelacyjnemu w
Krakowie, za to, że w ostatnich dniach w związku z podnoszonymi przeze mnie od
początku kadencji zarzutami zostało odwołane całe kierownictwo Prokuratury
Rejonowej w Kielcach. Panie prokuratorze, dziękuję panu bardzo za te trafne
decyzje. To dobry początek naprawy państwa, naprawy woj. świętokrzyskiego.
Dziękuję bardzo. (Oklaski)






Temat: nóż się w kieszeni otwiera...
nóż się w kieszeni otwiera...
www.dziennikwschodni.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20031014/LUBLIN/310130009

Pijani kierowcy sądu nie gorszą

W miniony weekend policja zatrzymała 205 nietrzeźwych kierujących

Lubelska policja dwoi się i troi łapiąc pijanych kierowców a... sądy ich
wypuszczają. Tylko nielicznych skazują na więzienie, zapewniając przy okazji
potencjalnym mordercom anonimowość

Na 16 tys. zatrzymanych w ub. roku pijanych kierowców (to krajowy rekord)
zaledwie kilkunastu powędrowało za kratki. W tym roku było ledwie kilka
takich wyroków. A pijanych do końca września było już 12 tysięcy... To znowu
krajowa czołówka. Nietrzeźwi spowodowali co siódmy wypadek.
Tymczasem od dwóch lat żaden sąd w naszym regionie nie podał wyroku na
pijanego kierowcę do publicznej wiadomości, mimo że ma możliwość. Czy to się
zmieni?
– Jesteśmy przygnębieni brakiem skutecznego oddziaływania kary – przyznaje
Artur Szymański, przewodniczący Wydziału Grodzkiego Sądu Rejonowego w
Zamościu. – Liczba pijanych kierowców nie maleje. Sam zastanawiam się, czy
podawanie wyroku do publicznej wiadomości nie powinno być stosowane. Może
podziałałoby odstraszająco?
Przewodniczący wydziału karnego Sądu Rejonowego w Kraśniku uważa, że warto
zastosować martwy teraz przepis. – Nie ma przeszkód, żeby z niego korzystać w
drastycznych przypadkach – mówi sędzia Ryszard Kot.
Ale nie wszyscy są podobnego zdania. – Nie jestem zwolennikiem takich metod –
przekonuje Marian Siejczuk, szef Prokuratury Lublin Południe. – Trzeba leczyć
przyczyny pijaństwa kierowców, a nie skutki. Ostrzejsze represje nie zawsze
mają przełożenie na spadek przestępczości.
A dlaczego sądy tak rzadko stosują bezwzględne kary więzienia, wybierając
wyrok w zawieszeniu? – Karę więzienia stosuje się wobec osób, które nagminnie
i w sposób rażący zagrażają bezpieczeństwu w ruchu – wyjaśnia Barbara du
Chateau, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Lublinie. – Jazda po alkoholu
jest nowym przestępstwem. Trudno w tym przypadku mówić o recydywie.

Krzysztof Załuski
13. Października 2003 20:38

"Karę więzienia stosuje się wobec osób, które nagminnie i w sposób rażący
zagrażają bezpieczeństwu w ruchu – wyjaśnia Barbara du Chateau, rzecznik
prasowy Sądu Okręgowego w Lublinie. – Jazda po alkoholu jest nowym
przestępstwem. Trudno w tym przypadku mówić o recydywie."

tej pani ktoś powinien morde obić, albo wywalić z roboty za takie
stwierdzenie. Boshe co za popaprany kraj...
Coś czuję że się wybiorę do tego sadu.
I może niech debilka sobie zobaczy znaną stronkę

www.alkohol-nie.prv.pl



Temat: o złych ukraińskich celnikach ...
czy to już historia ??
Kolejne aresztowania celników i pograniczników

środa, 27. czerwca 2007 , 06:30

W Przemyślu – celnicy...
Policjanci z przemyskiego wydziału Centralnego Biura Śledczego wspólnie z
funkcjonariuszami wydziału wywiadu skarbowego UKS oraz Izby Celnej w
Przemyślu.zatrzymali kolejne trzy osoby pod zarzutem korupcji. Zatrzymani to
celnicy. To kolejny efekt działań zespołów realizacyjnych policji i straży
granicznej w związku ze śledztwem w sprawie korupcji na przejściu granicznym w
Medyce. Do tej pory zatrzymano osiemnaście osób.
Zatrzymanie było możliwe, bo funkcjonariusze zdobyli dowody, które
uprawdopodobniły podejrzenia, że troje celników brało łapówki. Dziś rano
zatrzymali tych podejrzewanych w ich mieszkaniach. Wśród nich jest kobieta i
dwóch mężczyzn.

...w Sławatyczach funkcjonariusz Straży Granicznej
Funkcjonariusze Zarządu Spraw Wewnętrznych Straży Granicznej wczoraj zatrzymali
funkcjonariusza z placówki straży granicznej w Sławatyczach (Nadbużański OSG).
Zatrzymanemu prokurator zarzucił to, iż pełniąc funkcję publiczną jako
funkcjonariusz SG, w krótkich odstępach czasu przyjął od obywatela Białorusi
korzyść majątkową w łącznej kwocie 15500 USD w zamian za umożliwienie
przeprowadzenia przez granicę kilkudziesięciu samochodów uzyskanych w drodze
przestępstwa. Sąd na wniosek prokuratury zastosował wobec podejrzanego
funkcjonariusza trzymiesięczny areszt tymczasowy.

Materiał wydrukowany z serwisu www.spedycje.pl

Aresztowano celników podejrzanych o korupcję
| dodane 2008-03-06 (17:45)

Sąd Rejonowy w Lublinie zdecydował o aresztowaniu pięciu celników podejrzanych o
branie łapówek, głównie za przyspieszanie odpraw - poinformowała policja.
Zatrzymani są mieszkańcami Chełma i okolic.

Policja zatrzymała w środę dziewięciu celników z oddziałów celnych w Dorohusku
oraz referatów podległych Urzędowi Celnemu w Zamościu. Są oni podejrzani o
przyjęcie łapówek na łączną kwotę blisko 240 tysięcy dolarów.

Wobec czterech celników zastosowano dozory policji, poręczenia majątkowe oraz
zakazy opuszczania kraju. Pięciu zostało tymczasowo aresztowanych - powiedział
rzecznik prasowy komendanta wojewódzkiego policji w Lublinie Janusz Wójtowicz.

Według ustaleń policji, w latach 1998-2007, brali łapówki od osób prywatnych
oraz od firm. W większości przypadków chodziło o przyśpieszenie procedur celnych.

Na poczet przyszłych kar i grzywien policjanci zabezpieczyli siedem samochodów
osobowych oraz pieniądze. Łączna wartość zabezpieczonego mienia szacowana jest
na blisko 80 tys. zł.

To kolejne zatrzymania w sprawie prowadzonej przez lubelski wydział biura
przestępczości zorganizowanej Prokuratury Krajowej. W sumie dotychczas zarzuty
korupcyjne postawiono już 29 osobom, w tym 25 celnikom oraz czterem
przedsiębiorcom. Policjanci określają sprawę jako rozwojową i nie wykluczają
kolejnych zatrzymań. (mg)




Temat: Nasza Władza Kochana
Nasza Władza Kochana
INFORMACJA O WYNIKACH KONTROLI Zbywania nieruchomości komunalnych przez gminy
LLU-41022-2003 Nr ewid.: 174/2003/P-03-149/LLU Lublin grudzień 2003 r.

informacja za www.nik.gov.pl

Ponadto w wystąpieniu pokontrolnym skierowanym do Prezydenta Miasta Radom
negatywnie oceniono sprzedaż 19 działek o łącznej powierzchni 26.311 m2 i
wartości 1.587.000 zł na rzecz Radomskiego TBS “Administrator”, w zamian za
prawo dysponowania przez 25 lat kilkoma lokalami w planowanych do wybudowania
przez TBS budynkach. Wskazano m.in., że uzgodniony przez strony sposób
rozliczeń z tytułu przedmiotowej umowy “sprzedaży” jest niezgodny z
przepisami ustawy o gospodarce nieruchomościami (Dział II Rozdział 8 “Ceny,
opłaty i rozliczenia za nieruchomości”) z uwagi na brak wpływów należności za
sprzedaną nieruchomość. W analizowanym przypadku w ocenie NIK doszło nie tyle
do zawarcia umowy sprzedaży, co umowy zamiany nieruchomości komunalnej na
pewien rodzaj przyszłych praw (prawo do dysponowania przez okres 25 lat pewną
liczbą lokali w wybudowanych na nabytym gruncie budynkach). Uprawnienia te
nie zostały jednak wycenione przez rzeczoznawcę majątkowego, ale już z
przyjętej zasady ustalenia liczby lokali, którymi miało Miasto dysponować
(jako podstawę ustalenie ich liczby strony przyjęły iloraz wartości
nieruchomości i kosztów wybudowania przez TBS jednego metra kwadratowego
powierzchni użytkowej lokalu mieszkalnego, czyli tak jakby chodziło o
przeniesienie własności lokali na gminę po kosztach ich budowy) oraz z faktu,
iż gmina miejska Radom nie nabędzie praw własności do tych lokali, wynika
nieekwiwalentność zawartej czynności prawnej (na niekorzyść gminy).

po kontroli przeprowadzonej w Radomiu skierowano do Prokuratury Rejonowej w
Radomiu zawiadomienie w sprawie uzasadnionego podejrzenia popełnienia
przestępstwa niedopełnienia obowiązku zachowania szczególnej staranności przy
zarządzaniu mieniem gminy oraz nadużycia uprawnień przez osoby zobowiązane do
zajmowania się sprawami majątkowymi gminy w związku z nieodpłatnym
przekazaniem przez Miasto Radom działek na rzecz Radomskiego Towarzystwa
Budownictwa Społecznego „Administrator” Sp. z o.o. w Radomiu, w wyniku czego
gmina poniosła szkodę majątkową (art. 296 § 3 k.k.),

po kontroli przeprowadzonej w Radomiu skierowano do właściwego rzecznika
dyscypliny finansów publicznych zawiadomienie dotyczące zaniedbań w nadzorze
skutkujących nieustaleniem i niedochodzeniem należności przysługującej Miastu
Radom z tytułu opłat za wieczyste użytkowanie nieruchomości przez
SM “Południe” w kwocie 9.360 zł, co stanowiło naruszenie dyscypliny finansów
publicznych określone w art. 138 ust. 3 ustawy o finansach publicznych.



Temat: Ciag dalszy sukcesow ekipy kaczkowskich...
Ciag dalszy sukcesow ekipy kaczkowskich...
Za 'Rzeczpospolita':

ŚLEDZTWO Problemy nowego szefa lubelskiej Prokuratury Apelacyjnej

Gdzie zniknął pistolet

Nowy prokurator apelacyjny w Lublinie stracił broń. Śledztwo ma wykazać, czy
mu ją skradziono, czy ją zgubił

Prokurator Robert Bednarczyk twierdzi, że broń zniknęła ze służbowgo sejfu
(c) WOJTEK JARGILO/REPORTER
- Prokurator Robert Bednarczyk jest na urlopie i odpowiedzi w tej sprawie
możemy udzielić najwcześniej pod koniec przyszłego tygodnia - mówi "Rz"
Cezary Maj, rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie, którego
zapytaliśmy, w jakich okolicznościach jego szef zgubił pistolet.

Z naszych ustaleń wynika, że niemal wszyscy w lubelskiej prokuraturze wiedzą
o incydencie, bo w sekretariacie i gabinecie szefa apelacji dokonano
przeszukania, by zabezpieczyć ślady ewentualnego włamania czy kradzieży.
Niczego nie znaleziono, ale śledztwo wszczęto w sprawie kradzieży - zgodnie
ze zgłoszeniem prokuratora Bednarczyka.

- Potwierdzam, że w naszym wydziale do walki z przestępczością zorganizowaną
jest zarejestrowane śledztwo w sprawie kradzieży tej broni - mówi "Rz"
Waldemar Kawalec, wiceszef Prokuratury Apelacyjnej we Wrocławiu, gdzie sprawa
trafiła. - Będziemy badać też, czy broń nie została stracona w innych
okolicznościach - dodaje.

O innym scenariuszu wydarzeń mówią lubelscy prokuratorzy. Twierdzą, że ich
szef zgubił broń po spotkaniu towarzyskim. - Cała akcja ze zgłoszeniem
rzekomej kradzieży i późniejszymi przeszukaniami służy wyłącznie ukryciu tego
faktu - uważa jeden z nich. Zgodnie z kodeksem karnym nawet nieumyślna utrata
broni jest karalna. Natomiast w razie kradzieży jej właściciel odpowiadałby
tylko wtedy, gdyby udowodniono mu, że nieodpowiednio ją zabezpieczył. W tym
wypadku ze zgłoszenia wynika, że broń miała zniknąć ze służbowego sejfu w
prokuraturze.

Robert Bednarczyk został powołany na stanowisko szefa Prokuratury Apelacyjnej
w Lublinie przez ministra Zbigniewa Ziobrę w połowie lutego. Zastąpił
Grzegorza Janickiego, którego minister zdymisjonował za oddelegowanie do
prokuratury apelacyjnej prokuratora, który ma problemy z prawem.

- Nie chcę błyszczeć, tylko ciężko pracować - zapowiedział dziennikarzom nowy
szef. Prokurator Bednarczyk wcześniej pracował w pionie do walki z
przestępczością zorganizowaną, dlatego też posiadał broń. Podczas pierwszej
konferencji prasowej skrytykował nadmierny - jego zdaniem - nadzór służbowy w
prokuraturze i konieczność pisania zbyt wielu sprawozdań. - Pracę jednego
prokuratora rejonowego nadzoruje aż trzech prokuratorów z prokuratury
okręgowej i apelacyjnej. Zamiast pracować, musi pisać sprawozdania - mówił.
Zapowiedział też wzmocnienie współpracy prokuratorskich wydziałów ds.
zwalczania przestępczości zorganizowanej z policyjnym Centralnym Biurem
Śledczym.

Wieczorem w imieniu Zbigniewa Ziobry zadzwonił do "Rz" jego asystent
zapewniając, że minister ma "pełne zaufanie do prokuratora Bednarczyka z
uwagi na jego dotychczasowe osiągnięcia zawodowe".

ANNA MARSZAŁEK




Temat: Reanimacja tzw.komuny w Lubllinie?
Reanimacja tzw.komuny w Lubllinie?
W LUBLINIE UAKTYWNILI SIĘ ZWOLENNICY STALINA, BIERUTA I DZIERŻYŃSKIEGO.
PROKURATURA PROWADZI ŚLEDZTWO
Napisy i logo zachęcające do odwiedzin portalu „Lewica Bez Cenzury” pojawiły
się na murach i wiaduktach Lublina. Strona promuje ideologię komunistyczną i
jej dyktatorów. Autorów witryny ściga już warszawska prokuratura. Śledztwo
dotyczy m.in. publicznego propagowania ustroju totalitarnego. Napisane sprejem
informacje o nazwie i adresie strony internetowej zobaczyć można m.in. pod
wiaduktem przy ul. Mełgiewskiej, na osiedlach Tatary i LSM. Autor
sfotografował je i zdjęcia zamieścił na stronach LBC opatrując komentarzem:
„Spreje są dziełem towarzysza Adriana Ee.”Już sam patron portalu, który
promują napisy, budzi ogromne kontrowersje. Autorzy strony – Organizacja
Młodzieżowa Lewica Bez Cenzury – wybrali na niego Feliksa Dzierżyńskiego,
działacza komunistycznego, szefa pierwszych sowieckich organów bezpieczeństwa
CzeKa, GPU i OGPU, który jest symbolem terroru w rewolucyjnej i porewolucyjnej
Rosji. Strona internetowa wypełniona jest materiałami wychwalającymi komunizm.
W swoich publikacjach autorzy promują takich dyktatorów, jak: Józef Stalin,
Mao Zedong, Bolesław Bierut czy Mieczysław Moczar. O tym ostatnim piszą m.in.
„Podczas wojny był jednym z najwybitniejszych organizatorów walki
wyzwoleńczej, a zarazem jednym z czołowych dowódców partyzanckich w naszym
kraju”. Strona drwi też z religii i autorytetów takich jak Jan Paweł II.
Autorzy postów namawiają m.in. do profanacji pomników antykomunistycznych.
Opatrują publikacje zdjęciami obelisku w Górze Kalwarii upamiętniającego
wizytę Marszałka Józefa Piłsudskiego, na którym ktoś wymalował sprejem sierp i
młot. Wiele publikacji i komentarzy na stronie napisała osoba przedstawiająca
się jako Michał Nowicki. Jest on jakoby liderem ruchu neokomunistów. Na
początku czerwca portal opisał „Nasz Dziennik”. Po tej publikacji sprawą
zajęła się prokuratura. – Wszczęliśmy w tej sprawie śledztwo. Dotyczy ono
publicznego nawoływania do popełnienia przestępstwa, propagowania ustroju
totalitarnego i publicznego znieważania grupy ludzi z powodu ich
przynależności narodowej i wyznaniowej na łamach tego portalu – mówi
Małgorzata Gawarecka, zastępca prokuratora rejonowego Warszawa
Śródmieście-Północ. W tej chwili śledczy namierzają dane serwera, na którym
znajduje się portal i jego administrator. – Ustalamy też dane osób, które
odpowiadają za treści prezentowane w portalu –mówi Małgorzata Gawarecka. O
napisach promujących stronę na lubelskich murach poinformowaliśmy policję.
-Jeżeli prokuratura zleci nam jakieś czynności w tej sprawie, podejmiemy
działanie – mówi sierż. Anna Smarzak z Komendy Wojewódzkiej Policji w
Lublinie. Zaznacza też, że właściciele nieruchomości, na których umieszczono
napisy, mogą się zgłosić na policję. – Wtedy sprawa będzie prowadzona w
kierunku niszczenia mienia – dodaje. O komentarz do treści zawartych na
stronie poprosiliśmy lubelski oddział Instytutu Pamięci Narodowej. – Nie
komentujemy tej sprawy, ponieważ wyjaśnia ją prokuratura – mówi Agata Fijuth,
rzecznik prasowy lubelskiego oddziału IPN.
Łukasz Chomicki

Znalazłam to w internecie i zastanowiłam, cy jest sens wchodzenia po raz drugi
do tej samej rzeki? Ale brawo, chłopaki z Lublina. Dość rozbrykanej "młodzieży
wszczechpolskiej"!



Temat: Proces o sfałszowanie podpisu męża na deklaracj...
SLD - owska wersja Państwa Prawa

Gwałt obciąża sędziowskie sumienie!
Wypuszczając przestępcę, dał mu szansę... popełnienia nowej zbrodni
Od kilku tygodni lubelska prokuratura poszukuje listem gończym Bogumiła
Kaczmarczyka (26 l.), chociaż siedział już za kratami i mógł tam być do tej
pory. Wolność odzyskał dzięki sędziemu Adamowi Michalskiemu z Sądu Okręgowemu w
Lublinie. W dwa tygodnie po opuszczeniu celi Kaczmarczyk z kompanami zgwałcił
brutalnie 22-latkę. I zniknął bez śladu.
- To sąd jest winny, że zostałam zgwałcona - mówi 22-latka spod Lublina. -
Gdyby nie wypuścił Kaczmarczyka z aresztu, nic by się nie stało.
Do Eli, wysokiej, krótkowłosej brunetki, dotarliśmy w Krakowie, gdzie
przechodzi terapię.
Nocny koszmar
O tym, co zrobiły jej bestie, opowiada spokojnie, bez emocji. Zapamięta na całe
życie, jak po dyskotece poszła jeszcze na prywatkę. Było miło do momentu, gdy
gospodarz, Bogumił Kaczmarczyk zaczął się do niej dobierać. Kazała mu odejść.
Wtedy uderzył ją w twarz i zgwałcił. Potem to samo zrobili jego dwaj kolesie.
Po jakimś czasie znów ją zbili i zgwałcili.
- Krzyczałam, błagałam o pomoc, ale nikt z sąsiadów nie zareagował - wspomina.
Nad ranem udało jej się uciec. Gdy tylko się trochę pozbierała, powiadomiła
policję.
Kaczmarczyk był dobrze znany policjantom. 28 września ub. roku, w centrum
Lublina, potężnym ciosem w głowę, bez najmniejszego powodu, powalił Piotra
Rembkowskiego (23 l.). Chłopak bez czucia upadł na ziemię. Miał m.in. złamane
kości czaszki. Gdy Piotr konał, bandyta robił mu zdjęcia aparatem w telefonie
komórkowym. Wszystko zarejestrowały kamery monitoringu. Chłopak zmarł
kilkanaście dni później w szpitalu.
Pan sędzia nie pamięta
Ani prokuratura, ani sąd rejonowy nie miały wątpliwości, że psychopatyczny
morderca Kaczmarczyk musi trafić do aresztu. Spędził tam zaledwie dwa tygodnie,
bo sąd okręgowy uchylił mu areszt.
Sędzia Adam Michalski z sądu okręgowego - jak już informowaliśmy -
przewodniczył składowi, który wypuścił bandytę. Twierdzi, że tej sprawy nie
pamięta. Nie poczuwa się do winy. Nie chce rozmawiać, po informacje odsyła do
rzecznika prasowego.
Barbara du Chateau, rzecznik lubelskiego sądu, tłumaczy, że areszt uchylono, bo
nie było innego wyjścia. Były bowiem wątpliwości, czy sprawca działał umyślnie,
czy też nie. Przyznaje, że podejmując decyzję sąd nie oglądał nagrania z
monitoringu, bo nie wiedział, że takowe istnieje. Sąd nie wiedział też, że
Piotrek nie żyje już od pięciu dni, bo nie został o tym powiadomiony przez
prokuraturę.
Oskarżenia, że sąd jest odpowiedzialny za gwałt, pani rzecznik nazywa
demagogią, tłumacząc barwnie, że sąd nie jest Duchem Świętym, by przewidzieć,
co kto zrobi.
Zgwałcona sama ściga winnych ohydnej zbrodni
Gwałciciele bezpośrednio po gwałcie proponowali Eli za milczenie 5 tys. zł. Gdy
odmówiła, zaczęli ją straszyć.
- Policja ci nie pomoże, a my zrobimy wszystko, by cię dorwać - mówili. Nie
przestraszyła się, złożyła zawiadomienie o przestępstwie. Mijały miesiące, a
efektów śledztwa nie było widać.
Półtora miesiąca trwało zanim z twarzy zniknęły siniaki i opuchlizna. Dopiero
po pół roku odważyła się wyjść z domu. Uczyła się normalnie żyć. Spokój prysł
13 lipca, gdy w kawiarni zobaczyła jednego z gwałcicieli. Wezwała policję, ale
on jednak zdążył wyjść. - Dziesięć miesięcy minęło, a oni go nie zatrzymali -
nie mogła uwierzyć.
Wtedy postanowiła, że weźmie sprawy w swoje ręce. Zaledwie w kilka godzin z
pomocą znajomych ustaliła adres gwałciciela i podała go policji. Sama ruszyła
na jego poszukiwania. W trzy godziny dowiedziała się, że siedzi w kawiarence na
lubelskim deptaku. Znów wezwała policję.
Wtedy też postanowiła, że odnajdzie pozostałych gwałcicieli. W kilka godzin
znała nazwisko kolejnego - Marcina O. Ostatniego z przestępców, ale
najważniejszego, który zainicjował gwałt, znała wcześniej.

artykuł pochodzi z Super Expressu
Copyright Media Express




Temat: doktor R
doktor R
Znany przemyski lekarz skazany za wielokrotne łapówkarstwo od trzech
lat unika odsiadki. Pomagają mu w tym opinie wydawane przez kolegów
po fachu

Krzysztof R. był ordynatorem ortopedii w Szpitalu Wojewódzkim w
Przemyślu. Od łapówki uzależniał przyjęcie na oddział czy wykonanie
operacji wszczepienia endoprotezy biodra. Niezamożnym chorym radził,
by wzięli kredyt.

Prokuratura udowodniła mu wymuszenie prawie 250 tys. zł od 113
pacjentów.

W maju 2007 r. sąd prawomocnie skazał go na cztery lata więzienia,
przepadek przyjętych korzyści majątkowych, 60 tys. zł grzywny i
pięcioletni zakaz pełnienia funkcji kierowniczych w służbie zdrowia.
Surowość kary uzasadniał „niskimi pobudkami oskarżonego,
bezwzględnością w działaniu i brakiem skrupułów oraz długotrwałością
uprawianego procederu”.

Choć od wyroku minęły prawie trzy lata, Krzysztof R. nawet nie
zaczął odbywać kary. Jak to możliwe? Sąd Rejonowy w Przemyślu
dwukrotnie ją odraczał z powodu złego stanu zdrowia R., a dokładnie
urazu kolana i migotania przedsionków serca. W czerwcu 2009 r., na
podstawie opinii biegłych z Lublina – m.in. kardiologa i
neurochirurga – w ogóle zawiesił wykonanie kary do czasu poprawy
stanu zdrowia skazanego.

Mimo chorób Krzysztof R. do dziś prowadzi prywatny gabinet lekarski
w Przemyślu
Jednocześnie R. wystąpił z wnioskiem o ułaskawienie przez prezydenta
RP i zniesienie zakazu opuszczania kraju. Twierdził, że chce za
granicą zoperować sobie kolano.

Choroby nie przeszkadzały mu jednak pracować. R. do dziś prowadzi
prywatny gabinet w Przemyślu. Do niedawna przyjmował też w poradni
urazowo-ortopedycznej szpitala w Lubaczowie. – Od 1 stycznia tego
roku dr Krzysztof R. już u nas nie pracuje. Sam zrezygnował, nie
podał powodów – mówi „Rz” Stanisław Bury, dyrektor lubaczowskiego
szpitala.

Jak ustaliła „Rz”, grunt zaczął się palić R. pod nogami pół roku
temu, gdy sprawą po doniesieniu mieszkańców Podkarpacia
zainteresowała się Julia Pitera, minister ds. walki z korupcją. Na
jej wniosek minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski zlecił
lustrację akt. Sąd uznał wówczas, że skazanego powinni zbadać biegli
z Zakładu Medycyny Sądowej Collegium Medicum UJ.

– Stwierdzili, że stan zdrowia R. nie wymaga zabiegu chirurgicznego,
a zabieg ortopedyczny, jakiemu miał się poddać skazany, nie jest
zabiegiem ratującym życie. Problemy kardiologiczne są przesłanką do
wskazania, aby odbywał on karę więzienia w zakładzie z oddziałem
szpitalnym – mówi „Rz” Andrzej Kowalczyk, prezes Sądu Rejonowego w
Przemyślu.

Konkluzja biegłych jest jednoznaczna: skazany nie cierpi na choroby
uniemożliwiające odbywanie kary.

– Nie komentuję opinii biegłych, bo jej nie czytałem – ucina mec.
Krzysztof Wiśniewski, pełnomocnik R. – Ale jak można wsadzać
człowieka chorego, przed siedemdziesiątką, do więzienia!

O wyroku z 2007 r. mówi „problematyczny”: – W identycznej sprawie
media traktują dr. Mirosława G. jak bohatera, a na mojego klienta
jest nagonka.

27 stycznia przemyski sąd odbędzie posiedzenie w sprawie
zawieszonego postępowania wobec Krzysztofa R. – Nie wiem, czy
zostanie wydany nakaz doprowadzenia skazanego. Decyzję można
zaskarżyć – zaznacza prezes Kowalczyk.

– Według mnie należałoby wyjaśnić jeszcze jedną kwestię: dlaczego
biegli z Lublina wydawali opinie na temat stanu zdrowia skazanego,
które tyle lat skutecznie pomagały mu uniknąć kary – mówi minister
Pitera.

Rzeczpospolita




Temat: PIS w drodze do Sejmu....zaprasza
Re: Listy PiS bez niespodzianek IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl

Przeczytaj komentowany artykuł »
Gość: bolek 20.07.2005 18:08 + odpowiedz

Kandydaci PiS wniosą do parlamentu nową jakość, która zmieni jego obraz i
umocni polską demokrację – zapowiadał w poniedziałek Jarosław Kaczyński
przedstawiając liderów list wyborczych swojej partii.
Na pierwszym miejscu we Wrocławiu jest K. M. Ujazdowski, który ma oficjalnie
wariackie papiery. Gdy po studiach decydowała się jego wojskowa kariera,
Rejonowa Wojskowa Komisja Lekarska napisała mu w papierach: psychoza reaktywna
to choroba na tyle poważna, że osoba nią dotknięta nie figuruje nawet w
zasobach wojska. Czy wyrobił sobie „żółte papiery”, żeby po studiach nie pójść
na roczne przeszkolenie wojskowe, któremu podlegają wszyscy zdrowi absolwenci
wyższych uczelni. A przecież był już rok 1989, Ojczyzna odzyskiwała wolność,
wojsko łaknęło nieskażonych komuną patriotów. Kazimierz Ujazdowski, dzisiejszy
wicemarszałek Sejmu, orędownik silnej armii, skory do pouczeń w sprawach
miłości Ojczyzny, odmówił Ojczyźnie, która wzywała go na przeszkolenie
wojskowe. Zasłonił się „żółtymi papierami”. To go kompletnie dyskwalifikuje
jako polityka i patriotę
Na pierwszym miejscu w Elblągu wystawiono szefa tamtejszej struktury PiS
Leonarda Krasulskiego. W 2004 r. wydział grodzki Sądu Rejonowego w Elblągu
skazał Krasulskiego za jazdę po kielichu. .
– To mają być ludzie, którzy potrafią się dobrze prezentować, także w swoim
życiu osobistym i lokalnym. Bez skandali, bez jeżdżenia po pijanemu, bez
przestępstw, bez nadużyć i chamstwa – zachwalał kandydatów Kaczyński. Okazuje
się, że PiS mierzy ludzi własną miarą. Prawomocny wyrok sądu za pijaństwo nie
ma wpływu na to, że kandydat –ęw oczach szefów swojej partii –ę„dobrze się
prezentuje”. Niewykluczone jednak, że po ujawnieniu przez media przeszłości
Krasulskiego straci on miejsce na listach PiS.
Nie tylko Leonard Krasulski, lider elbląskiej listy kandydatów PiS do Sejmu, ma
kłopoty z prawem.
• Mariusz Deckert, członek Rady Politycznej PiS i dyrektor kancelarii
prezydenta Lublina, jest oskarżony o próbę przekupienia radnego Ligi Polskich
Rodzin.Prokuratura skierowała akt oskarżenia do sądu. Sprawa jest w toku.
• Ok. 38 mln zł zawieruszyło się w śródmiejskim Zakładzie Gospodarowania
Nieruchomościami w Warszawie, a jego dyrektor Krzysztof Gerbszt, działacz PiS z
Mazur, zniknął.
Do budżetu dzielnicy – m.in. z rezerwy inwestycyjnej i nadwyżki budżetowej –
miało trafić dokładnie 59,8 mln zł. Do końca kwietnia na konto dzielnicy
wpłynęło niecałe 22 mln zł. Do dziś brakuje reszty. O defraudację podejrzany
jest Gerbszt.
• Marek Ast, lubuski wiceprezes PiS, wstawiał się za chłopakiem oskarżonym o
pobicie. Poręczył również za policjanta, który pod wpływem alkoholu spowodował
wypadek. Pół roku później trafił do aresztu, gdzie spędził cztery miesiące. W
zwolnieniu z aresztu pomogło mu poręczenie Asta.
• Jacek Ciechanowski, pełnomocnik PiS w okręgu pilskim, jest oskarżony o
wyłudzenie kilkuset mln starych złotych. Sprawa trafiła do sądu w 1994 r. Pięć
lat później Sąd Okręgowy w Poznaniu skazał go na dwa lata pozbawienia wolności
w zawieszeniu na pięć lat. Wiosną 2000 r. Sąd Apelacyjny podtrzymał wyrok



Temat: Listy PiS bez niespodzianek
Kandydaci PiS wniosą do parlamentu nową jakość, która zmieni jego obraz i
umocni polską demokrację – zapowiadał w poniedziałek Jarosław Kaczyński
przedstawiając liderów list wyborczych swojej partii.
Na pierwszym miejscu we Wrocławiu jest K. M. Ujazdowski, który ma oficjalnie
wariackie papiery. Gdy po studiach decydowała się jego wojskowa kariera,
Rejonowa Wojskowa Komisja Lekarska napisała mu w papierach: psychoza reaktywna
to choroba na tyle poważna, że osoba nią dotknięta nie figuruje nawet w
zasobach wojska. Czy wyrobił sobie „żółte papiery”, żeby po studiach nie pójść
na roczne przeszkolenie wojskowe, któremu podlegają wszyscy zdrowi absolwenci
wyższych uczelni. A przecież był już rok 1989, Ojczyzna odzyskiwała wolność,
wojsko łaknęło nieskażonych komuną patriotów. Kazimierz Ujazdowski, dzisiejszy
wicemarszałek Sejmu, orędownik silnej armii, skory do pouczeń w sprawach
miłości Ojczyzny, odmówił Ojczyźnie, która wzywała go na przeszkolenie
wojskowe. Zasłonił się „żółtymi papierami”. To go kompletnie dyskwalifikuje
jako polityka i patriotę
Na pierwszym miejscu w Elblągu wystawiono szefa tamtejszej struktury PiS
Leonarda Krasulskiego. W 2004 r. wydział grodzki Sądu Rejonowego w Elblągu
skazał Krasulskiego za jazdę po kielichu. .
– To mają być ludzie, którzy potrafią się dobrze prezentować, także w swoim
życiu osobistym i lokalnym. Bez skandali, bez jeżdżenia po pijanemu, bez
przestępstw, bez nadużyć i chamstwa – zachwalał kandydatów Kaczyński. Okazuje
się, że PiS mierzy ludzi własną miarą. Prawomocny wyrok sądu za pijaństwo nie
ma wpływu na to, że kandydat –ęw oczach szefów swojej partii –ę„dobrze się
prezentuje”. Niewykluczone jednak, że po ujawnieniu przez media przeszłości
Krasulskiego straci on miejsce na listach PiS.
Nie tylko Leonard Krasulski, lider elbląskiej listy kandydatów PiS do Sejmu, ma
kłopoty z prawem.
• Mariusz Deckert, członek Rady Politycznej PiS i dyrektor kancelarii
prezydenta Lublina, jest oskarżony o próbę przekupienia radnego Ligi Polskich
Rodzin.Prokuratura skierowała akt oskarżenia do sądu. Sprawa jest w toku.
• Ok. 38 mln zł zawieruszyło się w śródmiejskim Zakładzie Gospodarowania
Nieruchomościami w Warszawie, a jego dyrektor Krzysztof Gerbszt, działacz PiS z
Mazur, zniknął.
Do budżetu dzielnicy – m.in. z rezerwy inwestycyjnej i nadwyżki budżetowej –
miało trafić dokładnie 59,8 mln zł. Do końca kwietnia na konto dzielnicy
wpłynęło niecałe 22 mln zł. Do dziś brakuje reszty. O defraudację podejrzany
jest Gerbszt.
• Marek Ast, lubuski wiceprezes PiS, wstawiał się za chłopakiem oskarżonym o
pobicie. Poręczył również za policjanta, który pod wpływem alkoholu spowodował
wypadek. Pół roku później trafił do aresztu, gdzie spędził cztery miesiące. W
zwolnieniu z aresztu pomogło mu poręczenie Asta.
• Jacek Ciechanowski, pełnomocnik PiS w okręgu pilskim, jest oskarżony o
wyłudzenie kilkuset mln starych złotych. Sprawa trafiła do sądu w 1994 r. Pięć
lat później Sąd Okręgowy w Poznaniu skazał go na dwa lata pozbawienia wolności
w zawieszeniu na pięć lat. Wiosną 2000 r. Sąd Apelacyjny podtrzymał wyrok.




Temat: Lider elbląskiej listy PiS ma wyrok za jazdę po...
PiS MIERZY LUDZI WŁASNĄ MIARĄ
Kandydaci PiS wniosą do parlamentu nową jakość, która zmieni jego obraz i
umocni polską demokrację – zapowiadał w poniedziałek Jarosław Kaczyński
przedstawiając liderów list wyborczych swojej partii.
Na pierwszym miejscu we Wrocławiu jest K. M. Ujazdowski, który ma oficjalnie
wariackie papiery. Gdy po studiach decydowała się jego wojskowa kariera,
Rejonowa Wojskowa Komisja Lekarska napisała mu w papierach: psychoza reaktywna
to choroba na tyle poważna, że osoba nią dotknięta nie figuruje nawet w
zasobach wojska. Czy wyrobił sobie „żółte papiery”, żeby po studiach nie pójść
na roczne przeszkolenie wojskowe, któremu podlegają wszyscy zdrowi absolwenci
wyższych uczelni. A przecież był już rok 1989, Ojczyzna odzyskiwała wolność,
wojsko łaknęło nieskażonych komuną patriotów. Kazimierz Ujazdowski, dzisiejszy
wicemarszałek Sejmu, orędownik silnej armii, skory do pouczeń w sprawach
miłości Ojczyzny, odmówił Ojczyźnie, która wzywała go na przeszkolenie
wojskowe. Zasłonił się „żółtymi papierami”. To go kompletnie dyskwalifikuje
jako polityka i patriotę
Na pierwszym miejscu w Elblągu wystawiono szefa tamtejszej struktury PiS
Leonarda Krasulskiego. W 2004 r. wydział grodzki Sądu Rejonowego w Elblągu
skazał Krasulskiego za jazdę po kielichu. .
– To mają być ludzie, którzy potrafią się dobrze prezentować, także w swoim
życiu osobistym i lokalnym. Bez skandali, bez jeżdżenia po pijanemu, bez
przestępstw, bez nadużyć i chamstwa – zachwalał kandydatów Kaczyński. Okazuje
się, że PiS mierzy ludzi własną miarą. Prawomocny wyrok sądu za pijaństwo nie
ma wpływu na to, że kandydat –ęw oczach szefów swojej partii –ę„dobrze się
prezentuje”. Niewykluczone jednak, że po ujawnieniu przez media przeszłości
Krasulskiego straci on miejsce na listach PiS.
Nie tylko Leonard Krasulski, lider elbląskiej listy kandydatów PiS do Sejmu, ma
kłopoty z prawem.
• Mariusz Deckert, członek Rady Politycznej PiS i dyrektor kancelarii
prezydenta Lublina, jest oskarżony o próbę przekupienia radnego Ligi Polskich
Rodzin.Prokuratura skierowała akt oskarżenia do sądu. Sprawa jest w toku.
• Ok. 38 mln zł zawieruszyło się w śródmiejskim Zakładzie Gospodarowania
Nieruchomościami w Warszawie, a jego dyrektor Krzysztof Gerbszt, działacz PiS z
Mazur, zniknął.
Do budżetu dzielnicy – m.in. z rezerwy inwestycyjnej i nadwyżki budżetowej –
miało trafić dokładnie 59,8 mln zł. Do końca kwietnia na konto dzielnicy
wpłynęło niecałe 22 mln zł. Do dziś brakuje reszty. O defraudację podejrzany
jest Gerbszt.
• Marek Ast, lubuski wiceprezes PiS, wstawiał się za chłopakiem oskarżonym o
pobicie. Poręczył również za policjanta, który pod wpływem alkoholu spowodował
wypadek. Pół roku później trafił do aresztu, gdzie spędził cztery miesiące. W
zwolnieniu z aresztu pomogło mu poręczenie Asta.
• Jacek Ciechanowski, pełnomocnik PiS w okręgu pilskim, jest oskarżony o
wyłudzenie kilkuset mln starych złotych. Sprawa trafiła do sądu w 1994 r. Pięć
lat później Sąd Okręgowy w Poznaniu skazał go na dwa lata pozbawienia wolności
w zawieszeniu na pięć lat. Wiosną 2000 r. Sąd Apelacyjny podtrzymał wyrok.




Temat: Śmierć dziecka-karetka odmawia pomocy?!?!?!
Pijany anestezjolog do więzienia
Anestezjolog ze szpitala w Rykach, który pijany znieczulając do cesarskiego
cięcia, doprowadził pacjentkę do śmierci klinicznej, został wczoraj skazany na
półtora roku więzienia. Orzeczono wobec niego również zakaz wykonywania zawodu
lekarza przez pięć lat. W uzasadnieniu wyroku Sąd Rejonowy w Puławach podał, że
ta kara ma być przestrogą dla lekarzy.
26 sierpnia 1996 roku w sali operacyjnej szpitala w Rykach wykonywano zabieg
cesarskiego cięcia. Anestezjolog Dariusz B. wszedł na salę ostatni, już z
założoną maską. Lekarzowi nie udały się dwie próby wprowadzenia do tchawicy
pacjentki rurki intubacyjnej z mieszanką usypiającą. Jego koledzy się zdziwili,
bo zawsze tę czynność wykonywał bezbłędnie. Anestezjolog wykonał trzecią próbę,
po czym stwierdził, że wszystko jest już w porządku, więc można przystąpić do
zabiegu. Lekarze wydobyli zdrowe dziecko. Stan kobiety zaczął się jednak szybko
pogarszać, ustało bicie serca, pielęgniarka nie wyczuwała tętna. Lekarz
prowadzący operację zauważył, że jelita i żołądek pacjentki wypełniają się
powietrzem. Rurka intubacyjna musiała więc zostać włożona do przełyku zamiast
do tchawicy. Wtedy koledzy Dariusza B., patrząc na jego zachowanie, zaczęli
podejrzewać, że anestezjolog jest pijany. Za czwartym razem anestezjologowi
udało się, przy pomocy specjalnego przyrządu, prawidłowo wykonać intubację.
Kobietę poddano reanimacji, a potem przewieziono na oddział intensywnej terapii
szpitala kolejowego w Lublinie. Godzinę po operacji anestezjolog miał we krwi
2,7 promila alkoholu. Policjantom powiedział, że przed zabiegiem wypił 200
gramów wódki. Potem tę wersję kilkakrotnie zmieniał. W prokuraturze mówił, że
pił tylko po cesarskim cięciu, przed sądem przyznał się do wypicia drinka przed
zabiegiem i sporej ilości ginu, gdy wyszedł z sali operacyjnej.
Według Sądu Rejonowego w Puławach anestezjolog był podczas zabiegu nietrzeźwy.
Nie można tylko ustalić w jakim stopniu. Biegli wyliczyli, że musiał mieć od
0,6 do 1,4 promila alkoholu we krwi. Przez to, że był pijany nie zorientował
się, że niewłaściwie wykonał intubację. Lekarz został uznany winnym narażenia
na niebezpieczeństwo utraty życia dwóch osób: matki i dziecka. Sąd nie znalazł
podstaw, żeby wymierzoną mu karę półtora roku pozbawienia wolności zawiesić. Ma
ona być przestrogą dla środowiska lekarskiego. - Należy uzmysłowić lekarzom, że
takie zachowanie nie może być bezkarne - uzasadniał wyrok przewodniczący składu
orzekającego sędzia Jacek Janiszek. Sąd zwrócił również uwagę na ?degradację
służby zdrowia? w szpitalu w Rykach. Dariusz B. był w tej placówce ukarany
upomnieniem i naganą, zwolniono go dyscyplinarnie za pijaństwo, potem jednak
znowu go tam przyjęto. Po aferze z cesarskim cięciem został ponownie zwolniony,
po czym przyjęto go do pracy w ryckim pogotowiu. Wyrok nie jest prawomocny.
(ER)



Temat: Pijany lekarz pogotowia nie był w stanie pomóc ...
????????........
kitek1 napisał:

> niech narod zdycha sam:)

"
Pijany anestezjolog do więzienia
Anestezjolog ze szpitala w Rykach, który pijany znieczulając do cesarskiego
cięcia, doprowadził pacjentkę do śmierci klinicznej, został wczoraj skazany na
półtora roku więzienia. Orzeczono wobec niego również zakaz wykonywania zawodu
lekarza przez pięć lat. W uzasadnieniu wyroku Sąd Rejonowy w Puławach podał, że
ta kara ma być przestrogą dla lekarzy.
26 sierpnia 1996 roku w sali operacyjnej szpitala w Rykach wykonywano zabieg
cesarskiego cięcia. Anestezjolog Dariusz B. wszedł na salę ostatni, już z
założoną maską. Lekarzowi nie udały się dwie próby wprowadzenia do tchawicy
pacjentki rurki intubacyjnej z mieszanką usypiającą. Jego koledzy się zdziwili,
bo zawsze tę czynność wykonywał bezbłędnie. Anestezjolog wykonał trzecią próbę,
po czym stwierdził, że wszystko jest już w porządku, więc można przystąpić do
zabiegu. Lekarze wydobyli zdrowe dziecko. Stan kobiety zaczął się jednak szybko
pogarszać, ustało bicie serca, pielęgniarka nie wyczuwała tętna. Lekarz
prowadzący operację zauważył, że jelita i żołądek pacjentki wypełniają się
powietrzem. Rurka intubacyjna musiała więc zostać włożona do przełyku zamiast
do tchawicy. Wtedy koledzy Dariusza B., patrząc na jego zachowanie, zaczęli
podejrzewać, że anestezjolog jest pijany. Za czwartym razem anestezjologowi
udało się, przy pomocy specjalnego przyrządu, prawidłowo wykonać intubację.
Kobietę poddano reanimacji, a potem przewieziono na oddział intensywnej terapii
szpitala kolejowego w Lublinie. Godzinę po operacji anestezjolog miał we krwi
2,7 promila alkoholu. Policjantom powiedział, że przed zabiegiem wypił 200
gramów wódki. Potem tę wersję kilkakrotnie zmieniał. W prokuraturze mówił, że
pił tylko po cesarskim cięciu, przed sądem przyznał się do wypicia drinka przed
zabiegiem i sporej ilości ginu, gdy wyszedł z sali operacyjnej.
Według Sądu Rejonowego w Puławach anestezjolog był podczas zabiegu nietrzeźwy.
Nie można tylko ustalić w jakim stopniu. Biegli wyliczyli, że musiał mieć od
0,6 do 1,4 promila alkoholu we krwi. Przez to, że był pijany nie zorientował
się, że niewłaściwie wykonał intubację. Lekarz został uznany winnym narażenia
na niebezpieczeństwo utraty życia dwóch osób: matki i dziecka. Sąd nie znalazł
podstaw, żeby wymierzoną mu karę półtora roku pozbawienia wolności zawiesić. Ma
ona być przestrogą dla środowiska lekarskiego. - Należy uzmysłowić lekarzom, że
takie zachowanie nie może być bezkarne - uzasadniał wyrok przewodniczący składu
orzekającego sędzia Jacek Janiszek. Sąd zwrócił również uwagę na ?degradację
służby zdrowia? w szpitalu w Rykach. Dariusz B. był w tej placówce ukarany
upomnieniem i naganą, zwolniono go dyscyplinarnie za pijaństwo, potem jednak
znowu go tam przyjęto. Po aferze z cesarskim cięciem został ponownie zwolniony,
po czym przyjęto go do pracy w ryckim pogotowiu. Wyrok nie jest prawomocny.
(ER) "

radca



Temat: Wolińska dla "Guardiana": Uczyniono ze mnie koz...
inne kożły ofiarne
Helena Wolińska [Fajga Mindla Danielak lub Fajga Mindlak-Danielak] – urodzona 28
lutego 1919 w Warszawie, prokurator oskarżająca w procesach politycznych okresu
stalinizmu w Polsce, m.in. w sprawie gen.Augusta Emila Fieldorfa – Nila, przed
wojną rozpoczęła studia na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego które
ukończyła w 1948 roku [wykształciuch]
pierwszy mąż – Franciszek Jóźwiak – Witold – członek Biura Politycznego KC PPR /
PZPR [1948-1956], komendant główny Milicji Obywatelskiej [1944-1949] i
równolegle wiceminister bezpieczeństwa publicznego [MBP, od 1945], prezes
Naczelnej Izby Kontroli [1949-1952], minister kontroli państwowej [1952-1955] i
wicepremier (1955-1956] oraz członek Rady Państwa
drugi mąż – Włodzimierz Brus [Beniamin Zylberberg, urodzony 23 sierpnia 1921
roku w Płocku, zmarł 31 sierpnia 2007roku w Oksfordzie] profesor ekonomi,
profesor SGPiS i Uniwersytetu Warszawskiego [od 1954], członek PZPR [do 1967,
wystąpił po usunięciu Leszka Kołakowskiego], w 1968 wyjechał z kraju, wykładowca
Oksfordu
inni jeszcze żyjący
Marcel Reich-Ranicki – urodzony 2 czerwca 1920 we Włocławku, obecnie niemiecki
krytyk literacki polsko-żydowskiego pochodzenia, urodzony jako Marcel Reich, w
1945 kierownik grupy operacyjnej WUBP w Katowicach, w latach 1948-1949 rezydent
wywiadu UB na stanowisku konsula w Londynie [pod nazwiskiem Ranicki], pod koniec
lat 50 opuścił Polskę
Julian Konar [Julian Jakub Kohn] – urodzony 28 września 1920, funkcjonariusz
aparatu bezpieczeństwa Polski Ludowej, wicedyrektor Departamentu I MBP
[01.02.1950-01.01.1952 i 20.10.1953-31.12.1954], wicedyrektor Departamentu I
Komitetu do spraw Bezpieczeństwa Publicznego [01.01.1955-27.111956]], pułkownik LWP
Henryk Palka – urodzony 3 grudnia 1908, dyrektor Biura "W" Komitetu ds.
Bezpieczeństwa Publicznego, komendant ośrodka szkoleniowego MBP [od września
1956], pierwszy kierownik Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w
Lublinie [od sierpnia 1944]
Jan Ptasiński – urodzony 21 kwietnia 1921, pułkownik UB, wiceminister MBP [do
09.12.1954], z-ca przewodniczącego Komitetu ds. Bezpieczeństwa Publicznego przy
Radzie Ministrów, zastępca komendanta głównego MO [1956-1960], bliski
współpracownik Władysława Gomułki i jednym z przywódców frakcji Mieczysława
Moczara w PZPR
Stefan Michnik – urodzony 28 września 1929 w Drohobyczu, polski prawnik i
wojskowy w stopniu porucznika, sędzia wojskowy, adwokat, w latach 1951-1956
sędzia w Wojskowym Sądzie Rejonowym w Warszawie, gdzie był przewodniczącym
składów sędziowskich orzekających często karę śmierci na żołnierzach podziemia
antykomunistycznego, wywodzących się z dawnych oddziałów AK, BCh i NSZ
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alternate.pev.pl



  • Strona 3 z 3 • Znaleziono 103 wyników • 1, 2, 3